Homilia podczas Przystanku Jezus - 29.07.2014
Foto: Przystanek Jezus
Oczami serca i wyobraźni mogliśmy dziś zobaczyć, niemalże dosłownie, jak rodzi się głosiciel Ewangelii i kiedy tak naprawdę i pod jakim warunkiem rozpoczyna się głoszenie Ewangelii. Rano przypomniałem słowa sługi Bożego Wilhelma Pluty, że trzeba pozwalać, by Bóg na naszych rękach i twarzach wyrył Ewangelię i wtedy ją przeczytają ci , którzy nigdy do rąk Ewangelii nie biorą.
Na mocy otrzymanego chrztu każdy stał się uczniem misjonarzem. Każdy z nas jest aktywnym podmiotem ewangelizacji Byłoby rzeczą nierozsądną myśleć o schemacie ewangelizacji jako realizowanej tylko przez wykwalifikowanych pracowników. Każdy chrześcijanin jest misjonarzem w takiej mierze, w jakiej spotkał się z miłością Boga w Jezusie. Pierwsi uczniowie natychmiast po doświadczeniu spojrzenia Jezusa szli głosić go pełni radości. Dziś znów poprowadził nas Piotr, który nieustannie prowadzi nas po drogach nasłuchiwania i wierności i odwagi głoszenia. Ten sam, który przecież powiedział: nie znam Jezusa.
W pierwszym Kościele było to niezwykłe doświadczenie — ludzie wyzbywali się świata. Między wspólnotą wiary a światem była wyrazista granica. Dlaczego zatem inni patrzyli z podziwem na Kościół, lgnęli narażając się na utratę życia? Chrześcijanie byli wśród legionów Cezara, w domu Cezara, w wielu innych miejscach. To Duch obecny w tych sercach ludzi sprawiał, że doświadczali mocy, która w żaden sposób nie jest po ludzku wytłumaczalna.
Dziś stajemy wobec tego samego zadania — przekazywanie wiary. Rodzi to nieustannie wydawane owoce. W Europie zmieszajmy się jeśli chodzi o ilość. Ale przecież nie taką miarą mierzy się kościół Jezusa. Nie ilością. Na tych rekolekcjach wielokrotnie mówiliśmy, że miarą jest miłość. Pilniej niż kiedykolwiek potrzebny jest obecnie niezwykle wyrazisty świadek. Ewangelii nie głosi się jako zespołu prawd, jakiejś ideologii. Jak się będzie podarowywało miłość z uporem, nie czekając na nic, to w którymś momencie narodzi się nowy człowiek. Życzliwy świadek pełen miłości staje się głosicielem, zbierającym wokół siebie ludzi i scalającym. Nie musi to być zaraz, nie musi to być nagle.
W pierwszym Kościele, separującym się od świata ale nie potępiającym świata, ta inność była tym co go wyróżniało. Chrześcijanie mieli świadomość kapłańskiego namaszczenia, mieli świadomość, że są kapłańskim ludem Bożym. Uczeń = misjonarz — tego nie trzeba było nikomu tłumaczyć, to była rzeczywistość. Te granice, niegdyś wyraziste, między światem rzeczywistości bez Boga a uczniami Jezusa, są dzisiaj trochę rozmazane. Brak wyrazistego podziału bardzo fałszuje rzeczywistość i obraz ucznia Jezusa. Nie ma gorszej antyewangelizacji niż letni chrześcijanin. Letni uczniowie Jezusa są groźni i bardzo niebezpieczni, ponieważ trudno wtedy zrozumieć kim są.
Bóg chce żeby powoływać do istnienia plany, które ma w stosunku do nas. Modląc się umożliwiamy spełniane tych planów. Bóg chce powoływać nas do tego, by Jego plany miłości wobec świata mogły się spełnić. Na mszy kanonizacyjnej Jana Pawła II i Jana XXIII papież Franciszek powiedział, że mieli oni odwagę dotykać ran Jezusa. W każdej osobie widzieli i dotykali Jezusa. Proszę, idźcie tak na plac i w życie z delikatnością Jezusa. Nie można inaczej. Nie powinno się inaczej.
Dziś Kościół bardzo potrzebuje ewangelizacji. Ale ma ona tylko jeden możliwy sposób — pokazywać osobę Jezusa zmartwychwstałego, który żyje. Który żyje i we mnie. Trzeba przedstawiać Jezusa, który jest centrum, także mojego życia. Potem można mówić, że zostaliśmy obdarowywani przez Jezusa. A także o tym, że Jezus ma wobec człowieka jakieś życzenia, oczekuje jakiegoś sposobu życia. Pierwszym krokiem musi być zawsze pokazanie Jezusa.
Niech Jezus dzisiaj wypisze swoje prawo miłości na naszych ciałach, byśmy byli jak księga Ewangelii, którą ktoś może przeczyta.
Tekst homilii otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Rzecznika Prasowego Przystanku Jezus.
opr. mg/mg