Prezentacja fragmentów książki - rozmowy Benedykta XVI z Peterem Seewaldem "Światłość świata"
«Światłość świata» to tytuł, pod którym zostanie wkrótce opublikowana również po polsku książka zawierająca zapis rozmowy Benedykta XVI z niemieckim dziennikarzem i pisarzem Peterem Seewaldem. Nowa książka, wydana po włosku przez Watykańską Księgarnię Wydawniczą, ukazała się jednocześnie w różnych językach 23 listopada, a jej podtytuł brzmi: «Papież, Kościół i znaki czasów». W jedenastu rozdziałach, które się na nią składają, podzielonych na trzy części — «Znaki czasów», «Pontyfikat», «Dokąd idziemy» — Benedykt XVI odpowiada na najbardziej palące pytania dzisiejszego świata. Poniżej zamieszczamy wybrane fragmenty tej książki (włoskie wydanie, z którego pochodzą te fragmenty, liczy 284 strony i kosztuje 19,50 euro).
Radość chrześcijańska
W całym moim życiu można odnaleźć następujący motyw przewodni: chrześcijaństwo daje radość, rozszerza horyzonty. Koniec końców nie dałoby się żyć zawsze i tylko «przeciwko».
Żebrak
Kiedy mówimy o Papieżu, to on również jest w obliczu Boga ubogim żebrakiem, bardziej jeszcze niż inni ludzie. Naturalnie zawsze modlę się przede wszystkim do Pana, z którym łączy mnie, że tak powiem, stara przyjaźń. Modlę się także do świętych. Jestem w wielkiej przyjaźni z Augustynem, Bonawenturą i Tomaszem z Akwinu. Im mówię zatem: «Pomagajcie mi!» Matka Boża jest zawsze i w każdych okolicznościach ważnym punktem odniesienia. W tym sensie włączam się w świętych obcowanie. Razem z nimi, umocniony przez nich, rozmawiam potem również z dobrym Bogiem, przede wszystkim jako ten, który prosi, ale też dziękuje lub po prostu jest zadowolony.
Trudności
Spodziewałem się, że będą. Przede wszystkim jednak trzeba zachować dużą ostrożność, próbując za życia Papieża ocenić, czy wywarł on znaczący wpływ czy nie. Dopiero później można stwierdzić, jakie miejsce w historii, w jej całokształcie, zajmuje określona rzecz czy osoba. Oczywiste było, że atmosfera nie zawsze będzie radosna, zważywszy na panujące w obecnym świecie układy, na te wszystkie niszczycielskie siły, na liczne współistniejące sprzeczności, zagrożenia i błędy. Gdybym spotykał się tylko z aprobatą, musiałbym zadać sobie pytanie, czy naprawdę głoszę całą Ewangelię.
Szok wywołany przez nadużycia
Fakty te nie były dla mnie całkowitym zaskoczeniem. W Kongregacji Nauki Wiary zajmowałem się przypadkami amerykańskimi; widziałem, jak narastał ten problem w Irlandii. Jednak jego rozmiary były wielkim szokiem. Gdy zostałem wybrany na Stolicę Piotrową, od samego początku wielokrotnie spotykałem się z ofiarami nadużyć seksualnych. Trzy i pół roku temu, w październiku 2006 r., w przemówieniu do biskupów irlandzkich prosiłem ich o «ustalenie prawdy o tym, co zaszło w przeszłości, podjęcie wszelkich środków, aby zapobiec powtórzeniu się tego w przyszłości, zagwarantowanie, że zasady sprawiedliwości będą w pełni szanowane, i przede wszystkim o uzdrowienie ofiar i wszystkich, którzy ucierpieli z powodu tych strasznych przestępstw». Trudny do zniesienia był widok zbrukanego nagle w ten sposób kapłaństwa, a wraz z nim samego Kościoła katolickiego. Ważne było wówczas, by nie tracić z oczu faktu, że w Kościele istnieje dobro, a nie tylko te okropności.
Media i nadużycia
Było rzeczą oczywistą, że działalność mediów nie miała na celu wyłącznie poszukiwania prawdy, ale że postawienie Kościoła pod pręgierzem, a w miarę możliwości jego dyskredytacja były dla nich źródłem pewnej satysfakcji. Jednak koniecznie musiało być jasne jedno: dopóki chodzi o to, by wyszła na jaw prawda, musimy być za to wdzięczni. Prawda w połączeniu z właściwie pojętą miłością to wartość najważniejsza. Zresztą media nie mogłyby rozpowszechniać swoich sprawozdań, gdyby w Kościele nie było zła. Tylko dlatego, że zło było w Kościele, inni mogli to wykorzystać przeciwko niemu.
Postęp
Wyłania się tu problematyczność słowa «progres». Nowoczesność szukała swojej drogi, kierując się ideami postępu i wolności. Ale co to jest postęp? Dziś widzimy, że postęp może być również destruktywny. Dlatego musimy się zastanowić nad tym, jakie stosować kryteria, aby postęp był rzeczywiście postępem.
Rachunek sumienia
Niezależnie od poszczególnych planów finansowych nie da się uniknąć globalnego rachunku sumienia. Kościół starał się do tego przyczynić poprzez encyklikę Caritas in veritate. Nie daje odpowiedzi na wszystkie problemy. Chce pójść krok dalej, by popatrzeć na rzeczywistość z innego punktu widzenia, nie poprzestaje na kwestiach wykonalności i sukcesu, jego punkt widzenia mówi, że istnieje norma miłości bliźniego, którą rządzi wola Boga, nie zaś nasze tylko pragnienia. W tym sensie potrzebne są bodźce, aby rzeczywiście nastąpiła przemiana sumień.
Prawdziwa nietolerancja
Prawdziwym niebezpieczeństwem, które nam zagraża, jest zniesienie tolerancji w imię samej tolerancji. Grozi nam, że rozum, tak zwany rozum zachodni, stwierdzi, że wreszcie rozpoznał, co jest słuszne, i zacznie aspirować do totalności, która jest wrogiem wolności. Uważam, że koniecznie należy mówić o tym zagrożeniu. Nikt nikogo nie zmusza, by był chrześcijaninem. Nikt też nie powinien być zmuszony żyć według «nowej religii», tak jakby była ona jedyna i prawdziwa, wiążąca dla całej ludzkości.
Meczety i burki
Chrześcijanie są tolerancyjni i w związku z tym pozwalają, aby i inni mieli swoje własne, specyficzne pojęcie o sobie. Cieszy nas, że w krajach Zatoki Perskiej (Katar, Abu Zabi, Dubaj, Kuwejt) są kościoły, w których chrześcijanie mogą odprawiać Msze św., i mamy nadzieję, że tak będzie wszędzie. Dlatego jest rzeczą naturalną, że i u nas muzułmanie powinni móc się gromadzić na modlitwie w meczetach.
Jeśli chodzi o burki, nie widzę powodu, dla którego miałoby się ich ogólnie zakazywać. Mówi się, że niektóre kobiety nie noszą ich z własnej woli, ale że w rzeczywistości narzuca się im coś w rodzaju przemocy. Jasne, że z tym nie można się zgodzić. Gdyby jednak chciały je nosić z własnej woli, nie widzę powodu, by im tego zabraniać.
Chrześcijaństwo i nowoczesność
Życie chrześcijańskie jest czymś żywym, nowoczesnym, co przenika, formując ją i kształtując, całą moją nowoczesność, a zatem w pewnym sensie naprawdę ją obejmuje.
Potrzebna jest tu wielka walka duchowa, na co wskazałem powołując niedawno do życia Papieską Radę ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji. Ważne jest, byśmy starali się żyć chrześcijaństwem i myśleć o nim w taki sposób, ażeby przejmowało z nowoczesności to, co dobre i słuszne, oddalając się tym samym i odróżniając od tego, co staje się kontrreligią.
Optymizm
Można by o nim myśleć w sposób powierzchowny i zawężając horyzont do świata zachodniego. Gdy jednak patrzy się bardziej uważnie — a umożliwiają mi to wizyty biskupów z całego świata i wiele innych spotkań — widać, że chrześcijaństwo w tym momencie odznacza się zupełnie nową kreatywnością [...]
Biurokrację cechuje rutyna i zmęczenie. Inicjatywy rodzą się od wewnątrz, z radości młodych. Być może chrześcijaństwo będzie miało nowe oblicze, może nawet inny aspekt kulturowy. Chrześcijaństwo nie ma determinującego wpływu na światową opinię publiczną, inni nią kierują. Chrześcijaństwo jest jednak życiodajną siłą, bez której również inne rzeczy nie mogłyby dalej istnieć. Dlatego na podstawie tego, co widzę i czego mogę osobiście doświadczyć, jestem wielkim optymistą co do tego, że chrześcijaństwo stoi w obliczu nowej dynamiki.
Narkotyki
Liczni biskupi, zwłaszcza z Ameryki Południowej, mówią mi, że tam gdzie są uprawy i przebiegają szlaki handlu narkotykami — a zjawisko to występuje w większości tych krajów — dzieje się tak, jakby jakaś straszliwa bestia chwyciła w swoje szpony ten kraj, by doprowadzić ludzi do zguby. Myślę, że nie zawsze zdajemy sobie odpowiednio sprawę z tego, jaka jest moc tego owijającego się wokół świata węża, którym jest handel narkotykami i ich używanie. Sieje on zniszczenie wśród młodzieży, wśród rodzin, rodzi przemoc i zagraża przyszłości całych narodów.
Wielką odpowiedzialność ponosi Zachód: potrzebuje on narkotyków, toteż powstają kraje, które mu dostarczają to, co w końcu je same wyjałowi i zniszczy. Powstało coś w rodzaju głodu szczęścia, którego nie można zaspokoić tym, co jest; szuka on, że tak powiem, schronienia w raju diabła i niszczy człowieka bez reszty.
W winnicy Pańskiej
Rzeczywiście pełniłem funkcję kierowniczą, ale nie robiłem niczego sam i zawsze pracowałem w zespole, zupełnie tak samo jak jeden z wielu robotników w winnicy Pańskiej, który prawdopodobnie wykonał prace przygotowawcze, ale jednocześnie to nie on ma być pierwszy i wziąć na siebie odpowiedzialność za wszystko. Zrozumiałem, że obok wielkich papieży muszą być też mniejsi, którzy wnoszą swój wkład. Tak więc powiedziałem wówczas to, co naprawdę czułem [...]
Sobór Watykański II słusznie nauczył nas, że konstytutywną cechą struktury Kościoła jest kolegialność; a więc fakt, że Papież jest pierwszym wśród innych, a nie monarchą absolutnym, który podejmuje decyzje w samotności i wszystko robi sam.
Judaizm
Muszę powiedzieć, że gdy rozpocząłem studia teologiczne, od pierwszego dnia w pewien sposób jasna była dla mnie głęboka jedność Starego i Nowego Przymierza, dwóch części naszego Pisma Świętego. Zrozumiałem, że będziemy mogli odczytać Nowy Testament tylko w powiązaniu z tym, co go poprzedziło, w przeciwnym wypadku go nie zrozumiemy. To, co się potem wydarzyło w Trzeciej Rzeszy, było ciosem dla nas jako Niemców i sprawiło, że tym bardziej patrzyliśmy na lud Izraela z pokorą, wstydem i miłością.
W mojej formacji teologicznej te rzeczy związały się ze sobą i wytyczyły kierunek mojej myśli teologicznej. Było dla mnie zatem jasne — i również w tym wypadku w całkowitej zgodności z myślą Jana Pawła II — że w moim głoszeniu wiary chrześcijańskiej centralną kwestią musiało być to nowe powiązanie, pełne miłości i zrozumienia, Izraela i Kościoła, oparte na poszanowaniu sposobu życia każdego z nich i jego misji [...]
Wówczas uznałem również, że potrzebna jest zmiana w starej liturgii. Istniejąca formuła naprawdę raniła żydów i z pewnością nie wyrażała w sposób pozytywny wielkiej, głębokiej jedności Starego i Nowego Testamentu.
Z tego powodu pomyślałem, że potrzebna jest modyfikacja w starej liturgii, jak już powiedziałem, w szczególności ze względu na nasze stosunki z przyjaciółmi żydami. Zmieniłem ją w taki sposób, by zawarte w niej było to, w co wierzymy, a zatem, że Chrystus to zbawienie dla wszystkich, że nie istnieją dwie drogi zbawienia, a zatem Chrystus jest także Zbawicielem żydów, a nie tylko pogan. Ale i tak, by bezpośrednią intencją modlitwy nie było nawrócenie żydów w sensie misjonarskim, ale by Pan przyspieszył ten moment w historii, kiedy wszyscy się zjednoczymy. Dlatego argumenty, stosowane przez wielu teologów w polemice ze mną, są nierozważne i nie oddają sprawiedliwości temu dokonaniu.
Pius XII
Pius XII zrobił wszystko, co było możliwe, by ratować ludzi. Oczywiście można zawsze zadawać sobie pytanie: «Dlaczego nie protestował w sposób bardziej otwarty»? Myślę, że zrozumiał, jakie następstwa pociągnąłby za sobą publiczny protest. Wiemy, że sam bardzo cierpiał z powodu tej sytuacji. Wiedział, że sprawa wymagała, by mówił, ale sytuacja mu na to nie pozwalała.
Bardziej rozsądne osoby przyznają teraz, że
Pius XII uratował życie wielu ludzi, ale utrzymują, że jego poglądy w odniesieniu do żydów były przestarzałe i że nie dorównywał Soborowi Watykańskiemu II. Jednakże nie na tym polega problem. Ważne jest to, co zrobił i co starał się robić; sądzę, że trzeba naprawdę uznać, że był jednym z wielkich sprawiedliwych i że jak nikt inny uratował bardzo wielu Żydów.
Seksualność
Koncentrowanie się wyłącznie na prezerwatywie jest banalizowaniem seksualności, a owa banalizacja stanowi właśnie niebezpieczny powód, dla którego tak wiele osób już nie widzi w seksualności wyrazu swojej miłości, ale coś w rodzaju narkotyku, który same sobie podają. Dlatego również walka z banalizowaniem seksualności należy do wielkich wysiłków, podejmowanych po to, by seksualność była postrzegana pozytywnie i mogła wywierać pozytywny wpływ na istotę ludzką jako całość.
Pojedyncze przypadki mogą tu być uzasadnione, na przykład wtedy, kiedy używa prezerwatywy prostytuujący się mężczyzna, może to być bowiem pierwszy krok w kierunku umoralnienia, pierwszy przejaw odpowiedzialności, droga do wyrobienia w sobie na nowo świadomości, że nie wszystko jest dozwolone i że nie można robić wszystkiego, co się chce. Nie jest to jednak prawdziwy i skuteczny sposób na zwalczenie infekcji HIV. Potrzebna jest prawdziwa humanizacja seksualności.
Kościół
Paweł pojmował Kościół nie jako instytucję, organizację, ale jako żywy organizm, w którym wszyscy działają dla siebie nawzajem i razem ze sobą, bo są zjednoczeni w Chrystusie. Jest to obraz, ale obraz o wielkiej głębi i bardzo realistyczny, chociażby ze względu na naszą wiarę w to, że w Eucharystii naprawdę otrzymujemy Chrystusa, Zmartwychwstałego. Jeśli więc każdy otrzymuje tego samego Chrystusa, to naprawdę wszyscy jesteśmy zjednoczeni w tym nowym ciele, zmartwychwstałym jako wielka przestrzeń nowej ludzkości. Ważne jest, by to rozumieć, a więc pojmować Kościół nie jako aparat, który ma robić wszystko — należy do niego również aparat, ale w pewnych granicach — lecz jako żywy organizm, który wywodzi się z samego Chrystusa.
Humanae vitae
Punkt widzenia Humanae vitae pozostaje słuszny, ale czym innym jest znalezienie dróg, którymi człowiek może iść. Myślę, że zawsze będą istniały mniejszości wewnętrznie przekonane o słuszności tego punktu widzenia i że żyjąc w ten sposób, będą się czuły całkowicie spełnione, co dla innych będzie pociągającym wzorem do naśladowania. Jesteśmy grzesznikami. Nie powinniśmy jednak uznać tego faktu za argument przeciwko prawdzie, kiedy owa wysoka moralność nie jest realizowana w życiu. Powinniśmy starać się robić tak wiele dobra, jak możemy, wspierać się nawzajem i znosić. Wyrażenie tego wszystkiego na tle dzisiejszej seksuologii i badań antropologicznych również z duszpasterskiego, teologicznego i konceptualnego punktu widzenia stanowi wielkie zadanie, któremu należy jeszcze bardziej się poświęcić, w sensie ilościowym i jakościowym.
Kobiety
Stwierdzenie sformułowane przez Jana Pawła II jest bardzo ważne: «Kościół w żaden sposób nie ma możliwości udzielania kobietom święceń kapłańskich». Problemem nie jest nie chcieć, ale nie móc. Pan nadał Kościołowi formę: tworzyło go dwunastu, potem ich następcy w sukcesji, biskupi i prezbiterzy (kapłani). To nie my nadaliśmy Kościołowi tę formę, ale jest ona konstytutywna ze względu na Niego. Zachowanie jej jest aktem posłuszeństwa, a w dzisiejszej sytuacji być może jednym z najpoważniejszych aktów posłuszeństwa. To jest właśnie jednak ważne, żeby Kościół pokazał, że nie jest systemem arbitralnym. Nie możemy robić tego, co chcemy. Istnieje natomiast wola Pana w odniesieniu do nas, do której się stosujemy, choć jest to uciążliwe i trudne w dzisiejszej kulturze i cywilizacji.
Zresztą funkcje powierzone kobietom w Kościele są tak wielkie i znaczące, że nie można mówić o dyskryminacji. Byłoby tak, gdyby kapłaństwo było czymś w rodzaju dominacji, podczas gdy jest przeciwnie, musi być ono w pełni posługą. Jeśli przyjrzymy się historii Kościoła, widzimy, że znaczenie kobiet — od Maryi do Moniki i aż do Matki Teresy — jest tak wybitne, że pod wieloma względami oblicze Kościoła jest określane bardziej przez kobiety niż przez mężczyzn.
Rzeczy ostateczne
Jest to sprawa bardzo poważna. Nasze przepowiadanie, nasze głoszenie Słowa jest rzeczywiście i w wielkiej mierze ukierunkowane, w sposób jednostronny, na tworzenie lepszego świata, podczas gdy o prawdziwie lepszym świecie już się prawie nie mówi. Musimy tu zrobić rachunek sumienia. Oczywiście próbuje się wyjść naprzeciw słuchającym, mówić o tym, co znajduje się na ich widnokręgu, ale naszym zadaniem jest jednocześnie sięganie poza ten widnokrąg, rozszerzanie go, kierowanie spojrzenia na rzeczy ostateczne.
Rzeczy ostateczne są dla dzisiejszych ludzi jak czerstwy chleb. Wydają się im nierzeczywiste. Zamiast nich chcieliby otrzymać konkretne odpowiedzi, odnoszące się do teraźniejszości, rozwiązania codziennych problemów. Odpowiedzi te są jednak połowiczne, jeśli nie pozwalają również przeczuć i uznać, że ja sięgam dalej niż to życie materialne, że jest sąd i że jest łaska oraz wieczność. W tym sensie musimy również znaleźć nowe słowa i sposoby, by pozwolić człowiekowi przebić barierę dźwięku, którą jest skończoność.
Przyjście Chrystusa
Ważne jest, by każda epoka trwała przy Panu. Abyśmy i my, tu i teraz stali przed sądem Pana i poddawali się osądowi Jego trybunału. Dyskutowano na temat podwójnego przyjścia Chrystusa, pierwszy raz w Betlejem, a drugi — na końcu czasów, aż do momentu, kiedy św. Bernard z Clairvaux zaczął mówić o Adventus medius, o przyjściu środkowym, dzięki któremu zawsze Pan okresowo wchodzi w historię.
Myślę, że to właściwe określenie. Nie możemy ustalić, kiedy nastąpi koniec świata. Sam Chrystus mówi, że nikt tego nie wie, nawet Syn. Musimy jednak, że tak powiem, spodziewać się Jego przyjścia, a przede wszystkim być pewni, że w cierpieniu On jest blisko. Jednocześnie musimy wiedzieć, że nasze czyny są przez Niego osądzane.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (1/2011) and Polish Bishops Conference