Fragmenty książki o sensie cierpienie, bez gotowych recept i diagnoz (wstęp)
Richard Leonard SJ GDZIE DO DIABŁA JEST BÓG? |
|
Filozoficzne i teologiczne książki próbujące odpowiedzieć na pytanie, gdzie i jak odnaleźć Boga w ludzkim cierpieniu, mają na ogół dość formalny, naukowy charakter. Chociaż nie zawsze zgadzam się z przedstawianą w nich argumentacją i wnioskami autorów, to jednak uważam je za bardzo ważne. Odkryłem nawet, że ich intelektualny dystans w pewnym sensie pomaga mi prowadzić rozważania na ten, bynajmniej nieobcy mi, temat.
Mam wprawdzie nadzieję, że ta książka zasługuje na miano inteligentnej, nie pisałem jej jednak z myślą o środowiskach akademickich. Nie będę w niej na nowo rozważał ze wszystkich stron prastarych argumentów, przytaczanych w ramach intelektualnych poszukiwań, które obecnie nazywamy teodyceą. Książka ta zrodziła się z osobistego doświadczenia zmagań z rodzinną tragedią, która zmusiła mnie do zmierzenia się z fundamentalnymi pytaniami dotyczącymi zachowania wiary w kochającego Boga w obliczu zła. Nie mam zamiaru przypisywać zbyt dużego znaczenia tej skromnej pracy, która mieści się idealnie w ramach tak zwanej teologii spekulatywnej. Od wielu stuleci umysły większe niż mój podejmują podobne zagadnienia i dochodzą do różnych wniosków. I bardzo dobrze. Problem jednak w tym, że w chwilach kiedy najbardziej potrzebowałem ich inspiracji, udzielane odpowiedzi okazywały się najmniej przydatne. Niewinię ich za to. Zdecydowana większość nie mogła przecież korzystać ze współczesnych badań biblijnych, teologicznych, naukowych i psychologicznych.
Pozatym, Kościół zdaje sobie sprawę, że niemoże wygłaszać rozstrzygających opinii na ten temat, ponieważ dopóki znajdujemy się poziemskiej stronie życia, nie wiemy, gdzie i jakie jest miejsce Boga w cierpieniach świata. Pisanie tej książki po prostu pomogło mi zachować wiarę w kochającego Boga, kiedy przechodziłem przez „ciemną dolinę”.
Podróż w terejony najlepiej chyba zacząć od pewnej historii. Elie Wiesel, Żyd ocalały z Holocaustu, napisał kiedyś: „Chcecie usłyszeć o królestwie ciemności? Nie da się opisać królestwa ciemności, ale pozwólcie, że opowiem wam pewną historię... Chcecie poznać kondycję ludzkiego serca? Nie da się opisać kondycji ludzkiego serca, ale pozwólcie, że opowiem wam pewną historię... Chcecie opisu tego, co nie do opisania? Nie da się opisać tego, co nie do opisania, ale pozwólcie, że opowiem wam pewną historię...”
Pozwólcie więc, że zacznę od pewnej historii. W dzień moich dwudziestych piątych urodzin superior domu zakonnego, w którym wówczas przebywałem, obudził mnie o świcie i powiedział, żedzwoni moja matka. Moja rodzina nie należy do najbardziej wylewnych i raczej nie dzwonimy do siebie nad ranem w urodziny. Kiedy jednak usłyszałem głos mamy, od razu wiedziałem, że nie jest to radosny, urodzinowy telefon. „Twoja siostra miała wypadek. Muszę natychmiast dostać się do Darwin. Mam nadzieję, że pojedziesz ze mną”.
opr. ab/ab