"O życiu zakonnym, Towarzystwie, wychodźstwie i Założycielu" - wybór i opr. ks. Bogusław Kozioł TChr
|
[Przemówienie wygłoszone podczas akademii
ku czci Chrystusa Króla w 1979
roku]
Źródło: Archiwum
Postulatora
Tekst spisany z taśmy
magnetofonowej
Czcigodni i Kochani uczestnicy tej dzisiejszej wspaniałej uroczystości!
Kiedy Prymas Założyciel opuszczał Poznań, ten kochany Poznań, wpisał nam do księgi pamiątkowej te słowa: „Was nie żegnam. Między nami nie ma dali”. Jestem przekonany, że jego duch, że jego wielki duch, jest między nami dzisiaj. I chyba cieszy się, że dom poznański z Księdzem Superiorem i wszystkimi innymi, których Ksiądz Wikariusz był łaskaw wymienić, nadał taką piękną oprawę [tej uroczystości].
Oczywiście Kardynał zawsze był zafascynowany Osobą Chrystusa Króla. Kochał tę uroczystość. Gdy przyjechał do Poznania i objął stolicę poznańską, 27 rok pierwsza akademia ku czci Chrystusa Króla. Dbał o to, żeby tej akademii nadać jakąś zewnętrzną piękną oprawę. I żeby do tej uroczystości cały Poznań przygotować jak najlepiej. Byliśmy na tych akademiach. Ludzie wyczekiwali z wielkim utęsknieniem i z wielkim napięciem jego słów. Mówił z dynamizmem, tak właściwym bojownikom sprawy Chrystusowej, tak właściwym wodzom duchowym narodu. Mówił przeważnie o radykalizmie miłości i ofiary w życiu codziennym każdego chrześcijanina, w każdej rodzinie.
Jak wspomniał Ksiądz Wikariusz, jak bardzo się cieszył, jak marzył o tym, żeby w tym Poznaniu odbył się Międzynarodowy Kongres Chrystusa Króla. I doczekał się tej chwili - 37 rok. Poznań wspaniale się spisał, Poznań katolicki dał dowód swojej religijności, swego przywiązania do Chrystusa, do Kościoła. Oprawa wspaniała. Przedstawiciele 27 narodów, z kardynałem Verde na czele. Kardynał przemówił: „Będziemy Chrystusowej prawdzie dawali świadectwo w głębiach naszych dusz, w codziennym życiu, w obyczajach ognisk domowych. Będziemy wzorowymi i upornymi budowniczymi Jego Królestwa w duszach naszych”.
I przyszła wojna. Ten przymusowy pobyt za granicą. Gdy wrócił, 45 rok, znowu akademia, ale w innym nastroju. Już nie w auli uniwersyteckiej, która była zniszczona, ale tam właśnie na miejscu, gdzie stał kiedyś pomnik ku czci Serca Jezusowego, Chrystusa Króla. Uroczystość - obecni: wojewoda Wirski, prezydent miasta, przedstawiciele wojska. Kardynał robił generalny rachunek sumienia w imieniu narodu. „Wierzymy w Chrystusa - mówił - ale brak nam ducha Chrystusowego. Nasz zmysł moralny jest nadwątlony, a życie religijne płytkie. Mamy prawdą objawioną przeobrazić świat, ale w życiu naszym prawda ta jest tylko martwą literą”. Ale patrzał z ufnością, z optymizmem w przyszłość. „Chrześcijaństwo - powiedział - patrzy spokojnie w przyszłość. Wierzy, że dobitniej niż dobrobyt mas, niż bomba atomowa, charakteryzować będzie jutrzejszy dzień polskiego narodu - chrześcijaństwo i Kościół katolicki”.
1947 rok - ostatnia akademia, w której uczestniczył, jako Prymas, jako ordynariusz warszawski. I to historyczne, ostatnie na tej ziemi przemówienie, zakończył modlitwą: „Chryste Królu, oczyść serca polskie gorzkością Twej Męki. Wybierzmój dusze polskie mocą Ducha Świętego. Myśl polską oświeć błyskawicami prawdy Twojej, by Polska pozostała Twoim dziedzictwem, a nowe czasy polską wiosną wiary”.
Rok później umiera. Przedwcześnie umiera. Byliśmy przy łożu umierającego kardynała. Pełen nadziei patrzał w przyszłość. „Wy nie traćcie nadziei, gdy mnie już nie będzie, wy walczcie dalej, by zwyciężyła sprawa Boża, sprawa Matki Bożej. Zwycięstwo pewne. Zwycięstwo Matki Bożej”. Umierał Kardynał śmiercią godną syna wielkiego narodu. Jego testament, jego postulat życiowy to służba miłości i ofiary. O tym ciągle mówił. To podkreślał, czy w Poznaniu, czy do nas, gdy przyjeżdżał do Potulic. Toteż my, jako synowie wielkiego kardynała, możemy odegrać niemałą rolę w walce o zaoponowanie Królestwa Chrystusowego w naszym narodzie i wśród Polonii świata.
Wydaje mi się, że gdyby dziś, w tej chwili do nas przemawiał Kardynał, wielki duch, wielkie serce, przypomniał by nam swoje własne słowa, które umieścił w ceremoniale naszej profesji, słowa, które brzmią, jak przysięga żołnierska. „Służbę Chrystusową - to jego słowa - rozumiemy jako służbę miłości i ofiary. W miłości Boga pragniemy znaleźć uświęcenie naszych dusz grzesznych, a w ofiarnej pracy dla wychodźstwa chcemy strawić siły i życie nasze. I wyrzekamy się wszystkiego, co jest dostatkiem, wygodą, szczęściem ziemskim, samowolą, pychą i grzechem. I wsparci łaską Bożą i opieką Matki Najświętszej chętnie idziemy na trud, na poświęcenie, byle w powołaniu wytrwać, by Jezusowi jak najwięcej dusz pozyskać”.
Duch miłości i ofiary. Tego ducha pragnął przelać na nas. O tego ducha gorąco się modlił. Pisał z Rzymu, że „modli się dla nas i za nas o ducha Chrystusowego. O taki żar gorliwości, żeby spalił wszystko, co samolubne, a miłością Bożą bez granic uszlachetnił i spotęgował wszystko to, co jest porywem ku doskonałości i ofierze. Kiedy wam godziny odrodzenia wybijają wszystko, co małe, co samolubne musi zniknąć z serc waszych”.
I to dzisiejsze święto jest okazją do zamanifestowania naszego totalnego oddania się Chrystusowi Królowi w miłości i w ofierze. I do wyrażenia wierności naszemu wielkiemu Założycielowi. Służmy Chrystusowi Królowi w miłości i ofierze jak on Mu służył. I bądźmy upornymi budowniczymi Chrystusowego Królestwa w sercach naszych oraz w sercach naszych braci za granicą, jak czynił to wielki Założyciel, Wódz, Kardynał Hlond.
Przypomnijmy sobie dzisiaj strofę, powtarzaną za dawnych minionych potulickich lat: „Żołnierze bez skazy, z odkrytą przed Królem głową, pod chorągwią Chrystusową, za Chrystusa życie damy”.
[Przemówienie wygłoszone podczas akademii
ku czci Chrystusa Króla w 1979 roku]
Źródło: Archiwum Postulatora
Tekst spisany z taśmy
magnetofonowej
Czcigodni i Dostojni Goście, Ukochani Współbracia, Drogie Siostry.
Właśnie to, co przygotowałem sobie, to wypowiedzieli prawie wszystko moi Czcigodni przedmówcy - Czcigodny Ojciec Kaznodzieja i następni.
Przemawiam ponieważ byłem świadkiem przez wiele lat życia naszego wielkiego Założyciela. Od zarania naszego istnienia uroczystość Chrystusa Króla była centralnym świętem Towarzystwa. I nadal jest szczególnym świętem serca każdego chrystusowca, nosiciela Jego Imienia. I to nasze święto przypomina nam wszystkie więzy, jakie nas łączą z Chrystusem Królem i Bogiem naszym. I właśnie to ukochanie, to wielkie ukochanie Chrystusa Króla przelał do dusz naszych, i można to powiedzieć bez żadnej emfazy, nasz wielki Założyciel, Kardynał August Hlond, którego, jak wspominano setną rocznicę [urodzin] już za kilka miesięcy obchodzić będziemy.
Kardynał Hlond - prawdziwy duchowy wódz narodu polskiego, o którym na płycie pomnika w bazylice archikatedralnej widnieje napis: „Oto mąż Boży. Wielki duch. Szlachetne serce. Dobrze czyniąc szedł przez Śląsk - ziemię ojców swoich, Poznań, Gniezno, Warszawę. Myśląc o rodakach za granicą do życia powołał Towarzystwo Chrystusowe dla Wychodźców. Duchową opieką otoczył Ziemie Odzyskane. I pod opieką potężnej Wspomożycielki Wiernych, w pokoju i w wojnie, na wygnaniu i w więzieniu, chlubnie pełnił swoje posłannictwo biskupie”.
Fascynowała go zawsze Postać Boskiego Króla. I zależało mu na tym, by uroczystość ta w tej przez niego ukochanej archidiecezji przybrała charakter najbardziej odświętny. Każda akademia, a uczestniczyłem w prawie wszystkich tych akademiach w czasie przedwojennym w auli uniwersyteckiej, była manifestacją uczuć religijnych katolickiego Poznania. Z wielkim napięciem czekano na jego przemówienie. Mówił z wielkim dynamizmem, tak charakterystycznym dla bojownika sprawy Chrystusowej. Mówił o konieczności pełnego zaangażowania się, mówił o radykalizmie miłości i ofiary w służbie Chrystusowi, o Królestwie pokoju, sprawiedliwości i łaski.
Księdzu Prymasowi zależało bardzo na tym, jak słyszeliśmy, by przyszły Międzynarodowy Kongres Chrystusa Króla w roku 1937, odbył swoje narady w Poznaniu. Jego starania w tym względzie zostały uwieńczone pomyślnym wynikiem. Więcej jeszcze - Ojciec św. [Pius XI] mianował go swoim osobistym legatem. I przed Kongresem Ksiądz Prymas wydał dokument erekcyjny kaplicy wieczystej adoracji w kościele farnym w Poznaniu. Prosił w nim swoich diecezjan, by się modlili o powodzenie Kongresu oraz o to, by Królestwo Chrystusowe zapanowało w sercach polskich na zawsze.
I dzięki jego staraniom Kongres przeszedł wszelkie oczekiwania. Katolicki Poznań dał z siebie wszystko. Dał Kongresowi wspaniałą oprawę i zgotował członkom Kongresu prawdziwe królewskie przyjęcie. Na Kongres przybyli liczni biskupi zagraniczni, z kardynałem Verde z Paryża na czele. Obecne były delegacje 28 narodów Europy i Ameryki. Przemawiali biskupi i wybitni teolodzy, przedstawiciele laikatu. Zabrał głos również Ksiądz Prymas. W końcowym przemówieniu powiedział między innymi: „Wierzymy, że ze straszliwych mroków naszych czasów, pod tchnieniem Ducha Świętego wyłoni się wizja Królestwa Bożego, jako powszechna realizacja ewangelicznej prawdy, sprawiedliwości, miłości, pokoju i ładu. Będziemy Chrystusowi Prawdzie dawali świadectwo w głębinach swych dusz, w codziennym życiu, w obyczajach, w ogniskach domowych”.
Widziałem go w tym dniu wieczorem. Promieniował radością. Był szczęśliwy, że Poznań, katolicki Poznań, gród Przemysława zgotował taki tryumf Chrystusowi Królowi.
Przyszła wojna. Własnym życiem trzeba było dawać świadectwo o Chrystusie Królu, zwłaszcza w więzieniu Gestapu w Paryżu. Po powrocie do kraju w 45 znowu to ukochane przez niego święto Chrystusa Króla. Przemawiał na miejscu zburzonego pomnika, który umieszczony został kiedyś miedzy uniwersytetem a zamkiem. Powiedział: „Chrześcijaństwo patrzy spokojnie w przyszłość. Wierzy, że dobitniej niż dobrobyt mas, niż bomba atomowa, duch chrześcijański charakteryzować będzie jutrzejsze dzieje polskiego ducha”.
Następny rok - zostaje przeniesiony na stolice warszawską. Przemawia w czasie ingresu: „Kościół przeżywa od początku swoją apokalipsę i przeżywać ją będzie do końca wieków”. I te słowa już cytowane: „Przez trud, boleść upokorzenia, krew i świętość Kościoła, idziemy ku jednemu z największych tryumfów Chrystusa w Polsce. I tryumf będzie tak wielki, że na tę Polskę, na tę kochaną Polskę zwróci uwagę cały świat, bliskie i dalsze narody”.
Powoli życie Założyciela dobiega końca. W Polsce rozpoczyna się generalny atak na pozycje Kościoła. Nawiązując do tych przykrych wydarzeń w kraju, Ksiądz Prymas mówi teraz coraz częściej o Chrystusie Królu w cierniowej koronie. Mówi, że „przez to, ta ukochana przez nas Postać nie staje się uboższa. Owszem, korona choć najbardziej błyszcząca, najbardziej drogocenna, zubożyłaby Tego, który jest Królem wieków i Królem naszych serc”.
Zbliża się jego śmierć. Pamiętny dzień, posępny dzień - 22 października 48 roku. W ostatniej chwili zbiera kapłanów, biskupów. Pamiętam jak zachęcał nas, z jaka siłą, a był przecież przed śmiercią, do mężnego trwania na posterunkach. Zapowiadał ostateczne zwycięstwo Matki Bożej. „Nigdy nie traćcie nadziei. Kiedy mnie już nie będzie, wy walczcie dalej, by zwyciężyła sprawa Boża”.
Ksiądz Kardynał Prymas Wyszyński, który często zaznacza, że jest tylko wykonawcą testamentu Kardynała Hlonda, powiedział ostatnio: „Każdy polski biskup, każdy kapłan, zakonnik, każdy Polak odpowiedzialny jest za budowanie Królestwa Chrystusowego na polskiej ziemi”. A Ojciec św. w pamiętnym przemówieniu na Placu Zwycięstwa w Warszawie, zaznaczył: „Nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego bez Chrystusa. Nie sposób zrozumieć tego narodu, która miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną, bez Chrystusa. Nie sposób zrozumieć dziejów Polski, od Stanisława na Skałce do Maksymiliana Kolbe, jeśli się nie przyłoży do nich tego podstawowego kryterium, któremu na imię Jezus Chrystus”.
Przypominamy sobie potulickie czasy. Tam, gdzie stała kolebka zgromadzenia. Przypominamy sobie tę wielką chwilę naszej profesji, kiedyśmy składali przysięgi na wierność Chrystusowi Królowi. I w myśl ceremoniału, ułożonego przez Założyciela, on stawiał nam wówczas takie oto pytanie: „Jak wy pojmujecie tę służbę Chrystusową, której pragniecie się poświęcić?”. Odpowiedź nasza, znowu sformułowana przez niego, brzmiała: „Służbę Chrystusową pojmujemy, jako służbę miłości i ofiary”. I wydaje się, gdyby nasz Założyciel przemawiał dzisiaj do nas, powiedziałby to samo. Chyba jednak jeszcze z większym naciskiem, podkreśliłby obowiązek służenia z miłością człowiekowi.
Przecież Sobór, przecież Jan XXIII, Paweł VI i obecny Ojciec święty [Jan Paweł II], głoszą nieustannie wielką krucjatę miłości. Bo miłością stoi chrześcijaństwo. Bo chrześcijaństwo jest religią miłości. A więc bezgraniczne ukochanie nie tylko Chrystusa, ale każdego człowieka. Ojciec święty przemawiając w Paryżu w tym roku, w czerwcu, na zebraniu wielkiego forum międzynarodowego UNESCO, powiedział do przedstawicieli nauki kultury, że „najważniejszą wartością na świecie jest człowiek, każdy człowiek”. A w ubiegłym tygodniu w czasie pożegnania na lotnisku monachijskim stwierdził, że „obecna cywilizacja, która się tworzy, winna być cywilizacją miłości”.
To królowanie Chrystusa w duszach naszych i naszych braci, wymagać będzie niemałej ofiary. Słynna pisarka Gertruda von le Fort w swej książce „Chusta Weroniki” powiada, że „wobec ogromu zła i dyferentyzmu, apostazji, ratunek przyjść może tylko przez osobistą ofiarę każdego z nas”. To są twarde słowa, bardzo twarde słowa, ale wyjścia innego nie ma. Chrystus dał w ofierze samego siebie, złożył ofiarę całopalną. A teraz kolej na tych, którzy noszą Jego Imię, którzy z Chrystusem przybici są do krzyża.
Dzisiejsze święto jest okazją, żeby zamanifestować uczucia totalnego oddania się Chrystusowi Królowi. Jest okazją, by wyrazić naszą wierność dla ducha Założyciela. Służmy Chrystusowi Królowi w miłości i ofierze, jak on Mu służył. Bądźmy upornymi budowniczymi Chrystusowego Królestwa w sercach naszych, w sercach naszych braci, jak on to czynił.
„My Chryste hufiec Twój, my Twa przyboczna straż, o bratnie dusze idziem w bój, Ty nam błogosław Wodzu nasz”.
opr. ab/ab