Unia to nie margaryna

O promocji Unii Europejskiej

Unia to nie margaryna

Jak przybliżać Unię Polakom? Na pewno nie można jej nadmiernie zachwalać. Potrzebna jest demistyfikacja i rzetelna informacja

Jonathan Hill

Wyobraźmy sobie, że siedzimy późno w nocy w siedzibie polskiego rządu, planując kampanię pro europejską. Chcemy jak najszybciej wstąpić do Unii, ale musimy przekonać do tego społeczeństwo. Jak potraktujemy drażliwą kwestię narodowej tożsamości? Krytycy integracji straszą, że Bruksela stanie się nową Moskwą, podejmującą wszystkie ważne decyzje polityczne i wtrącającą się w sprawy narodowe. Twierdzą, że już teraz Unia niszczy kulturową tożsamość, wprowadzając regulacje, które naruszają narodowe tradycje i określają naturę dóbr i usług. Co więcej, uczyniła z angielskiego wspólny język Europy. Zanim się obejrzymy - przekonują - podręczniki do historii staną się częścią jakiegoś ujednoliconego systemu oświaty. Celem ostatecznym europejskiej integracji jest, według nich, stworzenie superpaństwa z jednym wspólnym rynkiem, systemem prawnym, walutą i kulturą. Z takimi przekonaniami trzeba umiejętnie walczyć. Tylko jak? Zwłaszcza że trudna droga integracji w zachodniej Europie wybrukowana jest mitami i nieporozumieniami.
UE nie pierze najlepiej
Unia Europejska to nie produkt. Nie można jej więc reklamować jak margaryny czy proszku do prania, przedstawiając same superlatywy i to ze sporą przesadą. Polska może się wiele nauczyć z doświadczeń innych. Choćby Austrii. Narodowe referendum w sprawie przystąpienia do UE zostało tam poprzedzone intensywną kampanią proeuropejską. Bardzo sugestywnie przedstawiano blaski życia w Unii, próbowano nawet konkretnie określać, o ile, w wyniku akcesji, wzrośnie stopa życiowa Austriaków. Nic dziwnego, że działania te przyniosły opłakane efekty po przystąpieniu tego kraju do UE w 1995 r. żadna gwałtowna zmiana oczywiście nie nastąpiła i ludzie poczuli się rozczarowani. Co więcej, akcja informacyjna ustała z dnia na dzień. Trudno oczekiwać, aby wyzwania związane z udziałem jakiegoś kraju w Unii zniknęły z chwilą wstąpienia do klubu.
Jeśli nie "sprzedawać" Unii, to co? Najbardziej potrzebna jest chyba demistyfikacja i rzetelna informacja. Trzeba przypominać, że od początku swojego istnienia Unia Europejska w żaden sposób nie naruszała kulturowej tożsamości swoich państw członkowskich. Jej różnorodność, widoczna nie tylko na poziomie narodowym, ale również regionalnym i lokalnym, znajduje swoje odzwierciedlenie we wszystkich instytucjach, począwszy od Parlamentu Europejskiego, a skończywszy na Komitecie Regionów. Równie skutecznie są chronione interesy poszczególnych państw, chociażby prawem weta. Gdy w grę wchodzi jakakolwiek drażliwa sprawa, grożąca naruszeniem suwerenności, jak np. próby odgórnego grzebania w podatkach, pojedyncze weto któregokolwiek z państw członkowskich skutecznie ją blokuje.
Warto uświadamiać społeczeństwu, że źródłem kulturowego ujednolicania na pewno nie jest Unia Europejska. Wynika to raczej ze znacznie potężniejszych sił globalizacji, które wpychają kulturę masową na nasze ulice, ekrany telewizyjne i do naszych domów. To ona sprawia, że ludzie noszą te same ubrania, jedzą te same potrawy i oglądają te same filmy. Nie należy więc tym obciążać Unii Europejskiej.
Mówmy o tym, że Unia robi co może, aby chronić kulturowe interesy swoich państw członkowskich. Nie dawajmy jednak ludziom fałszywego poczucia wielkiej skuteczności takich działań. Starajmy się być obiektywni i przyznajmy, że podobnie jak i pojedyncze państwa europejskie, Unia jest dość bezradna w walce z globalizacją.

Dyskusja bez monopolu
Obiektywnie i wiarygodnie powinna również przebiegać debata wokół wszystkich wątpliwości związanych z integracją, czyli pytań, czym dokładnie jest Unia Europejska i dokąd zmierza? Dlaczego chcemy się do niej przyłączyć? Jakie prawa i obowiązki nam przybędą?
Cena dezinformacji i mistyfikacji jest ogromna. Jest nią zamieszanie, wybujałe oczekiwania i, w rezultacie, rozczarowanie. Wstąpienie do UE to nie pięcioletni plan, ale wybór przyszłości. W debacie tej powinni wziąć udział wszyscy przedstawiciele społeczeństwa. żadna pojedyncza grupa nie ma wyłącznego prawa ani odpowiedzialności rozpoczęcia takiej dyskusji lub jej przewodniczenia.
Monopolu na rozpowszechnianie wiedzy o Unii na pewno nie ma rząd. Informacja jest przecież najskuteczniejsza, gdy pochodzi od ludzi, którym ufamy. Dla kręgów biznesu największą wartość mają więc często słowa czołowych biznesmenów - posługują się tym samym językiem, kierują się podobnymi kryteriami. To samo dotyczy organizacji pozarządowych, rolników, związków zawodowych, organizacji branżowych, Kościoła. Wystarczy się przyjrzeć, jak Bruksela nadstawia uszu, ilekroć Papież wypowiada się na temat Unii Europejskiej i Polski (przypomnijmy chociażby jego pro europejskie wystąpienie w Sejmie w ubiegłym roku). Zaufanie jest bezcenne.

JU/PO

˙
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama