Przemówienie podczas audiencji generalnej 20.10.1965
Chcielibyśmy dzisiaj zwrócić uwagę na jeden z najjaśniejszych motywów, które domagają się, abyśmy kochali Kościół: mamy go kochać, ponieważ jest on święty; ponieważ jest on świętym Kościołem.
Kto mu nadał ten tytuł? Nie znajduje się on wyraźnie w Piśmie świętym, ale się z niego wywodzi (por. Ef 5,33), a to oznacza, że Kościół go sam sobie przyznał. Wyczucie tej świętości jest jednym z pierwszych wniosków, jakie Kościół wysnuł ze świadomości samego siebie i ze swojego powołania; w ten sposób owo określenie "święty" przypisywane Kościołowi od pierwszych Ojców apostolskich (por. św. Ignacy, Ad Trall., wstęp), stało się zwyczajem i natychmiast weszło w symbole i w wyznania wiary przy chrzcie świętym (por. Denz. Schoen., I, 10, itd). A potem określenie to służyło zawsze na oznaczenie jednej z wewnętrznych właściwości i jednej z zewnętrznych i widzialnych cech Kościoła.
Co oznacza świętość? Nie możemy zatrzymać się teraz na tym złożonym i jak morze szerokim pojęciu. Niechaj Nam wystarczy przypomnienie pokrewieństwa, jakie ono ma z religią. Święty Tomasz mówi słusznie, że świętość jest z istoty swej tym samym, co religia, z wyjątkiem tego, że religia odnosi się do kultu Boga, podczas gdy świętość, najogólniej mówiąc, polega na tym, że każdy akt cnoty, każdy dobry uczynek jest skierowany do Boga (por. św. Tomasz, IIa IIae, 81, 8 ad 1); możemy ją więc uważać za najwyższą moralną i duchową doskonałość człowieka pod wpływem religii. A to znaczy, że świętość swój pełny i pierwszorzędny wyraz znajduje w Bogu i z Boga, świętego w istocie swojej, ją czerpie jako z pierwszego źródła wszelkiej świętości. Kościół jest więc święty w tym, że nastawiony jest całkowicie na Boga za pośrednictwem Chrystusa i jego mocą, bo Chrystus zrodził go i stworzył świętym, zawsze go uświęca, dając mu Ducha Świętego, przez sakramenty święte i całą ekonomię łaski; uświęca go dla zachowania i dla głoszenia jego słowa, dla rozdawania jego charyzmatów, dla sprawowania jego władzy; uzdalnia go, by rodził i kształtował dusze żyjące w zjednoczeniu z Bogiem. Kościół jest święty jako instytucja, jako nauczyciel prawd bożych, jako narzędzie bożej władzy, jako społeczność utworzona z członków zjednoczonych mocą bożych zasad. "W tej mierze, w jakiej jest z Boga, Kościół jest absolutnie święty" (por. św. Augustyn, Contra litt. Petii., PL 43,453; Congar, Angelicum, 1965, 3, s. 279).
Powinniśmy umieć dojrzeć i wpatrywać się duchem w to jaśniejące oblicze Kościoła, w tę idealnie świętą i doskonałą wizję, w to niebieskie Jeruzalem, które na ziemię zstąpiło (Ap 21, 2), w to "miasto zbudowane na górze" (Mt 5,14), w ten święty Kościół Boży, ludzkość odrodzoną dla budowania mistycznego Ciała Chrystusowego. Piękność jego zachwyca nas i budzi w nas miłość. Tak jest, napełnia nas miłością, bo Kościół nasz jest urzeczywistnioną myślą Bożą w ludzkości, jest on narzędziem i kresem naszego zbawienia. Jest rzeczą niemożliwą nie kochać Kościoła, kiedy się go podziwia w jego świętości.
Ale tutaj napotykamy na stały zarzut: ten Kościół, taki święty i jasny, czy to jest jakiś ideał, czy też rzeczywistość? Czy to jakieś marzenie, czy utopia? Czy on naprawdę istnieje? Czyż Kościół ten, który istnieje, którym my jesteśmy, nie jest pełen niedoskonałości i wypaczeń? Czyż Kościół historyczny i ziemski nie składa się z ludzi słabych, oszustów, grzeszników? A nawet czy nie zachodzi jakiś krzyczący kontrast między tą świętością, jaką Kościół głosi i którą się odznaczać powinien, a tym, czym naprawdę jest, a co powoduje zgorszenie, ironię i antypatię do Kościoła? Tak jest, ludzie, z których składa się Kościół, ulepieni są z Adamowej gliny. Mogą nim być i rzeczywiście są często grzesznikami. Kościół jest święty w swoich strukturach, ale może być grzeszny w ludzkich członkach, w których się on urzeczywistnia. Jest on święty w dążeniu do świętości. Sam w sobie jest święty, słaby zaś jest w ludziach, którzy należą do niego. Ta moralna słabość tylu ludzi Kościoła jest jakąś straszną i zbijającą z tropu rzeczywistością. O tym zapominać nam nie wolno. Ale to w niczym nie narusza tej drugiej rzeczywistości, jaka w Bożym zamierzeniu istnieje, a która już częściowo jest przez wybranych zrealizowana, mianowicie rzeczywistość przecudnej świętości Kościoła. I zamiast wywoływać zgorszenie i pogardę, powinno to rodzić jeszcze większą miłość, miłość podobną do tej, jaką żywimy względem osób drogich, kiedy są zeszpecone chorobą. Miłość ta tak się wypowiada: by Kościół był święty, my mamy być święci, my mamy być jego dziećmi - pełnymi godności, mocy i wierności.
Źródło: Paweł VI - Trwajcie Mocni w wierze t.1 - wyd. Apostolstwa Młodych - Kraków 1970
opr. kk/mg