Fragmenty książki "Ucieczka za Świata? Zakony dzisiaj"
Copyright © Wydawnictwo WAM 2003
Rozdział V
Ostatnio pojawiły się tendencje do podważania bądź całkowitego odrzucenia potrzeby władzy w zgromadzeniach i wspólnotach zakonnych. Opierają się owe tendencje na dwóch przesłankach.
Przesłanka pierwsza odwołuje się do charyzmatycznego charakteru zgromadzeń zakonnych, z którym byłyby rzekomo sprzeczne wszelkie przejawy organizacyjnego zhierarchizowania. Drugą przesłanką ma być prymat osoby powołanej przez Ducha Świętego indywidualnie i w najgłębszej sferze jej istoty. Do tej drugiej przesłanki powrócimy nieco później. Odnosząc się zaś do pierwszej, nie wolno nam pominąć kilku istotnych elementów. W Kościele nie istnieje ekskluzywizm — czy to hierarchiczny, czy charyzmatyczny. Cały lud Boży jest pod działaniem Ducha Świętego — biskupi, kapłani, diakoni, zakonnicy, świeccy. Służebna powinność, przyjmowana przez niektórych w sakramencie kapłaństwa, udzielanym w Kościele, dzięki czemu stają się oni jego ciałem hierarchicznym, nie tylko nie pozbawia ich, jako odrębnych osób, natchnienia Ducha, lecz pomnaża je ze względu na służbę, jaką mają pełnić. Tak więc z przynależnym do natury Kościoła wymiarem hierarchicznym łączy się również wymiar charyzmatyczny.
Zakonnicy i zakonnice nie pojawiają się w życiu Kościoła jako jego istotowo konieczny składnik. Wyłaniają się ze świadomości Kościoła i są przez Kościół hierarchiczny aprobowani. Zatwierdzając taki czy inny zakon lub zgromadzenie zakonne, Kościół hierarchiczny opiera się na znajomości jego charakteru, jego pierwotnego doświadczenia duchowego, jego celów, misji lub posługi, jaką w zgodzie z tym wszystkim pragnie konkretna wspólnota zakonna ofiarować całemu Kościołowi. Niezależnie od tego, czy jest to zawarte w Formule lub Zarysie danego instytutu, czy jest już bardziej rozwinięte jako Reguła bądź Konstytucje — sprawą zasadniczą jest prawne zatwierdzenie przez Kościół hierarchiczny tej nowej wśród wiernych wspólnoty czy nowego ciała apostolskiego, zatwierdzenie w imieniu całego ludu Bożego, z uznaniem charakteru, kształtu i celów tejże wspólnoty. Lecz ten sam Kościół, który uznaje i aprobuje nową wspólnotę, domaga się od niej wierności względem pierwotnego projektu. Dlatego nie zatwierdzi takiej grupy, która w sposób szczególny nie zobowiąże niektórych spośród swoich członków do odpowiedzialności za życie własnego instytutu. Są oni przeważnie wybierani lub wyznaczani przez zainteresowaną grupę. Lecz sama ich służba i misja sprawowania władzy, pochodzi również od Kościoła hierarchicznego, który powierza w ten sposób owej grupie, w osobach jej przedstawicieli, troskę o dobro całego ciała apostolskiego. Kościół sprawuje zatem opiekę i czuwa nad grupą na poziomie powszechnym, za pośrednictwem papieża, i na poziomie lokalnym — za pośrednictwem biskupów. Tak więc władza w życiu zakonnym jest — z racji jej związku z władzą Kościoła, który przyjmuje i zatwierdza grupę — również pewną formą obecności hierarchii w łonie wspólnoty charyzmatycznej. Ta obecność przejawia się na różnych poziomach, najczęściej na poziomie ogólnym, prowincjonalnym i lokalnym. Z tych względów osoba przełożonego ma i zawsze mieć będzie właściwą sobie misję w obrębie Kościoła, w którym sytuuje się życie zakonne w jego różnych formach instytucjonalnych.
Doświadczenie i psychologia społeczna wyraźnie dowodzą, że grupa ludzka nie może obejść się bez przełożonego — czy to będzie koordynator, szef, lider, czy też określimy go jeszcze inaczej. Albo sama obiera sobie przywódcę, albo go otrzymuje. Albo też — jeżeli naiwnie pragnie funkcjonować bez przełożonego — on sam się z niej wyłania za jej zgodą lub wbrew jej woli. Gdy jakaś grupa ludzi twierdzi, iż nie potrzebuje przywódcy, znaczy to na ogół, że już go ma.
Naturalne wyłanianie się przywódcy czy przełożonego posiada wiele zalet w przypadku rozmaitych grup społecznych, na ogół jednak nie jest zalecane dla wspólnot zakonnych. W nich bowiem rola przełożonego nie sprowadza się do sfery organizacji, która posiada swoje prawa i swoje metody potwierdzone przez praktykę. Rola przełożonego w zakonie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, mieści się raczej w sferze przenikania tajemnicy człowieka, poznawania pedagogii Bożej w stosunku do poszczególnych osób, jak również odczytywania — dla dobra ciała apostolskiego — ich historii, żeby w ten sposób odkrywać wolę Ojca względem wszystkich. Przełożony jest więc we wspólnocie zakonnej pierwszą osobą, która stale podejmować ma rozeznawanie. Dlatego szczególnie on nie może odsuwać się od innych. Przełożony zasięga rady, wysłuchuje, przeczuwa, zespala dążenia wspólnoty; posiadając ogólną znajomość możliwości wszystkich, poszukuje najlepszego sposobu przylgnięcia do woli Pana. W tym sensie jest on pierwszym posłusznym; wie, że to do niego należy w całym procesie rozeznawania i po jego zakończeniu wspomaganie grupy w wypracowaniu decyzji i w krytycznej ocenie decyzji wcześniej podjętych; wie, że to on musi się zdobyć na wielkie i brzemienne decyzje, których grupa nie ma odwagi powziąć. Może zaistnieć również taka sytuacja, że po wysłuchaniu grupy będzie zmuszony — wobec jej niezdecydowania i braku w niej zasadniczej zgody —sam podejmować decyzje uwzględniając w nich nastawienie całego ciała apostolskiego, które dąży do rozpoznania woli Pana.
Wszystko to sprawia, że misja przełożonego w zakonie, jeśli się jej nie postrzega wyłącznie w świetle posłuszeństwa jako zhierarchizowanej podległości, okazuje się nadzwyczaj trudna i delikatna. Ze względu na charakter swej funkcji, którą jest służenie grupie, przełożony powinien być, bardziej niż ktokolwiek inny, wrażliwy na znaki Boże, gdziekolwiek się objawiają. Świadom tego, że ma pobudzać bądź ułatwiać proces rozeznawania, a także tworzyć klimat autentycznej wolności, który pozwoli wszystkim wyrazić własną opinię — nie może przełożony narzucać swojego punktu widzenia ani tak dyplomatycznie kierować owym procesem, by dojść tam, gdzie on sam chce. Nic tak nie podkopuje autorytetu przełożonego, jak dostrzegane przez wspólnotę jego uchybianie prawdzie. Ograniczenia są niemal zawsze rozumiane i tolerowane.
Natomiast nie do przyjęcia jest dwulicowość kogoś, kto pragnie się narzucać, a jeszcze bardziej nie do przyjęcia chęć zasłaniania się pozorami poszukiwania zgody. Ale i też nie jest możliwy proces rozeznawania woli Bożej bez zaistnienia we wspólnocie głębokiej jedności serc; ona zaś wypływa u wszystkich z postawy ubóstwa egzystencjalnego i ubóstwa osobowego, z gotowości uznania własnych ograniczeń oraz akceptacji drugiego człowieka z jego ograniczeniami, jak również z woli oddania na służbę miłości tego, co w nas jest wartością, by złączło się z wartościami innych.
opr. ab/ab