Modląc się, łatwo jest ulec pokusie uważania za lepsze tego, co jest uporządkowane i usystematyzowane. Tymczasem trzynaście wieków chrześcijaństwa modliło się bez systemów i wydało bardzo wielu wybitnych ludzi modlitwy. Warto więc w modlitwie zostawić miejsce Bogu, a nie wszystko porządkować według ludzkich schematów
Metody wprowadzające do modlitwy
Ponieważ modlitwa nie jest tylko sprawą łaski Bożej, ale i sprawą ludzkiego działania, trzeba się w nią wdrażać przez pewne ćwiczenia wprowadzające. Pewne metody elementarne każdemu są potrzebne, ale nie wszyscy takich samych pomocy potrzebują. Do takich metod elementarnych wprowadzających w świat modlitwy należy czytanie duchowne, modlitwa ustna, rozmyślanie, wraz z całą gamą różnych metod i systemów rozbudowanych przez wieki.
Dawni mnisi praktykowali wielogodzinne czytanie, tzw. lectio divina, którego materiałem były przeważnie Księgi natchnione ale także i literatura patrystyczna. Metoda mnisza opierała się na obfitym odżywieniu duchowym, które wraz z Oficjum tworzyło harmonijną całość i stwarzało klimat rozmodlenia. W tych warunkach modlitwa płynęła swobodnie i nie potrzebowała ścisłych ram. Ta równowaga pełna pokoju została zachwiana na skutek mnożenia się różnorakich prac i zajęć. Z trzech zasadniczych elementów tej równowagi: lectio divina, Oficjum chórowe i praca, przeważnie fizyczna, jedne zaczęły się kurczyć, drugie zaś nadmiernie się rozbudowały i zmieniły swój charakter. Rozbudowała się przede wszystkim praca i stała się bardziej apostolska lub naukowa, co mniej sprzyjało utrzymaniu atmosfery rozmodlenia, absorbowało umysł, powodowało liczne rozproszenia. Zabierając stopniowo coraz więcej czasu, praca pochłonęła w dużej mierze tak ważny element duchowości mniszej jak lectio divina. A ponieważ Oficjum pozostało niezmienione, zaczęto coraz bardziej odczuwać przeładowanie modlitwą ustną, nie opartą o dostateczne zaplecze skupienia i przemyślenia. Modlitwa ustna, wyjęta ze swego naturalnego kontekstu, stała się rozproszona i nużąca.
Pewien dojrzały zakonnik opowiadał mi swoje własne doświadczenia w tej materii. Jako młodzieniec bardzo lubił modlitwę i wiele czasu jej poświęcał. Dwie lub trzy tajemnice Różańca wystarczały mu na godzinę modlitwy. Odprawiając Drogę Krzyżową po pół godziny był dopiero przy trzeciej Stacji. Każda tajemnica dostarczała mu pokarmu na długie rozmyślanie. Gdy wstąpił do pewnego starego zakonu, wszystko się zmieniło. Nauczono go odmawiać Różaniec w 15 minut, a Magister, gdy zauważył, że nowicjusz bardzo długo odprawia Drogę Krzyżową, powiedział: „Nauczę cię odprawiać Drogę Krzyżową”. Odprawili ją razem w 15 minut. Trzeba było jeszcze odmówić całe Oficjum i Oficjum o Matce Bożej... Gdy po kilku miesiącach nowicjatu Magister zapytał nowicjusza, jak się czuje, ten odpowiedział: „jak pies w studni”, stałem się „tybetańskim młynkiem”. Wówczas Magister głęboko zawiedziony odpowiedział: „a ja myślałem, że zrobię z ciebie męża modlitwy”.
Do XIII w. panował ten styl modlitwy, oparty na obfitym odżywianiu ducha świętymi myślami, z których modlitwa czerpała swe natchnienie w sposób jakby naturalny. Zasadnicze zmiany pojawiają się w XIV w. Wówczas pojawiają się coraz liczniej różne systematyczne metody wprowadzania w modlitwę. Autorzy ówcześni zaczynają tworzyć różne scalae – schody, drabiny i exercitatoria – ćwiczenia oraz coraz bardziej je systematyzować. W XV w. znany kanonik brukselski Mombaer (1494) wypowiada zdanie, że jeżeli modlitwa nie oprze się na uporządkowanej serii rozmyślań (ordinata series contemplationum), to nie będzie dobrą modlitwą. Nie ulega wątpliwości, że te zmiany odpowiadały określonym potrzebom epoki, ale duch ludzki, ulegając swej naturalnej pokusie uważania za lepsze tego, co jest przezeń uporządkowane i usystematyzowane, poszedł za daleko, zapominając, że trzynaście wieków chrześcijaństwa modliło się bez tych systemów i wydało bardzo wielu wybitnych ludzi modlitwy. Charakterystyką czasów, które bezpośrednio poprzedziły naszą epokę, było z pewnością jakieś przecenianie znaczenia ścisłych systemów wprowadzających w modlitwę. Gdy ksieni benedyktynek z Solesmes, Cécile Bruyére, napisała swoją książkę o modlitwie według Pisma Świętego i Ojców, przypominając dawne metody modlitwy, niektórzy specjaliści od życia duchownego ocenili książkę bardzo surowo i uważali tę próbę za zuchwałą.
Znałem pewne seminarium, gdzie w ciągu półgodzinnej medytacji najdłuższa przestrzeń czasu, którą duch mógł dysponować, by nabrać rozpędu, wynosiła zaledwie 7 minut. Resztę czasu stanowiło szereg różnych aktów sugerowanych przez ojca duchownego, który prowadził rozmyślanie. Tego rodzaju praktyki rozwijają raczej niechęć do modlitwy wewnętrznej, aniżeli jej umiłowanie. Później, w życiu kapłańskim czy zakonnym, niedorozwój życia modlitwy i nieumiejętność modlenia się z pewnością stały się przyczyną niejednej katastrofy duchowej.
Potrzeba tu wielkiego umiaru. Pewne sposoby elementarne są konieczne. Czytanie duchowne zwłaszcza Pisma Świętego, modlitwa ustna, rozważanie jakiegoś tekstu – to są te najprostsze metody elementarne, najbardziej naturalne dla duszy ludzkiej. Nawet w czasach największego zapału do metod systematycznych nigdy one nie stały się najpowszechniejszą szkołą modlitwy dla ogółu chrześcijan. Nawet w okresie największego ich powodzenia, ogólną szkołą modlitwy dla chrześcijan zawsze była liturgia, modlitwa ustna i czytanie, względnie słuchanie słowa Bożego lub innych tekstów o Bogu i Bożych sprawach.
Trzeba jednak bardzo uważać, by odejście od metod systematycznych, które charakteryzuje dzisiejsze pokolenie, nie było wyrazem duchowego rozleniwienia i braku gotowości do poważnego wysiłku, bez którego do pełniejszego rozwoju życia modlitwy żadną drogą dojść nie można. Czy droga będzie systematyczna czy niesystematyczna, wkład duchowego wysiłku musi zawsze być poważny i ciągły. Na żadną cechę modlitwy Ewangelia i Listy Pawłowe nie kładą takiego nacisku, jak na wytrwałość. Trzeba również wziąć pod uwagę, że metody systematyczne, wypracowane w ciągu wieków przez znających się dobrze na Bożych sprawach, nie utraciły swej wartości i dziś jeszcze mogą być stosowane przez wiele osób świeckich i zakonnych z dużym pożytkiem. Nie należy tych metod narzucać, ale należy je udostępniać w ich formie autentycznej, nie zniekształconej przez praktykę ludzi, którzy przyswoili sobie tylko zewnętrzną strukturę systemu, a nie uchwycili jego głębokiej myśli inspirującej. W ten sposób powstały karykatury metod systematycznych i te karykatury zraziły wielu do metod, których właściwie nie znali.
Fragment książki „W szkole modlitwy”
Piotr Rostworowski OSB / EC – benedyktyn, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu. Więzień za czasów PRL-u. Kameduła – przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii. W ostatnim okresie życia rekluz oddany całkowitej samotności przed Bogiem. Zmarł w 1999 roku i został pochowany w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu. “Był zawsze bliski mojemu sercu” – napisał po Jego śmierci Ojciec Święty Jan Paweł II. Autor licznych publikacji z dziedziny duchowości i życia wewnętrznego.