Kłamstwo wiarygodnie podane, czyli jak rozpoznać sektę

O sektach o. Tomasz Marjański — dominikanin, dyrektor Dominikańskiego Centrum Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych w Krakowie

Nikt o zdrowych zmysłach nie wstępuje do sekty. Nawet ci, którzy się w niej znaleźli, są przekonani, że nie jest to sekta, ale wspólnota, która wreszcie pomoże im zaspokoić potrzeby emocjonalne, duchowe a niekiedy ekonomiczne

Bardzo często traktujemy sektę wyłącznie jako grupę religijną, tymczasem nie jest to do końca prawda. Posłużę się tu definicją, której używamy na co dzień w Dominikańskim Ośrodku Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych:

sekta to grupa o silnie rozwiniętej władzy, posiadająca dwa różne cele: zewnętrzny i wewnętrzny (ukryty). Dzięki temu sekta potrafi ukryć swoje prawdziwe intencje i w tak dobrym świetle przedstawić swoją propozycję, że nieraz osoby mające szlachetne pobudki zostają przez nią zwerbowane i wykorzystane. Definicja mówi dalej, że członkowie sekty poddawani są głębokiej psychomanipulacji, której celem jest uzależnienie od lidera bądź grupy. Wreszcie sekta ukrywa normy postępowania; byli członkowie sekt mówią często, że z czasem przestali wiedzieć, co jest dobre, a co złe, ponieważ to, co mogli robić na początku i było określone jako dobre, potem było zabronione i traktowane jak zło.

Według tej definicji do sekt możemy zaliczyć nawet dyktatury polityczne.

prawdziwy guru?

Z sektami mającymi swe rodowody na Wschodzie bardzo mocno wiąże się instytucja przywódcy, guru. Trzeba jednak rozróżnić prawdziwego hinduskiego guru od tego, z którym mamy do czynienia w naszej kulturze.

Guru hinduski to człowiek, który sam przeszedł drogę oświecenia, który wie, jak do niego dojść, i taką też drogę jest w stanie zaproponować adeptowi. Nie przesłania jej, nie stara się być w centrum, ale jest tym, który pomaga dojść do takiego stanu duchowego, jaki sam osiągnął. Hinduski guru to przewodnik duchowy.

Natomiast guru, z którym spotykamy się w naszej zachodniej kulturze, jest kimś, kto znajduje się w centrum sekty, jest jej założycielem. Nie wydaje mi się, żeby to była osoba, która chce prowadzić kogoś do zbawienia — ona raczej udaje guru, a jej celem nie jest oświecenie i dobro człowieka, tylko jego wykorzystanie: materialne, seksualne i jakiekolwiek inne. Guru pełni w sekcie najważniejszą rolę; to człowiek, który całkowicie narzuca tempo całej grupie, ma wielki autorytet i nigdy nie popełnia błędów. Do niektórych z nich nie można się dostać, a audiencja prywatna jest często czymś absolutnie wyjątkowym, budzącym zazdrość wśród innych członków sekty. Guru jest jedyną osobą, która zna prawdziwy cel sekty. Jej członkom może się wydawać, że prowadzą dzieło charytatywne, np. zbiórkę pieniędzy dla niepełnosprawnych, a tymczasem prawdziwym celem sekty jest finansowanie przemytu narkotyków...

manipulacja

Bardzo ważnym elementem działania sekty jest manipulacja. Jakiś czas temu krążyła po Krakowie ankieta na temat rozwoju duchowego. Znajdowały się w niej pytania dotyczące marzeń, pragnień, ale należało także podać swoje wykształcenie, numer telefonu i adres. Po dwóch dniach osoby, które wypełniły ankietę, otrzymały drogą pocztową odpowiedź, mniej więcej takiej treści: „Test się powiódł, wynika z niego, że masz wielkie zdolności językowe. Czy chciałbyś w związku z tym wyjechać na kurs języka angielskiego do Maroka?” lub: „Masz predyspozycje medytacyjne. Czy chciałabyś rozwijać się bardziej duchowo? Możemy zapewnić Ci taki kurs”. Świat oferuje nam dzisiaj wiele możliwości realizowania naszych pragnień, czasem wystarczy tylko wsłuchać się w oczekiwania drugiej osoby, żeby jej coś zaproponować. Tak właśnie robią sekty.

Bywa, że manipulacja przybiera drastyczne formy. Niedawno mieliśmy do czynienia w Ośrodku z następującym przypadkiem: młoda dziewczyna chciała zrobić przyjemność rodzicom i nauczyć się języka francuskiego. Skorzystała z ogłoszenia na ulicy i zgłosiła się na kurs. O tym, że córka coś przed nimi ukrywa, rodzice zorientowali się dopiero po trzech tygodniach. Zauważyli, że przychodzi do domu niespokojna, zamyka się w pokoju, z nikim nie rozmawia, bywa agresywna. Kiedy sprawa trafiła do nas, okazało się, że istotnie, był to kurs języka francuskiego, ale dziewczęta poddawano niezwykle mocnej psychomanipulacji i wykorzystywano seksualnie.

Aby nikogo nie odstraszać, sekty ukrywają prawdę o swej właściwej działalności. W tym wypadku kurs języka francuskiego — cel zewnętrzny — posłużył do realizacji celu wewnętrznego, którym była manipulacja młodymi osobami, aby je wykorzystać.

bombardowanie miłością

W werbowaniu do sekty można wyróżnić dwa etapy. Myślę, że nikt z nas nie jest na nie do końca odporny. Pierwszy etap związany jest z potrzebami, które w sobie nosimy. U osoby, której zmarł ktoś bliski, łatwo dostrzeżemy smutek. Wówczas ktoś nieznajomy może podejść do niej na ulicy i zapytać, co się stało. Osoby przeżywające żałobę często są wylewne, i właśnie to bywa wykorzystywane. Można zadawać im trudne i intrygujące pytania: „Umarł pani ojciec? A jak pani myśli, co jest po śmierci?”, „Co teraz będzie?”, „Czy ma pani jakieś środki na utrzymanie?, Czy pani sobie poradzi?”. Tego typu pytania, w których wyczuć można troskę, wzbudzają zaufanie, a jednocześnie służą zebraniu wielu informacji. Ich uzyskanie sprawia, że tą osobą można łatwo manipulować, można ją „podejść” z różnych stron. Jeżeli pytania zadaje zwerbowany przez sektę członek rodziny, to efekt jest jeszcze mocniejszy. Na pierwszym spotkaniu zostawia się kandydata z jakimś niedopowiedzeniem, zdaniem, które zaskakuje, intryguje: „Jeżeli chcesz wiedzieć więcej, to przyjdź, porozmawiamy”. Zostawia się ulotkę i proponuje spotkanie w jakiejś wspólnocie.

Drugi etap ma miejsce w siedzibie sekty. Określamy go „bombardowaniem miłością”: „Skąd jesteś, jak się nazywasz?”, „Ładnie wyglądasz”, „Masz piękny uśmiech”. Jest to okazanie zainteresowania osobą i dowartościowanie jej, przekazanie jej bodźców pozytywnych, wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia. Jeżeli ktoś nie doświadcza podobnego traktowania w domu, to momentalnie będzie to chłonął. Jest zachwycony tym, że ktoś ma wreszcie dla niego czas, że ktoś go wysłuchał, że kogoś interesuje to, co mówi, i po takim spotkaniu najczęściej decyduje się zostać w grupie. Jeżeli jest to młody człowiek, wraca jeszcze do domu, ale zaczyna postrzegać rodzinę w złym świetle: „W domu nikt mnie nie pyta, co mi jest, jak mi idzie w szkole. A jeżeli już, to po to, żeby ponarzekać, że znów dostałem jedynkę. A tam, we wspólnocie, wszyscy się cieszą, że jestem”. Powstaje rozdźwięk między rodziną a środowiskiem sekty, oczywiście, na niekorzyść tej pierwszej; rozdźwięk tak mocny, że człowiek jest w stanie porzucić najbliższych. Reakcja rodziców, którzy widzą, że dzieje się coś niedobrego, też nie zawsze jest dobra. Pojawiają się oskarżenia o zadawanie się ze złym towarzystwem, co tym bardziej odstrasza od domu.

spełnianie pragnień

Na początku sekta „nagina się” do potrzeb człowieka. Wychodzi do niego, nasłuchuje jego pragnień i twierdzi, że pomoże mu je zrealizować. A dla realizacji swoich potrzeb człowiek potrafi zostawić wszystko. Tak było z byłym członkiem sekty Himavanti, który przepisał na nią swój dom, zostawił firmę, odszedł od rodziny, a wszystko po to, by dążyć do świętości. Aby ją osiągnąć, był w stanie głodować przez czterdzieści dni albo siedzieć w ciemnym zamkniętym pomieszczeniu prawie dwa miesięce. A sekta mu to umożliwiała...

Podczas pierwszego etapu przebywania w sekcie człowiek ma odkryć, że tam jest jego miejsce i że wcale nie musi zostawiać domu ani pracy. Z czasem jednak zaczyna mu się stawiać coraz większe wymagania, np. częstsze szkolenia, droższe kursy. Jeżeli nie ma na nie pieniędzy, może zaciągnąć kredyt w banku. Oczywiście, w banku należącym do sekty. Jeśli ktoś jest katolikiem i co niedzielę uczęszcza do kościoła, sekta zaczyna mu w te dni organizować spotkania lub szkolenia. Wszystko jednak jest wprowadzane stopniowo, aby nikogo nie odstraszyć. Temu powolnemu wdrażaniu nowej osoby towarzyszy z reguły „opieka” dwóch, trzech członków sekty, które dzwonią do niej, pytają jak się czuje i ciągle ją dowartościowują.

Ludzie zostawiają dla sekty wszystko, ponieważ ona zaspokaja ich potrzeby. Czują się w niej dobrze, ale nie wiedzą, jak bardzo zmienia się przy tym ich psychika. Żyją w hermetycznym środowisku, mają coraz trudniejsze kontakty ze światem zewnętrznym. Z czasem przestają rozróżniać, co jest dla nich dobre, a co złe. Żyją w ciągłym zafascynowaniu sektą, bo tak są prowadzeni. Jeśli coś zaczyna ich nudzić, pojawia się inna propozycja, inicjacja na wyższy stopień: „Skończyłeś kurs biblijny ze świetnym wynikiem, teraz będziesz egzorcystą na całą Małopolskę” (przykład z sekty protestanckiej). Człowiek czuje się dowartościowany, „jest kimś”, egzorcysta to przecież nie byle jaka funkcja.

zdrowy rozsądek najlepszą obroną

Niektóre z sekt podszywają się pod popularne dziś szkoły jogi. Jak ustrzec się zwerbowania, jak odróżnić prawdziwą szkołę jogi od sekty?

Należy pamiętać, że sekcie nie chodzi o to, żeby przyciągnąć do siebie wszystkich uczestników kursu. Zależy jej na rozwoju szkoły i czerpaniu z niej zysków, a kursanci to zapewniają. Zdarza się jednak, że spośród grupy sekta wybiera dwie, trzy osoby, które wyróżniają się inteligencją czy lepszą od innych sytuacją materialną. Zbiera się o tych osobach informacje od koloru oczu i wzrostu, po zainteresowania i sytuację rodzinną. Pojawiają się indywidualne zaproszenia, już poza kursem jogi, na różnego typu spotkania. Następuje stopniowe nawiązywanie bliższych relacji. W końcu pojawia się propozycja: „W związku z tym, że osiągasz dobre wyniki w jodze, możemy ci umożliwić wyjazd do Indii na dalsze szkolenia”. Kandydat czuje się wyróżniony. Uważa, że wyjazd może być dla niego czymś wartościowym, dlatego chętnie pojedzie. Tam spotka się z „guru”, który jeszcze bardziej utwierdzi go w przekonaniu o właściwie wybranej drodze. To może być bardzo mocne doświadczenie, które przypieczętuje decyzję tej osoby o zaangażowaniu.

Tam, gdzie nie mamy do czynienia z sektą tylko szkołą jogi, takie sytuacje się nie zdarzają. Wszyscy ćwiczą razem i nie ma mowy o tym, żeby prowadzący zajęcia spotykał się z kimś dodatkowo. Ale jeżeli jakaś osoba byłaby zachęcana do częstszych spotkań, np. do ćwiczeń jogi z inną grupą, powinna zacząć się obawiać, czy wszystko jest w porządku. Najważniejsza jest wrażliwość na to, co proponuje osoba prowadząca zajęcia. Jeśli pojawiają się dodatkowe spotkania i propozycje wyjazdów zagranicznych, należy zapytać, w jakim to jest celu. Bądźmy bardzo krytyczni, zadawajmy jak najwięcej pytań. Zdrowy rozsądek jest najlepszą obroną przed każdą sektą.

TOMASZ MARJAŃSKI OP

o. Tomasz Marjański — dominikanin, dyrektor Dominikańskiego Centrum Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych w Krakowie

opr. aw/aw

List
Copyright © by Miesięcznik List 07/08/2005

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama