Kto tu zapomniał o uczniach?

Problemy polskiego szkolnictwa to także coraz mniej środków na polskie szkoły za granicą i ogólny brak koncepcji co do tych szkół - zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie

Za granicą przybywa polskich uczniów. Tymczasem MEN próbuje łatać budżet i nie zamierza otwierać dodatkowych placówek oświatowych.

Rok szkolny trwa w najlepsze. Ministerstwo Edukacji Narodowej zafundowało kolejną dawkę ogłupiania młodzieży. W kanonie lektur nie ma m.in. „Konrada Wallenroda”, dzieła naszego wieszcza narodowego. Uczniowie gimnazjum nie mają również obowiązku czytać „Pana Tadeusza” i „Trylogii” polskiego noblisty Henryka Sienkiewicza. Tak w skrócie można zobrazować początek roku szkolnego w polskich szkołach. A co czeka uczniów kształcących się w polskich placówkach za granicą?

Bez dodatkowych szkół

Nowych szkolnych punktów konsultacyjnych (placówek oświatowych, w których przy polskich przedstawicielstwach dyplomatycznych, urzędach konsularnych oraz przedstawicielstwach wojskowych uczą się polscy uczniowie) nie będzie, a nauczyciele tam pracujący jak na razie nie mogą liczyć na zawieranie stałych umów. Takie wnioski płyną z przedwakacyjnego posiedzenia Komisji Łączności z Polakami za Granicą, na którym MEN przedstawiło parlamentarzystom informację na temat organizacji nauki dla dzieci i młodzieży w roku szkolnym 2013—2014 w szkolnych punktach konsultacyjnych za granicą.

MEN poinformowało, że liczba uczniów od bieżącego roku szkolnego ma się zwiększyć, szczególnie w klasach 1—3 szkoły podstawowej. Jednak resort nie potrafił dokładnie sprecyzować tego, jak dużo dzieci przybędzie w szkolnych punktach konsultacyjnych. Ministerstwo nie przewidziało również utworzenia nowych SPK-ów, mimo wzrostu liczby uczniów m.in. w Paryżu czy Brukseli.

— W obecnej sytuacji budżetowej trudno byłoby znaleźć środki na nowe szkolne punkty konsultacyjne, a objęcie wszystkich polskich uczniów nauką w SPK-ach wymagałoby nakładu znacznie większych środków — tłumaczył na posiedzeniu Komisji Łączności z Polakami za Granicą wiceminister edukacji narodowej Maciej Jakubowski.

Minister twierdził wbrew przedstawianym argumentom, że coraz więcej Polaków wyjeżdża do innych krajów w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków życiowych. Jego zdaniem Polacy masowo wracają do kraju, czego przykładem jest... sam pan minister!

Inna rzeczywistość

Na pytanie, czy liczba polskich nauczycieli na Wschodzie jest wystarczająca, Jakubowski odpowiedział, że główną ideą MEN jest kształcenie miejscowych nauczycieli. Podkreślił, że MEN ma „problemy formalne” wynikające np. z działań białoruskiej władzy, utrudniającej wydawanie wiz nauczycielom wysyłanym do polskich placówek oświatowych.

Minister chwalił się, że współpraca resortu z poszczególnymi placówkami układa się bardzo dobrze, a MEN w ubiegłym roku wysłało do ponad 70 szkół polonijnych podręczniki i pomoce dydaktyczne oraz otworzyło portal informujący o nauczaniu polskich uczniów za granicą. Jednak po podaniu przez posłów konkretnych przykładów dotyczących organizacji nauki i pomocy dla polskich uczniów i nauczycieli za granicą trudno uwierzyć w tę niemal wzorcową współpracę, o której zapewnia MEN.

Poseł Artur Górski po spotkaniu z Polakami w Berlinie powiedział, że tamtejsi nauczyciele pomoce dydaktyczne kupują w Polsce, ponieważ tylko dzięki temu stać ich na zapewnienie właściwego nauczania polskim dzieciom mieszkającym w Niemczech. Parlamentarzysta zwrócił również uwagę na to, że nauczyciele ze Stanisławowa na Ukrainie ciągle czekają na podręczniki. Minister Jakubowski powiedział, że do MEN nie dotarła ta informacja. Próbując tłumaczyć tę sprawę, stwierdził, że zapewne miał miejsce jakiś „błąd komunikacyjny”.

Niedoceniani nauczyciele

Najwięcej kontrowersji wywołuje kwestia zatrudniania nauczycieli pracujących poza granicami naszego kraju oraz ich wynagradzania. Karta Nauczyciela nie pozwala im na zdobywanie awansu zawodowego. Mimo że pracują oni w polskim systemie, wysokość pensum, które muszą uzyskać, znacznie różni się od pensum nauczycieli pracujących w kraju. Nauczyciele za granicą de facto nie pracują na takich samych warunkach jak ci zatrudniani w Polsce. Zawierane są z nimi głównie kontrakty, a ich pensum wynosi znacznie więcej godzin niż pensum nauczycieli z Polski.

— Umowy zawierane z nauczycielami są tak konstruowane, aby mieli jak najmniejsze cząstki etatu i nie mogli uzyskać awansu zawodowego. Polski rząd nie potrafi się dostosować do zmieniających realiów i pogodzić się z tym, że coraz więcej Polaków zmuszonych jest do opuszczania Polski po to, żeby znaleźć pracę — akcentuje poseł Adam Kwiatkowski z sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą.

Poseł Kwiatkowski pytał ministra Jakubowskiego: — Czy ministerstwo zamierza coś z tym zrobić, aby nauczyciele pracujący w szkolnych punktach konsultacyjnych nie byli zatrudniani co roku na rok? Zdaję sobie sprawę, że jest to zgodne z prawem, ale tak nie powinno być. Nauczyciele chcieliby mieć stabilność i pewność zatrudnienia.

Minister Jakubowski odpowiedział: — Szkoły są dla uczniów, a nie dla nauczycieli. Zmiany kontraktów zapewniają elastyczność pracy nauczycieli, a umowy podpisywane są na konkretne zlecenia.

W ubiegłym roku szkolnym w 67 szkolnych punktach konsultacyjnych i ich filiach przy polskich przedstawicielstwach za granicą (w tym w Zespole Szkół im. Zygmunta Mineyki w Atenach, który prowadzi kształcenie uzupełniające) uczyło się ponad 14 tys. uczniów. Zatrudnionych było ponad 600 nauczycieli, którzy w większości pracowali na mniej niż połowę etatu.

Z informacji przedstawionej przez MEN na posiedzeniu Komisji Łączności z Polakami za Granicą wynika, że resort zobowiązuje się do udzielania wsparcia polskim uczniom za granicą. Oby zapewnienia MEN się potwierdziły.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama