Radość pośród cierpienia

Francuska mistyczka, Sługa Boża Marta Robin i jej droga trudnej radości

W liście apostolskim Jana Pawła II Salvifici doloris z 1984 r. jest rozdział zatytułowany Ewangelia cierpienia, w którym czytamy: Człowiek nie odnajduje sensu swego cierpienia na swoim ludzkim poziomie, ale na poziomie cierpienia Chrystusa. Równocześnie jednak z tego Chrystusowego poziomu ów zbawczy sens cierpienia „zstępuje na poziom człowieka” i staje się poniekąd wyrazem jego własnej odpowiedzi. Wówczas też człowiek odnajduje w swoim cierpieniu pokój wewnętrzny, a nawet duchową radość (nr 26). Taką trudną radość pośród cierpienia możemy zauważyć u wielu świętych. Należy do nich również francuska mistyczka, Sługa Boża Marta Robin.

Radość pośród cierpienia

Przedstawiając mistyczkę obdarzoną stygmatami męki Pańskiej, trzeba mieć świadomość, iż dotykamy nadprzyrodzonej tajemnicy, która wymyka się ściśle naukowym badaniom. Racjonalna refleksja, pozbawiona zmysłu wiary, jest bezradna wobec takiego przejawu działania Boga. Dlatego zrozumiałe są rodzące się trudności niektórych naukowców. Zapoznajmy się ze świadectwem życia Marty Robin. Jedynie zachowując pokorną, pełną wiary postawę, możemy nieco zrozumieć i rozjaśnić jej tajemnicę.

W jej życiu bardzo wcześnie zaczął działać Bóg, obdarzając ją wieloma łaskami.

Przyjęte cierpienie

Marta Robin (1902-1981) pochodziła z francuskiej, dość zamożnej chłopskiej rodziny. Jako dziewczynka wykonywała proste prace w domu i w gospodarstwie. Bardzo lubiła chodzić do szkoły i uczyć się. W wieku 16 lat musiała jednak przerwać naukę z powodu początku tajemniczej choroby — rozwijającego się paraliżu kończyn. Coraz bardziej doświadczała ograniczenia ruchu, w końcu została całkowicie unieruchomiona. Miała wtedy 28 lat. Wkrótce potem Pan Jezus obdarował Martę stygmatami swojej męki. Zapytał ją, czy przyjmuje to cierpienie, by ratować biednych grzeszników i wypraszać im łaskę zbawienia, ona zaś chętnie się zgodziła. Cierpienie miało dla niej wielkie znaczenie, budziło do miłości i ją pomnażało. Z powodu całkowitego paraliżu gardła Marta nie mogła przyjmować pokarmów i napojów. Od tego czasu przez 50 lat jej jedynym pokarmem była Komunia św., przyjmowana raz lub dwa razy w tygodniu. Odkąd Marta otrzymała stygmaty, w każdy piątek przeżywała na nowo konanie Jezusa na krzyżu. Przez kilkadziesiąt lat wcale nie spała. Gdy pytano ją, jak to jest możliwe, odpowiadała, że wypoczywa w Bogu.

Córka Kościoła

Radość pośród cierpienia

Podczas II Soboru Watykańskiego Marta z uwagą śledziła jego obrady. Interesowały ją zagadnienia dotyczące duchowości świeckich, powszechnego powołania do świętości, a także proces odnowy Kościoła przez powrót do źródeł Bożego Objawienia. Warto podkreślić również posłuszeństwo Marty władzom kościelnym: papieżowi, biskupowi diecezji oraz miejscowemu proboszczowi. Pius XII wysyłał do niej dominikanina, o. Réginalda Garrigon-Lagrange'a, który przekazał Ojcu Świętemu pozytywną ocenę dotyczącą mistyczki.

Ważnym wydarzeniem w życiu Marty Robin było spotkanie z ks. Georges'em Finetem z Lyonu, którego widziała w mistycznej wizji cztery lata wcześniej, gdy ratował i rozgrzeszał ludzi po trzęsieniu ziemi. Został on jej kierownikiem duchowym i służył wielkim wsparciem w jej przedsięwzięciach. Wkrótce z inicjatywy Marty w wiosce zorganizowana została szkoła dla dziewcząt, a potem dla chłopców. Następnie powstał ośrodek rekolekcyjny, pierwsze centrum Ogniska Światła i Miłości, skupiające osoby inspirujące się jej duchowością.

Duchowe owoce

Do Marty przynoszono dzieci ze wsi, by je błogosławiła. Ona zaś udzielała rad w różnych trudnych sprawach, zadziwiała wszystkich mądrością i doświadczeniem życiowym. Zawsze pogodna i zrównoważona, obdarzała innych wewnętrzną harmonią.

Cennym źródłem w poznaniu życia mistyczki jest Dziennik duchowy, zwłaszcza jej modlitwy. Z jej refleksji wynika, że w cierpieniu zawiera się wielka moc Boża, która ma znaczenie zbawcze. Marta napisała, że cierpienie niesie radość i wewnętrzną harmonię. A jej cierpienie było przemienione miłością.

Na początku września 1939 r. Marta została niewidoma, wielkie cierpienie sprawiało jej światło. Wszystko jednak, co było krzyżem w jej życiu, ofiarowała w intencji nawrócenia grzeszników. Dzięki spotkaniu z nią wiele osób odzyskało żywą wiarę. Pisała listy do morderców skazanych na karę śmierci, którzy dzięki jej ofierze i modlitwie wstawienniczej jednali się z Bogiem. Ona sama żyła pomiędzy niebem a ziemią.

Radość pośród cierpienia

Jean Guitton napisał, że Marta Robin stała u bram piekła, by ratować tych, którzy dzięki jej cierpieniu i nieustannej modlitwie do niego nie trafili. Heroiczność cnót mistyczki została potwierdzona przez Benedykta XVI.

ks. Marek Wójtowicz SJ

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama