"Tak bardzo chciałabym wrócić do domu"

Fragmenty biografii obfitującej w anegdoty i wspomnienia p.t. "Matka Teresa mi powiedziała"

"Tak bardzo chciałabym wrócić do domu"

Renzo Allegri

MATKA TERESA MI POWIEDZIAŁA

ISBN: 978-83-7505-826-0
wyd.: Wydawnictwo WAM 2011

Wybrane fragmenty
Słowo wstępne
Niezwykłe porozumienie
Cierpliwy i wynagrodzony
Piętnaście lat czekania
„Tak bardzo chciałabym wrócić do domu”
Drobna kobieta zakochana w Bogu
Pośród ludzi, których kochała
Pokojowa Nagroda Nobla
Dla Kościoła już jest błogosławiona

„Tak bardzo chciałabym wrócić do domu”

W zeszłym roku minęła setna rocznica urodzin Matki Teresy. Mogłaby jeszcze pozostawać z nami. Znam wiele osób, które przyszły na świat — tak jak ona — w 1910 roku, i nadal cieszą się życiem. Ale tak naprawdę ona również żyje, o wiele bardziej niż wtedy, gdy przebywała na ziemi. „Śmierć nie jest niczym innym jak tylko przejściem z życia pełnego trudów i cierpień do życia w świetle miłości i szczęścia w Bogu” — powtarzała często. A mówiła to takim tonem, że słuchającemu zapierało dech. Kiedyś spytałem ją znienacka: „Siostra boi się śmierci?”.

Od kilku dni przebywałem w Rzymie. Spotkaliśmy się kilka razy i właśnie przyszedłem pożegnać się z nią przed moim odjazdem do Mediolanu.

Popatrzyła na mnie, jakby chciała zrozumieć powód tak sformułowanego pytania. Pomyślałem, że palnąłem głupstwo, mówiąc o śmierci. Próbowałem naprawić błąd. „Widzę, że siostra odpoczęła” — powiedziałem. — „Wczoraj wyglądała siostra na bardzo zmęczoną”.

„Tak, wreszcie odpoczęłam” — przyznała.

„W ciągu ostatnich lat przeszła siostra kilka dość skomplikowanych operacji w związku z chorobą serca. Trzeba by zadbać o zdrowie, mniej podróżować”.

„Wszyscy mi to mówią. Ale ja muszę myśleć o dziele, które powierzył mi Jezus. Kiedy nie będę już potrzebna, On mnie sam zatrzyma”. — I zmieniając zupełnie temat, spytała: „Gdzie pan mieszka?”.

„W Mediolanie”.

„Kiedy pan wraca do domu?”.

„Mam nadzieję, że dzisiaj wieczorem. Chciałbym zdążyć na ostatni samolot. Jutro, w sobotę, mógłbym zobaczyć się z rodziną”.

„Ach, widzę, że cieszy się pan z powrotu do domu, do rodziny” — uśmiechnęła się Matka Teresa.

„Prawie od tygodnia nie mam z nimi kontaktu” — próbowałem usprawiedliwić swój entuzjazm.

„Dobrze, dobrze” — dodała. — „Bardzo dobrze, że się pan cieszy. Proszę jechać do żony, dzieci, swoich bliskich, do domu. Tak właśnie powinno być”.

Na chwilę zamilkła. Potem powróciła do przerwanego wątku śmierci: „Ja też byłabym szczęśliwa, podobnie jak pan, gdybym mogła powiedzieć, że dzisiaj wieczór umrę. Umierając, poszłabym do domu. Do nieba. Poszłabym do Jezusa. Poświęciłam życie Jezusowi. Jako zakonnica zostałam Mu poślubiona. Widzi pan, noszę obrączkę na palcu jak kobiety zamężne. Jestem poślubiona Jezusowi. Wszystko, co tutaj robię, na ziemi, robię z miłości do Niego. Umierając, wróciłabym do domu. Do mojego Oblubieńca. Poza tym tam, w niebie, odnalazłabym także wszystkich moich bliskich. Tysiące osób, które umarły w moich ramionach. Więcej niż czterdzieści lat minęło, odkąd oddałam swoje życie na służbę chorym i konającym. Ja i moje siostry zbieramy ich z ulic, szczególnie w Indiach, tysiące; tysiące osób na progu śmierci. Zanosimy je do naszych domów i pomagamy im godnie odejść. Wielu oddało ostatnie tchnienie w moich ramionach, podczas gdy ja uśmiechałam się do nich i głaskałam ich drżące twarze. Dlatego kiedy umrę, spotkam ich wszystkich. Oni tam na mnie czekają. W tych ostatnich trudnych chwilach na ziemi pokochaliśmy się serdecznie. Nadal się kochamy, pamiętając o sobie. Kto wie, jakie przyjęcie mi zgotują, gdy mnie znów zobaczą! Jak mogłabym bać się śmierci? Ja jej bardzo pragnę. Kiedy przyjdzie, będę mogła wreszcie powrócić do domu”.

Nigdy więcej nie słyszałem, żeby Matka Teresa tak dużo i z takim entuzjazmem mówiła. W wywiadach, a także w rozmowach prywatnych była zazwyczaj zwięzła, dawała krótkie i szybkie odpowiedzi. Tego dnia jednak, odpowiadając na moje dziwne pytanie, zdobyła się na prawdziwą przemowę. Podczas gdy odkrywała przede mną swe myśli, jej oczy promieniały szczęściem, a z twarzy bił zadziwiający spokój.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama