Nikt nie zostaje mistykiem, bo tak sobie postanowił
Zdarza się czasem, że przychodzą do mnie ludzie, którzy pytają w jaki sposób osiągać mistyczne stany lub doświadczać nadprzyrodzonych wizji. Ich pragnienie duchowego rozwoju i naśladowania wielkich mistyków jest tak wielkie, że zaczynają posługiwać się językiem, który właściwie uniemożliwia jakiekolwiek działania w kierunku rzetelnej pracy duchowej i pokornego prowadzenia przez Boga.
Jednocześnie, w życiu codziennym ludzie ci często borykają się z problemami z wypełnianiem swoich podstawowych obowiązków, wynikających z ich powołania. Żyją oni w świecie iluzji napędzanych skrzywioną duchowością. Jeżeli nie dojdzie do zmiany w myśleniu takich osób, ich sytuacja szybko się pogorszy i zacznie nabierać cech paranoicznych. Życie z takim człowiekiem stanie się po ludzku nie do zniesienia. Mamy w takich przypadkach do czynienia ze zjawiskiem zachłanności duchowej, która w gruncie rzeczy wcale nie pomaga w pracy nad swoją duchowością, ale jest objawem wewnętrznej pychy. Jak poradzić sobie z tym problemem i jak podchodzić do doświadczeń mistycznych?
Tradycja mistyczna Kościoła jest przebogata. Spotykamy się z nią już w pierwszych latach chrześcijaństwa, a następnie w każdym wieku, Bóg powołuje do szczególnej bliskości ludzi pokroju św. Jana od Krzyża, św. Teresy czy św. Ignacego Loyoli. Ich oddziaływanie na Kościół i duchowość było tak duże, że ich pisma, myśl i doświadczenie duchowe stały się powszechnie znane i do dzisiaj stanowią przedmiot wielu rozważań, refleksji i komentarzy.
Zagrożeniem duchowym jest jednak tendencja, która stara się uczynić z życia mistycznego coś powszechnego. Doświadczenia duchowe przeżywane przez wielkich świętych miały miejsce za pozwoleniem Boga i nie wynikały ze szczególnych zdolności nimi obdarzanych. Nikt nie zostaje mistykiem, bo tak sobie postanowił. Mistykiem często zostaje się nieświadomie.
Zdarza się czasami, że napotykamy w pismach mistyków na fragmenty, które budzą nasze przerażenie, zdziwienie lub takie, które zmieniają nasze wyobrażenie o Bogu. Często, zmieszani i skołowani, pytamy samych siebie o to, dlaczego Bóg objawiający się świętym jest inny od tego, którego doświadczamy w naszym życiu. Odpowiedź jest stosunkowo prosta.
Zakładając, że nie ma jednej drogi do świętości i dla każdego Bóg przygotował osobne powołanie do zrealizowania, musimy w pokorze przyjąć, że każde doświadczenie Boga ma charakter bardzo osobisty. W tym sensie Bóg objawia się za każdym razem trochę inaczej, bo różni są ludzie, ich charaktery, historie i uczucia. Inaczej na Boga patrzyli Adam i Ewa w Raju, inaczej apostołowie, inaczej średniowieczni rycerze, a inaczej schorowana babcia z małej wioski. Jednak za każdym razem Bóg chciał się im objawiać i robił to w sposób odpowiedni do czasu i miejsca. Mądrość Boża polega miedzy innymi na tym, że potrafi On objawiać się w różnych okolicznościach i przez różne znaki.
W momencie, gdy ktoś zaczyna na poważnie „naśladować” życie duchowe mistyków, to z wielkim prawdopodobieństwem wchodzi on na prostą drogę do pokusy, którą nazywamy zachłannością duchową. Osoba taka wierzy, że poprzez lekturę pism świętych będzie doświadczała stanów, które są tam opisane. Traktuje tym samym Boga i duchowość w sposób bardzo instrumentalny. Żyjąc w przekonaniu o swojej wyjątkowości, zamyka się na autentyczne działanie Łaski.
Oczywiście, nie wykluczam, że Bóg powołuje również do doświadczeń mistycznych, ale nie jest to powołanie powszechne. Co więcej, prawdziwy mistyk sam nie wie o sobie, że jest mistykiem, a doświadczenie swoje traktuje jako zupełnie normalne i naturalne. Często nawet wydaje się mu, że inni podobnie doświadczają spotkania z Bogiem. Nie prosi zatem o szczególne wizje, natchnienia i nadnaturalne dary, bo nie uważa, że są one nagrodą za świętość. Życie mistyczne zawsze pozostaje pewną tajemnicą i często jedynie przez kierownictwo duchowe lub w czasie spowiedzi da się wyczuć, że ktoś prowadzony jest w sposób szczególny. Nigdy natomiast nie zdarza się, by autentyczni mistycy pytali o to, jak wywoływać u siebie stany mistyczne. To byłyby żarty z Pana Boga!
Zachłanność duchowa ma różne oblicza. Oprócz pewnego pragnienia mistyki, może się ona wyrażać również w przeakcentowaniu własnych praktyk duchowych. Osoba zachłanna będzie mnożyła swoje praktyki religijne i jednocześnie będzie chwaliła się nimi przed innymi. W takich wypadkach wracać należy do pouczenia Jezusa, który w odniesieniu do modlitwy i religijności poleca, aby były one praktykowane w ukryciu. Owo zamykanie się we własnej izdebce to autentyczny sprawdzian dla naszej pobożności. Mistykiem jest nie ten, kto uchodzi za takiego między ludźmi, lecz ten, kto zamykając za sobą drzwi od swojego pokoju, nadal przebywa w Bożej obecności, mimo nieobecności ludzi. W życiu duchowym nic nie może być na pokaz. Powiem więcej: dobrze się dzieje, gdy jesteśmy nieświadomi własnej świętości. Nasza prawica ma nie wiedzieć, co czyni lewica. Tylko tak autentycznie wchodzimy w relację z Bogiem i nie wykorzystujemy Go do realizacji własnych ambicji duchowych.
Życie duchowe w codzienności jest niezwykle proste – pozbawione wszelkiej zachłanności, a nawet w pewien sposób niedocenione we własnym mniemaniu. Czasami aż zadziwia swoim brakiem skomplikowania. Wielu ludzi prowadzi życie prawdziwie mistyczne, wykonując swoje obowiązki. Mistyką staje się wtedy uśmiech do drugiego człowieka, uprzątnięcie przydrożnej kapliczki czy zapalenie małego znicza na grobie bliskiej osoby. To, co wielkie, nie powinno nas pociągać. Jeżeli Bóg będzie chciał nam dać więcej, niż o to prosimy, na pewno uczyni to bez naszej wiedzy.
ks. Mateusz Szerszeń CSMA
opr. ab/ab