Z honorem na dnie. Gwoździem w mózg
Leszek Stafiej
Międzynarodowa firma zaproponowała mi opracowanie programu wprowadzającego Kodeks postępowania. Nigdy tego nie robiłem, więc propozycję chętnie przyjąłem.
Kodeks postępowania jest to zespół zasad, jakimi powinni kierować się w swojej działalności przedstawiciele grupy zawodowej lub pracownicy firmy, której kodeks dotyczy. Dla korporacji i koncernów o wieloletniej tradycji marki kodeksy takie nie są niczym nowym. Polskie marki nie mają jeszcze szczególnych osiągnięć w tej dziedzinie, choć wcześniej czy później bez kodeksu ani rusz. Zetknąłem się z kodeksem Coca-Cola, słyszałem o paru innych. Czytałem kodeks postępowania producentów tytoniu i domyślam się, że w wielu branżach innych istnieją podobne dokumenty. Znam też całkiem nieźle kodeks postępowania w dziedzinie reklamy, bo asystowałem przy jego narodzinach. Większość kodeksów stanowi jednak literę równie martwą, jak nasz kodeks honorowy Władysława Boziewicza, o którym nie powinienem nawet wspominać, gdyż mam go w małym palcu, rzecz oczywista.
Ale wspomnę. Bo zanim napisałem o tym małym palcu, sięgnąłem do biblioteczki, by się upewnić. Przerzucając zaś kartki, anim się spostrzegł, jakem na dobre zagłębił się w lekturze. Jakież tam bogactwo powodów żądania zadośćuczynienia honorowego! Choćby taka „obraza — każda czynność, gestykulacja, słowne, obrazowe lub pisemne wywnętrzenie się, mogące obrazić honor lub miłość własną drugiej osoby, bez względu na zamiar obrażającego”. Obraza może być czynna, zbiorowa lub drukiem, a zależnie od charakteru i znaczenia — od pierwszego do czwartego stopnia.
Pewien krakowianin przegrał niedawno proces, w którym pozwał za obrazę właściciela billboardów, twierdzących, że tylko idiota nie kupuje w pewnym sklepie. Ponieważ powód tam nie kupuje, uznał, że billboard go obraża. Sąd orzekł jednak, iż fakt, że powód tam nie kupuje, nie świadczy jeszcze o tym, że billboard jego właśnie obraża. Jeśli dobrze rozumiem, zdaniem sądu billboard obraża wszystkich, którzy tam nie kupują — lub też wszystkich idiotów, a zatem pozew powinni złożyć wszyscy ludzie albo przynajmniej wszyscy idioci. Co ani nie świadczy, ani, niestety, nie wyklucza, że powód jest idiotą. Daleki jestem od kwestionowania werdyktu sądu, ale na miejscu powoda zastanowiłbym się, czy nie jest to powód, by wyzwać kogoś na pojedynek?
W przedmowie do wydania Kodeksu w Krakowie, we wrześniu 1919, Boziewicz zastrzega, że bronić pojedynku „nie myślimy”. Jednak „tak długo, pokąd prawna kultura naszych społeczeństw karać będzie czynną zniewagę gentlemana 24-godzinnym aresztem, zamienionym na 5 kor. grzywny — tak długo istnieć będzie ten rodzaj współrzędnego sądownictwa honorowego, uzupełniający państwowy wymiar sprawiedliwości. A zdaje się, że jeszcze czas długi”. Oj, długi, długi.
Dowodów w bród. Wystarczy czytać, słuchać i oglądać wiadomości. Nie będę więc wyliczał. Nie moja też rzecz na tych łamach dowalać parlamentarzystom, lakierowanym burakom, skorumpowanym ministrom, lekarzom, urzędnikom, prezesom spółek z udziałem skarbu państwa działającym na szkodę, którzy nie wiedzą, co to uczciwość i honor. Nie dlatego, że nie chciałbym się z nimi pojedynkować. Chciałbym, i to jak! Ale ze wszystkimi bić się nie zdążę. Z konieczności muszę więc ograniczyć żądanie satysfakcji honorowej do pola marketingowego. A i to, jak każe Boziewicz, jedynie do osób zdolnych żądać, dawać i dotrzymywać pola. Osobami, które w myśl Kodeksu mogą to czynić, czyli krótko: „osobami honorowymi nazywamy te osoby płci męskiej (sorry, Missis Winnetou!), które z powodu wykształcenia, inteligencji osobistej, stanowiska społecznego lub urodzenia wznoszą się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka”. A cóż to jest dzisiaj zwyczajny poziom uczciwego człowieka? Z wyborem sekundanta, czyli zastępcy honorowego, wcale nie łatwiej. Zwłaszcza że nie wolno mu przyjąć mandatu „jeśli jego klient żąda z góry pojedynku aż do śmierci jednego z walczących”.
Kodeks to temat dla rodzimych PR i HR, wykraczający daleko poza ramy tego felietonu: oto strona się kończy i nim doszedłem do wyboru broni (u Boziewicza szabla, szpada czy pistolet, dziś wybór od rakiet ziemia-ziemia, przez kałasza do rakiet ziemia-powietrze ), zabrakło mi pola.
opr. MK/PO
|