Rozmowa Papieża Franciszka z jezuitami podczas spotkania 30.07.2016 - ŚDM, Kraków
30 lipca 2016 r. o godz. 17 Papież Franciszek spotkał się w siedzibie arcybiskupów krakowskich z 30 jezuitami należącymi do dwóch polskich prowincji Towarzystwa Jezusowego. Podczas tego prywatnego spotkania — które przebiegało w atmosferze wielkiej prostoty, spontaniczności i serdeczności — wywiązał się następujący dialog:
Przesłanie Waszej Świątobliwości trafia do serc młodych ludzi. Jak Wasza Świątobliwość to robi, że przemawia do nich tak skutecznie? Czy moglibyśmy otrzymać kilka rad, jak pracować z młodymi?
Kiedy mówię, staram się patrzeć ludziom w oczy. Nie da się patrzeć w oczy wszystkim, ale patrzę w oczy raz tego człowieka, raz tamtego, i tamtego... i wszyscy mają wrażenie, że na nich patrzę. To coś, co mi przychodzi spontanicznie. Tak postępuję z młodzieżą. A potem młodzi, kiedy z nimi rozmawiasz, stawiają pytania... Dzisiaj podczas obiadu zadali mi parę pytań... Zapytali mnie nawet, jak się spowiadam! Nie wstydzą się pytać. Zadają pytania wprost. A młodemu człowiekowi trzeba zawsze odpowiedzieć zgodnie z prawdą. No więc dzisiaj w czasie obiadu w pewnej chwili zaczęliśmy rozmawiać o spowiedzi. Jedna z dziewcząt zapytała mnie: «Jak Ojciec Święty się spowiada?». I zaczęła mi opowiadać o sobie. Powiedziała: «W moim kraju były skandale związane z księżmi, więc nie mamy odwagi spowiadać się przed takim księdzem, który uczestniczył w tych skandalach. Nie potrafię». Zobaczcie: oni mówią ci prawdę, niekiedy robią ci wyrzuty... Młodzi ludzie mówią wprost. Chcą prawdy albo przynajmniej jasnego powiedzenia: «nie wiem, co ci odpowiedzieć». Z młodymi nie wolno uciekać się do wykrętów. Podobnie z modlitwą. Zapytali mnie: «Jak Ojciec Święty się modli?». Jeżeli odpowiadasz teoretycznie, są rozczarowani. Młodzi są wielkoduszni. Ale praca z nimi wymaga także cierpliwości, wiele cierpliwości. Ktoś z nich zapytał mnie dzisiaj: «Co mam powiedzieć przyjacielowi czy przyjaciółce, którzy nie wierzą w Boga, aby mogli stać się wierzącymi?». Otóż widać, że niekiedy młodzi potrzebują «recept». A zatem trzeba być przygotowanym na to, by skorygować tę postawę domagania się gotowych recept i odpowiedzi. Odpowiedziałem: «Posłuchaj, ostatnią rzeczą, jaką masz zrobić, jest mówienie czegoś. Zacznij coś robić. Później to on czy ona zapytają cię o wyjaśnienie odnośnie do tego, jak żyjesz i dlaczego». A więc musimy być bezpośredni, bezpośredni wobec prawdy.
Jaka jest rola uniwersytetów prowadzonych przez jezuitów?
Uniwersytet prowadzony przez jezuitów winien stawiać sobie za cel formację całościową, a nie tylko intelektualną — formację całego człowieka. Rzeczywiście, jeżeli uniwersytet staje się po prostu akademią pojęć czy «fabryką» profesjonalistów, albo w jego strukturze przeważa mentalność skoncentrowana na interesach, wówczas naprawdę schodzi na bezdroże. My mamy w ręku Ćwiczenia duchowne. To jest wyzwanie: wprowadzić uniwersytet na drogę Ćwiczeń. Oznacza to podejmowanie ryzyka związanego z prawdą, a nie z «zamkniętymi prawdami», o których nikt nie dyskutuje. Prawda spotkania z osobami jest otwarta i wymaga gotowości realnego zmierzenia się z rzeczywistością. Uniwersytet jezuitów powinien być włączony w realne życie Kościoła i narodu: to bowiem również stanowi rzeczywistość. Szczególną uwagę należy zawsze poświęcać ludziom zepchniętym na margines, obronie tych, którzy najbardziej potrzebują ochrony. A to — chcę, żeby to było jasne — nie znaczy, że musimy stać się komunistami: to znaczy po prostu mieć kontakt z rzeczywistością. W tym przypadku w sposób szczególny jezuicki uniwersytet powinien uczestniczyć w realnym życiu, wyrażając społeczną myśl Kościoła. Myślenie liberalistyczne, które usuwa człowieka z centrum i stawia w centrum pieniądz, nie jest nasze. Nauka Kościoła jest jasna, i trzeba postępować dalej w tym kierunku.
Jak to się stało, że Ojciec Święty został jezuitą?
Gdy wstąpiłem do seminarium, czułem już powołanie zakonne. Ale w owym czasie mój spowiednik był przeciwnikiem jezuitów. Podobali mi się też dominikanie i ich życie intelektualne. Później rozchorowałem się, musiałem poddać się operacji płuca. Potem pomógł mi duchowo inny kapłan. Pamiętam, że kiedy powiedziałem po jakimś czasie temu pierwszemu kapłanowi, że wstępuję do jezuitów, naprawdę nie przyjął tego dobrze. Ale tu zadziałała ironia Pana. W tamtych czasach bowiem przyjmowało się niższe święcenia. Tonsurę przyjmowaliśmy na pierwszym roku teologii. Rektor powiedział mi, żebym pojechał do Buenos Aires do biskupa pomocniczego Oscara Villeny, by go poprosić o przeprowadzenie ceremonii tonsury. Udałem się tam do domu biskupa, ale powiedziano mi, że bp Villena zachorował. Jego obowiązki przejął inny monsignor — był nim właśnie ów pierwszy kierownik duchowy, który później został biskupem! I właśnie od niego otrzymałem tonsurę! I zawarliśmy pokój po wielu latach... W każdym razie, tak, mogę powiedzieć, że mój wybór Towarzystwa dojrzewał sam...
W tej grupie jest paru księży niedawno wyświęconych. Czy Ojciec Święty może im dać jakieś rady na przyszłość?
Wiesz — przyszłość należy do Boga. Najwyżej, co my możemy zrobić, to są futurabilia. A futurabilia są złego ducha! Jedna rada: kapłaństwo jest naprawdę wielką łaską — niech twoje kapłaństwo jako jezuity będzie zanurzone w duchowości, którą żyłeś do tej pory: w duchowości Suscipe świętego Ignacego.
Chcę jeszcze coś dodać. Proszę was, abyście pracowali z klerykami. Przekażcie im zwłaszcza to, co otrzymaliśmy z Ćwiczeń: mądrość rozeznania. Kościół potrzebuje dzisiaj wzrastać w zdolności rozeznawania duchowego. W niektórych programach formacji kapłańskiej jest niebezpieczeństwo wychowywania w świetle zbyt jasnych i określonych idei, a zatem działania w granicach i przy kryteriach sztywno określonych a priori, które oderwane są od konkretnych sytuacji: «Trzeba robić to, tego nie należy robić...». A zatem klerycy, stający się potem kapłanami, mają trudności w towarzyszeniu życiu licznych ludzi młodych i dorosłych. Bowiem wielu pyta: «Czy to można, czy tego nie można?», i do tego się ogranicza, dlatego wielu ludzi odchodzi od konfesjonału rozczarowanych. Nie dlatego, że ksiądz jest zły, ale dlatego, że ksiądz nie jest zdolny do rozeznawania sytuacji, towarzyszenia w autentycznym rozeznaniu. A dzieje się tak dlatego, że nie otrzymał właściwej formacji. Dzisiaj Kościół potrzebuje rozwijać umiejętność rozeznania, zdolność rozeznania. Zwłaszcza kapłani potrzebują tej umiejętności, aby sprawowali swą posługę. Dlatego trzeba uczyć kleryków i kapłanów w czasie formacji: oni przecież będą słuchać zwierzeń sumienia wiernych. Kierownictwo duchowe nie jest charyzmatem wyłącznie kapłańskim, ale także świeckim, to prawda. Ale, powtarzam, trzeba uczyć tego przede wszystkim kapłanów, pomagać im w świetle Ćwiczeń w procesie rozeznania duszpasterskiego, które szanuje prawo, ale potrafi iść dalej. To jest ważne zadanie dla Towarzystwa. Uderzyła mnie bardzo myśl ojca Huga Rahnera. On myślał jasno i pisał jasno! Hugo mawiał, że jezuita powinien być człowiekiem mającym wyczucie nadprzyrodzoności, to znaczy powinien być obdarzony wyczuciem tego, co boskie, i tego, co diabelskie w odniesieniu do wydarzeń ludzkiego życia i historii. Jezuita powinien być zatem zdolny do rozeznawania zarówno w dziedzinie Bożej, jak i w dziedzinie diabelskiej. Dlatego św. Ignacy napisał w Ćwiczeniach, że każdy powinien zostać wprowadzony zarówno w rozpoznawanie intencji Pana życia, jak i w intencje nieprzyjaciela natury ludzkiej i jego podstępy. Śmiałe, doprawdy śmiałe jest to, co napisał, ale właśnie to jest rozeznanie! Trzeba formować przyszłych kapłanów nie w duchu idei ogólnych i abstrakcyjnych, które są jasne i wyraźne, ale do tego subtelnego rozeznawania duchów, aby mogli rzeczywiście pomagać ludziom w ich konkretnym życiu. Trzeba naprawdę to zrozumieć: w życiu nie wszystko jest czarno na białym lub biało na czarnym. Nie! W życiu przeważają odcienie szarości. Trzeba zatem uczyć rozeznawania pośród tej szarości.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (9/2016) and Polish Bishops Conference