O akcji Świątecznej Zbiórki Żywności w supermarketach całej Europy
Ernest z wielkimi oczami i Kasia o proszącym spojrzeniu stoją przed szklanymi drzwiami do M1. On wręcza ulotki paniom, ona panom. — Zostaw dziś jakiś produkt żywnościowy bardziej potrzebującym! — krzyczą litery na ulotce. W supermarketach połowy Europy trwa właśnie Świąteczna Zbiórka Żywności.
— Masz cały, kopiasty wózek zakupów! Co za problem wyjąć z niego kilo cukru czy dwa słoiki dżemu i odłożyć do specjalnego kosza przy wyjściu? — zapala się Halina Rojewska, nauczycielka radomskiego Zespołu Szkół Ekonomicznych. Jej uczniowie prowadzą akcję w tamtejszym „Realu”. Świąteczna Zbiórka Żywności trwa w ten weekend (24—26 listopada) w większości supermarketów Warszawy, Poznania, Łodzi, Krakowa, Katowic, Olsztyna, Tarnowa... Na liście jest aż 55 polskich miast. A także tysiące miast zachodniej Europy.
W Radomiu wolontariuszy, którzy rozdają informacyjne ulotki i noszą ciężkie kosze z ofiarowanym jedzeniem, jest aż pół tysiąca. Dwustu uczniów zgłosiło się w samym tylko Zespole Szkół Ekonomicznych. Trzeba było wybrać dziewięćdziesięciu, żeby nie deptali sobie po piętach. Szkoła ma bowiem „pod opieką” tylko jeden supermarket. — Nasza młodzież już zbierała pieniądze w akcjach PCK. Uczą się w szkole techniki sprzedaży, więc są bardzo skuteczni! — mówi Anna Własiuk, nauczycielka i jedna z opiekunek koła PCK. — Ernest z IV klasy ma takie wielkie oczy, więc zawsze prosi o wsparcie panie. A Kasia nic nie mówi, tylko tak prosząco patrzy! — śmieje się Halina Rojewska.
Młodzi ludzie wprawiają ofiarodawców w dobry humor. Podczas jednej z kwest jakaś pani dała im większą sumę. — Tak się ucieszyli, że oblepili ją całą od stóp do głów nalepkami z czerwonym krzyżem PCK! — wspominają nauczycielki. — Tych najskuteczniejszych ustawimy z ulotkami przed wejściem do marketu. Niech klienci wchodzą do środka nie tylko skłonni do większej hojności, ale i uśmiechnięci! — mówią.
Dlaczego cała Europa robi naraz zbiórkę żywności? — Bo to akcja Europejskiej Federacji Banków Żywności. Na Zachodzie od dwudziestu lat zbierają jedzenie na święta w ostatni weekend listopada — tłumaczy Zbyszek Gumiński, brodaty dyrektor Radomskiego Banku Żywności. — W Polsce banki żywności zaczęły powstawać dopiero przed kilku laty, ale jest ich coraz więcej — dodaje.
Banki żywności? — To są charytatywne organizacje, które rozprowadzają żywność do ochronek, domów dziecka, jadłodajni dla ubogich, ośrodków pomocy społecznej — tłumaczy Gumiński. Do tych właśnie miejsc trafi żywność, którą ludzie ofiarują w supermarketach.
Pierwszy bank żywności powstał w latach 60. w USA. Od razu zaczął bardzo sprawnie funkcjonować; wielkie sklepy prześcigały się w darowiznach. Dlaczego? Bo była to żywność, której data przydatności do spożycia upływała za parę dni. Sklepom bardziej opłacało się ją podarować, niż wywieźć na wysypisko. Darowiznę można przecież odpisać od podatku... Czysty biznes dla bogatych. Ale dlaczego nie mieliby na tym skorzystać biedni?
Banki żywności zaczęły więc rosnąć na świecie jak grzyby po deszczu. Sklepy nie musiały już szukać poszczególnych, małych organizacji charytatywnych, żeby ofiarować im po trzy zgrzewki jogurtu. Odtąd wielkie partie produktów szły w całości do magazynów banków żywności. A dopiero stąd, jak najszybciej, do mniejszych organizacji charytatywnych.
Przed kilku laty supermarkety zaczęto budować także w Polsce. W ślad za nimi przyszły tu banki żywności. Najmłodszy z nich urodził się miesiąc temu w Radomiu. Tutaj, po raz pierwszy w Polsce, w działalność takiego banku włączyła się organizacja kościelna. Radomski Bank Żywności założyły wspólnie Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, Liga Kobiet i Caritas Diecezji Radomskiej.
Rozmawiam z dyrektorem Gumińskim w jego radomskim biurze, udostępnionym za darmo przez Caritas. Naprzeciw stoi stary, opuszczony kościółek. Biskup Jan Chrapek przekazał właśnie jego część bankowi żywności na magazyn. — W przyszłym roku zaczniemy remont — Gumiński wskazuje wybite przez chuliganów okna. — Niedługo staną tu wysokie regały i chłodnie na żywność — cieszy się.
Jeśli kupiłeś „Gościa” dopiero w niedzielę i nie zdążysz wziąć udziału w zbiórce, nie martw się: takie akcje będą się powtarzać. Radomski Bank Żywności, choć dopiero skończył pierwszy miesiąc swojego życia, już przeprowadził na wsiach akcję zbierania płodów rolnych. Za dwa worki ziemniaków albo worek zboża dzieci ofiarodawców pojadą na jednodniową wycieczkę do Radomia albo Warszawy. — Ludzie dawali jednak często tych worków o wiele więcej, czasem jakaś babcia zupełnie bezinteresownie wręczała np. dwie siatki cebuli — relacjonuje pan Zbyszek. Przegląda listy z dziennym zapotrzebowaniem na żywność, które przysłały mu poszczególne jadłodajnie, ochronki, ośrodki pomocy, ośrodek Monaru. — Niektórzy na wszelki wypadek piszą mi, ile potrzebują dziennie kiełbasy suchej, a ile krakowskiej... Jak to teraz przeliczyć? — uśmiecha się. — Większość pisze po prostu, że zużywa dziennie 20 kg mięsa czy 20 kg warzyw. Będziemy się troszczyć, żeby to mięso i warzywa do nich docierały.
opr. mg/mg