Tradycje, zwyczaje i inne elementy związane z Niedzielą Wielkanocną
Wielkanocna NiedzielaKatarzyna CzarneckaOstatni dzień Triduum Paschalnego pełen jest wielkanocnej radości, u której podstaw odnajdujemy cud zmartwychwstania. Poranną mszę rezurekcyjną (łacińskie słowo resurrectio oznacza 'zmartwychwstanie') poprzedza uroczysta procesja z Najświętszym Sakramentem. Kapłan, ubrany w złotą kapę, podnosi ustawiony przy Grobie Pańskim krzyż ozdobiony czerwoną stułą — znak Jezusa-Kapłana, który złożył siebie na ofiarę (krzyż ten w okresie wielkanocnym będzie eksponowany w widocznym miejscu). Następnie ksiądz trzykrotnym śpiewem oznajmia zmartwychwstanie Chrystusa. Idący w procesji ministranci niosą krzyż i figurę Zmartwychwstałego, kapłan zaś trzyma przed sobą monstrancję z Hostią. Tradycyjna procesja okrążała od zewnątrz kościół, przy którym zwykle znajdował się cmentarz grzebalny — także i zmarłym głoszono wieść o zmartwychwstaniu. Procesja kończy się odśpiewaniem dziękczynnego hymnu Ciebie, Boga, łuysławiamy. Wielkanocną mszę świętą celebrują kapłani w białych szatach. Czytania przedstawiają świadectwo świętego Piotra o zmartwychwstaniu Chrystusa (Dz 10,34a.37—43), wezwanie do wierności „temu, co w górze" (Kol 3,1-4) oraz relację o przybyciu kobiet i apostołów do pustego grobu (J 20,1-9). Symbolem zwycięskiego Jezusa jest figurka Zmartwychwstałego z chorągwią w ręku, wystawiana aż do uroczystości Wniebowstąpienia. O wielkanocnej radości przypominają coraz rzadsze już pozdrowienia: „Chrystus zmartwychwstał" — „Zmartwychwstał prawdziwie", zachowane do tej pory w Kościele prawosławnym. Wszyscy znają wyobrażenia baranka z chorągiewką/ a przede wszystkim ozdobione jajka i kurczęta — znaki zwycięstwa ukrytego życia nad śmiercią 10. Przesłanie to wiąże się również z tradycją dzielenia się poświęconym jajkiem w czasie świątecznego śniadania. Triduum Paschalne dobiega końca po odprawieniu wieczornych nieszporów Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, zwanej też I niedzielą wielkanocną. Fragment książki „Wielkanoc w polskiej kulturze” Wydawnictwo „W drodze” Poznań 1997 Ewa Ferenc „A pierwszego dnia po szabacie bardzo wczesnym rankiem, kiedy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu" (J 20, l). Chrystusa już w nim nie było. Zmartwychwstał! Największy to i najwspanialszy dzień od chwili, gdy Bóg stworzył świat. Cały rok liturgiczny jest przygotowaniem i wznoszeniem się do tego dnia. Już pierwsze pokolenia chrześcijan uroczyście czciły pamiątkę Zmartwychwstania swojego Boskiego Mistrza. Wielkanoc jest świętem ruchomym. Wiadomo, że Chrystus powstał z grobu w nocy z soboty na niedzielę, ale nie można ustalić stałej daty. W przeszłości było to przyczyną licznych nieporozumień. Sprawą zajął się Sobór Nicejski w 325 r. Ustalił on, że odtąd Paschę chrześcijańską obchodzić się będzie w niedzielę przypadającą po pierwszej pełni księżyca, zaraz po zrównaniu wiosennym. Sobór zapomniał jednak podać obowiązującą datę zrównania wiosennego, co stało się powodem dalszych nieporozumień, przeciągających się aż po VII i VIII w. Jedni bowiem byli zwolennikami ustalenia jej na 18, inni na 21, a jeszcze inni na 25 marca. Wreszcie za sprawą św. Bedy Czcigodnego i Karola Wielkiego przyjęto ostateczną wersję - 21 marca. Wielkanoc obchodzona jest więc od VII/VIII w. po dziś dzień w niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca; najwcześniejszy możliwy termin Wielkanocy przypada na 22 marca. Zdarzyło się to ostatnio w 1818 r., ponownie