Komórki ewagnelizacyjne jako metoda duszpasterska zostały przyjęte przez Papieską Radę ds. Świeckich
Jestem księdzem od 22 lat, a proboszczem czwarty rok. Zanim dojrzałem do tej funkcji, przechodziłem przez różne doświadczenia duszpasterskie. Od czasu powołania (seminarium) było we mnie pragnienie poszukiwania wzorów: jak być dobrym pasterzem dusz? Już jako seminarzysta zapraszałem różnych księży, aby poznawać metody duszpasterskie. Czasem miałem wrażenie, że jestem dziwakiem i niepotrzebnie zapędzam się w jakieś innowacje. To jednak dawało mi radość, przynosiło też owoce w życiu ludzi. Byłem oazowiczem, ale ciągle poszukiwałem własnej metody. Spotkałem Jezusa osobiście, ale dopiero w trakcie kapłańskiej posługi i to nie od razu. Wtedy rodziło się we mnie pytanie: jak Go dawać ludziom, jak o Nim opowiedzieć itd.? Przez 15 lat dość intensywnie pracowałem z młodymi. Można powiedzieć, że to był poligon duszpasterski. Miałem proboszczów w dużych parafiach, którzy mi ufali i na dużo pozwalali. Popełniłem też wtedy niemało błędów, eksperymentując dla królestwa Bożego.
Kiedy zostałem odpowiedzialny jako pierwszy i jedyny za parafialną wspólnotę (nowa parafia wiejsko-miejska na obrzeżach miasta), poczułem duże zobowiązanie, ale i szczęście. Faktycznie pięknie jest być proboszczem, choć trudna ta droga i rzeczywiście krzyżowa dla tych, którzy chcą mieć Jezusa za Mistrza. Zadawałem sobie pytania: jak prowadzić? Co zaproponować ludziom? Z natury lękliwy, otrzymywałem od Pana odwagę.
Początkiem była adoracja. Parafia liczy 1500 osób, w niedzielę w liturgii uczestniczy około 700 osób. Wprowadziłem wieczystą adorację, ponieważ sam miałem żywe doświadczenie tej praktyki — Jezus Eucharystyczny w adoracji zawładnął moim sercem.
Zaczęliśmy od jednego dnia i tak to się potoczyło dalej. Dziś, po trzech latach, mamy cztery dni i trzy noce adoracji tygodniowo. Co najmniej 120 osób do tego się zobowiązało.
Wtedy odkryłem, że jako wspólnota parafialna jesteśmy dopiero w połowie drogi. Z pomocą mojego kolegi, który we Francji wprowadza parafialne komórki ewangelizacyjne, podjęliśmy próbę tworzenia małych grup domowych — komórek. Wcześniej spotkałem się z biskupem, prosząc o zgodę na tę drogę w mojej parafii. Zgodę otrzymałem.
Dwa razy, z grupą kilku przyszłych liderów, odwiedziliśmy Mediolan, uczestnicząc w międzynarodowym seminarium na temat komórek. Można powiedzieć, że dopiero rozpoczynamy. Widzę, że po każdych rekolekcjach parafialnych — w tym roku prowadził je ks. Artur Godnarski z członkami wspólnoty ewangelizacyjnej Św. Tymoteusza — następuje jakieś duchowe ożywienie.
Wspólnie odkrywamy, jak ludzie z parafii do tej pory żyjący z boku, czy też trochę przestraszeni, nagle podejmują ewangelizację, to znaczy dzielenie się wiarą: w domu — z najbliższymi, na spotkaniach prywatnych, z przyjaciółmi itd. Ludzie z komórek opowiadają o bardzo ciekawych owocach takiego dzielenia w miejscach pracy na przykład w czasie przerwy śniadaniowej. Wszyscy w banku wiedzą, że pracująca tam jedna z liderek miała dziś cotygodniową adorację od godz. 3.00 do 5.00 i zaczyna się „rozmowa ewangelizacyjna”.
źródło: photogenica.pl
Komórka spotyka się co tydzień w domu lidera. Spotkanie trwa około 90 minut i ma określony plan (uwielbienie, podzielenie się tym, jak Bóg działał w moim życiu, jak ja podejmowałem ewangelizację). Komórka liczy od 3 do 8 osób. Gdy dochodzą kolejne osoby „zewangelizowane”, następuje podział i powstanie nowej komórki. Liderzy spotykają się z pasterzem na spotkaniach formacyjnych co 2-3 tygodnie.
Nasze działania są czasem odbierane w parafii jako sekciarskie. Dla wielu ludzi jest to zbyt nowe. Komórki powoli przebijają się do świadomości parafialnej. Odkrywamy daleko posunięty indywidualizm, zamknięcie w sobie, duże przywiązanie ludzi do pobożności tradycyjnej. Tak bardzo boli, że w naszej tradycji trudno zbudować wspólnotę parafialną opartą na spotkaniach ludzi przy słowie Bożym, na rozmowie o Bogu w swoim życiu, na braterstwie i wzajemnym otwarciu. Im bardziej to dostrzegam, tym wyraźniej widzę potrzebę budowania małych wspólnot, które potrafią ożywić parafię i nadać jej nowy kształt.
Mamy jednak adorację, modlitwę szczególną. W mediolańskiej parafii komórkowej św. Eustorgiusza mówią, że bez adoracji komórki nigdy się nie rozwiną. Podejmujemy wiele działań, aby ewangelizować. Systematycznie ukazujemy parafianom tę drogę, wychodzimy do ludzi, zapraszamy...
Dla mnie jako księdza jest to doskonała i konkretna propozycja. Jako ksiądz nie spotkałem ciekawszego pomysłu dla parafii, która jest podstawową komórką w Kościele.
Ks. Piergiorgio Perini z Mediolanu, który przeszczepił komórki z Florydy do Europy, twierdzi, że dopóki nic nie robimy w parafii, to diabeł daje nam spokój. Gdy jednak zaczynamy coś budować, to on się na to nie godzi. Doświadczamy tego na każdym kroku. Pojawiają się trudności, nieporozumienia między liderami, zrezygnowanie itp.
Zauważam, że komórki wychowują dojrzałych wierzących i są drogą formacji. Ważna jest tu rola proboszcza, który na każde cotygodniowe spotkanie komórkowe przygotowuje oparte na Biblii rozważanie w wersji pisemnej i elektronicznej. Dzięki temu ja sam odkrywam słowo Boże i mam doskonałą okazję, aby mu się poddawać.
To dla mnie radość, że jesteśmy w aktualnym nurcie życia Kościoła, który ewangelizację uczynił swoim pierwszym zadaniem. Przed dwoma laty parafialne ewangelizacyjne komórki jako metoda duszpasterska zostały przyjęte przez Papieską Radę ds. Świeckich[1]. Szkoda, że w naszym kraju jest mało takich doświadczeń. Ufam, że Pan da nam moc Ducha i poprowadzi w kierunku budowania parafii — wspólnoty, opartej na małych domowych grupach pochylonych nad światłem objawionego słowa, otwartych na braterską miłość i na ewangelizacyjną ekspansję.
KS. JERZY
[1] Więcej informacji na temat komórek można znaleźć na stronie mojej parafii: www.niskowa.pl.
opr. ab/ab