Kłopoty od ręki

Na co uważać przy "tanich i szybkich" kredytach

„Tani i szybki kredyt", „pożyczka od ręki", „gotówka bez poręczycieli" - takie oferty przystrojone w świąteczne piórka wprost same przychodzą do klienta. Jednak zwłaszcza teraz, w szale przedświątecznych zakupów i rozbudzonych apetytów konsumpcyjnych, łatwo o podejmowanie pochopnych decyzji. Taka ułuda może się okazać nadzwyczaj kosztowna, a szczęście na kredyt odbijać czkawką przez wiele lat.

Pożyczanie pieniędzy na procent i czerpanie z tego korzyści finansowych to zjawisko niemal tak stare jak ludzkość. Także dziś nietrudno spotkać odpowiednika Molierowskiego Harpagona czy też równie bezwzględnego lichwiarza co Shylock, bohater „Kupca weneckiego" Szekspira. Jednak nie każdy pożyczkodawca musi być od razu wyzyskiwaczem.

Według orzeczenia Sądu Najwyższego z 2000 roku, z lichwą mamy do czynienia wówczas, gdy jedna ze stron umowy ma obowiązek świadczenia na rzecz drugiej strony odsetek w wysokości rażąco wygórowanej. Taka umowa pożyczki jest sprzeczna z zasadami współżycia społecznego. O tym, czy te zasady są naruszane, decydują polskie sądy. Tyle teoria. Wystarczy jednak rzut oka na statystyki sądowe z ostatnich kilku lat, by przekonać się, iż ukaranych lichwiarzy można policzyć dosłownie na palcach jednej ręki.

Pożyczka bywa etyczna

„Czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się stąd nie spodziewając, a wielka będzie zapłata wasza i będziecie synami Najwyższego" (Łk 6, 35) - te słowa wygłoszone przez Jezusa Chrystusa przed dwoma tysiącami lat w słynnym Kazaniu na Górze stały się busolą, według której Kościół potępił lichwę, jako nieuczciwe bogacenie się kosztem bliźniego.

Najbardziej radykalną krytykę tego zjawiska przeprowadził papież Benedykt XIV, który w 1745 roku wydał encyklikę „Vix Pervenit" o lichwie i innych nieuczciwych operacjach finansowych. Dokument ten potępiał lichwę, a jej uprawianie klasyfikował jako grzech ciężki, wynikający już z samego faktu udzielenia pożyczki na procent.

Tak było w czasach, kiedy wartość pieniądza nie zmieniała się. Skoro bowiem pożyczkodawca nic nie tracił udzielając pożyczki, to każdy, nakładany przezeń procent był przejawem zdzierstwa.

Wraz z przekształceniem gospodarki rolnej w przemysłową pewnemu złagodzeniu uległo także stanowisko Kościoła. Zmieniła się przede wszystkim rola pieniądza, który zyskał wartość inwestycyjną. Dziś osoba pożyczająca komuś gotówkę na długi termin zwyczajnie ponosi stratę, gdyż mogłaby ją na przykład zainwestować. Dlatego oczywiste i sprawiedliwe jest wyrównanie poniesionych przez nią strat. Lichwą natomiast pozostaje zbyt wysokie oprocentowanie kredytu. Kościół nie podaje jednak jakieś stałejś wartości, powyżej której mamy do czynienia z procederem lichwiarskim.

- To, co robią banki, pożyczając i biorąc odsetki, samo w sobie nie jest działalnością grzeszną. Wszystko zależy bowiem od wysokości odsetek i warunków udzielanego kredytu. Ważne jest też, co robi się z zyskami. Czy służą one wyłącznie bogaceniu się, czy są wykorzystywane także dla tworzenia miejsc pracy i dobra pracowników - mówi etyk, ks. prof. Marian Machinek.

Ks. Piotr Stroga z katedry katolickiej nauki społecznej i prawa kanonicznego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego uważa, że najistotniejszą rolę odgrywa sfera moralno-etyczna.

- Zgodnie z katolicką nauką społeczną zasady etyczne są stałe i niezmienne, zmieniają się jedynie okoliczności towarzyszące Decydujący jest motyw, konkretna sytuacja i intencja obu stron. Pożyczkobiorca nierzadko zmuszony jest skorzystać z kredytu, aby przeżyć. Kredytodawca winien wówczas udzielić mu kredytu, przy czym nie może wykorzystywać trudnego położenia klienta - mówi ks. Stroga.

Na konieczność utrzymania priorytetu dla czynnika ludzkiego w finansowych i kredytowych celach każdej instytucji bankowej zwracał uwagę Ojciec Święty Jan Paweł II, który w 2000 roku mówił do włoskich bankierów: „Niestety, nie można zataić faktu, że nawet dzisiaj istnieją anormalne formy kredytu, które mogą spowodować niebezpieczeństwo nie tylko dla działalności biznesowej czy własności rodzinnej, ale także dla życia ludzi, którzy wpadli w te przewrotne spirale".

Procenty z sufitu

- Lichwa jest w Polsce zjawiskiem powszechnym. W szczególnej mierze tyczy to wszelkiej maści instytucji parabankowych, kas pożyczkowych i lombardów, które oferują tzw. szybkie kredyty bez poręczycieli, na zasadach prowadzących klientów do ruiny - mówi dr Ryszard Zelwiański z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

Przykłady bulwersującej działalności lichwiarzy można mnożyć w nieskończoność. Jednym z takich wyzyskiwaczy jeszcze do niedawna było łódzkie biuro nieruchomości Interhouse Metro, które przez kilka lat wyłudzało od klientów niewspółmiernie wysokie odsetki równe niemal wysokości udzielanych pożyczek. Co ciekawe, ten proceder lichwiarze mogli uprawiać dzięki wyrokom sądów, które bez skrupułów zasądzały odsetki wynikające z lichwiarskich umów.

Lichwą na ogromną skalę zajmował się także łódzki biznesmen Marcin D., który jednemu ze swoich klientów pożyczył 20 tys. zł pod zastaw domu. Lichwiarz, wykorzystując kruczki językowe, wpisał do umowy drakońskie odsetki w wysokości 10 procent kwoty za jeden dzień. Dziś dług jego ofiary wynosi blisko 3,5 mln zł, a dom został wystawiony na licytację. - Tego typu sprawy trafiają do nas niemal codziennie. Szczególnie bezwzględne okazują się lombardy, w których odsetki od kredytów wynoszą często kilkaset procent w skali roku. Niestety, wiele wyroków sądowych sankcjonuje ten oczywisty wyzysk - mówi Ryszard Zelwiański. Jego zdaniem, obecne przepisy prawne chroniące obywateli przed lichwiarstwem są całkowicie nieskuteczne, ponieważ nie dają one sądom jasnych kryteriów, na podstawie których można orzec, co jest lichwą.

- Przestańmy się bawić w detale ułatwiające działalność lichwiarzom, np. poprzez przerzucanie winy na klienta, który nie doczytał umowy. Jeśli się pobiera drakońskie odsetki, już samo to jest przestępstwem niezależnie od okoliczności - apeluje Zelwiański.

Bat na „Mikołajów"

Dziś długi kredytowe ma ponad 60 proc. obywateli, a według różnych szacunków od 750 tys. do 1,2 miliona polskich rodzin nie jest w stanie spłacić swoich zobowiązań pożyczkowych.

Jednak na wprowadzenie przepisów chroniących obywateli przed lichwą trzeba było czekać aż do lipca tego roku, kiedy Sejm uchwalił wreszcie ustawę o przeciwdziałaniu lichwie. Przewiduje ona ograniczenie wysokości oprocentowania kredytów i pożyczek. W myśl ustawy naliczane odsetki nie mogą przekraczać czte-rokrotności oprocentowania kredytu lombardowego NBP, którego wysokość ustala Rada Polityki Pieniężnej (dziś wynosi on 6 procent; przy takim poziomie maksymalne oprocentowanie kredytów wyniosłoby 24 procent). Łączny koszt kredytu, wraz z opłatami i prowizjami, nie może przekroczyć 5 proc. wartości pożyczki. Nowe przepisy mają wejść w życie od 20 lutego 2006 roku.

Przeciwnicy ustawy - przede wszystkim banki i instytucje para-bankowe - twierdzą, że łamie ona konstytucyjną zasadę swobody działalności gospodarczej. Ich zdaniem ustawa antylichwiarska spowoduje ograniczenie dostępności kredytów, ponieważ banki zaostrzą kryteria ich przyznawania, a to z kolei doprowadzi do powstania czarnego rynku nielegalnych kredytów.

Zwolennicy ustawy przekonują jednak, że nowe prawo uderzy w tych, którzy udzielali drogich kredytów lub pożyczek na lichwiarskich warunkach. Skutkiem ustawy będzie więc obniżenie oprocentowania kredytów, w wyniku czego konsument łatwiej spłaci zaciągnięty kredyt, a banki szybciej odzyskają pożyczone pieniądze. Jednak żadne, nawet najlepsze przepisy nie pomogą, jeśli ludzie będą nadal naiwnie wierzyć w zapewnienia „dobrych wujaszków" o „bajkowych" kredytach. Niestety, takich łatwowiernych jest nadal niemało.

Stare porzekadło mówi: „Pieniądze są dobrym sługą, lecz złym panem". Dobrze jest o tym pamiętać, zanim złożymy podpis pod kredytowym „cyrografem".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama