Rola chrześcijan i Kościoła
Pierre de Charentenay SJ
Dyrektor Generalny OCIPE, Bruksela
W tej konstruktywnej dla Europy fazie nasuwa się pytanie jaki
będzie wkład chrześcijaństwa, które było tyglem kulturalnego i społecznego życia
tego kontynentu. Najpierw zwróćmy uwagę, że jutrzejsza Europa będzie laicka, wolna od
wszelkiej zwierzchności polityczno-religijnej, lecz przychylna wszystkim religiom i
wszystkim wierzącym. Złożona z krajów o różnych tradycjach jeśli chodzi o miejsce
religii w społeczeństwie, poczynając od najbardziej laickich do tych, które przyznały
Kościołom status bardzo uprzywilejowany, Unia Europejska nie chce przyznawać
szczególnego statusu Kościołom. Stwierdziła ona jedynie, w aneksie do Traktatu
Amsterdamskiego, że Kościoły i ruchy humanistyczne dały rzeczywisty wkład w budowę
Europy. Jednak, przez ostrożność, instytucje europejskie zachowują zazwyczaj wielki
dystans wobec religii. Co do Kościoła katolickiego, który był kolebką Europy, postawa
ta wymaga wielkiego wysiłku oderwania się od przeszłości, w której był on tak bardzo
obecny. Nie będzie on już matrycą przyszłości kontynentu, lecz jego rola pozostanie
zasadnicza ze względu na długie pokrewieństwo między Europą i Kościołem.
W tej sytuacji chrześcijanin zajmuje taką samą pozycję jak
każdy inny obywatel powołany do działania i uczestnictwa w budowaniu wielkiej
Europy-państwa. Nie powinno to być dla niego zbyt trudne z uwagi na podobieństwo
interesów i orientacji między przedsięwzięciem budowania Europy i chrześcijańskimi
wartościami: uderzająca jest bliskość zasad tworzenia Unii Europejskiej i zasad
doktryny społecznej Kościoła: obrona praw człowieka (Traktat Amsterdamski przewiduje
sankcje, bądź wykluczenie krajów nie szanujących praw człowieka), zasady
solidarności i pomocniczości, gospodarka wolnorynkowa, obrona mniejszości, dążenie do
trwałego rozwoju. Te zasady kierują konkretnym działaniem Unii i wyjaśniają liczne
ustawy, które zostały ratyfikowane przez każdy kraj.
Kościół dobrze zdaje sobie sprawę, że ta taktyka działania
jest czynnikiem pokoju, stabilności rozwoju. Z tego względu cieszy się nią i wspomaga
proces europejski, a nawet tworzy teologię pokoju i pojednania w Europie, respektującą
rozdział Kościoła od państwa. Jak bardzo słusznie wyraził to Jan Paweł II w czasie
swojej podróży do Reims wiosną 1997, systemy zsekularyzowane dają szansę
Kościołowi. Będąc dziełem pokojowym, dziełem wzajemnego zaufania, budowa Europy jest
dziełem zbawiennym. Rzecz jasna, jej rozwój może ulec zaburzeniom, lecz ogólna
orientacja jest pozytywna i powinna być kontynuowana. Mówiąc to, Kościół nie stara
się przywłaszczyć sobie Europy lub ją chrystianizować na siłę. Pragnie jedynie
wyrazić swoją zgodę na ten ogromny projekt polityczny i humanistyczny.
A jednak postawa Kościoła wobec Europy jest ambiwalentna. O ile
Kościół w istocie sprzyja konstrukcji europejskiej, to wyraża czasem pomimo wszystko
swe rozczarowanie wobec Unii Europejskiej, ponieważ działalność instytucji
brukselskich zdaje się ograniczać do przedsięwzięć praktycznych, które nie dotykają
istotnych dla Europejczyków wartości. Kościół łatwiej porozumiewa się z Radą
Europy, gdzie dyskutuje się nad podstawową etyką i nad wartościami związanymi ze
wspólnym życiem. Karta Socjalna, czy Konwencja o zakazie klonowania istoty ludzkiej,
otwierają, zdaniem Kościoła, możliwość dyskusji prowadzących do Europy prawdziwie
ludzkiej.
Jednak być może zachodzi nieporozumienie jeśli chodzi o rolę
Unii, która ogranicza się jedynie do sprawowania władzy politycznej i nie zajmuje się
sporządzaniem umów lub wielkich zasadniczych deklaracji. W związku z tym Kościół
pyta o rolę Brukseli, która mówi przede wszystkim o serze, krowach i jednolitej walucie
tj. o sprawach pieniędzy, konsumpcji i handlu, a nie mówi wystarczająco o wartościach,
o rodzinie, o pokoju i moralności.
Czy nie trzeba by objaśnić podziału ról? Bruksela jest
instancją polityczną i pod tym kątem tworzy etykę. Nadzoruje wspólne życie, dobro
wspólne, wartości publiczne. Proponuje wartości związane ze wspólnym życiem, etyką
praktyczną, silnie zachęca do solidarności. Znajduje się w takiej sytuacji jak
państwo narodowe, którego władzy nie podlegają wartości sfery prywatnej, o ile nie
wkraczają na scenę publiczną. Ani Bruksela, ani żaden kraj nie może zmieniać czy
ustanawiać się sędzią prywatnego życia. Jednak rozległość działalności
publicznej władzy europejskiej jest wystarczająco szeroka, aby pozwolić jej na
zajmowanie się konkretem etyki publicznej, co też czyni. W ten sposób solidaryzuje się
z wielkimi troskami wypływającymi z nauki społecznej Kościoła w tym czasie, gdy
muszą zapaść ważne decyzje wytyczające dalej już podjętą drogę.
JU/PO
|