Filip i kura

Homilia w Domu św. Marty - 12.05.2016

Filip i kura

Trzeba „ugryźć się w język”, kiedy nachodzi nas pokusa obmawiania. Bowiem właśnie „siewcy niezgody” — jak nazywają w Argentynie osoby, które roznoszą plotki — są przeciwieństwem chrześcijańskiego świadectwa, powodując także podziały w życiu Kościoła. Przed tym sposobem postępowania, niestety bardzo rozpowszechnionym w środowisku kościelnym, przestrzegł Franciszek podczas Mszy św. odprawionej w czwartek rano, 12 maja, w kaplicy Domu św. Marty.

„Jezus się modli: 'Podniósłszy oczy ku niebu, modlił się'”, mówi Jan we fragmencie Ewangelii (17, 20-26) z dzisiejszej liturgii. I Franciszek zaraz zwrócił uwagę, że „Jezus modlił się za wszystkich, nie modlił się tylko za uczniów, którzy byli z Nim przy stole, ale za wszystkich”. Jan pisze w istocie, przytaczając Jego słowa: „Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyli we Mnie”. To oznacza, stwierdził Papież, że Chrystus „modli się za nas: modlił się za mnie, za ciebie, za ciebie i za ciebie, za każdego z nas”. I nie przestał: „Jezus nadal modli się w niebie, jako orędownik”. Ważne jest, aby zrozumieć, „o co prosi Jezus w tym momencie Ojca: 'aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie', aby i oni stanowili w Nas jedno”. On „wierzy i modli się o jedność, jedność wierzących, wspólnot chrześcijańskich”. Jednak myśli o „takiej jedności, jak Jego jedność z Ojcem i Ojca z Nim — jedności doskonałej”. I w ten sposób kończy modlitwę, według Ewangelii Jana: „by świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś”. Oto dlaczego „jedność wspólnot chrześcijańskich” i „rodzin chrześcijańskich” jest „świadectwem tego, że Ojciec posłał Jezusa”.

Franciszek powiedział, że zdaje sobie sprawę, iż „prawdopodobnie jedną z najtrudniejszych rzeczy jest osiągnięcie jedności we wspólnocie chrześcijańskiej, w parafii, w kurii biskupiej, w instytucji chrześcijańskiej, w rodzinie chrześcijańskiej”. Niestety, zaznaczył, „nasza historia, historia Kościoła często jest dla nas powodem do wstydu: prowadziliśmy wojny z naszymi braćmi chrześcijanami, pomyślmy o jednej z nich, wojnie trzydziestoletniej”. Jezus natomiast „mówi coś innego: 'Jeżeli chrześcijanie prowadzą wojnę między sobą, to dlatego, że Ojciec nie posłał Jezusa, nie ma świadectwa'”. Z naszej strony, powiedział Papież, „powinniśmy usilnie przepraszać Pana za tę historię; często jest to historia podziałów, i nie tylko w przeszłości, ale także dzisiaj, również dzisiaj”. A „świat widzi, że jesteśmy podzieleni, i mówi: 'niech oni się pogodzą, potem zobaczymy, ale jak to jest, że Jezus zmartwychwstał i żyje, a Jego uczniowie nie pogodzą się?'”.

„Nawet w Wielkanoc nie jesteśmy zjednoczeni!”, powiedział Franciszek. „Kiedyś pewien chrześcijanin katolik pytał chrześcijanina ze Wschodu, który też był katolikiem: 'Mój Chrystus zmartwychwstaje pojutrze, a twój, kiedy zmartwychwstaje?'”. I kończy się na tym, że „świat nie wierzy”.

W tym miejscu Papież zapytał się, jak dostają się „podziały do Kościoła?”. A odpowiedzią była zachęta, by na chwilę zapomnieć o „tym wielkim podziale między Kościołami chrześcijańskimi” i przejść na przykład bezpośrednio do „naszych parafii”. Problem polega na tym, zauważył Franciszek, że „diabeł wszedł w świat przez zazdrość, mówi Biblia, to zazdrość diabła wprowadziła na świat grzech”. I tak „jest egoizm, ponieważ ja chcę niejednokrotnie być czymś więcej od drugiego — powiedziałbym, że jest to niemal zwyczajne w naszych wspólnotach, parafiach, instytucjach, kuriach biskupich — są tam silne podziały, która zaczynają się właśnie od zazdrości, od zawiści, a to prowadzi do obmawiania jeden drugiego, jest wiele obmowy”. I przytaczając powszechny sposób odczuwania w parafiach, „na mojej ziemi jest to bardzo powszechne”, Papież powiedział: „Kiedyś słyszałem w pewnej dzielnicy, jak ktoś mówił: 'Ja nie chodzę do Kościoła, bo popatrz na tę, co rano idzie na Mszę św., przyjmuje komunię, a potem chodzi od domu do bomu obmawiając; jeśli mam być takim chrześcijaninem, wolę nie chodzić, tak jak chodzi ta plotkara”. I kontynuował: „Na mojej ziemi te osoby nazywają się 'siewcami niezgody': sieją niezgodę, dzielą, i tam podziały zarzynają się od języka, z zazdrości, zawiści i także zamknięcia. Tego „zamknięcia”, które prowadzi do orzeczenia: „Nie, doktryna jest taka i bla, bla, bla”.

Papież przypomniał odnośnie do tego, że apostoł Jakub w trzecim rozdziale swojego Listu stwierdza: „Potrafimy wkładać koniom wędzidła do pysków! Także statkiem można kierować za pomocą małego steru, a my — nie potrafimy zapanować nad językiem?”. Bo język, pisze Jakub, „mimo że jest małym organem, ma powód do wielkich przechwałek”. I „to prawda”, potwierdził Franciszek: język „potrafi zniszczyć rodzinę, wspólnotę, społeczeństwo; siać nienawiść i wojny, zawiści”. I powtórzył słowa modlitwy Jezusa: „Ojcze, proszę za tymi, którzy będą wierzyć we Mnie, aby stanowili jedno, jak Ja i Ty'”. A „jak wielki dystans” jest między modlitwą Jezusa i życiem „wspólnoty chrześcijańskiej, która jest przyzwyczajona do obmawiania”. I „właśnie dlatego Jezus modli się za nas do Ojca”.

W tym miejscu zachęta, aby „prosić Pana o łaskę, która dałaby nam siłę, ażeby w naszych wspólnotach nie dochodziło do tych rzeczy”. Jednak, zasugerował Papież, „Jezus mówi nam, jak powinniśmy postępować, kiedy nie zgadzamy się albo coś nam się nie podoba u drugiego: 'Wezwij go, powiedz!'. A jeśli twój rozmówca „nie rozumie albo nie chce, wezwij świadka i bądź rozjemcą”. Jezus „uczył nas” tego stylu. Ale „wygodniej jest obmawiać i niszczyć opinię drugiego”.

Aby uczynić jeszcze bardziej konkretne i dosadniejsze swoje rozważanie, Franciszek opowiedział epizod z życia św. Filipa Nereusza. „Pewna kobieta przyszła do spowiedzi i spowiadała się z obgadywania”. A „święty, który był wesoły, dobry, także wielkoduszny, mówi do niej: Proszę pani, jako pokuta, zanim udzielę pani rozgrzeszenia, proszę pójść do swojego domu, wziąć kurę, obedrzeć kurę z piór i później udać się do dzielnicy, rozsypać po dzielnicy pióra kury i potem wrócić'”. Dzień później, kontynuował Franciszek, „ta pani wróciła: 'Wykonałam to, czy da mi ojciec rozgrzeszenie?”. Wymowna była odpowiedź św. Filipa Nereusza. „Nie, proszę pani, jeszcze jednego brakuje, proszę przejść po dzielnicy i zebrać wszystkie pióra”, bo tym jest obmawianie: kalaniem drugiego”. W istocie, dodał Papież, „ten, kto obmawia, kala, zniesławia, niszczy życie, a często bez powodu, wbrew prawdzie”. Tak więc „Jezus modlił się za nas, za nas wszystkich, którzy tutaj jesteśmy, i za nasze wspólnoty, za nasze parafie, za nasze diecezje, „aby stanowiły jedno'”.

Na zakończenie Franciszek zachęcił do proszenia „Pana, aby nas obdarzył łaską”, bo „wielka, wielka jest siła diabła, grzechu, który nas popycha do podziałów, ciągle!”. Trzeba w istocie zwracać się do Pana, aby „dał nam łaskę, aby dał nam dar, który zaprowadza jedność: Ducha Świętego”, kontynuował Papież, życząc, aby „nam dał ten dar, który zaprowadza harmonię, bo On jest harmonią, chwałą w naszych wspólnotach”. I aby „obdarzył nas pokojem, ale z jednością”. Dlatego „prośmy o łaskę jedności dla wszystkich chrześcijan, o wielką i małą łaskę na co dzień dla naszych wspólnot, naszych rodzin”. A także o „łaskę gryzienia się w język!”.

Wspominając tych młodych ludzi, „bohaterów ewangelizacji naszych czasów”, myśląc o tym, jak Europa napełniła inne kontynenty misjonarzami, którzy wyjeżdżali i nie wracali — i którzy prawdopodobnie w „ostatniej chwili” swego życia, chwili „pożegnania”, mówili jak Ksawery: „Opuściłem wszystko, ale warto było!” — Papież stwierdził: „Uważam, że słuszne jest, abyśmy dziękowali Panu za ich świadectwo”. Niektórzy zmarli „anonimowo”, inni jako „męczennicy, to znaczy oddając życie za Ewangelię”; są, powiedział Franciszek „naszą chlubą ci misjonarze! Chwałą naszego Kościoła!”

W obliczu tych przykładów Papież wspomniał o „współczesnych chłopcach i dziewczętach”, często odczuwających dyskomfort w „kulturze konsumpcjonizmu, narcyzmu”. I powiedział do nich: „Ale patrzcie na horyzont! Patrzcie tam, patrzcie na tych naszych misjonarzy!”.

Dlatego, dodał, trzeba „modlić się do Ducha Świętego, aby ich ponaglił do udania się daleko, do 'spalania' swojego życia”. Użył właśnie tego mocnego wyrażenia, uściślając: „Jest to słowo dość surowe, ale życie warto przeżywać; a żeby przeżywać je dobrze”, trzeba je „'spalać' w służbie, w głoszeniu; i iść naprzód. I to jest radość z głoszenia Ewangelii”.

Kończąc homilię, Papież wezwał wszystkich do dziękowania Panu „za Pawła, za jego zdolność do udania się w jakieś miejsce i opuszczenia tego miejsca, kiedy Duch Święty powołuje go gdzie indziej”, a także „za tak wielu misjonarzy Kościoła”, którzy w przeszłości, podobnie jak i dziś, mieli odwagę wyruszać. Papież zachęcił także do modlitwy, aby Duch wchodził „do serc naszej młodzieży”, tam gdzie jest „jakieś niezadowolenie”, i „nakłaniał ich do wychodzenia poza to, do spalania życia dla spraw szlachetnych”. Prawdopodobnie, powiedział, pozostanie po tym tylko „nagrobek z imieniem, datą urodzenia, datą śmierci; a po paru latach nikt o nich nie będzie pamiętał”, ale oni „rozstaną się ze światem na służbie. A to jest rzecz piękna!”. I tu końcowe wezwanie: „Niech Duch Święty, który teraz przychodzi, zasieje w sercach młodzieży tę wolę pójścia i głoszenia Jezusa Chrystusa, 'spalając' własne życie”.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama