Humanizm chrześcijański

Przemówienie podczas audiencji generalnej 04.09.1968

Zdarzenia następujące po sobie w naszych czasach, prądy ideowe cechujące współczesną umysłowość, ruchy polityczne i społeczne wstrząsające naszym światem, problemy religijne najbardziej interesujące katolików, jak i tych, którzy stoją poza Kościołem - to wszystko różnymi drogami zmierza do pewnego problemu centralnego, drążącego świadomość myśli współczesnej i koncepcję człowieka: "Wierzący i niewierzący są na ogół co do tego zgodni, że wszystko na ziemi musi być podporządkowane człowiekowi, jako swemu ośrodkowi i szczytowi"(1).

Stawia się jednak pytanie: kim jest człowiek? Stwierdza się ponadto brak zgody w zakresie tego centralnego problemu; ludzie się wzajemnie nie rozumieją, przeciwstawiają się sobie lub co najmniej ścierają się ze sobą i te starcia wymagają odpowiedzi w dwojakiej dziedzinie. Najpierw w dziedzinie prawdy: jaka jest prawda o człowieku? Kto ma słuszność? A następnie w dziedzinie skali: kto ma dziś o człowieku najwyższe wyobrażenie, najpełniejsze pojęcie dzięki analizie jego ludzkich składników, pojęcie najlepiej liczące się ze współczesnymi wymaganiami, najlepiej odpowiadające jego rzeczywistym działaniom w naszych czasach?

Pojecie ateistyczne i pojęcie chrześcijańskie godności człowieka

Prawda o człowieku, godność człowieka - oto dwa składniki humanizmu, będącego miernikiem jego odmiennych i sprzecznych sformułowań. Człowiek wciąż chce siebie poznać, przegląda się w zwierciadle swego przeżytego doświadczenia lub swego spekulatywnego rozważania Sam się klasyfikuje zależnie od oblicza lub miary, jakie mu ujawnia to nieuniknione poszukiwanie. Mówi się o "człowieku psychicznym"(2), o "człowieku duchowym"(3), o homo faber, homo aeconomicus, homo sapiens itp.

Lecz szczególnie mówi się o wartości, jaką należy przyznać człowiekowi w odniesieniu do istniejących rzeczy i przyznaje mu się pierwszeństwo, które dla tych, którzy odrzucają Boga, jest czymś absolutnym. Człowiek jest wszystkim - powiada się - nie myśląc o tym, co jest tragicznie śmieszne w podobnym ocenianiu istoty, nie będącej własną przyczyną ani celem, ograniczonej, nieubłaganie podległej swej słabości, kalectwu, zdolności do upadku. Jeśli człowiek nie jest wszystkim - dodają ci co go uwielbiają - jest on przynajmniej koroną wszelkiego stworzenia. Nie można wyjść dalej poza człowieka. Tak jest niewątpliwie w pewnym sensie, lecz często nie stawia się pytania: skąd człowiek czerpie autentyczne tytuły do tak szlachetnego przywileju? A zatem - jak należy ten przywilej oceniać?

Jest to olbrzymi problem, dyskutowany w nieskończoność. Pytanie stare i wciąż nowe. Kościół nie uchyla się od niego. Przeciwnie, stawia mu dziś czoło z nową tężyzną i pogłębioną mądrością.

Niech nam wystarczy w tym chwilowym rozważaniu, ze posłuchamy pouczenia soborowego i przypomnimy sobie słowa, które winny nas zorientować: "Najwznioślejszym aspektem godności ludzkiej jest powołanie człowieka do zjednoczenia z Bogiem"(4). Słowa, które wydają się przypominać sławne zdanie, jakie św. Augustyn zamieścił w 1 rozdziale swych Wyznań: "Stworzyłeś nas dla siebie, Panie, i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w tobie"!

Pomijając chwilowo wszelkie rozważania doktrynalne na temat człowieka możemy się krótko zatrzymać nad dwoma sprawami, które w szczególny sposób przykuwają uwagę współczesnej myśli o człowieku: nad jednostką i społeczeństwem.

Sumienie i wolność

Zarówno co do pierwszego jak i drugiego aspektu szacunek Kościoła dla człowieka, zwłaszcza w dokumentach soborowych, jest nieporównywalnie wzniosły. Żadna antropologia nie dorównuje nauce Kościoła o osobie ludzkiej, nawet jako jednostce, o jej oryginalności, godności, świętości, dążeniu do pełnego rozkwitu, nieśmiertelności itp.

Można zestawić listę praw, jakie Kościół przyznaje człowiekowi jako takiemu, lecz zawsze będzie trudno określić rozmiary tych praw, jakie człowiekowi przysługują z racji jego wyniesienia do porządku nadprzyrodzonego, wskutek jego wszczepienia w Chrystusa. Św. Paweł kreśli cudowne myśli o tym odrodzeniu każdego chrześcijanina, wyniesionego do stanu łaski, ożywionego przez Ducha Św.

W tej wartości, jaką Kościół przyznał człowiekowi w swej nauce i przez swe charyzmaty, kryją się dwie sprawy, które winny być szczególnie drogie współczesnemu humanizmowi: sumienie i wolność. Są to dwa podstawowe punkty, na które Sobór położył szczególny nacisk i to z wielką powagą. Są to też dwa bardzo delikatne punkty, ponieważ współczesny werbalizm i powierzchowność wielu ludzi utrudnia urobienie sobie ścisłego pojęcia o sumieniu, o wolności oraz o dobrym posługiwaniu się jednym i drugim.

Wymagałoby to pogłębionego studium. Lecz faktem jest, że Kościół domaga się dla człowieka sumienia i wolności w najwyższym tego słowa znaczeniu. Nadaje mu też tym samym uprawnienie, przysługujące istocie, będącej co prawda stworzeniem, lecz stworzeniem ukształtowanym na obraz Boga Stwórcy i wyniesionym dzięki niewysłowionej miłości odrodzenia chrześcijańskiego do rangi syna, uczestniczącego w naturze Boskiej(5).

Chrześcijański zmysł społeczny

Stwierdzenie, że "każdy człowiek ma obowiązek strzec całości swej osoby"(6) jest uzupełnione przez to, co jest równocześnie powiedziane o społecznej naturze człowieka(7). Wynika z tego, że "społeczny charakter człowieka ujawnia istnienie współzależności pomiędzy rozwojem osoby a rozwojem samego społeczeństwa"(8).

Ta prawda znajduje swe pełne wytłumaczenie w zbawczym planie. Człowiek nie zbawia się samotnie. Zjednoczony z Chrystusem wchodzi do wspólnoty wiernych, którzy tworzą Ciało Mistyczne. Kościół jest mu potrzebny. Żywy i wewnętrzny kontakt, jaki można dzięki łasce ustalić z Bogiem, ujawnia się i rozwija w miłości względem braci(9), którymi są w zasadzie wszyscy ludzie bez wyjątku, a w praktyce ci, którzy podpadają pod definicję bliźniego, danej przez samego Chrystusa w sławnej przypowieści o dobrym Samarytaninie; ci, którzy uczestniczą w pełnym zjednoczeniu z Jezusem(10), muszą, by móc być autentycznymi chrześcijanami, miłować się wzajemnie(11), być jednością(12).

Żadna szkoła społeczna nie idzie tak daleko. Zmysł i obowiązek wspólnotowy domagają się wyższego poziomu w dobrze rozumianym i praktykowanym życiu chrześcijańskim. Również w dziedzinie przyrodzonej i doczesnej rodzą one zmysł społeczny, gdzie szacunek, zgoda, współpraca, pokój wśród ludzi wzrastają coraz bardziej.

Chrześcijanin nie traci niczego ze swej pełni osobistej, lecz przeciwnie - by móc ją posiadać i rozwijać, jest wszczepiony w ład wspólnotowy, który winien przyjąć i rozwijać. A ten ład dąży do pełni zjednoczenia społecznego, jakie jedynie prawa i łaska Chrystusa mogą dać człowiekowi - nie jako utopię, lecz jako rzeczywistość, która rozwija go i wynosi do tego najwyższego zamiaru Bożego, zwanego Obcowaniem Świętych.

Sądzimy, że to wszystko jest prawdziwe, piękne, ważne, zwłaszcza dzisiaj, gdy ogromny rozwój cywilizacji tłumi osobowość człowieka, rodzi struktury społeczne, które "kontestacja" piętnuje jako niedopuszczalne.

Dziękujemy Panu, który nas wezwał do swego planu zbawczego w Kościele, gdzie człowiek - którym jest każdy z nas - znajduje swe podwójne przeznaczenie, osobiste i społeczne, niezrównanie zharmonizowane, będące naszym trudnym i progresywnym powołaniem do doskonałości, a które kiedyś - w dniu wieczności - zazna szczęśliwego spełnienia w Panu.


Przypisy:

1. KDK n. 12.

2. 1 Kor 2, 14.

3. Tamże 2, 15.

4. KDK n. 19.

5. 2 P 1, 4.

6. KDK n. 61.

7. Tamże, n. 12.

8. Tamże, n. 25.

9. 1 J 4, 20.

10. 1 Kor 10, 17.

11. J 13, 35.

12. J 17, 21.



Źródło: Paweł VI - Trwajcie Mocni w wierze t.2 - wyd. Apostolstwa Młodych - Kraków 1974, s. 407 - 411.



opr. kkk/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama