Rozmowa z Timem Guenardem, autorem książki "Silniejszy od nienawiści" - nawróconym, który udowodnił światu, że od nienawiści można się uwolnić
Jest Pan pisarzem i autorem książki "Silniejszy od nienawiści", w której opisuje Pan traumatyczne dzieciństwo. Proszę nam je przybliżyć.
- Mama przywiązała mnie do słupa przy drodze i porzuciła, a tata dużo pił i z jego powodu spędziłem trzy lata w szpitalu. Miałem szczęście, bo po trzech latach odzyskałem władzę w nogach i mogłem chodzić na nowo. Miałem w sobie bardzo dużo nienawiści i tym, co mi pomogło trenować przez te trzy lata, a przez te trzy lata ani razu nikt mnie nie odwiedził. Patrzyłem na wszystkich innych pacjentów, których odwiedzano i tym zajmowałem się całymi dniami, a w nocy chodziłem i w ukryciu oglądałem kawałeczek papieru, w który był zawinięty prezent dla jednego z dzieci. Na tym kawałku papieru był pluszowy niedźwiadek, który machał łapką. Miałem wrażenie, że mówi do mnie "dzień dobry" kiedy wchodziłem do ubikacji, żeby w ukryciu mu się przyglądać. A kiedy wychodziłem stamtąd, miałem wrażenie, że mówi mi "dobranoc". I stale marzyłem, że mojego tatę da się włożyć do pralki, że się go wypierze i wyjdzie z niej zupełnie nowy. Ale pewnego dnia straciłem to pragnienie.
Właśnie. Jak to się stało, że miał Pan na tyle sił, aby się wyzwolić z tych dramatycznych przeżyć?
- BIG BOSS.
Ale komu Pan zawdzięcza to wyzwolenie i przemianę? Jak Pan poznał Pana Boga?
- Nieprzewidziane spotkania, a także ludzie, którzy mówili źle o Bogu. Ja nie znałem Boga, ale słyszałem jak wielu ludzi bardzo źle wypowiada się na temat Boga: "co ja takiego zrobiłem Bogu?", "dlaczego Boga nie było, żeby mnie wspomóc?". Sprawiało to wrażenie, że wszystkie zło na ziemi dzieje się z winy Boga, więc zacząłem szukać, zacząłem dociekać, jak to jest z Bogiem. Na podstawie tych wypowiedzi miałem wrażenie, że Bóg ma jakąś wspólną cechę z takimi złymi chłopakami, jak ja, z takimi złymi ludźmi, którzy bardzo często są oskarżani. I wraz spostrzegłem, że Bóg uzdrawiał w dniach, w których nie należy nikogo uzdrawiać, że Bóg chodzi do domów, do których nie należy chodzić i pomyślałem, że jeżeli ktoś raz jeszcze źle się przy mnie wyrazi o Bogu, to ja stanę w obronie Boga. Miałem taką metodę, żeby "strzelić kogoś z byka", żeby odpowiednie myślenie ruszyć.
Przecież Pan był bokserem. Ale jak to było wcześniej, kiedy w osamotnieniu żył Pan na ulicy?
- Boks był cudem. Dzięki policji. Powiedziano mi kiedyś, że będę mógł zostać albo policjantem, albo bokserem i kiedyś gdzieś przypadkiem przechodziłem i zauważyłem wielki napis "boks", i w ten sposób zetknąłem się z boksem. Przy każdej walce wyobrażałem sobie, że mam przed sobą mojego ojca. Ojca, albo wszystkich tych złych ludzi, których spotkałem w życiu i dlatego bardzo łatwo wygrywałem walki. To było pierwsze miejsce, w którym inni ludzie interesowali się moimi zranieniami, bo trener opatruje rany, skaleczenia po walce, myje cię, wyciera. A jak wygrałeś, to bierze cię w objęcia, podnosi do góry. Nie zawsze są to tacy przystojni panowie, ale oni w ten sposób pokazują, że na ziemi istnieje miłość, czułość. Spotkanie z boksem to był dla mnie niemal cud. Nauczyłem się trenować codziennie, dawać z siebie to, co najlepsze i też wzbudzać u innych uznanie, szacunek. Ale to nie było wystarczające. W moim najpiękniejszym spotkaniu wcale nie był boks, ale BIG BOSS.
