Spotkanie Papieża z parami narzeczonych w dniu św. Walentego: pytania młodych i odpowiedzi Papieża - 14.02.2014
Na spotkanie z Papieżem Franciszkiem — które odbyło się w dniu św. Walentego rano na placu przed Bazyliką Watykańską — przybyło ok. 15 tys. par narzeczonych z ponad 30 krajów świata. Był to prawdziwy dialog Ojca Świętego z narzeczonymi, składający się z pytań i odpowiedzi, w czasie którego Papież jakby naszkicował zarys sposobu życia razem jako rodzina, która jeśli ma być szczęśliwa i trwała, winna opierać się na trzech słowach: «proszę, dziękuję, przepraszam». «Życie razem — wyjaśniał młodym ludziom — jest sztuką, cierpliwym podążaniem, pięknym i fascynującym». Poniżej zamieszczamy pytania młodzieży i odpowiedzi Papieża Franciszka.
Ojcze Święty, dziś wiele osób uważa, że przyrzeczenie sobie wierności na całe życie jest sprawą zbyt trudną; wielu czuje, że wyzwanie, by żyć razem na zawsze, jest piękne, fascynujące, ale zbyt wymagające, niemal niemożliwe. Prosilibyśmy Waszą Świątobliwość o oświecające słowa na ten temat.
Na to pytanie Nicolasa i Marie Alexii, młodej pary narzeczonych z Gibraltaru, Papież tak odpowiedział:
Dziękuję za to świadectwo i za pytanie. Wyjaśnię wam — oni przesłali mi pytania wcześniej. To zrozumiałe. Dzięki temu mogłem się nad nimi zastanowić i je przemyśleć, aby dać odpowiedź trochę bardziej rzetelną.
Ważne jest zastanawianie się nad tym, czy jest możliwe kochać się «na zawsze». To jest pytanie, które powinniśmy sobie stawiać: czy jest możliwe kochać się «na zawsze»? Dzisiaj bardzo wiele osób boi się dokonywania ostatecznych wyborów. Pewien młodzieniec powiedział do swojego biskupa: «Chcę zostać księdzem, ale tylko na dziesięć lat». Bał się ostatecznego wyboru. A jest to obawa powszechna, właściwa naszej kulturze. Podejmowanie decyzji na całe życie wydaje się niemożliwe. Dziś wszystko szybko się zmienia, nic nie trwa długo. I ta mentalność skłania wiele osób przygotowujących się do małżeństwa do stwierdzenia: «będziemy razem, dopóki będzie trwała miłość», a potem? Pożegnania i do zobaczenia. I tak kończy się małżeństwo. Ale co rozumiemy przez «miłość»? Czy tylko uczucie, jakiś stan psychofizyczny? Oczywiście, jeżeli jest tym, nie można na niej zbudować czegoś trwałego. Natomiast jeżeli miłość jest relacją, to jest rzeczywistością, która się rozwija, i możemy powiedzieć tytułem przykładu, że buduje się ją niczym dom. A dom buduje się razem, nie w pojedynkę! Budować w tym wypadku znaczy umożliwiać wzrost i go wspomagać. Drodzy narzeczeni, przygotowujecie się do wzrastania razem, do budowana tego domu, aby żyć razem na zawsze. Nie chcecie osadzić go na fundamencie z piasku uczuć, które pojawiają się i odchodzą, ale na skale prawdziwej miłości, miłości pochodzącej od Boga. Rodzina powstaje z tego projektu miłości, która chce wzrastać, tak jak buduje się dom, który ma być miejscem serdeczności, pomocy, nadziei, wsparcia. Tak jak miłość Boża jest trwała, na zawsze, podobnie chcemy, aby również miłość, na której opiera się rodzina, była trwała i na zawsze. Proszę was, nie możemy pozwalać, by zwyciężyła «kultura tymczasowości»! Ta kultura, która owłada dziś nami wszystkimi, ta kultura prowizoryczności. Tak być nie powinno!
Jak zatem leczyć się z tego lęku przed «na zawsze»? Leczy się z niego dzień po dniu, zawierzając się Panu Jezusowi w życiu, które staje się codzienną drogą duchową, składającą się z kroków, małych kroków, kroków wspólnego wzrastania, z wysiłku, aby stawać się kobietami i mężczyznami dojrzałymi w wierze. Albowiem, drodzy narzeczeni, owo «na zawsze» nie jest tylko kwestią trwałości! Małżeństwo jest udane nie tylko, jeśli trwa, ale ważna jest jego jakość. Żyć razem i potrafić kochać się na zawsze to wyzwanie dla małżonków chrześcijańskich. Przychodzi mi na myśl cud rozmnożenia chlebów: także dla was Pan może pomnożyć waszą miłość i dawać wam ją świeżą i dobrą każdego dnia. Ma jej nieskończone zapasy! On daje wam miłość, która jest u podstaw waszego związku, i każdego dnia ją odnawia, umacnia. A czyni ją jeszcze większą, kiedy rodzina wzrasta z dziećmi. Na tej drodze ważna jest, konieczna jest zawsze modlitwa. Jego za nią, jej za niego i obydwojga razem. Proście Jezusa, by pomnażał waszą miłość. W modlitwie Ojcze nasz mówimy: «Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj». Małżonkowie mogą nauczyć się modlić również w taki sposób: «Panie, daj nam dzisiaj naszą codzienną miłość», gdyż codzienna miłość małżonków jest chlebem, prawdziwym chlebem duszy, tym, który ich umacnia do dalszej drogi. A modlitwa — możemy zrobić próbę, żeby się dowiedzieć, czy potrafimy ją odmówić? «Panie, daj nam dzisiaj naszą codzienną miłość». Wszyscy razem! [narzeczeni: «Panie, daj nam dzisiaj naszą codzienną miłość»]. Jeszcze raz! [narzeczeni: «Panie, daj nam dzisiaj naszą codzienną miłość»]. To jest modlitwa narzeczonych i małżonków. Naucz nas kochać się, miłować się! Im bardziej będziecie się Mu zawierzać, tym bardziej wasza miłość będzie «na zawsze», zdolna się odnawiać, i pokona wszelkie trudności. To przemyślałem i chciałem wam powiedzieć, odpowiadając na wasze pytanie. Dziękuję!
Wasza Świątobliwość, żyć razem przez wszystkie dni jest pięknie, daje to radość, umacnia. Ale jest wyzwaniem, z którym trzeba się zmierzyć. Sądzimy, że trzeba nauczyć się kochać. Istnieje pewien «styl» życia pary, duchowość życia codziennego, których chcemy się nauczyć. Czy Ojciec Święty może nam w tym pomóc?
Na pytanie postawione przez Stefana i Valentinę, dwoje młodych z Ciociarii, Papież odpowiedział następująco:
Życie razem jest sztuką, cierpliwym podążaniem, pięknym i fascynującym. Nie kończy się, kiedy podbiliście jedno drugie... A wręcz właśnie wtedy się zaczyna! Ta codzienna droga ma zasady, które można ująć skrótowo w tych trzech słowach, które ty wypowiedziałeś? — w słowach, które powtarzałem już wielokrotnie rodzinom, a których używania między sobą wy już możecie się nauczyć: Proszę, to znaczy «czy mogę», ty powiedziałeś dziękuję i przepraszam.
«Czy mogę, proszę?» To jest grzeczna prośba o pozwolenie na wejście w życie drugiej osoby z szacunkiem i delikatnością. Trzeba nauczyć się pytać: Czy mogę to zrobić? Czy chcesz, żebyśmy tak zrobili? Żebyśmy podjęli tę inicjatywę, żebyśmy tak wychowywali dzieci? Czy chcesz, abyśmy dziś wieczorem wyszli?... Krótko mówiąc, proszenie o pozwolenie oznacza umiejętność wejścia z delikatnością w życie innych. Posłuchajcie tego dobrze: umieć wejść z delikatnością w życie innych. A nie jest to łatwe, nie jest łatwe. Niekiedy, przeciwnie, stosuje się maniery trochę «ciężkie», jak niektóre buty górskie! Prawdziwej miłości nie narzuca się ostro i w sposób agresywny. W Kwiatkach św. Franciszka znajdują się te słowa: «Wiedz (...), że grzeczność jest jednym z przymiotów Boga (...). Grzeczność jest siostrą miłosierdzia, gasi bowiem nienawiść i zachowuje miłość» (rozdz. 37). Tak, grzeczność zachowuje miłość. A dziś w naszych rodzinach, w naszym świecie, często pełnym przemocy i arogancji, potrzeba o wiele więcej uprzejmości. I to może zacząć się w domu.
«Dziękuję». Wydaje się, że łatwo jest wypowiadać to słowo, ale wiemy, że tak nie jest. Jednak jest to ważne! Uczymy go dzieci, ale potem o nim zapominamy! Wdzięczność jest ważnym uczuciem: czy pamiętacie Ewangelię Łukasza? Pewna starsza kobieta powiedziała mi kiedyś w Buenos Aires: «Wdzięczność to kwiat, który wyrasta na szlachetnej ziemi». Potrzebna jest szlachetność duszy, aby ten kwiat wzrastał. Czy pamiętacie Ewangelię Łukasza? Jezus uzdrawia dziesięciu trędowatych, a później tylko jeden zawraca, by powiedzieć Jezusowi dziękuję. I Pan mówi: a gdzie jest pozostałych dziewięciu? To odnosi się także do nas: czy umiemy dziękować? W naszej relacji, a w przyszłości w życiu małżeńskim ważne jest, aby zachowywać żywą świadomość tego, że druga osoba jest darem Boga — a za dary Boga się dziękuje! — za nie trzeba zawsze dziękować. I z tą wewnętrzną postawą mówić sobie nawzajem dziękuję, za wszystko. Nie jest to uprzejme słowo, które należy stosować względem obcych, jako dobrze wychowani. Trzeba umieć mówić sobie dziękuję, aby dobrze iść naprzód razem w życiu małżeńskim.
Trzecie: «Przepraszam». W życiu popełniamy wiele błędów, tak wiele pomyłek. Wszyscy je popełniamy. A może jest tutaj ktoś, kto nigdy nie popełnił błędu? Niech podniesie rękę, jeżeli jest tam ktoś taki — osoba, która nigdy nie popełniła błędu? Wszyscy je popełniamy! Wszyscy! Chyba nie ma dnia, w którym nie zrobilibyśmy jakiegoś błędu. Biblia mówi, że najbardziej sprawiedliwy grzeszy siedem razy na dzień. Tak więc popełniamy błędy... Stąd konieczność używania tego prostego słowa: «przepraszam». Na ogół każdy z nas jest gotowy oskarżać drugiego i usprawiedliwiać samego siebie. Zaczęło się to od naszego ojca Adama, kiedy Bóg go pyta: «Adamie, czy ty zjadłeś ten owoc?». «Ja? Nie! To ona mi go dała!» Oskarżanie drugiego, żeby nie powiedzieć «przepraszam», «proszę o wybaczenie». To stara historia! To jest instynkt, który leży u źródła tak wielu nieszczęść. Nauczmy się uznawać nasze błędy i prosić o wybaczenie. «Przepraszam, że dziś podniosłem głos»; «przepraszam, że przeszedłem bez pozdrowienia»; «przepraszam za spóźnienie», «za to, że w tym tygodniu byłem taki milczący», «że mówiłem zbyt wiele, nigdy nie słuchając»; «wybacz, że zapomniałem», «przepraszam, byłem zdenerwowany i wyładowałem się na tobie». Tak wiele «przepraszam» możemy powiedzieć w ciągu dnia. Również dzięki temu wzrasta rodzina chrześcijańska. Wszyscy wiemy, że nie istnieje rodzina doskonała, ani doskonały mąż, ani doskonała żona. Nie mówiąc o doskonałej teściowej... Jesteśmy my, grzesznicy. Jezus, który dobrze nas zna, uczy nas pewnego sekretu: nigdy nie należy kończyć dnia bez przeproszenia się, bez przywrócenia pokoju w naszym domu, w naszej rodzinie. Jest rzeczą normalną, że małżonkowie się kłócą, bo zawsze coś jest, pokłóciliśmy się. Może zdenerwowaliście się, może latały talerze, ale proszę, pamiętajcie o tym, aby nigdy nie zakończyć dnia bez pojednania! Nigdy, nigdy, nigdy! To jest sekret — sekret, pozwalający zachować miłość i czynić pokój. Nie trzeba pięknych mów. Czasami jeden gest i tak... wraca pokój. Nigdy nie kończyć... bowiem jeśli kończysz dnień bez pojednania, wtedy to, co nosisz w sobie, następnego dnia jest zimne i twarde, i trudniej jest się pogodzić. Zapamiętajcie dobrze: nigdy nie kończyć dnia bez pojednania! Jeżeli nauczymy się przepraszać i przebaczać sobie nawzajem, małżeństwo będzie trwało, będzie się rozwijało. Kiedy przychodzą na audiencje lub na Mszę św. tu do Domu św. Marty starsze pary małżeńskie, które obchodzą 50-lecie małżeństwa, pytam: «Kto kogo znosił?» To piękne! Wszyscy patrzą na siebie, patrzą na mnie i mówią: «Obydwoje!» I to jest piękne! To jest piękne świadectwo!
Ojcze Święty, w tych miesiącach czynimy liczne przygotowania do naszego wesela. Czy może nam dać Ojciec Święty jakieś wskazówki, abyśmy dobrze przeżyli uroczystość naszego ślubu?
Na to pytanie, które zadali mu Miriam i Marco, para młodych narzeczonych z Massy Carrary, Papież Franciszek tak odpowiedział:
Postarajcie się, żeby to było prawdziwe święto — ponieważ zawarcie małżeństwa jest świętem — święto chrześcijańskie, a nie święto światowe! Najgłębszy powód do radości w owym dniu wskazuje nam Ewangelia św. Jana: czy pamiętacie cud podczas wesela w Kanie? W pewnym momencie zabrakło wina, i wydawało się, że święto jest zepsute. Wyobraźcie sobie zakończenie święta piciem herbaty! Nie, to niedobrze! Bez wina nie ma święta! Za sugestią Maryi w tamtej chwili Jezus ujawnia się po raz pierwszy i czyni znak: przemienia wodę w wino, a tym samym ratuje uroczystość weselną. To, co wydarzyło się w Kanie przed dwoma tysiącami lat, w rzeczywistości dokonuje się w czasie każdej uroczystości weselnej: tym, co sprawi, że wasze małżeństwo stanie się pełne i głęboko prawdziwe, będzie obecność Pana, który się objawia i obdarza swoją łaską. To Jego obecność daje «dobre wino», to On jest sekretem pełnej radości, tej, która naprawdę rozgrzewa serce. To właśnie obecność Jezusa na tej uroczystości. Niech to będzie piękna uroczystość, ale z Jezusem! Nie w duchu świata, nie! To się czuje, kiedy jest tam Pan.
Zarazem jednak byłoby dobrze, aby wasze wesele było skromne i uwydatniało to, co jest naprawdę ważne. Niektórzy bardziej troszczą się o znaki zewnętrzne, o przyjęcie, o zdjęcia, o stroje, o kwiaty... To są rzeczy ważne w czasie święta, ale tylko wtedy, gdy potrafią wskazywać na prawdziwy powód waszej radości: błogosławieństwo Pana dla waszej miłości. Postarajcie się o to, aby tak jak wino w Kanie, zewnętrzne aspekty waszego święta ujawniały obecność Pana i przypominały wam oraz wszystkim obecnym o źródle i przyczynie waszej radości.
Jest jednak coś, o czym powiedzieliście, a do czego chcę krótko nawiązać, gdyż nie chcę, by to umknęło. Małżeństwo jest także codzienną pracą, mógłbym powiedzieć, pracą rzemieślniczą, pracą jubilerską, bowiem mąż ma obowiązek starać się, aby żona stawała się bardziej kobietą, a żona ma za zadanie czynić męża bardziej mężczyzną. Jest wzrastaniem także w człowieczeństwie, jako mężczyzna i jako kobieta. A to dokonuje się między wami. To nazywa się wzrastaniem razem. To nie bierze się z powietrza! Pan temu błogosławi, ale jest to dziełem waszych rąk, waszych postaw, waszego sposobu życia, sposobu, w jaki się kochacie. To pozwala nam wzrastać! Zawsze zabiegać o to, aby drugi wzrastał. Pracować nad tym. I tak, nie wiem, myślę o tobie, która pewnego dnia będziesz szła ulicą swojego miasteczka, a ludzie będą mówić: «Patrzcie na nią, jaka piękna kobieta, jaka silna!...». «Przy takim mężu to nic dziwnego!». A także o tobie: «Popatrz na niego, jaki jest!». «Jeśli ma się taką żonę, to zrozumiałe!». To jest to, to trzeba osiągnąć, aby dążyć do wzrastania razem, jedno dzięki drugiemu. A dzieci otrzymają w dziedzictwie to, że miały tatę i mamę, którzy dorastali razem, czyniąc siebie nawzajem — jedno drugie — bardziej mężczyzną i bardziej kobietą!
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (3-4/2014) and Polish Bishops Conference