Paraolimpiada w Londynie to szlachetne przedsięwzięcie, jednak okazuje się, że niepełnosprawni sportowcy często traktowani są nadal jak ludzie gorszej kategorii
Ponad cztery tysiące sportowców ze 166 krajów rywalizuje w Londynie na Stadionie Olimpijskim. Wzruszeń i emocji będzie pewnie jeszcze więcej niż w lipcu, choć uzyskane rekordy będą zapewne niższe. Ale w tej olimpiadzie na pewno nie chodzi tylko o wynik.
Polscy paraolimpijczycy tradycyjnie przywożą z igrzysk więcej medali niż w pełni sprawni sportowcy. Czy w Londynie będzie podobnie? Wiele wskazuje na to, że tak, choć 101-osobowa grupa niepełnosprawnych sportowców, która będzie reprezentować Polskę, musi zmagać się z wieloma trudnościami. Prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego Longin Komołowski przyznał, że przygotowania do igrzysk nie przebiegały tak, jakby sobie tego wszyscy życzyli. Były perturbacje finansowe, które na szczęście zostały przezwyciężone.
— Wiem, że trenerzy robią kalkulacje co do medali. Szacujemy, że liczba trofeów, mimo trudności w przygotowaniach, powinna być nie mniejsza aniżeli w Pekinie, skąd nasi sportowcy przywieźli 30 medali — mówił Komołowski.
O paraolimpijczykach w naszym kraju mówi się zazwyczaj niewiele. W ostatnich dniach głównie za sprawą problemów, z jakimi przyszło się im zmagać przed wyjazdem do Londynu. Najpierw pojawiły się nieprawdziwe, jak się później okazało, informacje, że firma odzieżowa, która ubierała polskich olimpijczyków, nie chce ubrać niepełnosprawnych sportowców. Następnie „Rzeczpospolita” ujawniła, że państwowy przewoźnik PLL LOT odmówił przewiezienia paraolimpijczykom niezbędnych dla ich funkcjonowania wózków inwalidzkich i sportowych. Na szczęście zgłosiła się prywatna firma, która zadeklarowała, że za darmo przewiezie sprzęt. Wreszcie okazało się, że Telewizja Polska nie pokaże transmisji na żywo ze zmagań polskich paraolimpijczyków, choć takie relacje przeprowadzą telewizje publiczne innych krajów, których reprezentanci będą walczyć na igrzyskach. Do Londynu TVP wyśle tylko jednego dziennikarza i operatora.
— Kiedyś podczas jednego ze spotkań z przedstawicielami TVP, dotyczącego w ogóle pokazywania niepełnosprawnych w telewizji, usłyszałem prywatnie takie zdanie: „Wiesz, niepełnosprawni są mało estetyczni, trudno ich ciekawie pokazać”. Może i w tym przypadku jest to powód? — zastanawiał się wiceprezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego Robert Szaj.
Nic zatem dziwnego, że niepełnosprawni sportowcy nie kryją rozczarowania takim obrotem sprawy. „Na dwa dni przed wylotem czytam takie pokrzepiające słowa. Ja wiedziałem, że tak będzie. Przychodzi mi tylko jedna myśl skierowana w kierunku TVP: «Walcie się w bekę!!!»” — napisał na swojej stronie internetowej parolimpijczyk z Poznania, pływak Krzysztof Paterka, który urodził się bez lewego przedramienia i dłoni.
Biorąc to pod uwagę, warto przybliżyć nieco idee igrzysk sportowców niepełnosprawnych. Tym bardziej że Polska ma w nich olbrzymie osiągnięcia. Twórcą idei igrzysk paraolimpijskich był sir Ludwig Guttmann, neurochirurg w szpitalu w Stoke Mandeville, który jako pierwszy na szeroką skalę — jeszcze w czasie II wojny światowej — wprowadził sportowe formy terapeutyczne do szpitali. W trakcie pierwszych igrzysk paraolimpijskiech w Rzymie papież Jan XXIII określił Guttmanna „Coubertinem igrzysk paraolimpijskich”.
Igrzyska organizowane są systematycznie, w cyklu czteroletnim począwszy od roku 1960 — letnie, a od 1976 r. również zimowe. Odbywają się w terminie 2—3 tygodni po zakończeniu igrzysk olimpijskich, a od igrzysk w Seulu w 1988 r. także na tych samych obiektach, na których wcześniej rywalizowali w pełni sprawni sportowcy. Konkurencje, w których startują sportowcy, są w większości takie same jak podczas tradycyjnych igrzysk. Choć są też pewne wyjątki, jak np. goalball (gra drużynowa dla osób niewidomych i słabowidzących.) czy też Boccia (wywodząca się od włoskiej gry w bule — bocce), a także konkurencje drużynowe rozgrywane na wózkach (np. siatkówka czy piłka nożna).
Polacy po raz pierwszy wzięli udział w igrzyskach paraolimpijskich w Heidelbergu w 1972 r. Dziś na historyczny dorobek polskich sportowców niepełnosprawnych składa się aż 656 medali zdobytych podczas letnich igrzysk paraolimpijskich. Przez wiele lat nasza reprezentacja była jedną z największych sportowych potęg w sportach uprawianych przez osoby niepełnosprawne. Apogeum naszych sukcesów przypadło na lata 80.
Podczas VI Letnich Igrzysk Paraolimpijskich w Arnhem w Holandii w 1980 r. nasza reprezentacja zajęła nawet drugie miejsce w tabeli medalowej. Polacy wywalczyli 75 medali złotych, 50 srebrnych i 52 brązowe i dali wyprzedzić się tylko ekipie USA.
Po tym, jak igrzyska paraolimpijskie zaczęły odbywać się w tych samych miastach i na tych samych obiektach co tradycyjne, liczba medali zdobywanych przez Polaków zaczęła systematycznie spadać. Wiele krajów bowiem mocno dofinansowało sport osób niepełnosprawnych. W wielu krajach sportowcy otrzymali sprzęt, ośrodki szkoleniowe i dofinansowania. Mimo to Polacy wciąż zdobywają więcej medali na paraolimpiadzie niż w tradycyjnych igrzyskach.
Na pekińskiej olimpiadzie Polacy zdobyli 10 medali, a udział wzięło w niej 263 zawodników, natomiast wśród 94 uczestników niepełnosprawnych aż 30 wróciło z medalami. Niestety, mimo tych sukcesów paraolimpiada ma w Polsce znaczenie marginalne, a niewielkie zainteresowanie społeczne przekłada się na niewielkie wsparcie finansowe państwa oraz wpływy z marketingu. W ten sposób sporty uprawiane przez niepełnosprawnych są jednymi z najbardziej niedofinansowanych w kraju.
Igrzyska paraolimpijskie mają też swoich legendarnych sportowców. Jednym z nich jest polski słabowidzący oszczepnik i pięcioboista Mirosław Pych. W marcu tego roku skończył 40 lat. Dotąd uczestniczył w igrzyskach paraolimpijskich pięciokrotnie — w Barcelonie (1992 r.), Atlancie (1996 r.), Sydney (2000 r.), Atenach (2004 r.) i Pekinie (2008 r.).
— Jak Bóg da, to w Londynie będzie dziesiąty medal — mówił Pych przed wylotem na igrzyska. Karierę sportową rozpoczynał w poznańskim „Starcie”, z którego przeszedł do „Startu” w Gorzowie. Jest medalistą i rekordzistą Polski, Europy i świata w rzucie oszczepem. Zdobył także kilkanaście medali mistrzostw świata i Europy w rzucie oszczepem, pięcioboju lekkoatletycznym i biegach sprinterskich. Za swoje osiągnięcia został w 2008 r. odznaczony przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski; to najwyższe odznaczenie, jakie nadano niepełnosprawnemu sportowcowi.
Legendą stała się też tenisistka stołowa Natalia Partyka, która urodziła się bez prawego przedramienia. Ta zaledwie 23-letnia zawodniczka to już dwukrotna złota medalistka w kategorii indywidualnej i dwukrotna wicemistrzyni w drużynowej. Natalia na co dzień rywalizuje również z pełnosprawnymi sportowcami. Tak było podczas igrzysk w Pekinie i Londynie, gdzie zdobyła olbrzymie uznanie wśród publiczności. Na paraolimpiadzie będzie jedną z głównych faworytek do medali.
Zmagania swoich niepełnosprawnych kolegów doceniają inni polscy sportowcy. Tym bardziej że ich trening niemal niczym się nie różni od treningu paraolimpijczyków. Niedawno napisała o tym na swoim blogu Justyna Kowalczyk. „Tak naprawdę dopiero rok temu zobaczyłam, na czym polega trening niepełnosprawnego sportowca. Tu, w Snow Farm w Nowej Zelandii, miałam wielki zaszczyt obserwować japońskich i kanadyjskich biegaczy narciarskich. Wstyd się przyznać, wielki wstyd, ale nie sądziłam, że tak wiele pracują. Oj, ingnorantko... Okazało się, że zajmuje im to tyle czasu, ile mnie. Że jest równie wysoka specjalizacja. Że najlepsi, tak jak ja, cały rok spędzają na walizkach” — napisała mistrzyni olimpijska w biegach narciarskich. I równocześnie zaapelowała: „Drodzy Państwo, jeśli chcecie przeżywać, to, co w sporcie najważniejsze. Emocje prawdziwe, niezepsute wielką kasą, popularnością. Jeśli chcecie zobaczyć walkę o wszystko, nieprawdopodobne wręcz przełamywanie ludzkich barier, śledźcie paraigrzyska. Naprawdę warto!” — zachęca Justyna Kowalczyk. Wypada się tylko do tego apelu przyłączyć. Całe igrzyska będzie można śledzić w internecie na stronie www.paralympic.org.
Mimo sukcesów zawodników paraolimpiada ma w Polsce znaczenie marginalne, a niewielkie zainteresowanie społeczne przekłada się na niewielkie wsparcie finansowe państwa oraz wpływy z marketingu
opr. mg/mg