Fragmenty zbioru nie publikowanych dotąd konferencji p.t. "Wyjdź do światła!", zawierających przesłanie, jakie kierował ojciec Badeni najczęściej do ludzi młodych
Joachim Badeni OP, Judyta Syrek Wyjdź do światła! Przesłanie świętego grzesznika |
|
Zakon to taka dziwna instytucja — mawiał Badeni — człowiek przychodzi, widzi różne kręgi towarzyskie i zastanawia się, do którego się wpisać? Do tej szarzyzny? Chyba tak... Do łobuzów? Raczej nie. Do tych świętych? Jeszcze nie... W klasztorze w Anglii, gdzie zaczynał swoją dominikańską formację, „szarzyzna” oczywiście była, ale wzorów świętości również nie brakowało.
Mój magister w Anglii był bardzo ciekawym człowiekiem. Golił się bez mydła, samą żyletką[26]. Uważał, że mydło to rozpusta. Był też inny ciekawy dominikanin w Anglii, ojciec Wincenty,celtycki symbol świętości — strasznie był święty — spał na podłodze w celi albo w kościele. Studiował zaś na kolanach. Miał taki długi stół u siebie i na nim była Suma teologii, Pismo Święte po hebrajsku i po grecku oraz jego notatki — bardzo dużo ich było. Również golił się bez mydła. Po Londynie chodził w habicie i kapie — jedyny z całego londyńskiego klasztoru. A za nim zawsze szła chmara dzieci i trzymały się jego różańca. I tak po Hyde Parku sobie spacerował, ojciec Wincenty — magister świętej teologii. To nie był taki magister, jakich dzisiaj pełno łazi po świecie, wtedy magister to był najwyższy tytuł naukowy — pochodzi jeszcze ze średniowiecza, obecnie w Zakonie Dominikańskim przyznawany jest przez Kapitułę Generalną. Ten człowiek dużo się jednak modlił na różańcu. Wielki teolog, pisał artykuły naukowe, a nabożeństwo do Różańca miał.
Badeni, pomimo że Różaniec jest charakterystyczny dla duchowości dominikańskiej, nie umiał przebić się przez nudę przesuwania paciorków. Z wiarą przebijał się przez studium „Sumy teologii” i ciągle szukał innych metod modlitwy.
Zanim wstąpiłem do dominikanów — próbowałem metody ignacjańskiej. Sześć dni spędziłem w Anglii z jezuitą, który dał mi indywidualne rekolekcje ignacjańskie. Ciekawe to było. Miałem pięć godzin medytacji dziennie. W drugim tygodniu było najciekawiej. Najpierw musiałem przepaść piekielną wyobrazić sobie. Potem kazano mi zmysł słuchu poruszyć i usłyszeć wrzaski potępionych, a na koniec poczuć zapach siarki bijący z przepaści piekielnej. Przez godzinę musiałem tak wytrzymać — nawet godzinę i pięć minut. Po godzinie człowiek chciał już wiać, ale wtedy, diabłu na złość, trzeba było jeszcze dodać tych pięć minut. To jest bardzo znana szkoła modlitwy, przez papieży zachwalana. Dzisiaj ma ogromne powodzenie. Być może jest to najważniejsza szkoła w kościele katolickim. Ale są różne podejścia do modlitwy. Benedyktyni uważają, że liturgia w zupełności wystarczy. Cystersi tak samo. Natomiast im jest zakon młodszy, tym bardziej nerwowo szuka sposobu na modlitwę. Dominikanom ani szukanie, ani taka medytacja nie są potrzebne. My mamy Sumę teologii. Ale czy jest możliwa metoda modlitwy w oparciu o teksty dzieł św. Tomasza, a nawet innych wielkich dzieł teologii? Nie tych małych, pisanych przez różnych księży, te, myślę, można odstawić spokojnie na bok. Wydaje się wam pewnie nieprawdopodobne, żeby to, co jest udręką, mogło być modlitwą. Ale ja myślę, że może być. Ponieważ ci wielcy teologowie modlili się właśnie tymi tekstami. Świętemu Tomaszowi z Akwinu czy św. Albertowi Wielkiemu wystarczyło umysłowe podejście do tajemnicy Boga. Tu jednak trzeba dodać pewne zastrzeżenia. Podejścia do Pana Boga poprzez pojęcia teologiczne oparte na filozofii, z pomocą których próbujemy ująć Boga, muszą być nośne w stosunku do Jego tajemnicy. Jeżeli czytając księgę teologii starożytnej, zamykam się tylko w jej oprawie, to nigdzie mnie nie poniesie — do biblioteki jedynie. Czytanie teologii musi być nośne w sensie duchowym. I myślę, że wiele jest takich dzieł w teologii starożytnej. Wystarczy wykroczyć poza studium. Ja tak robiłem ze współbraćmi w seminarium. Przygotowując się do kolejnego wykładu, otwieraliśmy Sumę teologii i czytaliśmy wybrany fragment po łacinie — tłumaczenia polskie są bardzo różne, nie zawsze dobre, osobiście mam dobre angielskie tłumaczenie i z niego korzystam[27].
Z wiekiem i z kolejnymi doświadczeniami, Badeni zaczął odkrywać prostotę w modlitwie. W końcu nie dał się pokonać nudzie przesuwania paciorków i zaczął kontemplować tajemnice Różańca.
Znam kilku dominikanów, którzy w starszym wieku kontemplowali już tylko tajemnicę Różańca. Doszli do wniosku, że czas zajmowania się pojęciami o Bogu jest już za nimi. Natomiast przed nimi jest sama tajemnica Boga. Różaniec to metoda modlitwy. Czy łatwa? Myślę, że jest bardzo trudna, bo zwykle zatrzymujemy się na jej pierwszym. Mówimy tajemnicę, potem Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu. To jest dość nudne, ponieważ na tym etapie nie uświadamiamy sobie jeszcze, że konieczne jest odmawianie ustne z wiarą. Kiedyś miałem bardzo pyszałkowate podejście do Różańca. Uważałem, że ustna modlitwa jest trochę niepotrzebna. Liturgia, psalmy owszem, ale reszta modlitw jest dobra dla babek. Myślałem tak do czasu, kiedy postanowiłem spędzić kilka miesięcy w eremie u kamedułów, było to na przełomie 1961 i 1962 roku. Tam jeden stary zakonnik opowiadał mi o swoim współbracie, który miał dar modlitwy — cały dzień modlił się w oparciu o taki mały modlitewnik. Myślałem sobie, że to nonsens kompletny, taka gadanina tylko. I w duchu zlekceważyłem kamedułę — to nie był grzech ciężki, ale chyba powszedni. Pomyślałem: Kameduła ciągle klepie paciorki i powtarza coś z modlitewnika, a ja dominikanin mam pełną kontemplację. Dzisiaj trochę zmieniłem zdanie. Odkryłem, że jest dar modlitwy ustnej kontemplacyjnej. Potem zauważyłem, że ojcowie jezuici również to odkryli.
Różaniec odmawiany w kościołach licznym wiernym do zbawienia wystarczy. Nie każdy ma potrzebę wgłębiać się w to nabożeństwo. Ojciec Joachim, opierając się na dominikańskiej szkole kontemplacji, ostatecznie przełamał zniechęcenie i doszedł do tajemnic bosko-ludzkiego życia.
Jeślibyście przypadkiem wytrzymali w Różańcu[28] — a myślę, że to wbrew pozorom jest częste zjawisko — i odmawiali go z ciemną wiarą, to zyskacie oczyszczenie. Zobaczycie sceny wzajemnie się przenikającą, dotyczące życia Syna Bożego i Jego Matki na Ziemi. Modląc się, nie mam wiedzy, jak to życie wygląda, tylko wierzę, że jest zawarte w tych paciorkach, które noszę przy sobie. Dalej więc jeszcze jakiś czas trwam w tej modlitwie. Jak długo trzeba trwać? To jest sprawa indywidualna. Według teologii mistycznej św. Jana od Krzyża w ten sposób właśnie oczyszcza się wiara, choć dalej zostaje ciemna. Nic nie widzę, tylko odmawiam i mam poczucie ogromnej mocy wiary. To są tylko paciorki i dobrze znane modlitwy, ale sprawiają, że wiara we mnie rośnie — wbrew poczuciu pewnego zniechęcenia. Przypuśćmy, że jakiś ks. prof. hab. Atanazy Pompka będzie drwił z Różańca i uważał, że ważniejsze jest rozważanie aspektów emocjonalno-intelektualnych rozwoju życia duchowego kleryka. Rzeczywiście bardzo ciekawe, ale w sensie mądrości Bożej to jest po prostu głupiutkie. W takich poszukiwaniach chodzi tylko o to, żeby troszkę pieniążków zarobić. Może ów profesor ma ambicje naukowe, ale nie ma mądrości, na pewno.
Jeżeli wytrwacie na Różańcu dalej, to po pewnym czasie zaczynają się dziać rzeczy dziwne. Trwając, zaczynam widzieć sceny z Ewangelii, które są treścią rozważań — to są możliwości zakodowane w Różańcu. Widzę je na żywo. Zwiastowanie zaczyna się dla mnie aktualizować. Ciekawe, nie wiem, co to jest, nawet nie patrzę do encyklopedii życia wewnętrznego, mimo że mam ją pod ręką. Ale oddaję się z wiarą w to, co się ze mną dzieje w czasie tej modlitwy. Mogę odmawiać jedną część dziennie, mogę wszystkie — to sprawa indywidualna. Nie zajmuję się tym, co widzę, żeby nie wpaść w samouwielbienie. Trwam i zaczynam widzieć obrazy tajemnicy Różańca po kolei...
Tajemnica to życie, a w Różańcu tajemnice drgają bosko-ludzkim życiem. Różaniec to jest tajemnica życia Syna Bożego i Jego Matki, których treścią pierwszą jest radość, drugą cierpienie, a trzecią chwała[29]. Kontemplując owe tajemnice, widzę, jak te trzy fenomeny wzajemnie się przenikają i tworzą jedno. Cierpienie jest chwalące, a radość ma element cierpienia. To nie jest radość głupkowata ani dyskotekowa, to jest Prawda.
Dotykam tajemnicy niewyrażalnej, ale myślę, że mogę o niej mówić kazanie czy konferencję. Nie analitycznie i nie obrazowo. Nie mogę też zapodać wiernym czegoś takiego, że zacznę opisywać Matkę Najświętszą i Anioła ze skrzydełkami — wielki taki z różą w garści nad Maryją stoi. Muszę przekazać same tajemnice i dziwne jest to, że pomimo niewyrażalności są one bardzo komunikatywne. Jeśli kaznodzieja potrafi o tym opowiedzieć wiernym, to ludzie powiedzą, że on mówi na podstawie własnego przeżycia. A świat dzisiaj poszukuje przeżyć, ludzie chcą coś przeżywać. Myślę, że kryzys Kościoła bierze się właśnie z braku przeżycia.
[26] Fragment konferencji z rekolekcji dla kleryków, Warszawa-Służew, 1997.
[27] Swój cenny zbiór książek ojciec Joachim przekazał już za życia bibliotekom w klasztorach dominikańskich.
[28] Rekolekcje dla studentów dominkańskich, Warszawa-Służew 1997.
[29] Konferencja wygłoszona w 1997 roku przed ogłoszeniem przez Jana Pawła II tajemnic światła.
opr. aw/aw