Kiedyś, kiedy przy mnie ktoś wyrażał się źle o Bogu i zamierzałem go uderzyć, poczułem powiew powietrza między mną a głową tamtego człowieka. Taki jakby mur ciepła, więc nie można go było strzelić z byka.
Czyli z góry przyszła taka siła?
- Tak mi się wydaje. I tego dnia otrzymałem światło na temat swojej historii. Uświadomiłem sobie, że Bóg mnie zna, że ja Go nie znałem, ale On mnie już znał. I bardzo szybko przeczytałem na nowo całe swoje życie. I zobaczyłem, ile było czułości Boga w moim życiu: poprzez pewnego kloszarda, który nauczył mnie czytać. I dostrzegłem wszystkich dobrych ludzi, których spotkałem w życiu, na przykład takiego policjanta, który kiedyś na mnie patrzył sympatycznie. I jeśli dzisiaj żyję, to myślę, że dzięki spojrzeniu tamtego człowieka. Kiedyś chciałem popełnić samobójstwo, bo przestałem wierzyć w ludzi i w chwili, gdy już miałem przejść na tamten świat, przypomniałem sobie oczy tamtego człowieka. To był dzień, w którym nie byłem już w stanie patrzeć na samego siebie. Bo na ulicy można zobaczyć rzeczy, za które ludzie płacą, żeby móc je zobaczyć w kinie czy w telewizji. Bo ludzie lubią przemoc. Ale dzieci takie jak ja, dzieci ulicy, nie lubią przemocy, a mają ją za darmo.
Jeżeli nie podoba ci się program w telewizji, możesz wziąć pilota i go przełączyć, ale jeżeli twoje życie nie jest ciekawe, poza samobójstwem nie ma innego sposobu, aby je zatrzymać. I w ten sposób przypomniałem sobie o każdej pieszczocie, o każdym przejawie czułości BIG BOSSa na przestrzeni mojego życia.
Można zatem powiedzieć, że Pan zapragnął miłości.
- Zawsze. To było zawsze. Z miłością jest tak, jak jesteś bardzo biedny i wtedy chętnie patrzysz na wystawy sklepowe.
Czyli można na podstawie Pańskiego doświadczenia powiedzieć, że człowiek ulicy ma taką maskę na twarzy, którą nosi, a w sobie ma takie pragnienie miłości.
- Myślę, że miłość często jest jak obcy język. Nie mówię po polsku, ale kocham ludzi, których spotykam w Polsce i dzięki temu często jestem w stanie zrozumieć różne słowa. Myślę, że to dzięki intonacji pełnej miłości i to jest coś międzynarodowego. Dobroć jest czymś międzynarodowym.
Wielu ludzi nie zna miłości. Znają przemoc, ale jeżeli kiedyś spotkają miłość, nawet tak po drugiej stronie drogi, to mogą popatrzeć, posłuchać i marzyć. Mogą spróbować miłości, tak jak się przymierza ubrania.
Dzisiaj mam rodzinę, ale to wcale nie z powodu mojej wyobraźni, ale to dzięki temu, że miałem szczęście widzieć kochające się rodziny. Jest wielu ubogich, którzy marzą o tym, żeby być bogatymi, bo widzą bogatych, a ja widziałem ludzi, którzy się kochają i to dało mi chęć do życia.
Jeżeli mówię łagodniejszym, cieplejszym głosem, to dzięki temu, że widziałem ludzi, którzy regulowali tembr głosu, bo język miłości też tak można regulować, żeby przybierał odpowiednie tony. Ja znałem taki język rozregulowany.
Istnieje również mowa oczu, spojrzenia. Nie jest to spojrzenie, które miażdży, niszczy, przygina do ziemi, ale spojrzenie, które podnosi.
Codziennie odmawiam różaniec, bo gdzieś tam w głębi siebie jestem złodziejem - ukradłem miłość. Kiedy mówię moim dzieciom, że je kocham, to dlatego, że jestem złodziejem. Moi rodzicie nigdy nie mówili, że mnie kochają, ale widziałem innych rodziców, którzy mówili swoim dzieciom, że je kochają i to we mnie obudziło wielką chęć, wielkie pragnienie. I pomyślałem sobie: ja kiedyś w ukryciu też spróbuję, jeżeli kiedyś zostanę tatą, to będę mówił moim dzieciom, że je kocham i będę również mówił, że jestem z nich dumny. Nie należy dawać wszystkiego naraz, w tym samym dniu.
Wszystko, czym żyję dzisiaj, to niejako dlatego, że jestem złodziejem, także to, że zostałem chrześcijaninem w Kościele katolickim - w mojej rodzinie od wielu pokoleń nie było ludzi wierzących. Wszystko dlatego, że miałem szczęście spotkać pięknego kapłana, który bardzo kochał BIG BOSSa i bardzo kochał ludzi. I on mnie niejako oswoił.
Są tacy ludzie, którzy oswajają zwierzęta, ale dzięki BIG BOSSowi, który stale stawia na drodze takich ludzi, którzy umieją oswajać innych ludzi, miałem szczęście - dzięki temu księdzu - ile razy przychodziłem do tego księdza, przejeżdżałem 120 km na motorze po to, żeby mu powiedzieć "dzień dobry". I on mnie zapraszał - "wejdziesz do mnie?", a ja mu na to odpowiadałem "do widzenia ojcze". On brał mnie za rękę i pytał "a chcesz przebaczenia Pana Jezusa?".
I przez cały rok regularnie tak do niego jeździłem. Zawsze udzielał mi przebaczenia od Jezusa. Przez cały rok wcale nie rozmawiałem z tym księdzem, ale z Jezusem. Widziałem, jak ten ksiądz się modlił: wszystkie modlitwy odmawiał po cichutku i mogłem je powtarzać w myśli niemalże równolegle. I wzbudził we mnie zamiłowanie do modlitwy. I uznałem, że ten ksiądz jest bardzo piękny. Został moim przyjacielem, a ponieważ nie miałem taty, ukradłem odpowiedniego tatę. I wtedy poprosiłem o chrzest. Myślałem, że chrzest to jest coś takiego od razu, na zawołanie, więc kiedyś poszedłem do niego razem z kaczką, żywą, i powiedziałem do niego: "to ochrzcij moją kaczkę, a potem mnie". Odpowiedział - "ale kaczek się nie chrzci". A ja na to "ależ nie, jeżeli chcesz mnie ochrzcić, to ochrzcij najpierw moją kaczkę". Wtedy wyszedł, a za chwilę wrócił z grubą książką, odczytał błogosławieństwo św. Franciszka z Asyżu i pokropił moją kaczkę święconą wodą, pobłogosławił i położył rękę na moim sercu i powiedział "a teraz trzeba przygotować twoje serce". I to były moje pierwsze kroki w wierze chrześcijańskiej. Dzięki temu księdzu, który mnie zawsze tak miło przyjmował. Patrzył na mnie milej niż ja patrzyłem sam na siebie, i wierzył we mnie bardziej, niż ja wierzyłem w samego siebie. Miałem ochotę się do niego upodobnić. Przychodziłem często go słuchać. Niewiele rozumiałem, ale nie szkodzi. Mówiłem sobie "może moja dusza rozumie coś z tego, bo ja sam to nie rozumiem, więc może kiedyś moja dusza przekaże te wszystkie rzeczy mojemu sercu". Myślę, że moja dusza wykonała dobrą robotę. Za pośrednictwem tego księdza.
Czasami w swoim życiu mamy wielkie sekrety. Gdybyśmy je rozpowiadali innym, te osoby mogłyby nami wzgardzić. Ale jeśli powierzamy je sercu kapłana, on nie ma prawa zdradzić. To jest tak, jakbyśmy składali głowę na sercu BIG BOSSa. Ksiądz ma łaski dla grzeszników. I w ten sposób nauczyłem się być przyjacielem mojej własnej biedy, mojego ubóstwa, bo moim największym wrogiem wcale nie były moje cierpienia. Moim największym wrogiem była moja pamięć. Bez przerwy dręczyła mnie przypominaniem o tym, ile wycierpiałem. W dniu, kiedy spotkałem BIG BOSSa dzięki dobremu księdzu i dobrym ludziom, moja pamięć stała się moim przyjacielem, stała się nawet jakby paszportem. Nauczyła mnie nie traktować siebie zbyt serio i dała mi wiele miłości i zrozumienia wobec ludzi, którzy są może jakoś zapóźnieni w życiu. Kiedy byłem dzieckiem w nieszczęściu, mówiłem sobie "w przyszłości będę miał takie domy, jak akordeon, będę przyjmował dzieci, które nie mają rodzin", ale zapomniałem o tym swoim marzeniu. Niemniej BIG BOSS przypomniał mi, że miałem takie marzenie i dlatego od 34 lat przyjąłem u siebie wiele osób w mojej rodzinie, a potem utworzyłem domy nieco już oddalone od mojej rodziny.
Również dlatego odwiedzam więzienia w różnych częściach świata, odwiedzam szpitale psychiatryczne, domy poprawcze po to, żeby odwiedzić swoich braci i siostry. Ludzie pytają "co takiego im opowiadasz?". "Mówię im, że jestem szczęśliwy", a ludzie mi odpowiadają: "ale przez to oni się stają smutni". Ja mówię "Nie. Wcale nie, bo gdyby miano zlikwidować wszystkie sklepy tylko dlatego, że więcej jest ludzi ubogich niż bogatych...". Dlaczego ukrywać to, co piękne? Idę do więzień, aby uczyć moich braci i siostry, w jaki sposób stawać się trenerami dla swoich rodzin. Oni muszą nauczyć się mówić swoim dzieciom, że je kochają, że są z nich dumni, bo trenerów potrzebują nie tylko drużyny sportowe. Trzeba także stać się trenerem swojej rodziny.
Czy udaje się tych ludzi wyzwolić z uzależnień? Czy potrafią wejść na tą dobrą drogę, na którą wszedł Pan?
- Wielu tak, ale potrzeba czasu. Trzeba ich zadziwić. Trzeba dać im chęć i zamiłowanie do życia. Trochę tak, jak ubogim, którzy patrzą na bogatych. Ludzie mają piękne samochody, dlatego że najpierw patrzą na samochody swoich sąsiadów. Wielu młodych ludzi przyjeżdża do mnie tylko po to, żeby zobaczyć, jak wygląda rodzina, jak wygląda normalna rodzina. My wcale nie jesteśmy lepszą rodziną niż inne, dlatego nie jest to trudne do naśladowania. Ci młodzi widzą, że kiedy się pomyliłem, to przepraszam za to i dzięki temu sami kiedyś mogą wejść na drogę przebaczenia. Widzą też, że mogę im dodawać otuchy, zachęty i dzięki temu wiedzą, że kiedyś to oni będą kogoś innego umacniać, zachęcać do czegoś. Że korzyści są nie tylko w bankach, ale także w miłości.
Jeśli stajemy się takimi trenerami dla innych ludzi, widzimy nagle, jak ludzie podnoszą głowy. Potrzeba cierpliwości i pomocy BIG BOSSa, bo jak człowiek jest zupełnie sam, to się zniechęca bardzo często.
Kiedyś przez długi czas zajmowałem się pewnym alkoholikiem. Byłem bardzo zmęczony i już straciłem wiarę i powiedziałem mojemu tacie, który jest w niebie: "Ty mi nigdy nie dałeś miłości, więc ja Cię teraz o coś poproszę. Podsuń mi odpowiednie słowa i postawy w stosunku do tego człowieka. Ponieważ mój ojciec był bardzo wielkim alkoholikiem, kiedy przyszedłem do domu, zobaczyłem, że ten chłopak się strasznie trzęsie, i wziąłem go w objęcia i pogładziłem po czole. Powiedziałem: "Wiesz co? Jestem z ciebie dumny." On się rozpłakał. Powiedział: "Ja po raz pierwszy próbowałem nie pić". Przedtem nigdy mi się nie udawało skończyć raz na zawsze. Strasznie wstydziłem się takich drgawek. On potrzebował, aby ktoś uznał go za pięknego również wtedy, kiedy jest w stanie drgawek. I to był początek jego uzdrowienia.
To była długa droga. Kilka razy zdarzyło się potknięcie, ale moja rola polegała na takim byciu trenerem dla niego, żeby bardziej ukazywać wartość tego, co w nim dobre, a nie przywiązywać zbyt wielkiej wagi do upadków.
Miałem też takiego chłopaka, z którego wszyscy się naśmiewali, bo on się strasznie jąkał. On się bał tłumu, więc ja go zawiozłem na spotkanie z Janem Pawłem II, na Światowe Dni Młodzieży i mu powiedziałem "nic się nie bój, ja cię będę chronił". A on miał problemy z mówieniem. I powiedziałem "raz dziennie będziesz czytał ze mną Słowo Boże na głos i BIG BOSS uzdrowi twoją mowę w ciągu pół roku". Nie wiem, dlaczego tak powiedziałem. Tego dnia zupełnie zwariowałem. Ale pół roku później ja zapomniałem o tym, co powiedziałem. Ten chłopak był niewierzący, ale codziennie przychodził i na głos czytaliśmy Słowo Boże. A jak mnie nie było, wtedy on miał za zadanie czytać głośniej. Pół roku później ja zapomniałem, ale ten chłopak powiedział "no tak, udało się". Rzeczywiście tak się stało. Kiedyś znowu zaczął się jąkać i ja się spytałem: "i co? nawiedziła cię twoja przeszłość?". "A brat mi przysłał taką muzykę hard rock, którą kiedyś w przeszłości słuchałem", a ja na to: "dlaczego nie powiesz bratu, że słuchasz teraz wszelkiego rodzaju muzyki?". "Podziel się z nim swoją muzyką, tym, czego ty teraz słuchasz." I ten chłopak zniszczył wszystkie płyty z tym hard rockiem mimo że ja wcale nie wymagałem tego od niego. Dzisiaj jestem pełen podziwu dla tego człowieka. W tym roku przyjechał do Polski, szedł tutaj z Warszawy do Częstochowy...
W pielgrzymce.
- Z więźniami. Kiedyś bał się tłumów, a teraz jest w stanie... Myślę, że jest to jedna z łask Jana Pawła II.
Dużo jeździ Pan po świecie. Mówi, jak wychodzić z uzależnień. Co jest taką najgłębszą przyczyną tego, że ludzie nie wychodzą z uzależnień? Co pomaga takiemu człowiekowi uzależnionemu od różnych rzeczy, żeby wyjść z tego?
- Mi pomogło to, że miałem w sobie takiego ducha sprzeciwu, przekory. Przez całe dzieciństwo słyszałem: "jaki ojciec, taki syn". Dzieci takie, jak ja - w mojej rodzinie miałem za sobą trzy pokolenia alkoholików, mówiono, że to jest sprawa genetyczna, to samo rodzina rozbita, mówi się, że dziecko powiela ten model; o dzieciach bitych też ludzie mówili, że 70-80 proc. dzieci bitych w dzieciństwie będzie biło swoje dzieci - a ja sobie uświadomiłem dzięki policji, dlatego, że policjanci pobierali ode mnie odciski palców, jako że każdy człowiek ma niepowtarzalne linie papilarne, i kiedyś też odkryłem, że mam DNA jedyne i niepowtarzalne, i kiedy było mi źle brałem jeden swój włos i mówiłem sobie: "moje palce są niepowtarzalne", "moje DNA jest niepowtarzalne" i ja też nie jestem stworzony po to, żeby kopiować. Można wytwarzać identyczne pary butów, ubrania, samochody, banknoty, domy, ale ty nie jesteś reprodukcją, kopią. I powiedziałem sobie, ja nie jestem tutaj, żeby odtwarzać, kopiować. Jestem na ziemi po to, żeby odbić się, żeby się rozwinąć. Wielu ludzi uważa, że muszą odtwarzać, bo zdarzają się takie słowa, które są gorsze od uderzeń. Kiedy dziecko słyszy: "Jesteś zupełnie taki, jak twój ojciec", ale kiedy nie są to miłe, życzliwe słowa, to tak jakby na nie rzucić urok. Ja jeżdżę mówić różnym ludziom, że to jest nieprawda. Człowiek umie wszystko skopiować, ale Pan Bóg nie kopiuje istot ludzkich. Kiedy tata i mama bardzo się kochają, to nigdy nie wydadzą na świat identycznego dziecka. Każdy z nas przez te pierwsze dziewięć miesięcy jest jak koktajl, a Pan Bóg to wszystko miesza. Kiedy mówię to ludziom, którzy nie znają Boga, albo przeżywają kryzys wiary, bardzo często doznają jakiegoś wstrząsu w swoim życiu. Wtedy mówią, że to daje im ochotę na spotkanie z BIG BOSSem i daje im to jakieś ambicje na przyszłość.
Dzisiaj spotykam się z ojcami, którzy biją swoje dzieci, również z mamami. BIG BOSS chce, żebym towarzyszył takim ludziom. To naprawdę z Jego strony jest wielkie poczucie humoru, bo ja nie znosiłem takich ludzi, czułem odrazę do takich ludzi. BIG BOSS chciał, żebym wyszedł ku nim, więc jeżeli ktoś zrobi coś takiego, to czasami przejeżdżam dużo kilometrów samochodem tylko dlatego, żeby powiedzieć takiej osobie "jestem z ciebie dumny - jesteś świetnym tatą, świetną mamą". Wtedy widzę dużo łez i mówię "jeśli coś będzie nie tak, wyślij mi smsa". "Jeśli będziesz miał problem, poproś mojego Anioła Stróża, żeby przyleciał do ciebie. On zna drogę". I często dzieją się niesamowite rzeczy. Takie, których nie można wytłumaczyć. I widzę, że dzieci stają się szczęśliwe, bo wolą widzieć, że tata czy mama się zmienia, wolą obserwację od rozłąki z tatą czy z mamą.
Mam też szczęście do psychologów, do ludzi kompetentnych, którzy dają wiele czasu, dają swoją wiedzę po to, żeby słuchać. Urządzają pewne animacje, żeby nauczyć rzeczy, których rodzice się wcześniej nie nauczyli. Dzisiaj na przykład są takie mamy, które nie umieją gotować, tylko potrafią włączyć mikrofalówkę. Czasem trzeba się tego nauczyć, bo to też jest forma miłości. Są ojcowie, którzy nie potrafią zmywać i pomagać swoim żonom. Jeżeli nie będą pomagać żonie, to żona jest zmęczona i wtedy jest mniej czasu na miłość. A ja mówię takiemu człowiekowi, że jeśli będzie pomagał swojej żonie, ta miłość będzie wzrastać.
Kończąc, możemy powiedzieć za św. Pawłem, że miłość jest największa. On mówi to w Hymnie o miłości. Konkludując naszą rozmowę możemy powiedzieć, że powinno się wierzyć w każdego człowieka, który jest zagubiony, poniżony, zdeptany, że warto o niego walczyć, bo Chrystus o niego walczy.
- Jeśli nie szanujesz odmienności, to nie szanujesz BIG BOSSa. BIG BOSS mówi: "byłem głodny, byłem chory, byłem w więzieniu, byłem cudzoziemcem, byłem spragniony, ale Ja jestem głodny nie tylko dlatego, że mi brakuje jedzenia, jestem wygłodniały wobec życia, jestem spragniony nie tylko wody, czy innego napoju, ale pragnę nadziei". "Jestem cudzoziemcem, obcym" i nie chodzi tu tylko o kolor mojej skóry, ale o to, że przestałem kochać samego siebie. "Jestem więźniem" - człowiek jest czasem więźniem swojej historii i dlatego św. Paweł ma rację, bo tym paliwem zawsze jest miłość.
Wywiad jest zapisem rozmowy zarejestrowanej kamerą w studio PrawyTV.
opr. mg/mg