Kapelani szpitalni - świadectwa

Kapelani szpitalni mówią o swojej pracy i powołaniu


Krzysztof Wrodarczyk

Bylebym dał świadectwo o ewangelii

13 lat temu, przyjmując święcenia kapłańskie, te słowa umieściłem na obrazku prymicyjnym. Od pięciu lat dawanie świadectwa o Ewangelii łączy się w moim życiu z posługą kapelana szpitalnego w Katowicach. Myślę, że każdy kapelan na swój sposób przeżywa tę posługę. Na określony sposób przeżywają — oceniają tę posługę również i ci, do których kapłan został posłany. Myślę, że warto wspomnieć o kilku aspektach posługi kapelana szpitalnego.

Codzienna obecność przy chorych i z chorymi — w ten sposób realizuje się podstawowe zadanie duszpasterskiej troski Kościoła o chorych. Przypomina mi się zdanie-„mądrość”, wypowiedziane przez nieżyjącego już pacjenta — śp. Seweryna, że „nawiedzając chorych zabierasz im połowę ich choroby”.

Umacnianie w Panu — czyli wszystkie wysiłki skierowane na uświęcenie człowieka w chorobie przez głoszenie Słowa Bożego, udzielanie sakramentów świętych, Eucharystię, modlitwy, nabożeństwa. Pozostanie w mojej pamięci pacjentka Ewelina, która w niebezpieczeństwie śmierci przyjęła chrzest, bierzmowanie i Komunię św. Umarła jako chrześcijanka, nam zostawiając radość z doprowadzenia jej do zbawienia.

Pomoc w potrzebach — zawołanie przez chorego pracownika szpitala, w tym i kapelana, jest w istocie swej zaproszeniem do spotkania. W tym spotkaniu rzeczą najważniejszą jest wysłuchanie pacjenta i zaradzenie jego potrzebom. Niekiedy jest to prośba o kontakt z rodziną, innym razem prośba o modlitwę, o wykupienie recept, zakupienie żetonu, wysłanie listu, pozdrowienie kogoś znajomego. Swego czasu spotkałem pacjenta, który z moją osobą nawet wiązał nadzieję na znalezienie pracy po wyjściu ze szpitala. Zdarza się również słyszeć dramatyczne pytanie: „Czy ja to przeżyję?”, bądź cichutką prośbę: „Chciałbym już umrzeć”.

Sens cierpienia — sprawa najtrudniejsza, ale w świetle wiary możliwa do odkrycia. Pewien pacjent na wózku powiedział mi kiedyś: „Proszę księdza, to dopiero 20 lat”. Jeden proboszcz z diecezji opolskiej wyznał: „Wie ksiądz, jestem posłuszny woli Bożej i proszę Pana Boga o zmiłowanie”. Te słowa zostały wypowiedziane nie w rozpaczy czy rozgoryczeniu, ale z głęboką wiarą, że Pan Bóg ulży mu w cierpieniu. Być może to przypadek, ale umarł w niedzielę 31 października ubiegłego roku. Osobiście wierzę, że w uroczystość Wszystkich Świętych był już uczestnikiem „radości swego Pana”.

Jakie są „straty” i „zyski” kapelana szpitalnego?

„Kto traci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zyskuje”. Z posługą kapelana szpitalnego związany jest niewątpliwie trud fizyczny i psychiczny. Z zewnątrz ocenia się wszystko inaczej. Wystarczy tylko wejść w doświadczenie szpitala, choroby i cierpienia, a wówczas zmienia się podejście. Niekiedy ta uwaga dotyczy także duchownych.

Po stronie zysków umieściłbym misteryjne przeżywanie codzienności. Misterium dnia, misterium nocy, misterium spotkania, misterium choroby, misterium cierpienia, misterium bólu, misterium łez, misterium śmierci, misterium radości, misterium trudu, misterium oczyszczenia, misterium dojrzewania. Inaczej postrzega się życie: głębiej, pokorniej, z większym szacunkiem, z łagodnością, z dobrocią, z nadzieją.

Ks. Krzysztof Wrodarczyk, kapelan w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym w Katowicach


Jacek Kazimierz Bazarnik

Trudno pogodzić się z cierpieniem dzieci

Praca z chorymi dziećmi jest szczególnie trudna. Wymaga silnej psychiki, dużego zaangażowania, ciągłej modlitwy i kontemplacji. W Międzylesiu obcujemy z cierpieniem najniewinniejszym. Lekarze i rodzice często pytają: „dlaczego?”. Odpowiedzi nie zna nikt prócz Boga. Paul Claudel, nawrócony w Lourdes, powiedział, że Jezus przychodząc na świat nie wyjaśnił tajemnicy cierpienia, ale w niej uczestniczył. Tą prawdą dzielę się z potrzebującymi wsparcia. Również s. Faustyna pytała Jezusa o tajemnicę cierpienia dzieci. Chrystus odpowiedział, że to one jeszcze utrzymują świat. Staram się pokazać rodzicom chorych dzieci, że Jezus nie obiecywał na ziemi szczęścia, wręcz odwrotnie, mówił przecież o krzyżu.

W szpitalu wszystko się zmienia. Życie dziecka, rodziny, nawet znajomych „kręci” się wokół choroby. W szpitalu zmienia się też wiara: czasem w bunt, a czasem dojrzewa i odradza się na nowo. Większość naszego społeczeństwa to ludzie wierzący. Nawet niepraktykujący w cierpieniu otwierają się na Boga. O duchową pomoc do szpitalnego kapelana zwracają się nieraz rodzice, którzy przez kilkanaście lat nie przystępowali do spowiedzi. Proszą o sakrament w obliczu tragedii. Wracają do Jezusa, gdy... ich najbardziej doświadcza.

Praca kapelana w Centrum Zdrowia Dziecka wymaga pełnej dyspozycyjności. Teoretycznie zaczyna się po południu i kończy późnym wieczorem. W praktyce nigdy nie wiadomo, kiedy zadzwoni telefon: o północy, piątej nad ranem. Trzeba być dla dzieci i ich rodzin „duchową erką”. Każdego dnia Msza Święta ma inny charakter. W poniedziałek chore dzieci modlą się o łaski Roku Jubileuszowego. We wtorek udzielany jest sakrament chorych, a w środę odbywa się nowenna do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, której obraz znajduje się w szpitalnej kaplicy. W sobotę wybiegamy myślami ku Jasnej Górze. Cierpienie dzieci łączymy z modlitwą o dobro Ojczyzny.

Ks. Jacek Kazimierz Bazarnik, kapelan w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu k. Warszawy


Krzysztof Gajda

Szpital miejscem spotkania Boga

Jest rzeczą naturalną, iż każdy chory znajdujący się w szpitalu chce jak najszybciej odzyskać zdrowie i powrócić do domu. Swoiste tragedie przeżywają rodziny, a często także lekarze i pielęgniarki, kiedy choroba postępuje i nie można jej już zatrzymać. Szpital, w którym jestem kapelanem, jest komfortowy (jak na warunki polskie) pod każdym względem. Mały; dwa oddziały — wewnętrzny i chirurgia ogólna, po remoncie, nowocześnie wyposażony, a z mojego punktu — najistotniejsze — wewnętrzna kaplica. Chorzy mają okazję do codziennej Mszy św. Na życzenie każdy może skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania oraz przyjąć sakrament namaszczenia chorych.

Cudowne są chwile, kiedy człowiek pojedna się z Bogiem. Inaczej wtedy przeżywa swoje cierpienie. Wielu chorym podpowiadam, iż szpital to też miejsce osobistych rekolekcji. Po pierwsze — choroba wymusza zatrzymanie się. Niejednokrotnie człowiek goni dokądś, nawet nie wie, dokąd. Choroba unieruchamia, przybija do łóżka. Człowiek pozostaje sam z własnymi myślami. Przeżywa swoiste odarcie ze złudzeń. Cierpienie jest niezwykle samotne, nie można go sprzedać, pożyczyć innemu, wykupić się od niego. Choroba pokazuje prawdę o człowieku, obnaża jego słabość i niemoc. Często człowiek chory zdany jest na łaskę i niełaskę innych. Wielu miało przyjaciół, gdy byli zdrowi i mieli pieniądze. Choroba pozbawiła ich jednego i drugiego.

Podczas choroby człowiek zaczyna inaczej patrzeć na własne życie. Łatwiej przychodzi zrobić bilans swojego życia. Cierpienie oczyszcza spojrzenie. Widzi zmarnowane życie, bezsensowne gonienie za pieniędzmi, ale również zaczyna cenić autentyczne wartości i dobro. W takiej atmosferze odniesienie do Boga jest dużo prostsze. Celem rekolekcji, szczególnie zamkniętych, jest dobre zdiagnozowanie swojego życia oraz wyciągnięcie konkretnych wniosków ku przyszłości. Wydaje mi się, że wielu chorych, którzy po Bożemu przeżyli czas choroby, zmieniło się. Dla nich szpital już nie kojarzy się tylko z cierpieniem, ale z radością odnalezienia Boga, z wewnętrzną harmonią.

Wielu, szczególnie starszych, autentycznie cieszy się na spotkanie z Chrystusem eucharystycznym. Kiedy podchodzę do łóżka z Komunią, nieraz zauważam w ręku różaniec i modlitewne oczekiwanie na Pana Jezusa. Osobiste rozczarowanie przeżywam zawsze wtedy, gdy chory świadomie rezygnuje z Eucharystii. Nie chce Chrystusa dopuścić do swojego cierpienia. Nie wiem, może strach przed sobą, może brak wiedzy, może strach przed koniecznością zmiany swojego życia, a może tylko zwykłe lenistwo duchowe nie pozwala na otwarcie się na Boga.

Ks. Krzysztof Gajda, kapelan szpitala św. Elżbiety w Katowicach

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama