Tacy kapłani, jakie społeczeństwo

Nie można mówić o kryzysie powołań, bo Bóg jest ich hojnym dawcą. Co najwyżej o kryzysie powołanych i osób im towarzyszących, czyli nas samych.

"Idziemy" nr 17/2010

Radek Molenda

TACY KAPŁANI, JAKIE SPOŁECZEŃSTWO

Nie można mówić o kryzysie powołań, bo Bóg jest ich hojnym dawcą. Co najwyżej o kryzysie powołanych i osób im towarzyszących, czyli nas samych.

Co i raz słychać tryumfalne tony niektórych mediów, ogłaszających każdy spadek liczby kandydatów do seminariów czy zakonów, każdy przypadek odejścia z kapłaństwa lub postępowania księży niegodnego ich stanu jako przejaw kryzysu powołań i kryzysu Kościoła. Tymczasem skarb powołania – kapłańskiego, zakonnego i każdego innego, w tym powołania do małżeństwa – przechowujemy, jakby powiedział św. Paweł, w glinianych naczyniach. O powołania trzeba troszczyć się i o nie zabiegać. Jak to robić i dlaczego utrzymanie tego skarbu jest dziś takie trudne?

Mylące statystyki

Nie da się ukryć – od roku 2004, kiedy seminaria diecezjalne i zakonne liczyły łącznie 7465 alumnów, ich liczba z roku na rok spada. Statystyki przedstawiane corocznie przez Krajowe Duszpasterstwo Powołań nie pozostawiają w tym względzie wątpliwości. Szczególnie uwidoczniły to lata 2006 i 2007, w których z każdym rokiem w seminariach ubywało w całym kraju niemal po 500 alumnów. Jeszcze gorzej wyglądają statystyki liczebności zakonów żeńskich. W latach 2000–2009 liczba zakonnic po ślubach wieczystych (profesek) w Polsce spadła z 23,3 tys. do 21,5 tys. W ciągu ostatnich 10 latach liczba kandydatek do klasztorów spadła z 723 do 300, a kandydatek do zakonów klauzurowych – ze 117 do 46. W samym tylko roku 2008 ubyło 28 domów zgromadzeń czynnych. Jedyne jaskółki, które nie czynią wiosny, to wzrost w poprzednim roku liczby osób wstępujących do seminariów diecezjalnych z 695 do 718 i od lat utrzymująca się niemal na tym samym poziomie liczba profesek zakonów klauzurowych. Czy jednak uprawnione jest twierdzenie o kryzysie powołań?

– Słowa „kryzys” używamy w stosunku do czegoś, co staje się nagle, stanowi jakiś przełom, trudną próbę. Mamy statystyczny spadek, ale nie ma żadnego tąpnięcia ani przewrotu w powołaniach. Dlatego słowa „kryzys” nie można odnieść do powołań – tłumaczy ks. dr Krzysztof Pawlina, rektor Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie i przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych Diecezjalnych i Zakonnych. – Kłopot z właściwą oceną stanu powołań w Polsce polega na tym, że lata pontyfikatu Jana Pawła II były pod względem ilości wstąpień do seminariów wyjątkowe – dodaje ks. Pawlina. – Czasy Jana Pawła II czy zrywu „Solidarności”, kiedy mieliśmy 50–80 alumnów na roku, minęły. Teraz mamy inne, nowe czasy. I jest powrót do tego, co było przed 1979 r. – potwierdza ks. dr Piotr Klimek, rektor Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Warszawsko-Praskiej. Możemy wiec mówić nie o kryzysie, ale o błogosławionych latach 1979–2004. Dodać warto, że mimo spadku liczby kandydatów do seminariów, wciąż co czwarty alumn w Europie pochodzi z Polski.

Wnioskowanie o kryzysie na podstawie statystyk jest błędem także dlatego, że spadek liczby powołań wcale nie musi o tym kryzysie świadczyć ani z niego wynikać. – Jeśli szkołę średnią kończą roczniki niżu demograficznego, jeśli mieliśmy w ostatnich latach i mamy emigrację młodych ludzi ze granicę do pracy, to są to przyczyny naturalnie powodujące spadek liczby kandydatów na alumnów czy siostry zakonne. Nie mają związku z funkcjonowaniem i kondycją Kościoła. Pytanie – jeśli już – o kryzys, to pytanie nie o ilość odpowiadających na swoje powołanie, ale o ich jakość – tłumaczy ks. dr Piotr Klimek.

