Anioł odciąga spod kół pędzących samochodów

Fragmenty książki "Uwierzcie w Anioła" w której autor zebrał relacje świadków, którzy doświadczyli anielskiej pomocy

Anioł odciąga spod kół pędzących samochodów

Grzegorz Fels

Uwierzcie w Anioła

Dom Wydawniczy Rafael
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7569-402-4

Spis wybranych fragmentów
Wprowadzenie
ZWYKLI LUDZIE, KTÓRYM POMOGLI ANIOŁOWIE — PRAWDZIWE HISTORIE
Anioł ratuje tonących
Bóg przez swych aniołów chroni przed śmiercią i kalectwem na drodze
Dwa aniołki
Sarna
Anioł odciąga spod kół pędzących samochodów
Anioł ratuje samobójcę

3. Anioł odciąga spod kół pędzących samochodów

 

Chyba największa liczba świadectw anielskich pomocy, jakie udało mi się uzyskać, dotyczy pieszych. Ja wybrałem dla Was tylko kilka z nich, ale za to pewnych. Po prostu wielu z tych ludzi znam osobiście i mogę za nich ręczyć.

Zacznę może od przytoczenia świadectwa mojej córki Emilii. Pamiętam, że przed laty przejęta opowiadała po powrocie ze szkoły, co ją tego dnia spotkało. Poprosiłem ją, by napisała o tym choć kilka zdań. Okazuje się, że mimo iż upłynęło już trochę czasu — ona sama jest teraz osobą dorosłą, studentką teologii na Uniwersytecie Śląskim, pamięta doskonale to zadziwiające zdarzenie z dzieciństwa.

 

W 2002 roku chodziłam do szóstej klasy Szkoły Podstawowej nr 1 w Rudzie Śląskiej (dzielnica Nowy Bytom). Jako że rok wcześniej przeprowadziliśmy się z rodzicami do większego mieszkania (w innej dzielnicy naszego miasta), najczęściej dojeżdżałam tych kilka przystanków dzielących mnie od mojej szkoły autobusem.

Któregoś dnia, kiedy jak zwykle szłam na autobus, żeby dojechać do szkoły, przytrafiło mi się po drodze coś niezwykłego. Coś, co mocno zapisało się w mojej pamięci.

Tego właśnie pamiętnego dnia miałam mieć w szkole sprawdzian z matematyki, więc wolno idąc, powtarzałam sobie po drodze zadany materiał. Byłam tak zaczytana, że nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiłam pierwszy krok na ulicę.

W tym samym momencie, niemal w ułamku sekundy wydarzyły się dwie rzeczy. Otóż niespodziewanie usłyszałam piskliwy odgłos ostrego hamowania. Kiedy zaskoczona tym dźwiękiem odwróciłam głowę, zobaczyłam rozpędzoną ciężarówkę pędzącą prosto na mnie. Momentalnie zamarłam w miejscu. Przerażona nie zdążyłam się nawet ruszyć. I w tym samym momencie, ktoś chwycił mnie za ramię, mocno ciągnąc do tyłu, wprost na chodnik.

Ciężarówka przejechała, a ja jeszcze przez moment stałam w szoku. Odwróciłam się za siebie, żeby zobaczyć, kto mi pomógł, ale nikogo za mną nie było! W ogóle nie było wtedy na chodniku żadnych ludzi. W pobliżu nie znajdowała się też żadna brama czy boczna uliczka, w stronę której ktoś mógłby się szybko oddalić, po udzieleniu mi tej niespodziewanej pomocy.

Widząc to, od razu przyszło mi do głowy, że był to mój Anioł Stróż. Poczułam nawet niezwykłą wewnętrzną pewność, że to był właśnie On.

Emilia Fels

 

 

Również znajoma pielęgniarka, pracująca w jednym ze szpitali Rudy Śląskiej, przechowuje w swej pamięci pewne niezwykłe zdarzenie sprzed lat. Jest przekonana, iż Bóg wysłał swego Anioła, by ten uratował życie jej dziecku. Co ciekawe, nawet go wówczas widziała. Na moją prośbę, spisała dla Was to niezwykłe wspomnienie, które głęboko zapadło jej w pamięć. Oto ono:

