Po „drugiej stronie ołtarza” coś mi nie pasowało

Liturgia, służba ołtarza, modlitwa, rozeznawanie, grupa młodzieżowa przy parafii - różne są drogi do kapłaństwa. Rozmowa z neoprezbiterami diecezji kaliskiej

Z neoprezbiterami rozmawiał ks. Andrzej Antoni Klimek

„Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”  - takie słowa umieściłeś na swoim prymicyjnym obrazku, skąd ten wybór?

Ks. Lucjan Kupiec: Cytowane słowa pochodzą z piątego rozdziału Ewangelii według Świętego Łukasza. Wybór nie był łatwy. Podczas swojego życia, a szczególnie czasu spędzonego w seminarium duchownym było wiele ważnych dla mnie fragmentów Pisma Świętego, które potrafiły mnie wzruszyć, czasem rozbawić czy skłonić do przemyśleń. Ostatecznie wygrały słowa, z którymi spotkałem się jako ośmiolatek. Jeszcze przed przyjęciem Pierwszej Komunii Świętej wstąpiłem do grona ministrantów. W zakrystii wisiał na ścianie plakat z wizerunkiem sieci rybackich oraz wypisanymi słowami: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”, których jako dziecko nie rozumiałem. Nie pomyślałbym wtedy, że w taki sposób można nazwać posługę kapłana. Drugi powód to lęk, z którym musiałem walczyć w seminarium. Lęk przed tym, że będę musiał stanąć przed ludźmi, przemawiać i być oceniany. Słowa „nie bój się” pojawiają się w Piśmie Świętym 365 razy. Chciałbym, aby i mnie te słowa towarzyszyły każdego dnia, gdyż bardzo ich potrzebuję.

Pozostańmy jeszcze w temacie lęków. Masz jakieś obawy odnośnie realizacji swojego powołania?

Pewnie jak każdy, tak i ja mam pewne obawy. Największą z nich jest utrata Chrystusa z pierwszego miejsca w moim życiu. Bo jeśli jestem przy Nim, wszystkie obawy znikają. Jeśli idę drogą, którą On dla mnie wybrał, to przecież o nic nie mogę się lękać. Wszystkie moje sukcesy i porażki będą częścią Bożego planu, i będą mi potrzebne, czegoś mnie nauczą.

W twoim wypadku święcenia kapłańskie były poprzedzone dłuższą refleksją, byłeś diakonem przez kilka lat. Ten czas umocnił twoje przekonania?

Trzyletni diakonat zmienił moje spojrzenie na przygotowanie do kapłaństwa. Kiedyś myślałem, że można nauczyć się zupełnie wszystkiego, być przygotowanym na każde zadanie. Dziś wiem, że to niemożliwe. Nikt nie potrafi przewidzieć wszystkiego, co go spotka. Pan Bóg każdego z nas stawia w sytuacjach, gdzie nie wiemy, jak sobie poradzić. Czas praktyki diakońskiej uświadomił mi różne aspekty posługi kapłańskiej zależne od konkretnej parafii. Mogłem zobaczyć, że praca duszpasterza jest zróżnicowana i wielopłaszczyznowa. Jednak najważniejsza jest wiara, że to Jezus nas poprowadzi. Oczywiście w posłudze kapłana jest wiele miejsca na spontaniczność, której nie można się bać.

Chciałem już zakończyć tematy trudne, ale właśnie zauważyłem, że pracę magisterską napisałeś o... pogrzebach...

Rzeczywiście, ale tym razem chodzi o zdecydowanie radosny, bo paschalny wymiar liturgii. Temat mojej pracy magisterskiej brzmi: Paschalny wymiar słowa Bożego w liturgii pogrzebu na podstawie „Obrzędów pogrzebu dostosowanych do zwyczajów diecezji polskich” z 2014 roku. Liturgika, bo w jej obrębie przygotowałem moją pracę pod kierunkiem ks. prof. UAM dra hab. Dariusza Kwiatkowskiego, jest mi bardzo bliska, jako chłopakowi, który przez dziesięć lat służył przy ołtarzu. Przez ten czas służyłem do różnych liturgii, tych bardziej czy mniej uroczystych, w różnych miejscach oraz pełniąc różne posługi. Będąc już nieco starszym ministrantem, chodzącym do szkoły średniej, wiele razy zastępowałem kościelnego w swojej parafii. W szczególny sposób w mojej pamięci utkwiły właśnie liturgie pogrzebowe. W głowie uczestnika tej, zdawałoby się smutnej uroczystości, rodzi się mnóstwo trudnych pytań. Kiedy stykamy się z czyjąś śmiercią zastanawiamy się, jaki jest sens życia. Bez wiary w Boga i życie wieczne nie ma odpowiedzi. Dlatego chciałem, aby moja praca magisterska w jakiś sposób tej dziedziny dotknęła. Właśnie Słowo Boże i jego paschalny wymiar jest odpowiedzią na pustkę spowodowaną czyimś odejściem.

Co nieco już o tym powiedziałeś, ale wróćmy jeszcze do chwil, kiedy rodziło się twoje powołanie i ludzi, którymi Bóg się posłużył, aby poprowadzić cię do kapłaństwa.

Historia mojego powołania przed wstąpieniem do seminarium nie zawiera szczególnych zaskakujących wydarzeń czy zwrotów akcji. Moje powołanie rozwijało się podczas służenia do Mszy Świętej jako ministrant. Służbę ministrancką rozpocząłem w parafii św. Marcina w Odolanowie jeszcze przed przyjęciem I Komunii Świętej. Bardzo mile to wspominam. Wikariusze opiekujący się ministrantami organizowali dla nas wycieczki, grę w piłkę nożną, czy wyjazdy do kina i McDonalda :) Zdarzyło się kiedyś, że moi rówieśnicy, z którymi wspólnie służyłem, nagle zrezygnowali ze służby przy ołtarzu. Było mi przykro i też na krótki czas zrezygnowałem ze służenia. Jednak uczestnicząc we Mszy Świętej „po drugiej stronie ołtarza” czegoś mi brakowało. Zrozumiałem wtedy, że służenie do Mszy Świętej to nieodłączna część mojego życia i pragnę, aby tak zostało na zawsze. Na drodze do kapłaństwa pomogło mi wiele osób. Najpierw mama i babcia dbały o podstawę relacji z Bogiem, czyli modlitwę i obecność na Mszach Świętych. Dalej były to panie katechetki w szkole, które notabene dzisiaj nie są zdziwione, że taką drogę życia wybrałem. Kiedyś w szkole podstawowej powiedziałem wprost, że zostanę księdzem :) Kiedy dorastałem, nie miałem tyle odwagi, aby mówić tak otwarcie o tym pragnieniu. W mojej parafii było wielu księży, z którymi rozmawiałem o kapłaństwie. Nie wymieniam tutaj nazwisk, aby nikt nie czuł się pominięty. Najbardziej jestem wdzięczny za to, że żaden z nich nie namawiał mnie do wstąpienia do seminarium.

A przykład naszych wielkich kapłanów, jak choćby kardynała Stefana Wyszyńskiego, którego chyba wreszcie beatyfikują w roku twoich święceń?

Muszę się przyznać, że nigdy nie wczytywałem się w myśli kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jednak będąc kiedyś na Lednicy usłyszałem piosenkę: „Tylko orły szybują nad granią, tylko orłom nie straszna jest przepaść”. Później dowiedziałem się, że są to właśnie jego słowa kierowane do młodzieży. Także i mnie dodają one otuchy, kiedy się czegoś boję.

Ostatnie lata naznaczone są strachem związanym z pandemią i jej konsekwencjami. Czego spodziewasz się, kiedy wróci normalność?

Każdy z nas pragnie tej postpandemicznej normalności. Trudno przewidzieć kiedy to nastąpi, a jeszcze trudniej powiedzieć jak będzie wyglądał Kościół. W tej chwili widzimy, że zmalała liczba wiernych uczestniczących w Eucharystii. Musimy mieć nadzieję, że jest to spowodowane lękiem, który zniknie, gdy wszystko wróci do normy. Mnie ten czas nauczył, że nie liczy się ilość, ale jakość, ale trzeba troszczyć się o każdego wiernego. Natomiast wielu kapłanów znalazło się w sytuacji, gdzie musiało zabronić komuś wejścia do kościoła. Myślę, że dla kapłana to jedna z najsmutniejszych rzeczy.

A co będzie twoją mocną stroną w kapłańskiej posłudze duszpasterskiej?

Myślę, że nie da się być „od wszystkiego”. W swoim życiu spotkałem wielu kapłanów o różnych talentach. Podziwiałem ich za ciekawe i mądre kazania, poczucie humoru, tak bardzo potrzebne szczególnie na pielgrzymkach, wyrozumiałość w konfesjonale, czy troskę o wygląd i stan techniczny kościołów. Trudno jest samemu ocenić, w czym jestem najlepszy. Każdą z tych cech chciałbym posiadać.

Jaka jest twoja ulubiona modlitwa?

Moją ulubioną jest jedna z najstarszych modlitw, czyli Różaniec. Cenię ją za uniwersalność. Różańcem mogę się modlić w różnych intencjach oraz w różnych sytuacjach. Towarzyszy mi na adoracji, spacerze, a nawet podczas jazdy samochodem. Nieco trudniejszą formą odmawiania Różańca jest Nowenna Pompejańska. Wiele razy doświadczyłem skuteczności tej modlitwy.

Zapytałem o pracę, o modlitwę, nie może na koniec zabraknąć pytania o odpoczynek. Jak się relaksujesz?

Jeśli pragnę odpocząć, to oglądam film. Dosyć często słucham muzyki, najbardziej lubię rockowe ballady, choć w swoim życiu kosztowałem wielu różnych gatunków muzycznych.

Uczę się grać na gitarze, co sprawia mi wiele radości. W odpoczynku pomagają mi także długie górskie wędrówki i jazda na rowerze.

Niemal całą formację odbyłeś w seminarium w Poznaniu, w jakimś stopniu jesteś prekursorem tego, co czeka naszych kleryków przez najbliższe lata. Co możesz powiedzieć o tej formacji i jak udało ci się zachować więź z macierzystą diecezją kaliską?

Ks. Karol Raczak: Z początku byłem przerażony tą informacją, ponieważ bardzo dobrze znałem seminarium kaliskie, kleryków. Wynikało to z faktu, że jeździłem tam na rekolekcje czy dni skupienia. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne. Księża przełożeni i klerycy w Poznaniu przyjęli nas bardzo miło i szybko się zaaklimatyzowaliśmy. Jedyną trudnością była odległość do domu, zwłaszcza na wakacje czy święta. Bardzo miło wspominam lata spędzone w tamtejszym seminarium, dało mi to też szerszą perspektywę, bo w tym czasie poznałem i kleryków archidiecezji poznańskiej i diecezji kaliskiej. Każde seminarium ma swoje zwyczaje, tradycje. Seminarium kaliskie wiele przejęło od seminarium poznańskiego, jednak są widoczne pewne różnice. Istniała obawa, że między klerykami będą nieporozumienia, ale teraz, z perspektywy czasu, widać, że świetnie się dogadują i współpracują. Jeżeli chodzi o więź z diecezją kaliską to zawsze starałem się zachowywać bliskość przyjeżdżając na różnego rodzaju uroczystości, posługiwać w katedrze kaliskiej, więc została ona zachowana przez te lata mojej formacji.

Jak rodziło się twoje powołanie i komu, po Bogu, zawdzięczasz najwięcej w drodze ku kapłaństwu?

Moje powołanie rodziło się przy ołtarzu, od trzeciej klasy szkoły podstawowej byłem ministrantem, a ponadto należałem do grupy młodzieżowej przy parafii, więc zawsze byłem blisko Kościoła i kościoła. Jednakże przez długi czas nie do końca wierzyłem, że Pan Jezus może mnie powoływać do kapłaństwa. Po maturze była praca, studia na AWF i dopiero po tym czasie zdecydowałem się wstąpić do seminarium. Miałem to szczęście, że kapłani posługujący w mojej rodzinnej parafii byli bardzo dobrzy i miałem z nimi świetny kontakt i myślę, że to oni swoim przykładem sprawili, że pomyślałem o tym, że też chciałbym być księdzem.

Skoro mowa o kapłanach, to wydaje się, że w tym roku wreszcie nastąpi beatyfikacja kard. Wyszyńskiego. Czy ten wielki Hierarcha miał jakikolwiek wpływ na twoje życie i powołanie, czy może raczej należy do przeszłości?

Przyznam szczerze, że postacią kardynała Stefana Wyszyńskiego zacząłem interesować się dopiero rok temu, kiedy pierwotnie miała być beatyfikacja. Poznałem fragmenty z jego zapisków więziennych i zrobiły na mnie duże wrażenie. Będę chciał jeszcze bardziej poznać duchowość kard. Wyszyńskiego. Wydaje mi się, że przykłady świętych, którzy żyli w bliższych nam czasach bardziej do nas przemawiają, ponieważ możemy się z takimi osobami utożsamić.

Święcenia kapłańskie przyjąłeś w kolejnym roku pandemii. Czego ten trudny czas nauczył ciebie i jak według ciebie będzie wyglądał Kościół w postpandemicznej normalności?

Ten rok pokazał mi jak trudne może być duszpasterstwo w czasie pandemii, ale też wierzę, że przygotowuje nas powoli do rzeczywistości po jej zakończeniu. Wydaje mi się, że może być trudno na nowo zaangażować ludzi w życie Kościoła. Oczywiście jest mnóstwo osób, zaangażowanych ciągle, mimo pandemii, ale istnieje obawa, że ludzie mogą przyzwyczaić się do takich rzeczy, jak Msza Święta online i już nie będą chcieli wrócić na niedzielną Eucharystię.

Właśnie, Eucharystia. W latach, kiedy program duszpasterski stawiał ją nam w centrum pastoralnej uwagi, paradoksalnie musieliśmy ograniczać ludziom dostęp do niej, jakie to będzie miało konsekwencje?

Pandemia pokazała jak ważna jest Eucharystia w życiu ludzi. Ja jako kleryk czy diakon nie miałem problemu, żeby uczestniczyć codziennie we Mszy Świętej, ale większość osób, zwłaszcza w zeszłoroczne święta Wielkanocne nie mogła tego uczynić ze względu na obostrzenia. Rozmawiając z takimi ludźmi uświadomiłem sobie, jak mocno jest potrzebna Eucharystia i jak bardzo jej potrzebują. Jednak, tak jak wspomniałem, obawiam się, że ludzie przyzwyczają się do uczestniczenia w Eucharystii poprzez transmisje online, albo jeszcze gorzej, do tego, żeby w ogóle nie uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii.

To będzie na pewno jedno z wielkich wyzwań w pierwszych latach twojego kapłaństwa. Co będzie twoją mocną stroną i w co najbardziej chciałbyś się zaangażować w duszpasterstwie? Jak będziesz troszczył się o powołania?

Przez całe seminarium powtarzano nam, że ksiądz jest specjalistą od relacji między Bogiem a człowiekiem, więc myślę, że to jest główna specjalizacja każdego kapłana. Wiadomo, że każdy będzie miał coś, co lubi bardziej lub mniej. Wydaje mi się, że ja mam dobry kontakt z młodzieżą, więc jeżeli w parafii wskażą mi, aby zaangażować się w grupy młodzieżowe, ministranckie to w tym będę czuł się dobrze. Ale co najważniejsze, bez względu na to, co powierzy mi proboszcz w parafii, zaangażuję się całym sobą.

Jesteś również magistrem teologii, w jakiej dziedzinie?

Temat mojej pracy magisterskiej brzmi: Egzorcyzmy w uświęcającej posłudze Kościoła w „Egzorcyzmach i innych modlitwach błagalnych” z 2002 roku, a napisałem ją pod kierunkiem ks. prof. UAM dr hab. Dariusza Kwiatkowskiego. Zainteresowania tą tematyką pojawiły się w trakcie formacji seminaryjnej, gdzie zainteresowały mnie książki włoskiego egzorcysty ks. Gabriela Amorth'a.

Opowiedz o swojej duchowości, ulubionych modlitwach, Księgach Pisma Świętego, radzeniu sobie z oschłością duchową i kryzysami wiary.

Moim ulubionym świętym, do którego mam szczególne nabożeństwo jest św. ojciec Pio. Fascynacja jego osobą pojawiła się już w mojej młodości, ponieważ jest moim patronem z bierzmowania. Właśnie jego stawiam sobie jako wzór kapłaństwa. Jeżeli chodzi o modlitwę, to bardzo lubię adorację Najświętszego Sakramentu, której nauczyłem się w seminarium. Codziennie wieczorem miałem możliwość adoracji i starałem się codziennie, chociaż na chwilę, iść do kaplicy. Z moich takich ulubionych modlitw jest też Koronka do Bożego Miłosierdzia, pewnie też przez to, że fascynuje mnie „Dzienniczek” św. siostry Faustyny i chętnie go czytam. Jeżeli chodzi o Pismo Święte to staram się czytać regularnie według rozpisanego planu, ale jeżeli mam wolną chwilę to chętnie sięgam po Księgę Daniela lub List Świętego Jakuba. Z oschłością duchową czy kryzysami wiary, których tak naprawdę jakoś mocno nie doświadczyłem, starałem się walczyć właśnie na adoracji Najświętszego Sakramentu, ale także poprzez rozmowy z ojcami duchownymi, którzy zawsze mi pomagali.

Ksiądz też człowiek, potrzebuje odpoczynku. Co cię relaksuje i jakie pasje będziesz rozwijał w kapłańskim życiu, a z jakich, być może, zrezygnujesz?

Relaksując się bardzo często sięgam po dobrą książkę, uwielbiam czytać kryminały oraz książki znanych sportowców, różnego rodzaju biografie. Lubię także sport, w sposób szczególny piłkę nożną i bieganie. Przede wszystkim uwielbiam w weekend usiąść przed telewizorem i obejrzeć mecz żużlowy. Wydaje mi się, że będę musiał w jakimś stopniu zrezygnować z oglądania meczów żużlowych, ponieważ część z nich odbywa się w niedziele, a wiadomo, że w ten dzień są sprawy dużo ważniejsze.

Na koniec podziel się z nami swoim kapłańskim mottem.

Na moim obrazku prymicyjnym znajduje się hasło „Dla Niego wyzbyłem się wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa”. Ten cytat towarzyszy mi od pierwszego roku w seminarium, gdyż początek tego cytatu zobaczyłem na jednym z tabl wiszących w poznańskim seminarium. Lubiłem tamtędy przechodzić i powtarzać sobie to hasło, postanowiłem, że powinno mi towarzyszyć w kapłaństwie, abym pamiętał, że żadne rzeczy tutaj na ziemi nie są ważniejsze od Pana Jezusa.

Ks. Lucjan Kupiec, ur. 2 czerwca 1994 roku w Ostrowie Wielkopolskim, syn Józefy i Rajmunda, pochodzący z parafii pw. św. Judy Tadeusza w Garkach
Ks. Karol Raczak, ur. 7 sierpnia 1994 roku w Ostrowie Wielkopolskim, syn Andrzeja i Aliny, pochodzący z parafii pw. św. Pawła Apostoła w Ostrowie Wielkopolskim.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama