Świadectwo
Urodziłam się w burzliwych latach przedwojennych, rosłam pośród okropności II wojny światowej, a dojrzewałam w pełnym konfliktów okresie powojennym1. Moje dalsze życie biegło w totalitaryzmie, a starość przypadła na czasy przełomowe.
Kiedy 17 maja 1942 roku w bratysławskim kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, pod kierunkiem ojca X. S. Číka przystępowałam do pierwszej Komunii świętej, nie wiedziałam, kto prowadzi mnie za rękę do tabernakulum. Była to młodziutka siostra zakonna, której twarz zdradzała niewiarygodną dobroć i wdzięk... Gdy w ten wielki dzień przyjmowałam Jezusa, byłam malutka: miałam sześć lat. Pozwolono mi przyjąć Komunię świętą, bo czasy były niepewne, nikt nie wiedział, co będzie dalej, co się stanie, gdy zwycięska Armia Czerwona utoruje sobie drogę na Słowację. Stałam tak przed ołtarzem, a w sercu miałam eucharystycznego Chrystusa. Z tyłu pochylała się nade mną kobieta w habicie i szeptała mi: „Magdusiu, powiedz Jezuskowi: «Jezusku, kocham Cię, nigdy mnie już nie opuszczaj»!”. Oczywiście cała roztrzęsiona szeptałam, co mi moja mama w domu i siostra zakonna w kościele radziły. Tę wzruszającą i niezapomnianą chwilę przyjścia Jezusa przeżywałam w zadziwieniu. Powtarzała się ona zawsze, gdy przyjmowałam Go w dobrych i złych czasach. Kiedy potem spotykałam siostrę Zdenkę na schodach kościoła, zawsze biegłam w jej objęcia. Jej miły uśmiech i łaskawa twarz mnie oczarowały. Lubiłyśmy się — ja, drobna pierwszoklasistka, i ona, młoda siostra zakonna.
Mijały lata. Straciłyśmy się z siostrą z oczu. Nadeszły okrutne lata komunizmu, przymusowa wyprowadzka naszej rodziny z mieszkania, wydalenie z uczelni, zwolnienie z pracy nauczycielskiej z powodu „obciążenia religijnego”, uwięzienie brata za działalność w Akcji Katolickiej, moja praca w zakładzie produkcyjnym, zamążpójście, macierzyństwo, ciężka choroba, burzliwe życie i w końcu upadek bolszewizmu — czas wolności i między innymi możliwość wydawania książek religijnych.
Niedawno w księgarni na okładce niewielkiej książeczki Antona Habovstiaka spostrzegłam po latach delikatną twarz siostry Zdenki. „Siostra Zdenka, siostrzyczka Zdenka!” — chciałam zawołać. Wyciągnęłam ręce ku tej książeczce jak kiedyś do żywej Zdenki, mojej siostrzyczki Zdenki. Kiedy w domu niecierpliwie czytałam o jej burzliwym życiu i śmierci, łzy napłynęły mi do oczu. Nie miałam pojęcia o tym wszystkim, co się z nią działo. Po tylu latach jakby na nowo ją spotkałam. Wzięła mnie za rękę i mocno ją trzymała, gdy zaczynałam iść przez życie, a teraz, gdy moja droga zaczyna się zbliżać do końca — znowu ją spotykam. Moją siostrę Zdenkę... Dziś już do niej nie biegnę, bo nie mogę, ale uciekam się do niej, modlę się i proszę, aby znowu chwyciła mnie za rękę i doprowadziła do Jezusa, tym razem już w wieczności...
Pośród życiowych burz spotkałam wielu niepospolitych ludzi, między nimi również wyjątkową siostrę Zdenkę. Pozostałam wierna jej życzeniu, które włożyła mi jako dziecku do serca. W każdej wolnej chwili swojego życia szepczę: „Jezu, kocham Cię!”.
MAGDA KOTULOVÁ
opr. ab/ab