Przemówienie podczas audiencji generalnej 17.03.1971
Prostować ścieżki naszego życia - oto jedna z najważniejszych trosk Kościoła, który jest naszym nauczycielem Kościół jest tym nauczycielem szczególnie w okresie poprzedzającym Wielkanoc. Kościół przez swoją naukę wzywa nas do głębokiej refleksji i do konsekwentnego przeanalizowania naszego sposobu postępowania. Nasze życie powinno mieć swój cel, określony kierunek, którym jest Bóg. Do Niego prowadzi nas Chrystus i z Nim nas jednoczy. Życie powinno mieć własny styl, doskonałość, która - dzięki poznaniu naszej istoty i naszego przeznaczenia - staje się dla nas czymś drogim, lecz również wymagającym, tak jak dla człowieka rozmiłowanego w muzyce nieznośny jest jakikolwiek dysonans. "Wszyscy w Kościele powołani są do świętości" - mówi Sobór(1).
Taki sposób życia powinien być podstawową zasadą naszego postępowania. Człowiek powinien być prawy, sprawiedliwy, obowiązkowy, czyli uczciwy, czyli moralny. Jeżeli zastanowimy się nad tym, co przed chwilą zostało powiedziane, to wówczas stajemy wobec jednego z najważniejszych problemów, który jawi się przed naszym sumieniem i który interesuje współczesny świat, jest to problem naszej osobistej wolności. Dzisiaj trudno byłoby znaleźć kogoś, kto w imię determinizmu psychologicznego chciałby ją negować lub też zrobić z człowieka zwykły automat. Analiza podniet instynktownych i wpływających na działanie człowieka stanów psychicznych poczyniła dziś znaczne postępy, ale jej wyniki nie zawsze mogą być przyjęte. Nikt jednak nie zaprzecza temu, że człowiek w normalnych warunkach jest wewnętrznie panem samego siebie, to znaczy, że jest wolny.
Egzystencjalizm literacki, a zwłaszcza artystyczny, dochodzi dziś do krańcowych sformułowań, jak np. "...jestem człowiekiem, a każdy człowiek powinien znaleźć własną drogę. Człowiek zajmuje się własnym życiem, określa własną osobę i poza nią nie ma niczego"(2). Przyjmujemy to twierdzenie i, jeśli zajdzie potrzeba, będziemy potwierdzać zasadę o wolności człowieka i będziemy się tej wolności domagać. Ale jakiej wolności? Wolności fizycznej, wolności ludzkiej woli jako takiej. Jest to jeden z przywilejów, który czyni człowieka causa sui, panem własnego wyboru, własnego działania, i który na jego twarzy maluje obraz Boży.
Wolność jednak - należy to zauważyć - jest wewnętrznie ograniczona przez prawdę. Nasza wolność nie upoważnia nas do łamania praw myślenia. Grozi to bowiem zniekształceniem naszej własnej osobowości. Wola jest wolna, lecz umysł z natury swej jest stworzony dla prawdy. A zatem w wewnętrznym dynamizmie działania ludzkiego umysł przedstawia woli jakąś prawdę, która ze sfery spekulatywnej przechodzi w dziedzinę działania i staje się obowiązkiem. Jest to obowiązek moralny, a nie fizyczny, nie jest to więc przymus. Umysł dokonuje wyboru, który wola może przyjąć lub odrzucić. Gdy wola przyjmuje nakaz umysłu, oznacza to uporządkowanie, wielkość i piękno duchowego i witalnego organizmu człowieka. Jeżeli natomiast wola odrzuci wybór, wynikiem tego aktu jest nieporządek, wewnętrzne skłócenie człowieka, które go hańbi, wprawia w zamieszanie, dręczy, dezorientuje, poniża, doprowadza go do niedorzeczności lub do pogardzania samym sobą. Zauważmy przy tym, że jeżeli prawda przedstawiona woli pochodzi z zewnątrz - jak to się często zdarza - od instancji nadrzędnej, to znaczy, jeśli ta prawda jest prawem, to dobrowolne jej odrzucenie wprowadza nieład, który jest czymś obiektywnym, powoduje w ten sposób przekroczenie prawa, zaciągnięcie winy wobec prawodawcy. Gdy chodzi o przekroczenie prawa cywilnego, mamy do czynienia z winą społeczną, którą sądzi władza cywilna i - jeśli uważa za stosowne - także karze. W tym punkcie zazwyczaj zatrzymuje się sąd moralny dotyczący sfery cywilnej.
A jeśli prawem tym jest prawo Boże? Jego niezachowanie jest obrazą Autora tego prawa. A jeśli to pogwałcenie prawa jest świadome i dobrowolne, a poza tym odnosi się do rzeczy ważnej, popełniamy winę ciężką, straszną, która jest grzechem.
Wielkie słowo. Wielki dramat. Wielka ruina. Kościół nie przestaje nigdy używać tego strasznego słowa, które jak nieznośne dziedzictwo zaciążyło na ludzkiej naturze. Tym fatalnym nieszczęściem, za które osobiście nie ponosimy odpowiedzialności, jest grzech pierworodny. Odpowiedzialność osobista za grzech istnieje wówczas, gdy się go popełnia świadomie i dobrowolnie. Naukę tę znamy wszyscy, ale pod wpływem postępującego zeświecczenia próbujemy o niej zapomnieć. Temat ten poruszaliśmy przy innej okazji(3). Nie mówi się już o grzechu, ponieważ ta bardzo smutna, ale prawdziwa rzeczywistość człowieka grzeszącego przypomina o istnieniu Boga: nasuwa nam myśl o zniewadze wyrządzonej Bogu; zawiera w sobie stan zerwania ożywczych i rzeczywistych więzów z Bogiem; w sumieniu grzesznika budzi się świadomość wielkiego nieporządku; jest źródłem obaw przed karą, którą może być wieczne odrzucenie i piekło; wreszcie zakłada konieczność zbawienia, a także Zbawiciela. Gdy brak nam wiary, tracimy poczucie grzechu i jego strasznych konsekwencji. Praktycznie możemy powiedzieć, że rozpada się cały gmach moralny chrześcijaństwa. Rzeczywistość jednak pozostaje. Brak wiary nie niweczy planu Bożego, według którego rozwija się nasze życie. Brak ten może jedynie utrudnić realizację tego planu w naszym życiu, może zaciążyć na naszym przeznaczeniu, jeżeli świadomie i dobrowolnie odrzucamy wiarę i ją gasimy. Jeżeli nie poznaliśmy wiary bez naszej winy, problem rozstrzygnie tajemnica Bożej dobroci. Ale i wtedy realny plan Boży, dotyczący naszej istoty, pozostaje. Jest to rzeczywistość absolutna i konieczna, od której nie ma ucieczki. Nie możemy przed nią uciec, ponieważ jesteśmy tylko ludźmi, a prawo Boże z jego konsekwentnymi wymaganiami zostało złożone w sercu każdego świadomego człowieka jako prawo naturalne mające charakter nakazu moralnego. My, chrześcijanie, nie możemy uciec przed tym Boskim planem, ponieważ otrzymaliśmy światło nauki ewangelicznej, której podstawowym wątkiem jest grzech i odkupienie, nie możemy więc o tym zapomnieć.
Bracia i Synowie najdrożsi, musimy zastanowić się nad głębokim znaczeniem naszego doczesnego życia, które jest próbą i egzaminem. Czuwajmy, abyśmy się nie pomylili, abyśmy nie zbłądzili.
Chodzi tu o naszą wieczność szczęśliwą czy nieszczęśliwą. Stąd wypływa porządek moralny i prawość naszego postępowania; konieczność zastanawiania się nad sobą w rachunku sumienia; sens dobra i zła, uczciwości i grzechu. Tu znajdziemy uzasadnienie życia Chrystusa Zbawiciela, Jego śmierci na krzyżu, który jest narzędziem naszego zbawienia oraz znakiem nieskończonej miłości Boga. Stąd wywodzi się mądrość pokuty, która wynagradza, naprawia i rehabilituje, a przystąpienie do sakramentu pokuty niesie szczęście, ponieważ dla dusz pokornych i szczerych akt ten jest obchodem tajemnicy wielkanocnej naszego zmartwychwstania. I oby nikt nie znalazł się poza zasięgiem tej łaski i tego szczęścia.