zdarzy się w 2285 r. Najpóźniejszy możliwy termin - 25 kwietnia, ostatnio w 1943 r., powtórzy się w 2038 r.78 Godzina zmartwychwstania Chrystusa pozostaje Bożą tajemnicą. Na pamiątkę i ku czci tej osłoniętej nocą chwili na całej polskiej ziemi obchodzi się rezurekcję. Opis tej uroczystości w drugiej połowie XVIII w. daje nieoceniony ks. Kitowicz: „Rezurekcyja albo procesyja w Dzień Wielkanocny cum Sanctissimo z grobu wyjętego bywała taka, jaka jest i dzisiaj, trzy razy obchodząca dokoła po kościele wewnątrz albo dokoła kościoła po cmentarzu lub krużgankach kościelnych, według sposobności, jaka gdzie była. Zaczynała się ta procesyja w miastach wielkich zazwyczaj o godzinie północnej z soboty na niedzielę. Gdzie atoli byty katedry, zaczynała się w wieczór w sobotę o godzinie dziewiątej. Po wsiach i miasteczkach małych, do których parochij należały wsie, zaczynała się do dnia w niedzielę albo też na wschodzie słońca. Niemal wszędzie po wsiach i małych miasteczkach podczas tej uroczystości procesy! strzelano z moździerzów i z harmatek, z organków, tj. kilku lub kilkunastu rur w jedno łoże osadzonych, w jednym rzędzie żłobkowatym zapały mających, albo też z ręcznej strzelby, pod którą w niektórych miejscach stawali żołnierze, gdzie mieli konsystencyje [stali załogą], a gdzie nie było żołnierzy, mieszczankowie z różnych cechów lub na wsiach parobcy. A że ci ludzie wyćwiczeni w taktyce [mustrze wojskowej] częstokroć nie razem, lecz po jednemu lub po kilku wydali ognia, co się czasem i żołnierzom trafiało, przeto urosło przysłowie między myśliwymi kiedy w kniei gęsto do zwierza strzelano: strzelają jak na rezurekcyję. W Warszawie, kiedy król August III mieszkał, który zawsze asystował rezurekcyi z królową, lub sam jak kiedy znajdował się w kraju, zaczynała się rezurekcyja o godzinie ósmej wieczorem. Dra-banci [żołnierze z jego straży przybocznej] we dwa rzędy uszykowani, tył królewski sobą zasłaniając szli wraz z procesyja obok Sanctissimum, na którym baldekin nieśli senatorowie lub urzędnicy koronni orderowi. Skoro się ruszyła w kościele procesyja, altyleryja koronna w tyle kościoła farnego z harmat - na Gnojowej Górze zatoczonych -wydala ognia sto razy wciąż [raz po raz]. Że król August był wzrostu wielkiego i otyły, a ku końcowi panowania swego już był w podeszłym wieku, przeto ażeby się nie zanadto mordował troistym kościoła obchodzeniem, w obecności jego procesyja chodziła tylko raz; po innych kościołach warszawskich zaczęta rezurekcyja o godzinie jedenastej przed pótnockiem w kościele misjonarskim - ciągnęła się po kolei aż do świtania. Wielu było z pospólstwa, którzy mieli sobie za nabożeństwo biegać od kościoła do kościoła z jednej rezurekcyi na drugą. Najpunktualniejsi zaś byli w tym rodzaju dewocyi rzezimieszkowie, którzy mieszając się w ciżbę, kieszenie z pieniędzmi wyrzynali albo z nich zegarki, tabakierki lub chustki ludowi wyciągali. I choć kto poczuł takowe plądrowanie w swojej kieszeni, będąc niesiony ciżbą i ściśniony jak w prasie albo się mu nie mógł odjąć, albo też dosyć dokazał, kiedy krzykiem gwałtownym i wcześniejszym swojej kalety [sakiewki] zachwyceniem złodzieja odstraszył..."79 O nieszczęsny człowieku, który grzeszysz kradzieżą w takim dniu! Już Sobór Laterański IV (1215 r.) sankcjonując przyjętą wcześniej praktykę nakazywał, aby spowiadać się i przystępować do komuni świętej co roku, właśnie w okresie wielkanocnym, aby przyjąć zmartwychwstałego Jezusa czystem sercem. Ludzie długo czekali na tę chwilę - cztery tysiące lat. Ciśnie się ciżba do kościoła, a kościół, choćby i największy, nie mógł pomieścić wszystkich. Chrystus Pan znajdował się jeszcze w grobie. I każdy chciałby zobaczyć Jego powstanie z martwych. Tłum wstrzymał oddech i na dany znak czuwające przy grobie straże waliły się z wielkim łomotem na posadzkę. Dreszcz przeszywał obserwujących to widowisko, a później gromkie „Alleluja!" omal nie rozsadziło murów świątyni. Kiedy uformował się już orszak i procesja zaczęła wychodzić z kościoła, huk moździeży zagłuszał wszystko. W Tarnopolskiem chłopcy strzelali z kluczy: sypali do dziury saletrę, popychali ją gwoździem i trzymając klucz za sznurek, trzaskali nim o mur. Hałas był ogromny. Później zakazano tej zabawy ponieważ powodowała wiele wypadków. Po rezurekcji krewni, sąsiedzi, znajomi podchodzili do siebie, witając się słowami: „Chrystus zmartwychwstał", a powitany odpowiadał: „Zmartwychwstał prawdziwie". Składne sobie życzenia zdrowych, spokojnych świąt, tak jak dzisiaj. Tylko pszczelarze i bartnicy chyłkiem pomykali, aby nie być przez nikogo zagadniętym, bo: „W dzień Zmartwychwstania Pańskiego, ten kto się zajmuje pszczołami, powinien iść do spowiedzi i przyjąwszy komunię świętą, udać się z kościoła prosto do pszczelnika, przez drogę na nikogo nie patrząc i z nikim nie rozmawiając. Przyszedłszy na miejsce, trzeba natychmiast chuchnąć do każdego ula i do wylotu, obejść go wkoło do trzeciego razu, a tego roku pszczoły będą się roiły obficie"80. Niechże i te pracowite stworzenia owionie łaska Zmartwychwstałego. Niech Jego błogosławieństwo spocznie na całym dobytku; po powrocie z kościoła gospodarz obchodził całą zagrodę, kropiąc ją wodą poświęconą w Wielką Sobotę. Teraz można było zasiąść do wielkanocnego śniadania. Stół zasłano śnieżnobiałym obrusem. Od tego tła cudnie odbijały brązy wędlin i pieczywa, pstre mozaiki pisanek i głęboka zieleń bukszpanu czy modrookiego barwinka, które zdobiły wszystko: zwój kiełbasy, nos pieczonego prosięcia, szynkę, nadziewany wątróbką brzuszek kapłona, kawałki korzenchrzanu, baranki z masła, biało lukrowaną babę z rodzynkami, strucle z serem, kołacze z orzechami i paskę - wielkanocny pszenny chleb. Na ozdobnym talerzyku leżały pokrojone w ćwiartki jajka ze święconki. W ubogich domach stół nie był tak suto zastawiony, ale nawet w najbiedniejszych znajdowało się w tym dniu mięso, paska i kraszanki. Na dworze królewskim za czasów Władysława Jagiełły do wypiekania wielkanocnych strucli z serem zużywano 800 jaj, worek białej mąki i 3 kopy serów81. We wszystkich domach śniadanie rozpoczynano od dzielenia się poświęconym jajkiem, częstowania się nawzajem tym niezwykłym produktem, który zawiera w sobie zaklęte życie. Wierzono, że skorupka też ma nadzwyczajną moc; chroni przed szczurami i myszami, dlatego warto ją rozkruszyć i porozsypywać po kątach izby, komory i sieni. Gospodyni sypała też garstkę za plot, na rolę. Niechże żytko rośnie wysoko i dźwiga ciężkie kłosy. Resztę skorupek obnoszono w otwartej dłoni wszędzie tam, gdzie chadzały kury. Miało przydać im to zdrowia a gospodyni jajek. Także kości ze święconego mięsa nie mogły się zmarnować. Dawano je domowym kotom myszolapkom i psom - wiernym stróżom. Przez najbliższy rok wścieklizna nie będzie się ich imać. Zgromadzona przy odświętnym stole rodzina z apetytem pałaszowała jadło, które gospodyni przygotowywała przez kilka dni. Roboty żadnej nie ma, tylko żywinę nakarmić, a i to zostało nagotowane poprzedniego dnia. Spokój, cisza. Za szybkami pola pokryły się zielonym kobiercem zbóż, drzewa obsypały pąkami nabrzmiałymi jak krople deszczu. Tylko patrzeć, jak zaczną pękać, odpadnie brązowa luseczka, która lśni w słońcu, i ukaże się z początku tylko strzępek liścia, ale z każdym dniem będzie nabierał dojrzalszych kształtów. Pod płotem agrest - ten zieleni się najprędzej. Jeszcze lipa szara, jeszcze na zagonkach pusto, a ten już zielony, ba, nie wiedzieć kiedy, wypuścił cienkie szypulki z kwiatkami. Ciągną do nich pszczoły i trzmiele. Cóż mają robić, kiedy snu zimowego już dość, głód doskwiera, a pożytku nijakiego jeszcze nie ma. Tylko ten agrest i leszczyna. Gospodarz usiadł na przyzbie i pyka z fajeczki. Obok niego gospodyni położyła spracowane dłonie na kolanach, plecami wsparła się o ciepłą od słońca, wybieloną ścianę chałupy. - Piękny ten świat Boży, kiedy po zimowej śmierci zmartwychwstaje nowy, czysty, nieskalany... Czy będzie rodzić? Czy pozwoli ludziom żyć w dostatku? - myśleli. I wydawało im się, że znają sposoby... sposoby na to, by pobudzić moc rodzenia przyrody. Czyż święta te nie upływały pod znakiem jajek? A jajo to życie zaklęte. Powiadano też, że Chrystus Pan powstał z grobu jako pisklę z jaja. Tak i wiosna przebiła się przez skorupę lodu. Zabawy z jajkami trwały przez całą Wielką Niedzielę. Po południu młodzież gromadziła się na tłuczenie jaj. O, to był prawdziwy hazard! Stukano pisanką o pisankę. Czyja wytrzymała i nie pękła, tej właściciel otrzymywał w nagrodę tę nie uszkodzoną kraszankę. Zawsze trafiło się jajko o wyjątkowo twardej skorupie. Takie przysporzyło temu, kto je trzymał w garści, całą kobiałkę jajek. O tym, że jajko ma niezwykłą moc, wiedzieli ludzie już co najmniej pięć tysięcy lat temu. Właśnie tyle lat liczą najstarsze pisanki ze znaleziska w Asharah. Występowały one w kulturach starożytnych Persów, Chińczyków i Fenicjan. Na ziemiach polskich znaleziono pisanki, które pochodzą z X w., ale możliwe, że ludność słowiańska znała je wcześniej. Pierwotnie pisanki były przedmiotem magicznym, służącym do obrony domostwa przed złymi duchami. Zakopywano je u wejścia do chaty, pod progiem, aby broniły wstępu złym mocom. Utrwalone na skorupie motywy służyły właśnie temu celowi. Malowanie jaj uważano za warunek istnienia świata i wierzono, że poniechanie tego zwyczaju sprowadzi katastrofę. Jednak w najbardziej powszechnym pojęciu jajko było symbolem cyklicznie odradzającego się życia, ukrytej siły witalnej, wielkich możliwości rozrodczych. Stąd głębokiej wymowy nabiera praktykowany w całej Polsce zwyczaj wzajemnego obdarowywania się kraszankami przez zakochanych. Czasem było i tak, że chłopak ofiarował dziewczynie pisankę, a ona mu dała własnoręcznie malowane jajko zawinięte w piękną chusteczkę, którą zawczasu umyślnie na tę okazję przygotowała. Spracowani ludzie odpoczywali na przyzbach. Teraz mieli czas, by przywitać wiosnę. Byli jej wdzięczni, że znowu przybyła, tak tęsknie wypatrywana przez całą długą zimę. W to niedzielne popołudnie dziewczęta przygotowały „nowe łatko", zwane też „gaikiem" - symbol wiosny. Był to pęk zielonych gałązek albo drzewko bogato przystrojone wstążkami i kwiatami z bibułki. „Gaik" musiał być kolorowy jak majowa łąka. Szedł przez wieś korowód odświętnie wystrojonych dziewuch (to drużki panny wiosny), niósł „nowe łatko" i śpiewał zatrzymując się przed każdą chatą. Dawniej dziewczętom towarzyszyli chłopcy, którzy nieśli „kurka" - uosobienie męskich, ognistych zapładniających sil. Czasem był to żywy, a dla spokoju upojony alkoholem, kogut, a częściej wyrzeźbiony z drewna lub ulepiony z gliny. Drewnianego albo glinianego wieziono na wózku pomalowanym na czerwono. „Kurek" objeżdżał całą wieś, szczególnie natarczywie dobijając się do tych chałup, w których były panny na wydaniu. Obwożeniu „kurka" towarzyszył śpiew: A i wy, dziewuchy, Za taką śpiewkę dziewczęta dawały chłopcom pisanki. Pachnąca młodą zielenią Wielkanoc, czas radości, nowych nadziei i odpoczynku. A Chrystus Zmartwychwstały przebitą dłonią błogosławił strudzonym ludziom, pokornym zwierzętom i zapłodnionej glebie. Unosił rękę zupełnie tak jak na świętym obrazie w paradnej izbie. Fragment książki Ewy Ferenc „Polskie tradycje świąteczne” Drukarnia i Księgarnia Św. Wojciecha Sp. z o. o. Poznań 2000 Copyright by Ewa Ferenc Z rezurekcji na śniadanie Roman Landowski Owe uroczyste nabożeństwo, rozpowszechnione głównie w katolickich krajach słowiańskich, wywodzi się z średniowiecznych misterium pasyjnych. W Polsce rezurekcje, co z łacińskiego znaczy dosłownie zmartwychwstanie (resurrectio), wprowadzili bożogrobowcy-miechowici, czciciele męki Chrystusa i Jego zmartwychwstania, sprowadzeni z Jerozolimy do Miechowa koło 1163 roku. Pierwszy opis nabożeństwa rezurekcyjnego pochodzi z XIII wieku i znajduje się w księdze katedry płockiej i w tzw. Rytuale Piotrkowskim. Pozostałością widowiska misteryjnego są trzy niewiasty idące do grobu, a byli to przeważnie przebrani klerycy lub ministranci, które jakby wprowadzały wiernych do kościoła. Nabożeństwo rezurekcyjne zaczynało się o godz. 22°°, a kończyło o północy, jak obecnie liturgia Wigilii Paschalnej w Wielką Sobotę. Dopiero potem ogłoszenie zmartwychwstania przy grobie, procesja i pierwsza msza święta przeniesione zostały na wczesny poranek Wielkiej Niedzieli. Ta okoliczność nie mogła pozostać obojętna na obyczaj ludowy. W niedzielę o najwcześniejszym świcie, między godziną 3 a 5, a na przedwiośniu to przecież jeszcze noc, męska młodzież urządzała po wsiach głośne przemarsze z bębnem, by zbudzić mieszkańców na rezurekcje. Zwyczaj ten był dość powszechny na całym Pomorzu, a na ziemi kociewskiej bębniono najgłośniej w Dąbrówce Starogardzkiej, Skórczu, Zblewie i Czarnej Wodzie, co potwierdziły badania Bożeny Stelmachowskiej. Hałaśliwe bicie w bęben miało przypominać grzmot i trzęsienie ziemi, bowiem wierzono, że zjawiska te towarzyszyły chwili otwarcia grobu i zmartwychwstaniu. Dawniej msza rezurekcyjna odbywała się dokładnie godzinę po wschodzie słońca. Przy sprzyjającej pogodzie tę poprzedzającą godzinę lud wykorzystywał na obserwację samego wschodu. Ludzie spieszyli na wzniesienie, by najlepiej dostrzec wynurzającą się słoneczną tarczę. Podobno wówczas pojawiał się nad nią baranek z chorągiewką. Na rezurekcję wszędzie spieszono tłumnie, a po mszy pozdrawiano się słowami Chrystus zmartwychwstał, a odpowiadano Prawdziwie zmartwychwstał, co pozostało do dziś w Kościele prawosławnym. Po powrocie z kościoła w domu następuje krzątanina wokół świątecznego śniadania, które w ten wyjątkowy dzień jest nieco spóźnione i najczęściej zastępuje wielkanocny obiad. Na Pomorzu w pierwszy dzień świąt obiadu raczej nie przygotowywano. Siadano do śniadania, które ciągnęło się do popołudnia. Obecnie także sprzyja temu domowa atmosfera, bowiem pierwsze święto - Wielka Niedziela spędzana jest w gronie rodziny. Fragment książki Romana Landowskiego „Dawnych obyczajów rok cały. Miedzy wiarą, tradycją i obrzędem” Wydawnictwo „Bernardinum” Pelplin 2000 Copyright by Roman Landowski 2000 MK/PO |