– Tego określenia używa się, by zniechęcić młode pokolenie, wmówić mu, że kapłaństwo czy życie zakonne nie jest już trendy, że to obciach i już wręcz nie wypada dziś być księdzem. Mówi się: „nie wybieraj się do seminarium, bo tam jest kryzys”. Tymczasem wystarczy przekroczyć próg seminariów, by zobaczyć, że nie są to miejsca puste, że toczy się tam nie byle jakie życie – tłumaczy ks. Pawlina.

Celnie problem opisuje ks. dr Marek Dziewięcki, Krajowy Duszpasterz ds. Powołań, który przed rokiem podczas debaty nad stanem powołań w Polsce stwierdził: – Kryzysu powołań nie ma i nigdy nie będzie, ponieważ powołania daje Bóg, a On jest hojny. Jest natomiast kryzys powołanych, to jest tych, którzy nie odpowiadają na otrzymane powołanie i kryzys osób towarzyszących powołanym, na przykład rodziców, wychowawców.

Faktem pozostaje, że wielu powołanych nie wchodzi za próg seminarium, a jeśli wchodzą, nie zawsze do końca w nim zostają.

Wielu jest powołanych

– Kiedy kilka lat temu zapytano młodych Włochów, kto myśli o byciu kapłanem, twierdząco odpowiedziało około 10% z nich. Ale co dziesiąty z nich nie wstąpił do seminarium. Za myśleniem nie poszła decyzja. To znaczy, że gdzieś po drodze nastąpiło zatrzymanie rozwoju tego powołania – tłumaczy ks. dr Pawlina i dodaje: – Tajemnicą daru powołania nie rozporządzamy. Nie wiemy tak naprawdę, komu Bóg je daje i jakie. Wiemy tylko o tych, którzy do nas przychodzą, a ci mają swoje powołanie rozpoznane czasem dobrze, a czasem źle. Powołania ludzie noszą w swoich sercach, ale nieraz następuje aborcja powołania. Nie zostaje ono donoszone do końca. Dziś decyzja o pójściu do seminarium jest w większym stopniu powodowana chwilowymi emocjami, jest decyzją niepewną. W efekcie zgłaszających się zawsze mam więcej, niż ostatecznie seminarium rozpoczynających.

Przyczyn, dla których młodzi ludzie myślą o seminarium czy zakonie, ale do niego nie idą, jest bardzo wiele. Zdaniem bp. Wojciecha Polaka, delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. Powołań, główną przyczyną jest niska, antypowołaniowa, a nawet chrystofobiczna kultura w domach i środowiskach. Dotyczy to także celu i stylu życia. Wynikiem oddziaływania tej kultury jest często przyjęcie przez młodego człowieka fałszywego, wykreowanego przez media obrazu Kościoła. – Dziś nie jest modna ofiara z życia, wyrzeczenie, posłuszeństwo, ale samorealizacja, samospełnienie. A kiedy człowiek jest skoncentrowany na swoich potrzebach, może po prostu dojść do wniosku, że szkoda życia na kapłaństwo. Wtedy nie odkryje przygody bycia kapłanem – mówi ks. Pawlina.

Bardzo często niepodejmowanie przez młodych ludzi swojego powołania wynika z nieumiejętności podjęcia decyzji wymagającej zaangażowania się. Nie tylko nie są zdolni do wstąpienia do seminarium czy zakonu, ale też do małżeństwa. Dlaczego tak się dzieje?

– Kandydaci, którzy obecnie zgłaszają się do seminariów duchownych – diecezjalnych i zakonnych – są dziećmi naszych czasów. Obciążeni są negatywnym wpływem laickiej kultury, w której dominuje powierzchowne myślenie i egoistyczne nastawienie do życia – stwierdza ks. Dziewiecki. – Nie brakuje alumnów, którzy będą dobrymi kapłanami. Ich motywacje przyjścia do seminarium się nie zmieniły. To pragnienie służenia Panu Bogu i pomagania ludziom. Jest tylko inaczej niż kiedyś wyrażane – mówią obaj rektorzy warszawskich seminariów. Nie ukrywają jednak, że trafiają się czasem kandydaci będący „kiepskim materiałem” do kapłaństwa. – Tego problemu instytucjonalnie nie da się rozwiązać. Jeśli zgłasza się dwudziestokilkuletni mężczyzna z takiej, a nie innej rodziny, środowiska z takim, a nie innym stylem życia, to możemy mu pomóc ukształtować się eklezjologicznie, ale on jest lepiej lub gorzej wychowany już u progu seminaryjnej formacji – mówi ks. Pawlina.

Większym optymistą jest ks. Klimek, który uważa, że seminaryjna formacja z Bożą pomocą może zmienić w kapłana nawet „kiepski materiał”. – Seminaria stoją przed ogromnym zadaniem dostosowania swoich metod podejścia do ludzi. Prawdziwy problem kleryków to problem tożsamości, identyfikacji, celów, jakie mają w życiu. To są inni niż kiedyś ludzie, w sensie ujawniania swego wnętrza. Nie znaczy to, że są gorsi niż kiedyś. W tych ludziach jest potencjał. I seminaria są po to, by ten potencjał z nich wyciągnąć – mówi ks. Klimek.

Pewną formą wstępnej weryfikacji powołania ma być rok propedeutyczny, od tego roku wprowadzany we wszystkich seminariach w Polsce. Będzie to rok wprowadzenia w tryby zupełnie nowego życia, innego niż to, które klerycy prowadzili do tej pory. Takie rozwiązanie wynika z dzisiejszego modelu świata. A czy dziś więcej, niż kiedyś, alumnów rezygnuje w trakcie seminarium? – Dużych zmian nie ma. Święcenia przyjmuje 60–70% z tych, którzy rozpoczynali seminaryjną formację – mówią rektorzy obu warszawskich seminariów.

Zadanie dla duchownych

Zdarza się i tak, że jakiś ksiądz zrezygnuje z kapłaństwa. Co wtedy myśleć o jego powołaniu? – Mamy kryzys jakości kapłaństwa, ponieważ mamy kryzys człowieka, który się w naszym postmodernistycznym społeczeństwie nie za bardzo dostrzega. Dziś – statystycznie – człowiek chce przeżyć życie miło, spokojnie, przyjemnie, być widzem rozgrywających się dookoła wydarzeń. Najchętniej by wysłał swój awatar, żeby żył za niego – mówi ks. Klimek. – Księża nie biorą się z księżyca. Jak inni młodzi ludzie, nawet po studiach, nie umieją rozwiązywać swoich problemów. Dlatego rozpadają się małżeństwa, dlatego bywają rezygnacje z kapłaństwa. Nie może mieć naród pretensji do kapłanów, że są tacy, jacy są, bo taki jest naród, z którego ci kapłani wyszli i do którego należą. Jesteśmy odbiciem społeczeństwa, a środowisko, w którym żyjemy, nie wspomaga życia duchowego, ale wręcz z nas je wypłukuje – dodaje ks. Pawlina.

Jak więc chronić skarb powołania i jak je rozwijać? Odkrycie swojego powołania i pójście za nim to wyzwanie przede wszystkim dla rodziny i środowiska osoby szukającej swojego powołania. – Co byście zrobili – drogi tato, mamo, babciu… – gdyby wasz syn przyszedł do was i powiedział, że chce iść do seminarium? Czy byście się ucieszyli, czy mocno zasmucili? – pyta retorycznie ks. bp. Polak. Jednak błędem jest przerzucanie przez księży odpowiedzialności za nowe powołania w Kościele jedynie na rodziny, wychowanie, kulturę. Dobitnie świadczy o tym fakt, że nie ma lepszej formy wzbudzania w młodym człowieku powołania, jak własne świadectwo kapłanów i osób zakonnych. – Kiedy młody chłopak patrzy na swojego księdza i myśli: „ja chciałbym tak samo”, to wtedy kiełkuje powołanie – mówi ks. Klimek. Nie bez powodu orędzie Benedykta XVI na tegoroczny XLVII Światowy Dzień Modlitw o Powołania (m.in. na stronie tygodnika „Idziemy”: www.idziemy.com.pl) kierowane jest głównie do kapłanów. Wzywa ich do świadectwa swojego kapłaństwa, które wzbudza powołania. Innym niezaprzeczalnym faktem jest to, że najlepszą wylęgarnią powołań są proponujące konkretną formację przykościelne grupy młodzieżowe, spośród których prym wiodą grupy ministrantów i lektorów. I to na księżach spoczywa aktywizacja młodych w parafii, organizowanie jej nawet kosztem swojego czasu i wysiłku. Bo kapłaństwo nie jest dla siebie, ale dla innych.

Powołania to synteza wiary w naszych rodzinach, naszych środowiskach i parafiach. Gdzie jest mocna wiara i modlitwa – rosną i powołania. Są wolną odpowiedzią na inicjatywę Pana Boga, więc człowiek może nie odpowiedzieć. Nie znaczy to jednak, że powołania nie ma. – Młodzi ludzie bynajmniej nie są wypłukani z wartości, pragnień, marzeń. To idealiści. Jeśli widzą wzorce, które ich do czegoś prowadzą, jeśli pociągnie ich czyjś przykład, to pójdą za tym echem, które jakoś się w nich odzywa – kończy ks. Klimek. Dlatego zamiast mówić o kryzysie powołań, warto zacząć dawać dobre świadectwo wiary i powrócić choćby do praktyki pierwszego czwartku miesiąca, kiedy Kościół modli się o powołania. Nie, by się pojawiły, bo one są, ale by je rozpoznawać i zrealizować.

W ŚWIECIE CHRYSTOFOBÓW

Z ks. Markiem Dziewięckim, krajowym duszpasterzem powołań, rozmawia Radek Molenda

Jaki jest profil dzisiejszego kandydata do seminarium?

Są spore różnice między poszczególnymi kandydatami, zarówno od strony intelektualnej, jak też osobowościowej. Do seminariów duchownych zgłaszają się tacy, którzy z trudem zdali maturę, ale i wybitnie uzdolnieni intelektualnie absolwenci szkół wyższych. Podobnie od strony osobowości niektórzy kandydaci okazują się dojrzali i mocni w wierze. Zwykle są to ci, którzy wywodzą się z różnych ruchów i grup formacyjnych. Są jednak i tacy, którzy wywodzą się z dysfunkcyjnych, poranionych rodzin, albo odczuwają negatywne skutki oddziaływania dominującej obecnie niskiej kultury czy toksycznych, demoralizujących mediów. Właśnie ze względu na tę różnorodność kandydatów trudno jest dostosować studia i formację w seminariach duchownych do potrzeb i oczekiwań współczesnych alumnów.

Ten profil zmienił się w ostatnich latach?

Wydaje mi się, że tak, i to w pozytywnym kierunku. Paradoksalnie wynika to po części z agresywnego ataku na Kościół, w którym przodują laickie media. W cywilizacji, która otwarcie walczy z chrześcijaństwem i staje się coraz bardziej chrystofobiczna, nie jest łatwo podjąć decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego. Taka decyzja w obecnym kontekście społecznym wymaga większej odwagi i silniejszej więzi z Bogiem niż jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu.

Czy tak jak w ostatnich latach spadała liczba kandydatów do seminariów duchownych, wzrasta także liczba kleryków, którzy nie dochodzą do święceń kapłańskich? W ostatnich latach nieco rośnie odsetek tych, którzy – z własnej inicjatywy albo w oparciu o sugestie przełożonych seminaryjnych – rezygnują i odchodzą. To jest jednak zupełnie normalne zjawisko. Do seminarium kandydaci wstępują przecież po to, by zweryfikować, czy jest to ich miejsce i czy stają się wystarczająco dojrzali, by prosić o święcenia kapłańskie. Gdy byłem alumnem, do święceń kapłańskich dochodziło średnio 70% tych, którzy rozpoczynali studia i formację seminaryjną. Obecnie jest to średnio połowa kandydatów. Wynika to głównie ze wspominanego już zróżnicowanego stopnia ich dojrzałości. Często już w punkcie wyjścia widać, że niektórzy z nich kierują się błędnymi motywami czy też są na tyle niedojrzali, że trudno im będzie dorosnąć do bycia księdzem w coraz bardzie zsekularyzowanym społeczeństwie

A przypadki odejść od kapłaństwa?

Statystyki nie potwierdzają wzrostu liczby tych, którzy odchodzą z kapłaństwa. To raczej fenomen medialny, związany z tym, że w ostatnich latach z kapłaństwa odeszło kilku znanych księży i zakonników, a media bardzo nagłośniły te bolesne fakty. Niewątpliwie jest jednak pewna grupa księży, którzy przeżywają poważny kryzys. Uwarunkowania takiego kryzysu są złożone i wieloczynnikowe. Są i tacy księża, którzy nie odchodzą z kapłaństwa, usiłując ukrywać swój kryzys. Oni też powodują niepokój i zwykle jeszcze większe zgorszenie niż ci, którzy odchodzą. Obecnie zdecydowanie większa niż dawniej jest aprobata społeczna dla odejść z kapłaństwa, podobnie zresztą jak i dla odejść z małżeństwa. Jeszcze kilkanaście lat temu ktoś odchodzący z kapłaństwa zwykle się z tym ukrywał. Dzisiaj zdarza się, że kapłan niewierny swemu powołaniu idzie do mediów, by „pochwalić się” swoją niewiernością.

Duszpasterstwo powołań zajmuje się także już wyświęconymi kapłanami?

Zadaniem duszpasterzy powołań jest przede wszystkim troska o solidne wychowanie chrześcijańskie w rodzinach i wspólnotach parafialnych, gdyż jest to warunek odkrycia i realizacji powołania przez współczesnych młodych ludzi. Natomiast ci, którzy odkryli już swoje powołanie i je realizują, mają wsparcie: małżonkowie – ze strony duszpasterstwa rodzin, kapłani i zakonnicy – ze strony swoich dawnych wychowawców. Duszpasterze powołań mają do spełnienia ważną rolę, gdyż przypominają powołanym o tym, że człowiek nie ma granic w rozwoju i że konieczna jest stała formacja kapłanów i osób zakonnych, podobnie jak potrzebne jest duszpasterstwo małżeństw i rodzin. Ukończenie seminarium duchownego to początek, a nie koniec formacji kapłanów.

Kończy się Rok Kapłański. Czego życzy ksiądz siebie i innym kapłanom?

Życzenia wyraża tytuł mojej najnowszej książki: „Mężczyzna mocny miłością. Być księdzem dzisiaj”. Współczesny świat potrzebuje księży, którzy nie moralizują, nie skupiają się na nakazach i zakazach, lecz ukazują chrześcijaństwo prawdziwe, które może fascynować dorosłych, młodzież i dzieci niezwykłą historią miłości. Jest to historia Boga, który nas rozumie, kocha i uczy kochać.
Seminarzyści diecezjalni i zakonni

- LATA 2005 2006 2007 2008 2009
alumni diecezjalni 4759 4612 4257 4029 3732
alumni zakonni b.d. 1803 1768 1554 1630
rozpoczęło postulat lub nowicjat b.d. 797 708 653 655
w sumie 7249 7212 6733 6236 6017

klerycy I roku (diecezjalni) 1145 1029 786 695 718
zakonnicy I roku 339 351 292 258 210
alumni I roku łącznie 1484 1480 1078 953 928

Zakony żeńskie w Polsce
- LATA 2005 2006 2007 2008 2009
profeski 22568 22358 22087 21739 21562
nowicjuszki 741 642 662 583
postulantki 484 517 410 379
siostry juniorystki (śluby czasowe) 1563 1447

zakony klauzurowe
pierwsze śluby zakonne 280 200
śluby wieczyste 294 284

odejścia
siostry juniorystki 83
nowicjuszki 34
kandydatki 82

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama