"O życiu zakonnym, Towarzystwie, wychodźstwie i Założycielu" - wybór i opr. ks. Bogusław Kozioł TChr
|
„Założyciel wołał do nas: «Kochajcie to wasze Towarzystwo!
Jego dobro niech będzie waszą ambicją.
Pomyślność jego waszą radością.
Należenie do niego waszym szczęściem.
Realizacja jego zadań niech będzie waszą potrzebą i dumą».
Wkoło nas to Towarzystwo, które nas jako swych najlepszych synów wita i do serca tuli.
Matka - Towarzystwo z ufnością i miłością spogląda na nas.
Zda się mówić: «in manus vestras» [w ręce wasze].
Z ufnością myśli swoje niby sokoły wychodźstwo polskie wysyła ku temu Towarzystwu.
Tam daleko miliony dusz, dla których nasza praca ma stać się zbawieniem”.
Źródło: Archiwum Postulatora,
Acta P. Ignatii Posadzy SChr. Konferencje.
Vol. XII - Varia, cz. 1, s. 75-85
Prócz Niemców i Włochów, żaden naród w Europie nie ma tylu obywateli poza granicami swego Państwa, co naród polski. Nie ma prawie zakątka ziemi, gdzie by nie było Polaków.
Po pierwszej wojnie światowej Polska, po odzyskaniu niepodległości, opiekowała się swymi wychodźcami jak mogła. Posyłała im nauczycieli i instruktorów. Niestety, to co najważniejsze, poszło w zapomnienie. Zaniedbana była opieka duszpasterska nad polskim emigrantem. Wśród wychodźstwa polskiego odczuwało się coraz większy brak opieki duszpasterskiej. Coraz częściej docierało do kraju ze wszystkich stron wołanie: „Dajcie nam polskich duszpasterzy!”.
Braki były naprawdę wielkie. We Francji na 20.000 Polaków, przypadał jeden polski ksiądz. W Argentynie w prowincji Cordoba, Santa Fe kilkadziesiąt tysięcy Polaków żyło bez kapłana. W Brazylii były osoby polskie, które od 40 lat nie widziały kapłana polskiego i wskutek tego nie przystępowały do Sakramentów św. Tam też prawie 50% Polaków umierało bez zaopatrzenia na drogę wieczności.
J. Em. August Kardynał Hlond, Prymas Polski, zostawszy z ramienia Stolicy Apostolskiej oficjalnym opiekunem wychodźstwa polskiego, uświadomił sobie całą grozę położenia Polaków zagranicą pod względem duszpasterskim. Zrozumiał on również, że sprawa duszpasterstwa na wychodźstwie, winna stać się jego największą troską.
Kapłan polski zagranicą był dotychczas tylko dziełem przypadku. Szedł on w daleki świat bez specjalnego do tej nowej pracy przygotowania. Szedł dokąd chciał, nie orientując się nawet, gdzie go najwięcej potrzeba i gdzie dusze szczególnie zagrożone. Rzecz naturalna, że taka doraźna i przypadkowa pomoc nie prowadziła do celu.
Ks. Prymas rozumie, że polskie duszpasterstwo zagranicą wkroczyć winno na inne tory. Obmyśla przeto plan stałego i systematycznego zasilania szczupłych i niedostatecznych jego szeregów. W tym celu zamierza powołać do życia osobne Seminarium Duchowne, kształcące kapłanów dla Polaków zagranicą. W roku 1928 z okazji swego pobytu w Rzymie, zwierza się ze swego zamiaru Ojcu św. Piusowi XI, który go pochwala i aprobuje. Niedługo potem otwiera się w Seminarium Duchownym w Gnieźnie pierwszy kurs dla kandydatów na duszpasterzy zagranicznych.
Nie zadawala to jednak Ks. Prymasa. Zdaje on sobie sprawę z tego, że zagranicą kapłan zakonny daleko lepiej sprostać potrafi swemu zadaniu, aniżeli kapłan świecki. Kapłan - zakonny znajduje bowiem w swym zgromadzeniu mocne oparcie. W zgromadzeniu znajdzie on w każdej chwili jak najszczersze przyjęcie, czy to na wypadek choroby, czy w razie wyczerpania sił, lub w starości. Kapłan zakonny wreszcie z większym poświeceniem może oddać się swej pracy bez ciągłej troski o jutro.
Te i inne racje przemawiają żywo do duszy Protektora Polaków na wychodźstwie. Toteż już w następnym roku dzieli się on z Ojcem św. myślą stworzenia osobnego zgromadzenia duszpasterstwa zagranicznego. Dodaje jednak, że z lękiem myśli o odpowiedzialności, jaką bierze na siebie, powołując do życia nowe zgromadzenie. Myśl założenia nowego zgromadzenia Ojciec chrześcijaństwa wita z ojcowską radością. Dodaje przy tym od siebie, że takie zgromadzenie może się stać wzorem dla innych narodów, które kwestii duszpasterstwa wśród swoich rodaków jeszcze ostatecznie nie uregulowały. Prymas Polski nie spieszy się jednak z założeniem nowego zgromadzenia zakonnego. Przypomina sobie bowiem słowa św. Jana Bosko: „Nie wolno tworzyć nowego zgromadzenia bez wyraźnego znaku z nieba”. A takiego znaku dotychczas nie było.
Będąc w maju 1931 r[oku] przyjętym na audiencji u Papieża zwierzył mu się z tych wątpliwości. Wówczas to Papież wyrzekł do niego te słowa: „A jeśli Papież rozkaże, czy będzie to wyraźny znak z nieba?”. „Proszę Waszej Świątobliwości, w tej chwili rozumiem wszystko. To znak z nieba! To wola Boża!”.
Wobec tak widocznej woli Bożej Prymas Polski przystępuje do tworzenia nowego zgromadzenia zakonnego, które otrzymało z czasem nazwę kanoniczną, nadaną mu osobiście przez Piusa XI: „Societas Christi pro Emigrantibus” [Towarzystwo Chrystusowe dla Wychodźców].
Cel tego zgromadzenia sprecyzował Ks. Prymas w Ustawach, które osobiście dla niego napisał, w następujący sposób: „Zewnętrznym zadaniem Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców jest apostolstwo na rzecz rodaków za granicami Państwa, a więc przede wszystkim wszelka działalność duszpasterska i religijna wśród nich a, w miarę potrzeby i możliwości, także społeczna i kulturalna opieka nad nimi” (§ 2 Ustaw).
Zadanie to ma być głównym i jedynym zajęciem kapłanów tegoż zgromadzenia. „Aby się nie sprzeniewierzać posłannictwu, do którego Opatrzność głosem Ojca św. Piusa XI powołała nowe Towarzystwo, bez wyraźnego zlecenia Stolicy Apostolskiej, nie będzie się ono podejmowało żadnych innych zadań, a natomiast skieruje wszelkie energie i wysiłki ku misji wychodźczej, którą członkowie będą pojmowali jako swoje szczytne powołanie oraz jako drogę swego uświęcenia i zbawienia wiecznego” (§ 4 Ustaw).
Na gorący apel Prymasa Polski do młodzieży polskiej zgłosił się Florian Berlik, subdiakon Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu oraz 18 maturzystów licealnych, jako kandydaci na kapłanów - misjonarzy wśród wychodźstwa polskiego. Zgłosiło się również 17 młodzieńców w charakterze aspirantów na braci zakonnych nowego zgromadzenia.
Podstawę prawną swego istnienia otrzymało nowe Zgromadzenie dekretem J.Em. Kard. Hlonda z dnia 8 września 1932 roku. Pierwszy dom zgromadzenia mieścił się w Potulicach, powiat Bydgoszcz, na terenie archidiecezji gnieźnieńskiej. W utworzonym tu pierwszym domu zgromadzenia, wprowadzono od razu pełny regulamin zakonny. Wszystkie ważniejsze wskazówki wychowawcze dla tego nowego zgromadzenia, wychodziły od Prymasa Założyciela. W Ustawach nakreślił on duchową jego strukturę: „Członków cechować będzie duch pobożności prostej, szczerej, zdrowej, unikającej osobliwości i dziwactwa, a płynącej z miłości Boga, z dziecięcej ufności do Niego i z całkowitego oddania się Jego sprawie” (§ 63 Ustaw).
„Szczególniejszą uwagę będą zwracać członkowie na: głębokie życie eucharystyczne, na łączenie się z kapłanem odprawiającym Mszę Świętą, na należyte zrozumienie i pielęgnowanie nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa, na głęboką, synowską miłość i cześć do Matki Najświętszej” (§ 64 Ustaw).
Uświadamiając sobie trudną pracę, która czekać miała członków tego zgromadzenia, w szczególniejszy sposób podkreślił on charakterystyczne cechy ducha, który powinien ożywiać jego członków: „Charakterystycznym duchem Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców jest: bezgraniczne ukochanie sprawy Bożej na wychodźstwie, żądza ofiary z siebie i radosne poświęcenie sił, wygód i życia dla dobra tułaczy polskich, bezwarunkowa karność wewnętrzna w duchu wiary” (§ 8 Ustaw).
„Właściwy duch pokory i ofiary, nie pozwala członkom na ubieganie się o urzędy i godności, na palenie tytoniu, zażywanie tabaki i grę w karty” (§ 13 Ustaw). „Towarzystwo nie nakłada swym członkom szczególnych postów i pokut zewnętrznych. Ulubioną i stałą pokutą członków powinna być bezwzględna wierność dla ducha Towarzystwa i nacechowana poświęceniem praca dla jego posłannictwa” (§ 15 Ustaw).
W czasie nowicjatu Ks. Prymas często przyjeżdżał do Potulic, głosząc konferencje zakonne, udzielając rad i wskazówek. Zwyczajnymi i nadzwyczajnymi spowiednikami byli Księża Pallotyni, mający swój nowicjat zakonny w miejscowości Suchary, oddalonej o parę kilometrów od Potulic. Oni też prowadzili miesięczne dni skupienia i pierwsze rekolekcje. Później zapraszano z rekolekcjami najwybitniejszych przedstawicieli różnych zgromadzeń zakonnych w Polsce.
Dnia 15 października 1932 roku przełożony oraz 15 kandydatów do kapłaństwa rozpoczynają nowicjat kanoniczny. Nowicjusze rozpoczęli od razu realizować główne zadania nowicjatu nakreślone Ustawami: „Nowicjusze powinni dokładać starań, by się zaprawić do systematycznego życia wewnętrznego, ćwiczyć się w cnotach, poznać na podstawie Ustaw i wykładów życie, obowiązki i ducha Towarzystwa, pokochać jego posłannictwo i w duchu apostolskim zapragnąć ofiary z siebie dla zbawienia dusz polskich na wychodźstwie” (§ 27 Ustaw).
W dniu 4 listopada tegoż roku młode Towarzystwo uroczystym aktem intronizacyjnym oddaje się w zupełne posiadanie Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Dnia 8 grudnia klerycy nowicjusze przywdziewają zwykłe sutanny po myśli § 17 Ustaw: „Pod względem stroju księża dostosowywać się będą do przepisów diecezjalnych”. Ks. Prymas Założyciel dokonuje osobiście pierwszych obłóczyn zakonnych.
W dniu 19 marca 1933 roku ośmiu braci po ukończonym aspirandacie rozpoczyna swój nowicjat zakonnych. Nie otrzymują oni specjalnego habitu zakonnego. Ustawy przepisują bowiem w tym względzie: „Bracia noszą ciemne ubranie świeckie i mogą używać kołnierzyka kapłańskiego” (§ 17 Ustaw).
Dnia 29 września drugi rocznik kleryków i braci rozpoczyna nowicjat. Dnia 16 października tegoż roku, pierwszy rocznik chrystusowców w liczbie 13 nowicjuszów, składa śluby zakonne. Odbiera je sam Założyciel. Po całorocznej pracy nad sobą wyrzekają się wszystkiego dla chwały Bożej i dla dobra polskiej rzeszy wychodźczej. Powtarzają oni słowa ceremoniału ułożonego przez Ks. Prymasa: „Służbę Chrystusową rozumiemy jako służbę miłości i ofiary. W miłości Boga pragniemy znaleźć uświęcenie naszych dusz grzesznych a w ofiarnej pracy dla wychodźstwa chcemy strawić siły i życie. Wyrzekamy się wszystkiego, co jest dostatkiem, wygodą, szczęściem ziemskim, samowolą, pychą i grzechem. Wsparci łaską Bożą i opieką Matki Najświętszej, chętnie idziemy na trud i poświęcenie, na posłuszeństwo radosne i zupełne, na ofiarę każdą, byle świętą wolę Bożą spełnić, byle w Bożym powołaniu wytrwać, byle się w życiu zakonnym uświęcić a Boskiemu Odkupicielowi jak najwięcej dusz pozyskać”.
Krótko przed złożeniem profesji, nowicjusze wsłuchują się w dalsze słowa ceremoniału: „Padnijcie na kolana! Za wami świat. Przed wami wyżyny świętości i apostolski trud. Nad wami Bóg i Matka Najświętsza. A wokoło was to Towarzystwo, które was jako synów wita i do serca tuli. W jego duchu i wedle Ustaw jego złożycie Najwyższemu święte śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa”.
W tym dniu Ks. Prymas Założyciel mianuje pierwszego Przełożonego Naczelnego Towarzystwa. Pierwsi klerycy profesi, dla braku własnego domu studiów, rozpoczynają swe studia filozoficzne w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Zamieszkują w osobnym domu zakonnym, skąd uczęszczają na wykłady do Seminarium. Dnia 25 marca 1934 roku sześciu braci nowicjuszy składa profesję zakonną.
W tym czasie zawiesił swą czynność z braku kandydatów oraz wyczerpania funduszów pieniężnych tzw. „Instytut Misyjny” założony w Lublinie przez J.E. Ks. Arcybiskupa Roppa. Instytut ten miał na celu przygotowanie misjonarzy dla nawrócenia Wschodu. Wobec tego Stolica Apostolska powierza kontynuowanie zadań „Instytutu Misyjnego” młodemu Towarzystwu. Towarzystwo traktując to zadanie jako cel drugorzędny, poprzestało na razie tylko na specjalnych modlitwach zanoszonych w intencji nawrócenia Wschodu. Później dopiero klerycy, objawiający zamiar poświęcenia się tej misji, zaczęli uczyć się jednego z języków wschodnich. Później też wysłano jednego ze starszych kleryków do Rzymu, na specjalne studia teologii wschodniej.
W tym okresie powstają w Potulicach zakłady graficzne, warsztaty ślusarskie, stolarskie i inne pomniejsze, w których pracują głównie bracia. Zaczyna wychodzić organ Towarzystwa „Głos Seminarium Zagranicznego”. Pismo to staje się także organem kapłanów polskich pracujących na wychodźstwie. Informuje ono również społeczeństwo polskie w kraju i zagranicą o stanie moralnym i religijnym wychodźstwa polskiego w świecie.
Nieco później przystępuje się do wydawania miesięcznika pt. „Msza Święte”. Chodzi o zrealizowanie jednego z zadań Towarzystwa określonego w art. 3 Ustaw: „Poza tym będą członkowie Towarzystwa słowem i piórem szerzyli wszędzie znajomość Mszy Świętej w tym celu, by wierni przejęci znaczeniem i wielkością Najświętszej Ofiary, uczestniczyli w niej możliwie codziennie i z największą korzyścią”. Miesięcznik „Msza Święte” cieszył się wielką popularnością. Toteż niedługo jego nakład miesięczny osiągnął 100.000 egzemplarzy.
W roku 1935 dwaj pierwsi klerycy, po ukończeniu studiów filozoficznych w Gnieźnie, udają się na studia teologii do Rzymu. Odtąd co roku po dwóch kleryków wyjeżdża do Rzymu w tym samym celu. Towarzystwo myśli bowiem o przygotowaniu własnych profesorów dla przyszłego swego seminarium duchownego.
Pod względem powołań Pan Bóg nadal błogosławi młodemu Towarzystwu. Pod koniec trzechlecia, Towarzystwo liczy już 2 kapłanów, 30 kleryków profesów, 10 kleryków nowicjuszy, 28 braci profesów, 25 braci nowicjuszy. Toteż Ojciec św. Pius XI dowiedziawszy się o pięknym rozwoju młodego Towarzystwa, przesyła Towarzystwu następujące błogosławieństwo apostolskie: „Quam dilectus Filius Noster S.R.E. Cardinalis Augustus Hlond Archiepiscopus Gnesnen et Posnanien, ac Poloniae Primas, in Clero suo excitavit Societatem Christi pro emigrantibus paterno corde amplectentes, et de eam relatis spiritualibus fructibus gratulentes, maiores melioresque in dies augurantes, eidem Societati et singulis consortibus Apostolicam Benedictionem impertimus” [Ogarniając sercem ojcowskim Towarzystwo Chrystusowe dla Wychodźców, które umiłowany syn nasz, świętego Kościoła Kardynał, August Hlond, Arcybiskup gnieźnieński i poznański, Prymas Polski, pośród kleru swego do życia powołał i winszując zdobytych już owoców duchownych w nadziei, iż one z dnia na dzień stawać się będą większymi i lepszymi, temuż to Towarzystwu i poszczególnym jego członkom udzielamy Apostolskiego Błogosławieństwa].
Przy zakładach graficznych w Potulicach powstaje osobne wydawnictwo, które ma na celu wzbogacenie względnie ubogiej literatury katolickiej w Polsce i na wychodźstwie. Przystępuje się więc do druku książek, popularyzujących najważniejsze zagadnienia religijne i światopoglądowe.
Drukuje się również książki przeznaczone wyłącznie do celów duszpasterskich jak np. trzytomowe dzieło Ks. Prof. Szukalskiego pt. „Katechezy”, „Katechizm Diecezjalny”, „Nowa Historia Biblijna”, „Śpiewnik Kościelny” oraz książki do nabożeństwa. Prócz „Głosu Seminarium Zagranicznego” oraz „Mszy Świętej”, zaczęto wydawać jeszcze trzecie czasopismo pt. „Cześć Świętych Polskich”, mające na celu rozpowszechnienie kultu świętych polskich w kraju i zagranicą. Wydawnictwo, zakłady graficzne oraz inne warsztaty znalazły pomieszczenie w okazałym budynku, w tym celu specjalnie zbudowanym.
W roku 1937 w Poznaniu, w pobliżu katedry, na gruncie darowanym przez poznańską Kapitułę Metropolitalną, staje stylowy gmach studiów teologicznych. Klerycy Towarzystwa, którzy dotychczas mieszkali i studiowali w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu, zamieszkują teraz we własnym gmachu. Odtąd mogą już bez przeszkód odbywać swoje studia a równocześnie zachowywać swój regulamin zakonny.
Członkowie Towarzystwa starali się także pod względem życia wewnętrznego dotrzymać kroku rozwojowi zewnętrznemu. W kwietniu 1937 roku umiera śp. Józef Miękus, kleryk odbywający swe studia w Rzymie. Jego świątobliwe życie oraz jego śmierć, złożona w ofierze za Towarzystwo i wychodźstwo polskie, „stały się kamieniem węgielnym, na którym śmielej i doskonalej zaczęły się wznosić dalsze zręby młodego Towarzystwa” (Słowa śp. Ks. Dr Aleksandra Żychlińskiego, profesora Seminarium Duchownego w Poznaniu). Książka Anny Zahorskiej pt. „Ofiara Poranna”, opisująca jego życie, znalazła się we wszystkich bibliotekach sodalicyjnych w Polsce i niejedną młodzieńczą duszę zapaliła do większej miłości Bożej.
Potulice ze względu na swe piękne położenie stają się ważnym ośrodkiem rekolekcyjnym dla osób spoza Towarzystwa. Odbywają się tu zbiorowe rekolekcje dla nauczycieli. Zaczęli się tu zjeżdżać coraz liczniej księża świeccy, by odbywać rekolekcje indywidualne. W Potulicach odbywają się także specjalne kursy dla kapłanów i kleryków z zagranicy, zwłaszcza ze Stanów Zjednoczonych.
Młode zgromadzenie zakonne cieszy się coraz większym zaufaniem i życzliwością Episkopatu oraz społeczeństwa polskiego w kraju i zagranicą. Dowodem tej życzliwości jest fakt, że prawie wszyscy biskupi z J.Em. Kardynałem Kakowskim na czele, odwiedzają siedzibę Towarzystwa, składając przy tej sposobności niejednokrotnie wysokie ofiary pieniężne na jego cele. Z wydatną pomocą pieniężną pospieszyły także różne organizacje katolickie, duchowieństwo oraz szerokie warstwy społeczeństwa polskiego.
Nadeszła wreszcie chwila, że Towarzystwo może przystąpić do realizowania swojej misji wychodźczej. W roku 1937 dwaj pierwsi bracia zostają wysłani w charakterze pomocników duszpasterskich do Katolickiej Misji Polskiej w Paryżu. Nieco później dwaj inni bracia wyjeżdżają do pomocy, do Katolickiej Misji Polskiej w Londynie. W następnym zaś roku, pierwszy kapłan i jeden brat Towarzystwa udaje się na pracę duszpasterską wśród Polaków do Estonii, wezwani przez J.E. Ks. Arcybiskupa Profittlicha z Tallina. Później wyjeżdża tam jeszcze jeden kapłan Towarzystwa.
W czerwcu 1939 roku grupa najstarszych kleryków w liczbie 10 otrzymuje święcenia kapłańskie. Liczba kapłanów w Towarzystwie wzrosła więc tym samym do 20, licząc w tym kapłanów, którzy wstąpili do Towarzystwa jako kapłani świeccy lub klerycy seminarium diecezjalnego, a którzy później zostali w Towarzystwie wyświeceni. W dniu 1 września 1939 roku liczba kleryków profesów wynosiła 60, a liczba kleryków nowicjuszy 9. Braci profesów było 80, braci nowicjuszy ponad 40, a braci aspirantów również ponad 40.
Dalsze studia kleryków. Z początkiem wojny Niemcy wypędzili członków częściowo z Potulic, zamienionych na obóz pracy dla Polaków, oraz z innych domów, których już było cztery (Poznań, Puszczykowo, Dolsk). Członkowie zostali rozproszeni i znaleźli się bez dachu nad głową. W roku 1940 przełożeni Towarzystwa zbierają rozproszonych kleryków w Krakowie i umieszczają ich w klasztorze Ojców Kapucynów, gdzie równocześnie odbywają swoje studia. Klerycy wypędzeni stamtąd po niejakim czasie przez Niemców, przenoszą się później do klasztoru Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, uczęszczając na wykłady do Instytutu Teologicznego Księży Salezjanów. W ten sposób w czasie wojny, mimo trudnych warunków, 40 kleryków Towarzystwa dochodzi do kapłaństwa. Zaraz po świeceniach zostali oni przyjęci do pracy duszpasterskiej, głównie w diecezji krakowskiej, tarnowskiej i przemyskiej.
Na terenie Rzeszy. Na ziemiach polskich zajętych przez Niemców, kapłani Towarzystwa pracują jawnie tylko w Bydgoszczy. Inni sprawują duszpasterstwo w ukryciu a mianowicie w rejonie Pyzdr i Ostrowa Wlkp. Poza tym kilku kleryków, którzy zgłosili się dobrowolnie do robót, lub zostali do nich zabrani przymusowo, podtrzymuje ducha wiary wśród rodaków na dalszych terenach Rzeszy. Ten sam cel spełnia również 20 braci Towarzystwa. Jedni jadą do Rzeszy jako ochotnicy, inni wywiezieni tam przymusowo, dają wzruszające przykłady gorliwości apostolskiej.
Nie bacząc na przeszkody ze strony władz obozowych, urządzają oni dla swych towarzyszów pracy wspólne modlitwy poranne i wieczorne, nabożeństwa majowe i październikowe. Zachęcają ich do udziału we Mszy Świętej, dozwolonej dla Polaków raz w miesiącu, wykładają katechizm oraz przygotowują ich do sakramentów świętych.
W miarę przedłużania się wojny coraz głośniej zaczęło dochodzić z Rzeszy bolesne wołanie o kapłanów polskich. Wołanie to w szeregach Towarzystwa nie mogło minąć bez echa. Trudność jednak polegała na tym, że władze niemieckie za żadną cenę nie pozwalały na wyjazd duszpasterzy polskich do Rzeszy.
Pragnąc jednak złożyć ofiarę na rzecz polskich dusz wychodźczych, 4 kapłanów Towarzystwa zgłasza dobrowolnie swą gotowość na wyjazd do Rzeszy. Zmieniając sutanny na bluzy robotnicze, rejestrują się w Urzędzie Pracy i wyjeżdżają na podrobioną kartę rozpoznawczą, świadomi tego, że w razie zdemaskowania grozi im pewna śmierć. Wpływ ich na otoczenie staje się bardzo wielki. Modlitwa, przykład, dobre słowo, oto tajemnica ich powodzenia. By dodać jeszcze swym ludzkim poczynaniom pełni skuteczności, składają Bogu w ukryciu Najświętszą Ofiarę. W ślad za nimi Towarzystwo wysyła do Rzeszy, po gruntownym przeszkoleniu, jeszcze trzech innych kapłanów, nie będących członkami Towarzystwa.
Innym polem pracy Towarzystwa, związanym ściśle z głównym jego zadaniem, to praca duszpasterska w przejściowych obozach dla robotników, wyjeżdżających do Rzeszy. Ludzie w tych obozach tzw. „gułagach” oglądali się za pomocą religijną, lecz o dopuszczeniu kapłanów do obozów przez władze niemieckie, nie można było marzyć.
A może by jednak popróbować? Pod koniec roku 1942 dwóch księży Towarzystwa zjawia się u niemieckiego ministra pracy w Krakowie. Spada na nich potok wyzwisk i obelg pod adresem duchowieństwa polskiego. Świetna argumentacja o potrzebie pracy duszpasterskiej w obozach, przekonywuje ministra. W końcu zgadza się na wszystko. Jeden z tych księży zostaje kapelanem naczelnym a drugi jego zastępcą.
W porozumieniu z biskupami polskimi, wszystkie obozy otrzymują kapelanów i to głównie spośród kapłanów Towarzystwa. Kapelani stają się nie tylko duszpasterzami obozowymi, lecz nadto nawiązują ścisłą łączność z wyjeżdżającymi, wyszukując wśród nich apostołów, którzy mają podtrzymać ducha w swoim otoczeniu. Koło kapelana grupował się zazwyczaj cały sztab pracowników, którzy załatwiali liczną korespondencję z łącznikami w Rzeszy, uskuteczniali wysyłki paczek itd. Nie dziw przeto, że tak szeroko zakrojona działalność wzbudziła podejrzenie Niemców. Kilku kapelanów aresztowano i osadzono w więzieniach i obozach koncentracyjnych.
Inni kapłani Towarzystwa pracujący po parafiach, także nie spuszczają z oka głównego swego zadania. Utrzymują stały kontakt z parafianami, wywiezionymi na roboty. Robotników przyjeżdżających na urlop wypoczynkowy do domu, przygotowują zaś do pracy apostolskiej wśród kolegów. Jeden z księży Chrystusowców, pracujący w archidiecezji krakowskiej, co dwa miesiące posyła każdemu z wywiezionych parafian, specjalnie redagowane „Wiadomości parafialne” z krótkim streszczeniem kazań niedzielnych oraz ze słowami zachęty. Z jego też inicjatywy wysyła się zbiorowe paczki z książkami i żywnością dla najuboższych robotników z parafii. Akcja ta spotkała się z wielkim uznaniem J.E. Ks. Metropolity Sapiehy. Arcypasterz wydaje nawet osobny list do wszystkich proboszczów, by każdy z nich w podobny sposób zaopiekował się swoimi parafianami, przebywającymi w Rzeszy.
Los braci. Towarzystwo nie mogło niestety w czasie wojny zgromadzić braci zakonnych, a to ze względu na brak własnego domu zakonnego. Niemniej przełożony obawiał się, że Niemcy, podejrzewając zebraną grupę młodych ludzi o knowania polityczne, zaaresztują ich lub wywiozą do Rzeszy. W skutek tego większość braci przez cały czas wojny przebywała u swoich rodzin. Inni zaś byli wtłoczeni do kadr robotników przymusowych. W skutek tego rozproszenia i przebywania poza domem zakonnym, część z nich utraciła swe powołanie.
Ofiary wojny. Okrutna wojna zażądała licznych ofiar krwi z szeregów młodego Towarzystwa. Śp. Ks. Paweł Kontny położył życie swoje w służbie swych szczytnych ideałów duszpasterskich. Na wieść, iż umundurowani żołnierze nastają na czystość panieńską jego parafianki, udaje się natychmiast, by stanąć w obronie zbezczeszczonej cnoty. Trafiony kulami zbirów, pada na swym posterunku, jako dobry pasterz, który duszę swoją daje za owce swoje. Ten ofiarny zryw młodego duszpasterza, wywołuje głęboką cześć dla jego czynu w całym społeczeństwie. Jego pogrzeb zamienia się w pochód tryumfalny. Jego grób zimą i latem zasypany jest kwiatami. Ludzie modlą się za jego wstawiennictwem. Ulica nazwana jego imieniem świadczyć będzie po wsze czasy o szczytnym bohaterstwie młodego duszpasterza - Chrystusowca.
Z rozrzewnieniem wspominamy także nazwisko kleryka - nowicjusza Mariana Ruczyńskiego, b[yłego] porucznika Wojska Polskiego. Ten zapalony adorator Najświętszego Sakramentu, wysłany z początkiem wojny, po zajęciu Potulic do domu, nie może usiedzieć na miejscu. Coś go wyrywa do kochanych Potulic, do regularnego życia zakonnego. Pieszo udaje się w daleką drogę. W drodze aresztuje go Gestapo i wywozi do obozu koncentracyjnego. Pisze stamtąd wspaniałe listy apostolskie o cierpieniu i o zdaniu się na wolę Bożą, aż do końca życie swoje oddaje za Chrystusa. Podobnie piękną śmiercią umiera Ks. Henryk Herbich, który przed wojną jako kapłan diecezjalny wstąpił do Towarzystwa i który w obozie składał dalszą swą profesją zakonną w ręce biskupa Kozala, zmarłego później śmiercią męczeńską w Dachau. Również piękną śmiercią zginęło tylu innych kleryków i braci, których imiona wypisane są na tablicy pamiątkowej w Domu Towarzystwa w Poznaniu. Jako jasne gwiazdy jaśnieć oni będą zawsze na firmamencie młodziutkiego Towarzystwa. Razem zginęło w czasie wojny 2 kapłanów, 7 kleryków i 17 braci. Nadto ogółem 50 kapłanów, kleryków i braci przebywało w czasie wojny w niemieckich więzieniach i obozach koncentracyjnych.
W kwietniu 1945 roku przełożeni wraz z kilkoma członkami Towarzystwa zbierają się w Poznaniu, ponieważ dom macierzysty w Potulicach został przejściowo zajęty przez władze państwowe. Ks. Prymas po powrocie z zagranicy roztoczył znowu swą opiekę nad Towarzystwem. Udzielając jego członkom rad i wskazówek podkreślił: „Nastały nowe czasy, nowe zadania, nowe formy pracy - ale duch winien zostać ten sam, tylko pogłębiony i konsekwentniej w życiu realizowany”. Przybył on również na pierwsze rekolekcje urządzone dla kapłanów Towarzystwa w sierpniu 1945 roku. Głosząc ostatnią konferencję powiedział m.in.: „Odnówcie w sobie ducha ofiary. Dbajcie o to, by wasza ofiara w ciężkim urzędzie szukania dusz po świecie była zupełną, była „holocaustum” [ofiarą całopalną] dla dusz zbawienia. Idźcie na całego z Bogiem i Matką Najświętszą! Wszystko dla Boga, wszystko dla dusz! Wtedy skrystalizuje się duch zakonny, duch totalnego oddania się Bogu i dusz zbawieniu. Wtedy za wami pójdą tą drogą następne pokolenia, wpatrzone w przykład swych poprzedników”.
Dekretem datowanym z dnia 18 sierpnia 1945 roku zamianował Ks. Prymas czterech kapłanów Towarzystwa, odznaczających się dobrą postawą zakonną oraz roztropnością, członkami tymczasowej Rady Naczelnej Towarzystwa.
Kapłani Towarzystwa, którzy zaraz po wojnie pomagali przejściowo w diecezjach gnieźnieńskiej, poznańskiej, włocławskiej i chełmińskiej, zostali prawie wszyscy przeniesieni na teren nowoutworzonej Administracji Apostolskiej na Pomorzu Zachodnim. Na wyjazd zagranicę nie było bowiem można otrzymać pozwolenia.
Kapłani musieli na tych terenach świeżo odzyskanych, przede wszystkim organizować pracę duszpasterską wśród ludzi przybyłych ze wszystkich stron Polski. Musieli oni również odbudować zniszczone przez działania wojenne kościoły i zabudowania kościelne. Ogółem wyremontowali oni 40 kościołów, 15 plebani oraz 30 innych zabudowań kościelnych. Kapłani ci obsługują tam obecnie 21 kościołów parafialnych i 97 kościołów filialnych, mając w swej opiece duszpasterskiej ponad 160.000 dusz. Caritas, zorganizowane w parafiach kierowanych przez kapłanów Towarzystwa, wydają 1300 obiadów dziennie.
Na ogólną liczbę 68 kapłanów w Towarzystwie, pracuje na terenie tej Administracji 29 kapłanów. Jest tam zajętych również 3 braci Towarzystwa. Nadto 19 kapłanów zajętych jest w Domu Głównym w Poznaniu, w obu nowicjatach, w diecezjach poznańskiej i chełmińskiej.
Za granicą w duszpasterstwie pracuje razem 18 kapłanów, w tym 3 w Niemczech, a 6 we Francji oraz 1 brat. W Niemczech jeden z nich sprawuje duszpasterstwo nad Polakami wysiedlonymi w czasie wojny przez Niemców. Dwaj inni pełnią funkcje duszpasterzy objazdowych wśród Polaków zamieszkałych tu już przed wojną w obrębie diecezji kolońskiej, monasterskiej i paderbornskiej. Mają oni tam trudne zadanie ratowania wiary, nadwątlonej przez wrogą propagandę narodowo - socjalistyczną.
We Francji kapłani Towarzystwa pracują wśród Polaków w rejonie paryskim. Ostatnio objęli oni na północy jedną z największych polskich placówek w Bruay-en-Artois. Jeden z kapłanów Towarzystwa redaguje największy tygodnik we Francji „Polskę Wierną”, a równocześnie przygotowuje filię Wydawnictwa Towarzystwa we własnym domu w Roubaix.
W myśl Ustaw, kapłani Towarzystwa w swej pracy duszpasterskiej kładą szczególniejszy nacisk na należyte pojmowanie i pielęgnowanie nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusowego. Toteż według zdania Ordynariuszy diecezji, pierwsze piątki miesiąca oraz godziny święte są w parafiach obsługiwanych przez kapłanów Towarzystwa więcej rozpowszechnione niż gdzie indziej. W kazaniach swoich i w konfesjonale podkreślają oni w szczególniejszy sposób znaczenie Mszy Świętej, oraz potrzebę łączenia się z kapłanem, odprawiającym Mszę Świętą. Również i szerzenie kultu Matki Najświętszej, zwłaszcza praktyki o świętym niewolnictwie z miłości, znalazły w kapłanach Towarzystwa entuzjastycznych szermierzy.
Ogólny brak powołań zaznaczający się zaraz po wojnie, dał się odczuć również w Towarzystwie. Liczy ono obecnie tylko 12 kleryków profesów. Z liczby tej 7 kleryków odbywa swe studia filozoficzne w domu studiów Towarzystwa w Ziębicach a 2 kleryków kończy II rok filozofii w Seminarium Duchownym w Gnieźnie. 3 kleryków odbywa studia teologiczne w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu. W roku 1947 nowicjat kleryków został przeniesiony do osobnego domu w Puszczykowie. Kleryków nowicjuszy jest obecnie 26.
Dobrze rozwijają się oba małe Seminaria w Poznaniu i w Ziębicach. Jest obecnie do nich tak dużo zgłoszeń, że wszystkich uwzględnić nie można. W obu Małych Seminariach znajduje się w tej chwili 107 seminarzystów.
Towarzystwo liczy obecnie 47 braci profesów. Są oni zajęci w Domu Głównym i w domach nowicjackich, w wydawnictwie, w biurze, gospodarstwie domowym, w warsztatach oraz w duszpasterstwie na placówkach Towarzystwa. W 1947 roku nowicjat braci został przeniesiony do Moraska. Braci nowicjuszy jest obecnie 9. Aspirantów przygotowujących się do nowicjatu braci jest obecnie 18.
Towarzystwo jako zgromadzenie duszpasterskie, nie ma specjalnych zadań pod względem naukowym. Nie mniej jednak 6 kapłanów Towarzystwa przygotowuje się do magisterium, dwóch na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, czterech na Uniwersytecie Poznańskim. Dziewięciu kapłanów mających magisterium z teologii, przygotowuje się do doktoratu - jeden na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, jeden na Uniwersytecie Katolickim w Paryżu, jeden na Katolickim Uniwersytecie w Lublinie oraz sześciu na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Dwóch kapłanów ma już doktorat - jeden z prawa a drugi z nauk społecznych. Kapłani odbywający swoje studia, maja kiedyś tworzyć grono profesorskie Małego Seminarium oraz własnego Wyższego Seminarium Duchownego.
Statystyka ubytku członków
Rok |
Księża |
Klerycy profesi |
Klerycy nowicjusze |
Bracia profesi |
|
1945 |
1 (67) |
1 (1) |
- (16) |
5 (33) |
3 (16) |
1946 |
- |
- (3) |
4 (6) |
2 (12) |
2 (11) |
1947 |
1 |
1 (4) |
3 (10) |
4 (7) |
4 (10) |
1948 |
- |
- (7) |
3 (31) |
2 (9) |
4 (13) |
1949 |
- |
- (21) |
7 (64) |
6 (9) |
2 (14) |
1950 |
- |
1 (52) |
14 (60) |
5 (10) |
1 (15) |
1951 |
1 |
3 (43) |
10 - |
- (8) |
2 (8) |
Razem |
3 (67) |
6 (131) |
41 (177) 22,6% |
24 (88) 28% |
18 (87) 20,5% |
(Uwaga: Cyfry w nawiasach oznaczają liczbę wszystkich członków).
Stan liczebny Towarzystwa przedstawia się obecnie następująco: Kapłanów - 68; Kleryków profesów - 78; Kleryków nowicjuszy - 43; Kleryków aspirantów - 69; Seminarzystów - 113; Braci profesów - 64; Braci nowicjuszy - 8; Braci aspirantów - 5.
Po wojnie Towarzystwo zaczęło kontynuować swą pracę wydawniczą przerwaną w czasie wojny. Wobec braku książek do nabożeństwa, zniszczonych celowo przez Niemców, przystąpiono od razu do druku większej ilości tych książek. Wydano między innymi: „Nasze Modlitwy”, „W górę serca”, „Chwalcie Pana”, Mszalik dla dziatwy” oraz „Mój Mszalik Niedzielny” w nakładzie 500.000 egzemplarzy. Wydano również podręczniki do nauki religii: „Nowy Katechizm Diecezjalny” i „Nowa Historia Biblijna” w ilości 1200.000 egzemplarzy. Nadto ukazały się nakładem naszego Wydawnictwa niektóre książki religijne jak: „Jezus Król Miłości” - O. Mateo; „Regina Cleri” - bpa Kowalskiego; „Małżeństwo z ustanowienia Bożego” - Ks. Ziętka; „Mały Ceremoniał” - Muellera i inne. W roku 1946 władze państwowe udzieliły zezwolenia na dalsze wydawanie miesięcznika „Msza Święta”.
Pod względem materialnym Towarzystwo poniosło w czasie wojny niemałe straty. Niemcy zniszczyli w Potulicach wszystkie zapasy książek, znajdujących się w magazynach Wydawnictwa. Zniszczyli lub wywieźli także wszystkie maszyny drukarskie. Opatrzność Boża sprawiła jednak, że dobrzy ludzie wyrównali te straty przez nowe darowizny. W ten sposób Towarzystwo otrzymało na własność cztery domy czynszowe - jeden w Poznaniu, dwa w Nakle, jeden w Żninie oraz jeden tartak parowy w Żninie. Wydawnictwo zdołało zgromadzić już pewien zapas książek i dewocjonalia.
Z nieruchomości Towarzystwo posiada:
- w Poznaniu - dom na ul. Lubrańskiego 1a, dom przy ul. Słowackiego 58 oraz plac budowlany przy ul. Grobla 28;
- w Puszczykowie - dom przy ul. Szkolna 3;
- w Żninie - dom, tartak, plac i 12 morgów ziemi;
- w Nakle - dwa domy czynszowe;
- w Potulicach - domy, prawo do rocznej renty;
- w Dąbkach - plac pół morgowy nad morzem;
- w Hesdigneul - dom z zabudowaniami i ogrodem.
Rezerwy w książkach, dewocjonaliach oraz innych towarach są wystarczające, by zapewnić utrzymanie domów formacyjnych na dłuższy czas.
Z perspektywy 19 lat dobrze będzie zastanowić się nad tym, jakie niebezpieczeństwa zagrażały Towarzystwu w tym czasie? Cztery niebezpieczeństwa niby rafy podwodne, groziły rozbiciem łodzi Towarzystwa.
Defetyzm, brak wiary w powodzenie dzieła. Defetyzm ten szerzył się przede wszystkim wśród ludzi, którzy stali blisko naszego Założyciela. Niektórzy z nich uważali Towarzystwo z góry za fantazję kardynalską. Inni, nie rokując mu długiego żywota, powtarzali z przekąsem, że raczej im włosy na dłoni wyrosną, aniżeli Towarzystwo się ostoi. Inni jeszcze, oceniając sprawę z ludzkiego punktu widzenia, twierdzili, że brak funduszów przyczyni się do szybkiej likwidacji nowego dzieła.
Lecz także i w łonie młodego Towarzystwa były niejednokrotnie podobne objawy braku wiary w jego powodzenie. Przyczyną tego to infiltracja szerzonego defetyzmu od zewnątrz. Inną przyczyną to fakt, że w szeregach Towarzystwa znalazło się dużo kandydatów niezdecydowanych, takich, których nie przyjęto w seminariach diecezjalnych, lub wreszcie innych, którzy jedynie z powodu panującego kryzysu, znaleźli się w gronie Towarzystwa.
Objawem tego braku wiary w istnienie Towarzystwa był wypadek, który zdarzył się zaledwie kilka dni po rozpoczęciu działań wojennych w roku 1939. Otóż jeden ze świeżo wyświęconych kapłanów Towarzystwa, który pozostał w Poznaniu, miał już zamiar pójść do Ks. Biskupa z prośbą, by rozwiązał Towarzystwo. Podobne objawy zdarzały się niejednokrotnie w czasie wojny. Toteż przełożeni w swoich egzortach nawoływali do ufności: „Przyszłość nasza jest jasna i promienna, bo Boża. Najstraszliwsza burza nie zdoła obalić dzieła, którego Bóg pragnie. Dzieła Boże odnoszą zawsze zwycięstwo, wielkie zwycięstwo Bożego Serca”.
Separatyzm - dążenia odśrodkowe. Dużo przyczyn spowodowało to niebezpieczeństwo. Klerycy odbywali swe studia w seminarium diecezjalnym. Ich przełożonymi z ramienia Towarzystwa byli z początku księża diecezjalni. Po święceniach kapłańskich młodzi kapłani pracowali jako wikariusze wyłącznie u proboszczów diecezjalnych. Przejęli się tam często egocentryzmem świeckim. Częstokroć mało dbali o sprawy Towarzystwa.
Oczywista, że pod wpływem takich warunków, niektórzy z nich zaczęli myśleć o sekularyzacji, zwłaszcza zaraz po wojnie. Ulegali w tym względzie złemu przykładowi, który dawali nieraz już starsi zakonnicy w innych zgromadzeniach. W ten sposób Towarzystwo utraciło dwóch kapłanów, którzy sekularyzowali się w diecezji krakowskiej. Natomiast w ich miejsce wstąpiło po wojnie do Towarzystwa dwóch kapłanów z diecezji tarnowskiej. W roku 1951 został inkardynowany w diecezji wrocławskiej jeden kapłan, który już od roku 1939 przebywał poza Towarzystwem na mocy indultu eksklaustracji.
Ubóstwo. Wielkim niebezpieczeństwem, grożącym rozsadzeniem Towarzystwa od wewnątrz, to sprawa zachowania ślubu ubóstwa. Wyłoniło się ono zwłaszcza kiedy młodzi kapłani rozproszyli się po parafiach. Kapłani ci bowiem narażeni byli na pokusę wydawania pieniędzy na uboczne cele, bez wiedzy przełożonych. Mogło się zrodzić łatwo zlekceważenie ślubu ubóstwa, które byłoby zdolne rozsadzić Towarzystwo u jego podstaw.
A wszak ręka Prymasa - Założyciela wypisała na kartach Ustaw to groźne memento: „Duchem ubóstwa i ofiary stać będzie Towarzystwo. Samolubstwo, wygody, bogactwo sprowadziłoby na nie kary Boże i upadek”. Łaska Boża sprawiła, że to niebezpieczeństwo zmniejszyło się ostatnio znacznie.
Brak karności. Oto niebezpieczeństwo, które mogłoby narazić na szwank młode Towarzystwo. Z dwóch przyczyn niebezpieczeństwo to byłoby dla nas groźne. Wszak jesteśmy Zgromadzeniem czysto polskim. Brak posłuchu i karności jest często wytykaną nam wada narodową. Dowodem tego to historia Zgromadzenia Księży Zmartwychwstańców. Żali się Ks. Semenenko w swoich pamiętnikach, że „bujna fantazja członków podsuwa coraz to egzotyczniejsze projekty, z tym, że nikt ich nie chce wykonać. Wszyscy chcą rządzić. Wszyscy wiedzą, jak trzeba najlepiej zrobić. Wszyscy krytykują, lecz nikt nie chce słuchać. «Jedni do Sasa, drudzy do lasa»”.
Towarzystwo obciążone tą wadą, powstało nadto w czasie, kiedy na świecie rozpoczął się ogólny kryzys autorytetu, krytyczne ustosunkowanie się do wszelkiej władzy. To wszystko spowodowało, że bywały objawy karygodnego lekceważenia zarządzeń przełożonych (odkładanie egzaminów wikariuszowskich bez usprawiedliwienia, spóźnianie się na rekolekcje, nieodpisywanie na listy).
Przełożeni niekiedy z wielką cierpliwością czekali na poprawę. Chodziło im o to, by utrzymać w Towarzystwie ducha miłości rodzinnej. Woleli często oddziaływać na winnych dobrocią, aniżeli stosować kary lub rygorystyczne napomnienia. Pragnęli w tym naśladować Ks. Bosko, który często, zwłaszcza w początkach istnienia zgromadzenia, był pobłażliwym dla rozmaitych nieporządków i przejawów braku karności.
Ks. Bosko przypomniał kiedyś to postępowanie swoje salezjanom, odzywając się do nich w te słowa: „Czy są między wami tacy, co pamiętają pierwsze czasy? W domu nie było wszystko w porządku. Niejedna niedokładność się zakradła. W powietrzu był duch niezależności, wobec którego trudno było rozkazywać. Dostrzegałem te wszystkie nieporządki, czasem upominałem tego, lub tamtego, ale przeważnie pozwalałem aby wszystko szło swoim trybem. Myślałem, że gdy przygaśnie ten pierwszy ogień młodości, będą z nich współpracownicy pełnowartościowi. Nie omyliłem się. Salezjanie, których mam w tej chwili, pochodzą z tamtych pierwszych zastępów”. Za św. Janem Bosko pierwsi przełożeni Towarzystwa dziękują dziś Bogu, że dał im tyle cierpliwości, że byli raczej za św. Pawłem „słabymi dla słabych”, nie zreformowali wszystkiego za jednym zamachem. Oto niebezpieczeństwa, wiraże, na których łatwo rozbić się mogła łódź młodego Towarzystwa. Sternikiem był Duch Święty. Toteż rozbiły się i w niwecz obróciły zamiary ducha złego.
Równocześnie podkreślić należy i objawy dodatnie, które napawają nas wszystkich serdeczną otuchą.
Łączność członków między sobą. Choć szwankowała niejednokrotnie łączność z Towarzystwem jako takim, to nie ucierpiała łączność między poszczególnymi członkami. Realizowano często bezwiednie art. 7 Ustaw. „Szczera miłość braterska łączyć będzie wszystkich w jeden solidarny hufiec Boży...”. Wprowadzono już wówczas instynktownie w czyn to, o co później tak prosił serdecznie Ks. Prymas na łożu śmierci: „Ut unum sitis” [abyście byli jedno]. Tą jedność i miłość wzajemną podkreślali częstokroć obiektywnie zwłaszcza księża diecezjalni, którzy się z nami spotykali: „Chrystusowcy trzymają się razem”.
Przywiązanie do Towarzystwa. U niektórych wprawdzie zawodziło „sentire cum Societate” [współodczuwanie z Towarzystwem]. Za to wielka część członków dawała wyjątkowe dowody przywiązania do Towarzystwa. Wpłacano wyjątkowo wysokie sumy na kształcenie kleryków i inne potrzeby Towarzystwa, często z wyraźnym pominięciem jaskrawych potrzeb osobistych. Brano najżywszy udział w troskach, radościach i smutkach Towarzystwa. Urzeczywistniano zachętę z ceremoniału profesji: „Świętość i pożytek Towarzystwa będzie waszą synowską troską”. Podkreślić należy zachowanie się w tym względzie kapłanów Towarzystwa, przebywających poza granicami Państwa. Zdobycie funduszów na zakup posesji w Hesdigneul oraz otwarcie tam nowicjatu, to ich wyłączna prawie zasługa.
Wyjątkowe powołania. Pan Bóg udzielił Towarzystwu jednej wyjątkowej łaski prawdziwego charyzmatu. Jest to szereg wybitnych powołań, elitarna kadra Towarzystwa, wcielająca w pełni ducha Towarzystwa nakreślonego w Ustawach. Ci przodujący Chrystusowcy objęli już kluczowe stanowiska w Towarzystwie. W ich też ręce złoży Towarzystwo swe losy na przyszłej Kapitule Generalnej. Przodować oni będą jako przełożeni, wychowawcy i wytrawni duszpasterze w kraju i na frontach wychodźczych.
Ofiarna praca. Padały niejednokrotnie z różnych ust słowa, że na Pomorzu Zachodnim najwięcej pracy mają Chrystusowcy i że oni najlepiej tam pracują. Zdaje się, że opinia ta nie jest zbytnio przesadzona. Dowodem tego choćby słowa miejscowego Ordynariusza Ks. Administratora Abp. Dra Nowickiego: „Kiedy na piastowskich ziemiach wykuwały się pierwsze zręby organizacji życia kościelnego, w krainie bez kapłana i ołtarza, w morzu ruin i stepów, w pogwiździe zbłąkanych kul - na pola «dzikiego» wówczas Zachodu, ruszyło z miejsca Towarzystwo Chrystusowe. Wyprzedziło wszystkich. Dysząc prośbą: «Da mihi animas» [Daj mi dusze] biegło na najdalsze nieznane krańce i pierwsze budowało ogniska parafialne. Obecnie 30 ich kapłanów, oddanych Bogu bez reszty, rozpala w nich ducha ofiary i ofiarnie podtrzymuje wzniesione rusztowanie diecezjalnej struktury. Błogosławione przeto niech będą dłonie, które Chrystusowi takich dały towarzyszów”.
Istotnie, nigdyśmy przedtem sobie nie wyobrażali, by nasi młodzi duszpasterze potrafili pracować tak ofiarnie, i że sprawie Bożej takie wielkie oddadzą usługi. Ten start pracy duszpasterskiej Towarzystwa na tych terenach oraz ich włączenie się w nurt działalności kościelnej jest imponujący. Spełniło się w całej rozciągłości życzenie śp. Ks. Prymasa - Założyciela, skierowane do nas jeszcze w roku 1939: „Gdy w zacisznym krynickim kąciku przebiegam myślą ostatnie lata i zastanawiam się nad tym jaka to łaska Najwyższego, a zarazem jaki to trud, gdy nowe zgromadzenie włącza się w twórcze życie Kościoła, to chciałbym każdemu z Chrystusowców powiedzieć i każdego z was prosić, byście nigdy nie spuszczali z oczu świętości i wielkości potulickiej sprawy. Dla niej potrzeba wszystko poświęcić, dla niej każdego trudu się podjąć, dla niej wszelka ofiarę ponieść. Wszystko uczyńcie, by włączenie się Towarzystwa w życie Kościoła było pełne i bezwzględne. O to się modlę w głębokim ukochaniu Towarzystwa i w usłużnej z nim łączności”.
Zdaje się nam, jeżeli Pan Bóg Towarzystwu tak hojnie błogosławi, to między innymi także za poświęcenia pełną pracę kapłanów Towarzystwa na Pomorzu Zachodnim.
Dynamizm - prężność. Śp. Ks. Prymas - Założyciel, ten wielki entuzjasta Boży, przelał swój entuzjazm w szeregi Towarzystwa. Biskupi oraz inni obserwatorzy naszego życia, mówią o niebywałym dynamizmie rozpierającym młode Zgromadzenie. Istotnie, od samego zaranie swego istnienia Towarzystwo nie zaznaje spoczynku. Zdaje się, że jakieś niewidzialne skrzydła archanielskie, unoszą je bezustannie ku nowym pracom i przedsięwzięciom.
Członków rozpiera bezustanny duch ofensywy, głoszony przez Założyciela. Zdaje się, że pragną realizować zawołanie Pawłowe: „vae enim mihi est si non evangelizavero” [biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii - (1Kor 9,16)]. Osiągnięcia Towarzystwa mimo wielkich strat wojennych oraz mimo prawie całkowitego zniszczenia przedwojennego dorobku Towarzystwa, są wyjątkowe. Objawia się to zwłaszcza w rozroście personalnym, oraz w uruchomieniu nowych placówek w kraju i zagranicą.
Podsumowując to wszystko, dochodzimy do wniosku, że Towarzystwo w ciągu tych 19 minionych lat pod opieką Serca Bożego za szczególnym wstawiennictwem Królowej Wychodźstwa Polskiego, starało się odpowiedzieć woli Bożej na drodze swoich posłannictw. Widzimy również, że w ciągu tych lat, choć pierwiastek ludzki niejednokrotnie zawodził, pierwiastek Boży święcił w Towarzystwie niebywałe tryumfy.
Stąd dla nas pocieszające upewnienie, że Towarzystwo jest dziełem Opatrzności, powołanym do życia głosem Ojca św. Piusa XI (art. 4 Ustaw). Wszak nie może to być drzewo złe, które rodzi takie owoce. „Po owocach ich poznacie” (Mt 7,20). Towarzystwo może więc nadal liczyć na szczególne łaski i błogosławieństwo Boże. „Wierny jest Bóg, który was powołał do Towarzystwa Syna swego Jezusa Chrystusa”.
opr. ab/ab