Cała historia zdarzyła się ładnych kilkanaście lat temu, pewnego letniego niedzielnego wieczoru. Mąż miał mnie wówczas odwieźć do pracy, bo miałam nocny dyżur w szpitalu. Mój 5-letni wówczas syn Marcin chciał pobawić się na podwórku ze swoim ulubionym kolegą Krystianem. Poprosiłam 8-letniego Krystiana, żeby zadzwonił na domofon, kiedy Marcin będzie chciał pójść do domu, gdzie miała czekać już na niego babcia. Wsiadając do samochodu, odwróciłam jeszcze głowę i zobaczyłam teściów idących w naszą stronę oraz mojego synka wbiegającego na ulicę i wołającego do mnie: „Mamo, Mamo!”. Jednocześnie ujrzałam pędzący z przeciwnego kierunku biały samochód. Pamiętam, że w tym krytycznym momencie siedziałam jak sparaliżowana — nie potrafiłam wykrztusić z siebie nawet słowa. Zdążyłam jedynie pomyśleć: „Synku, co robisz?! Jezu zmiłuj się...”.

Wtem zobaczyłam starszego mężczyznę, który dosłownie pojawił się tam nie wiadomo skąd i jednym zdecydowanym ruchem odciągnął mojego Marcina na chodnik. Nie zapamiętałam jego twarzy. Wiem tylko, że był to starszy człowiek około 60-tki o nieco dłuższych, siwych i lekko kręconych włosach. Ubrany był w jasną koszulę i spodnie, zaś na stopach miał założone sandały.

Szybko wyskoczyliśmy z mężem z samochodu i podbiegliśmy do naszego synka. Chciałam podziękować mężczyźnie, który uratował mu życie, ale... już go nie było! Ucałowaliśmy tylko syna i szczęśliwi odprowadziliśmy do domu.

Historia z tajemniczym mężczyzną nie dawała mi jednak w nocy spokoju. Zastanawiałam się: Skąd się wziął przy Marcinie? Dlaczego nie zauważyliśmy momentu, kiedy się oddalił? Może stało się tak dlatego, iż byłam tylko skupiona na swoim dziecku?

Następnego dnia zapytałam Marcina, czy podziękował temu panu, który go uratował. Syn, nieco zdziwiony moim pytaniem, odpowiedział: „Mamo, tam nie było żadnego pana — odsunąłem się sam”. Rozmawiałam o tym dziwnym zdarzeniu również z moim mężem, lecz on także nikogo takiego nie widział.

Grażyna Siwek

Ruda Śląska 18 II 2012

 

Dzięki uprzejmości sióstr ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów przytaczam poniżej świadectwo młodej dziewczyny, które przesłała ona do wydawanego przez siostry miesięcznika pod tytułem „Anioł”. Myślę, że tego subtelnego doświadczenia anielskiej pomocy długo jeszcze nie zapomni:

Chcę się podzielić moim doświadczeniem opieki Anioła Stróża.

Od dziecka i każdego dnia modlę się modlitwą: „Aniele Boży, Stróżu mój...”, a także od jakichś ok. 2 lat modlitwami z modlitewnika „Do Anioła Stróża”. Doświadczyłam też namacalnie, jak Anioł mój czuwa nade mną.

Rok temu po zajęciach na wydziale jechałam na zakupy i chciałam z jednego tramwaju przesiąść się w drugi. Wcześniej jednak musiałam minąć skrzyżowanie i przejść przez pasy dla pieszych.

Stałam więc i czekałam na zielone światło. Gdy się w końcu zapaliło, chciałam odruchowo wejść na przejście i... usłyszałam tylko pisk opon. Jednocześnie zobaczyłam samochód, który przejechał dosłownie tuż obok mych nóg. Zachwiałam się na krawężniku z mocnym wrażeniem, że „Ktoś” na ułamek sekundy mnie tam przytrzymał. Jestem pewna, że był to mój Anioł Stróż.

Gdybym chwilę wcześniej zrobiła choć krok do przodu, dziś by mnie na tym świecie już nie było albo w najlepszym wypadku byłabym kaleką. Kierowca samochodu „śmignął” mi bowiem tylko przed oczami, a ja stałam w miejscu, jakby to mnie w ogóle nie dotyczyło. Byłam tak spokojna jak nigdy, mimo tego że otaczający mnie ludzie zaczęli krzyczeć.

Dziękuję mojemu Aniołowi, że jest zawsze ze mną i czuwa, mimo tego że ma niełatwe zadanie.

Chwała Panu! [5]

Monika

 

 

Kiedy wspomniałem memu przyjacielowi Cześkowi, że piszę książkę o aniołach (temu samemu, który sprowadził ratowników we Władysławowie), podzielił się ze mną historią, która spotkała go kilka lat temu. Ratunek, jakiego wówczas doświadczył, przypisuje swemu Aniołowi Stróżowi. Z zainteresowaniem go wtedy wysłuchałem, prosząc, by przelał tę historię na ekran swego komputera i przesłał mi ją mailem. Chętnie to uczynił, za co jeszcze raz chcę mu w tym miejscu podziękować. Oto jego świadectwo:

 

Chciałbym się podzielić jedną z bardzo namacalnych interwencji mojego Anioła Stróża. Odkąd pamiętam, zawsze aniołowie byli mi bliscy i wierzę w ich obecność. Dlatego też codziennie rano poświęcam część modlitwy Aniołowi Stróżowi. Jestem pewien, że kiedy człowiek jest blisko Pana Boga, to On otacza go szczególną opieką. Jednym z przejawów tej opieki jest obecność Anioła Stróża, który podaje swą pomocną dłoń w różnych sytuacjach, czasem i dramatycznych.

Zdarzyło się to osiem lat temu. W sobotę rano, po skończonej pracy poprosiłem kolegę, aby podwiózł mnie samochodem na kochłowicki rynek[6]. Pamiętam, że w tym dniu bardzo się spieszyłem, bo miałem do odebrania bramę od ślusarza, którą wcześnie zamówiłem. Czekała mnie też jeszcze tego dnia praca związana z przewiezieniem i zabudowaniem jej na działce.

W związku z tym podziękowałem kierowcy i szybko wysiadłem z jego samochodu, chcąc przejść na drugą stronę jezdni. Jeszcze raz spojrzałem na kolegę i gestem ręki, pożegnałem się. W tym samym momencie rozpędzona furgonetka właśnie omijała nasz samochód, a ja nieopatrznie zrobiłem krok do przodu, wchodząc niemal wprost pod jej koła.

Nagle poczułem, jak ktoś łapie mnie za kark i mocnym ruchem odciąga do tyłu. Pociągnięcie to było tak silne, że momentalnie straciłem równowagę. Gdyby nie samochód kolegi, o który się odruchowo oparłem, to bym na pewno się przewrócił.

Szybko rozejrzałem się wokoło, żeby podziękować temu komuś za uratowanie życia, ale... nikogo za mną nie było!

Gdy już nieco ochłonąłem, poszedłem pieszo do domu i kolejny raz analizowałem tę niecodzienną sytuację. Doszedłem wówczas do wniosku, że musiał to być mój Anioł Stróż. Innego tłumaczenia po prostu nie widzę. Bardzo namacalnie zadbał o to, bym nie znalazł się pod kołami rozpędzonego samochodu.

Korzystając z okazji i uprzejmości mojego przyjaciela Grzegorza Felsa, chciałbym jeszcze raz podziękować Panu Bogu za uratowanie mi życia i za to, że dał mi odczuć obecność mojego Anioła Stróża.

Czesław Bursy

 

 

Dodam jeszcze do powyższego świadectwa, że mój przyjaciel nie należy do osób obdarzonych niesamowitą fantazją, „fruwających gdzieś wysoko w obłokach”. To człowiek mocno stąpający po ziemi, jak i... pod ziemią. Z zawodu jest górnikiem, zatrudnionym w kopalni „Wujek” (rudzki „Śląsk”)[7] w Rudzie Śląskiej. Pracuje na odpowiedzialnym stanowisku dyspozytora ruchu kopalni, w randze nadsztygara. Zależy od niego życie i zdrowie podległych mu ludzi. Udziela się w swojej parafii, prowadząc scholę dziecięcą i wraz z żoną Basią (z zawodu katechetką) od wielu już lat działają w Oazie Rodzin.

 

Czy spotkała Was podobna do wyżej opisanych historia? A może sami będąc w tłumie, nie zwróciliście na to uwagi? Sądziliście, że przed nieopatrznym krokiem powstrzymał Was któryś z przechodzących obok ludzi?

Może otarliście się o anioła nawet o tym nie wiedząc? Kto wie? Działanie Jego jest subtelne i czasem trudno je dostrzec, niejako „na siłę” szukając racjonalnych tłumaczeń tego, co nas spotkało.




[5] „Anioł”, nr 11/ 2008.

[6] Kochłowice są jedną z dzielnic Rudy Śląskiej.

[7] Kilka lat temu doszło do połączenia katowickiej kopalni „Wujek” i rudzkiej kopalni „Śląsk”.


opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama