O pedagogicznym wymiarze sportu
Największym wyczynem na tej ziemi
nie jest sport wyczynowy lecz świętość.
Letnie miesiące zachęcają do ruchu na świeżym powietrzu i do uprawiania sportu. Często słyszymy tezę, że sport odgrywa ważną rolę w wychowaniu dzieci i młodzieży. Życie doczesne to zmaganie się człowieka z własnymi słabościami i z otaczającą rzeczywistością. Jednak zależność między postawą w życiu a postawą w sporcie jest odwrotna niż zwykle myślimy. Nie tyle uprawianie sportu pomaga dobrze radzić sobie z trudami życia, lecz przeciwnie, to szlachetny sposób życia umożliwia człowiekowi osiągnięcie sukcesów w sporcie wyczynowym. Kto umie szlachetnie postępować, ten ma największe szanse na zrobienie kariery sportowej i na utrzymanie przez lata świetnej formy. W realistycznej pedagogice obowiązuje prymat wychowania przed sportem. Człowiek pozbawiony solidnego wychowania zaprzepaści swój talent sportowy, albo po pierwszych sukcesach utraci zapał i dyscyplinę. Źle wychowany sportowiec podatny jest na pokusę łatwego sukcesu i łatwych pieniędzy. A to najkrótsza droga do dopingu w sporcie, do korupcji czy do chemicznych uzależnień.
Dobry trener to ktoś, kto nie tylko wyjaśnia swoim zawodnikom tajniki danej dyscypliny sportowej, ale też wspiera ich swoją obecnością, przyjaźnią i zaufaniem. To także ktoś, kto stawia twarde wymagania swoim podopiecznym. Taki trener naśladuje więc dobrego pedagoga, który odsłania wychowankom tajniki życia i bezwarunkowo ich kocha, ale właśnie dlatego — na podobieństwo Jezusa — wiele od nich wymaga, gdyż wie, że tolerancja czy akceptacja nie jest podstawą rozwoju. Autentyczne wychowanie jest zawsze arystokratyczne, gdyż oznacza dorastanie do szlachetności na elitarnym, wyczynowym poziomie.
Każdy z nas marzy o tym, by wygrać życie, by zasmakować miłości, radości i satysfakcji. Mamy też drugie marzenie: by wygrać życie w łatwy sposób, czyli bez wysiłku, bez trudnych wymagań i dyscypliny. Tymczasem łatwo osiągalne szczęście nie istnieje. Gdyby takie łatwe szczęście istniało, wtedy nie byłoby wśród nas ani jednego człowieka uzależnionego, chorego psychicznie, agresywnego czy zrozpaczonego. Musimy codziennie wybierać między łatwą porażką a trudnym zwycięstwem. Na szczęście po wielu tysiącach lat historii ludzkości dobrze już wiemy, która droga prowadzi do zwycięstwa.
Gra o ludzkie życie toczy się na dziwnym boisku. Stadiony sportowe mają coraz lepszą nawierzchnię, są dobrze wypoziomowane, ułatwiają grę. Natomiast „boisko”, na którym rozgrywa się ludzkie życie, jest uszkodzone na skutek grzechu pierworodnego, a także na skutek słabości i grzechów kolejnych pokoleń ludzi. Takie boisko utrudnia grę. Jest aż tak bardzo pochylone w negatywnym kierunku, że łatwiej nam czynić zło, którego nie chcemy, niż dobro, którego szczerze pragniemy. Właśnie dlatego nie jest możliwy rozwój spontaniczny ani wychowanie bezstresowe.
Gdy wygrywamy z jakąś naszą słabością czy radzimy sobie z jakąś trudnością życiową, wtedy stajemy się silniejsi we wszystkich innych dziedzinach. Każde zwycięstwo cieszy, mobilizuje, dodaje pewności siebie. Gdy natomiast przegrywamy w jakiejś sferze życia, wtedy stajemy się słabsi również w innych dziedzinach. Wygranie życia to wygranie wieloboju, a nie sukces w jakiejś pojedynczej konkurencji. Największe szanse na zwycięstwo mają ci, którzy kierują się ewangeliczną mentalnością zwycięzcy. Takich ludzi nie interesuje zremisowanie życia, albo nikła porażka. Oni pytają Boga i mądrych ludzi o to, co dobrego mają czynić. Mentalność zwycięzcy oznacza odwagę proponowania samemu sobie życia w miłości, prawdzie, wolności i świętości. Serdeczna przyjaźń z Bogiem i respektowanie zasad Dekalogu to najbardziej sprawdzona recepta na wygranie życia.
opr. mg/mg