Czerwony Krzyż od ponad półtora wieku cieszy się powszechnym uznaniem, nawet wśród ekstremistów. Próby wykorzystania tej organizacji do celów politycznych czy militarnych muszą zawsze budzić silny sprzeciw
Na przestrzeni półtora wieku, licząc od ustanowienia znaku w 1864 roku, najzagorzalsi wojownicy, powstańcy, rewolucjoniści, a nawet zwykli bandyci mieli respekt dla Czerwonego Krzyża. Niósł on pomoc wszystkim potrzebującym, bez względu na kolor skóry, język i wyznawaną religię. Niestety, od pewnego czasu — nie tylko w Iraku, w Afganistanie i w Syrii — Czerwony Krzyż nie zawsze oznacza bezinteresowną pomoc. Coraz częściej posługują się nim współcześni krzyżowcy, którzy pod tym znakiem realizują swoje interesy.
Ojcem działalności czerwonokrzyskiej był Henry Dunant, szwajcarski filantrop i pacyfista, pierwszy laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Na konferencji dyplomatycznej w Genewie w 1864 roku, niejako w hołdzie jego ojczyźnie, wybrano symbol: czerwony krzyż na białym tle — odwrotność godła Szwajcarii (biały krzyż w czerwonym polu).
Krzyż tradycyjnie budził szacunek, a ludzie niosący pomoc pod znakiem Czerwonego Krzyża kojarzeni byli z neutralnością. Dzisiaj pracownicy Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża często są wspomagani, zastępowani albo ubezpieczani przez wojsko, które jednocześnie wykonuje swoje zadania militarne. W ten sposób niebezpiecznie zaciera się różnica między żołnierzami i pracownikami organizacji pozarządowych.
Na przykład w Afganistanie żołnierze wraz z cywilnymi pracownikami, wchodzącymi w skład tzw. Provincial Reconstruction Teams, świadczą podstawową opiekę zdrowotną, kopią studnie i wykonują inne czynności, tradycyjnie przypisane cywilom. Organizacje zaangażowane w niesienie pomocy — Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, Lekarze bez Granic, ONZ, UNHCR, UNDP — bezskutecznie apelują, by pomocy humanitarnej nie łączyć z polityką i przemocą.
Jan Engeland, sekretarz generalny Norweskiej Rady ds. Uchodźców, podkreśla, że ludzie przyjmujący pomoc muszą mieć pewność, że pracownicy humanitarni są w ich krajach w jednym tylko celu — by ulżyć im w cierpieniach. — My nie oferujemy żadnego politycznego rozwiązania, nie mamy żadnych celów poza jednym: przeciwdziałać niehumanitarnym działaniom jednych przeciw drugim poprzez współczującą, ratującą życie pomoc — mówi.
Tymczasem w czasie „misji pokojowych” wojsko strzela i leczy, bombarduje i stabilizuje. Pomoc humanitarna traktowana jest jako „wzmacniacz siły militarnej” (force multipliers).
Pojęcie to wprowadził do polityki gen. Colin Powell, były przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów USA. „Misje pokojowe”, realizowane przez wojsko, policję i oddziały najemników, z reguły polegają na łączeniu przemocy z podbojem serc i umysłów talibów i Irakijczyków, co daje zgubne skutki dla idei pomocy humanitarnej.
— Zwracam uwagę światowej opinii publicznej na tragiczną sytuację humanitarną w rejonach konfliktów i na trudności pracowników Czerwonego Krzyża w wykonywaniu swej misji — powiedział Jakob Kellenberger, przewodniczący MKCK, w czasie pobytu w Syrii.
Ludzi spod znaku czerwonego krzyża, podobnie jak pracowników organizacji Lekarze bez Granic, często traktuje się jak wrogów: są zabijani, porywani, więzieni, torturowani. Gdy kilku lekarzy zginęło w czasie niesienia pomocy potrzebującym, Rowan Gillies, lekarz z Sydney, wypowiedział dramatyczne słowa: — Odmawiamy opowiedzenia się po którejkolwiek ze stron, odmawiamy zaakceptowania takiej wizji przyszłości, w której cywile w piekle wojny będą mogli otrzymać ratującą życie pomoc tylko od wojska, które tę wojnę rozpoczęło i prowadzi.
Rowan Gillies, który w latach 2002— 2006 był przewodniczącym Lekarzy bez Granic, pokazuje, jak daleko — coraz dalej — jest dzisiaj z ogarniętej wojną Syrii, z Iraku i z Afganistanu do Solferino, do idei szlachetnego Henry'ego Dunanta, duchowego ojca czerwonokrzyskiej pomocy.
Biuro Narodów Zjednoczonych do spraw Koordynacji Pomocy Humanitarnej stwierdza: „Pomoc humanitarna powinna być świadczona wyłącznie przez organizacje humanitarne. Wojsko, realizując swoje zadania, nie powinno pomagać ludziom tylko po to, by zjednać ich przychylność i sympatię. Ludziom nieszczęsnym, cierpiącym, podbitym należy pomagać dlatego, że są ludźmi”.
Fot. ICRC/ commons.wikimedia.org/ CC BY-SA 2.0
opr. mg/mg