List od misjonarza pracującego w Brazylijskiej Faveli
Ponad miesiąc temu, późną nocą, kiedy wyszedłem na mój zakratowany balkon, zobaczyłem pewną postać skuloną przed drzwiami kościoła ... Pomyślałem, że to może złodziej, lub jakiś lump, chcący wejść do świątyni... Z lekkim drżeniem w sercu zszedłem, aby dopaść drania. Przeszedł już mur odgradzający od ulicy, ale ja musiałem otworzyć bramkę. Kiedy zamki skrzypnęły, chłopak podniósł głowę, którą miał na ziemi... Na twarzy zobaczyłem, między brudem ziemi, że on płacze ... "Co tu robisz o tej porze?"- dodałem jeszcze oburzony. "Modlę się proszę księdza, bo się bardzo boję ... Wczoraj zabili mojego kochanka ". Wiedziałem, że ten chłopak jest homoseksualistą i mieszka z mężczyzną. Zawsze jednak przychodził do kościoła sam i wiele się modlił ... Kobiety nieraz mi mówiły, że to "pedał" i że muszę uważać..., bo to też złodziej. W tamtą noc zobaczyłem załzawione oczy, pełne lęku ... Może to był brud ziemi, ale wymieszany z łzami tak bardzo przypominał mi ... krew z czoła. On przecież przyszedł tu późną nocą, aby się modlić w samotności ... Nie miał nikogo. Czuł bliską śmierć, podobną do tej, jaka spotkała jego przyjaciela ... Ta czarna, brudna twarz ... Widziałem zaczerwienione od lęku i cierpienia oczy skazańca ... Jak w Ogrojcu ... Czy to był, ten "pedał" i złodziej, czy to był On ... Jak trudno Go poznać późną nocą na favelii... Chłopaka przygarnęła jedna z samotnych kobiet z naszej parafii, którą poprosiłem o pomoc dla chłopaka... Mieszkają do dziś razem i oboje się wspomagają ... Często razem się modlą w kąciku naszego kościoła ...
W pewne gorące popołudnie, czekając na autobus w centrum miasta, widziałem kilkoro dzieciaków ulicy. Jeden, chyba najstarszy, przyszedł do mnie prosząc o kilka groszy na bułkę... Cóż, odwróciłem się i w najbliższym barze kupiłem hot-doga. Chłopak wziął już bez tej pokory w oczach ... Jasne, że nie podziękował ... Podszedł do niego młodszy, może siedmioletni, inny chłopiec i prosił go o kawałek ... Obdarzony hot-dogiem młodzieniec z pogardą w głosie, odpowiedział " Ten hot-dog jest mój i tylko ja będę decydował co z nim zrobię". Po zjedzeniu połowy, na moich oczach wrzucił resztę do śmieci... Przecież tak mnie prosił, bo był głodny ... Nie potrafił się podzielić z innym ... Wróciłem do baru kupiłem jeszcze jednego hot-doga i dałem maluchowi, który tak prosił swojego kolegę z ulicy ... Popatrzył na mnie i ... zaczął uciekać. Nie rozumiałem dlaczego? Obok elegancki mężczyzna z uśmiechem litości nade mną, dodał: "Całego hot-doga, to ten malec wymieni na krake (tani narkotyk ). Nie warto pomagać tym zwierzętom ulicy"... Czy przez to można umyć ręce? To nie moja sprawa, wasza to rzecz. Nikt nie uczył ich dzielenia się, nikt nie uczył ich dobra. Jakie mam prawo mówić, to wina bogatych, to wina niesprawiedliwych, to wina kapitalistów czy komunistów ... Jakie mam prawo "umywać ręce", tylko dlatego, że nie moja to rzecz ... Jak trudno rozpoznać Go ... Czy to były te "zwierzęta ulicy", czy to był On ... stojący przed naszym wyrokiem ... Przed moim wyrokiem... Tak łatwo umyć ręce ... i pójść do kuchni zrobić sobie kolację.
Dziś przyszła znowu do kościoła pijana Denise. Matka chłopca, którego ponad rok temu uratowaliśmy po zatruciu starą fasolą... Denise prawie zawsze jest pijana, "kaszasą", tanią wódka z trzciny cukrowej... W swoim baraku, zawsze śmierdzącym stęchlizną i zepsutym jedzeniem, urządza orgie z każdym, kto kupi jej wódkę. Przyszła dziś przed ołtarz i zaczęła coś wykrzykiwać i wymachiwać rękami . Nikt z wiernych nie miał odwagi wstać i wyprowadzić ją . Odszedłem od ołtarza w ornacie i wziąłem ją pod rękę, prosząc o ciszę . Zaczęła mi opowiadać, że syn jej nie jest ochrzczony i pójdzie jak ona do piekła... Wyszliśmy z kościoła. Obiecałem, że wrócę z nią porozmawiać, jeśli nie będzie zakłócać Mszy św. Jak obiecała, tak spełniła swoją obietnicę, siedząc cicho na schodach kościoła. Wyszedłem po Mszy i usiadłem obok. Zaczęła płakać ... "Wiem, że jestem zła, że piję, że chodzę z mężczyznami, że nie modlę się i nie dbam o swego syna, ale księże proszę o pomoc. Nie chcę nic, tylko, żeby się ksiądz za mnie modlił i ochrzcił mojego syna..." Mogła prosić o wiele, ale ona, ta potępiana przez wszystkich kobieta, prosiła tylko o modlitwę. Miała jeszcze wiarę w Boga, miała jeszcze nadzieję na przebaczenie, ale co najważnejsze miała poczucie winy, nawet jeśli nie potrafiła wyrwać się ze swych nałogów. Moje pobożne kobiety, wychodząc z kościoła, zaczęły ją upominać, żeby księdza nie zwodziła . Wyszła na naszą ulicę, zataczając się. Młodzi murzyńscy chłopcy, otoczyli ją śmieją się i popychając ... Denise po kilku krokach zachwiała się i upadła na betonową drogę ... Chłopcy kopali ją, śmiejąc się ... Na jej głowie zobaczyłem strugę krwi i twarz pełną cierpienia ... Popatrzyła na mnie ... Coś mnie przeszyło... Już gdzieś widziałem Tą twarz ... Te oczy pełne cierpienia i samotności ... Czy to była pijana prostytutka, czy to był On... kiedy upadł po raz pierwszy? Jak trudno Go poznać...
Kiedy już zabrakło nam wszystkiego, nie wiedziałem co dalej robić ... Kogo jeszcze prosić, a dzieci siedziały spokojnie nic nie mówiąc, a przecież wiedziałem, że są głodne. Wyszedłem przez nasze wielkie, niebieskie drzwi i stanąłem ... nie wiedząc gdzie iść i co jeszcze robić. Po drugiej stronie, w skromnym magazynie materiałów budowlanych siedział mężczyzna, który zawsze powtarzał, że nie wierzy w Boga i w kościół. Kupowaliśmy u niego jakieś materiały budowlane, bo było blisko i tanio. Zawsze jednak, patrzył na nasz dom z daleka. W tamten dzień wyszedł powoli ze swojego kantorka, wpatrując się we mnie. "Proszę księdza, czy mogę pomóc?"- wyrwał mnie z odrętwienia. "Nie, raczej nie. Tutaj potrzeba ręki Bożej." - odpowiedziałem, trochę zawstydzony moją sytuacją. Mężczyzna, poklepał mnie po ramieniu i poprosił, żebym zaczekał. Po chwili podjechał swoim starym samochodem i nakazał mi wsiadać. Nie rozumiałem o co mu chodzi. Pociągnął mnie jednak do wnętrza i ruszył. "Obserwuję tu na faveli od wielu lat,co się dzieję i co się robi. Wiem, co ksiądz robi dla tych dzieci. Nieraz chciałem coś księdzu pomóc, ale wstydziłem się, bo zawsze powtarzałem, że nie wierzę, ale ja wierzę, proszę księdza. Pojedziemy do sklepu i ksiądz wybierze co trzeba dla dzieci, ja zapłacę, ale proszę nie mówić nikomu, bo by inni mnie wyśmiewali...". Kupiliśmy jedzenia na tydzień. Mężczyzna był tak szczęśliwy, że nie patrzył na sumę jaką zapłacił. Taki Cyrenejczyk, co uwierzył jak pomagał ... w niesienu krzyża. "Widzi ksiądz, że nie trzeba tu ręki Bożej, ale po prostu drugiego człowieka"- dodał na pożegnanie. "Nie prawda. To ty jesteś ręką Boga, bo On zmienia świat przez nas ludzi, przez natchnienia naszych serc"- dodałem na podziękowanie. Odszedł z taką satysfakcją na twarzy. "Ateista", co wstydził się wierzyć w Boga i pomagać innym... Bronił się tyle lat, ale odszedł tak szczęśliwy ... Później jeszcze wiele razy przysyłał jakieś dary ...Cyrenejczyk zalękniony i zatrwożony przez świat cyników... Nie poznałem go tak od razu ...
Jedna z naszych rodaczek, żyjąca od wielu lat na obczyźnie, czytając o naszych problemach i cierpieniach, postanowiła wraz z młodzieżą, którą się opiekowała w parafii, zrobić coś więcej. Zaczęli tłumaczyć moje listy na angielski i rozprowadzać wśród znajomych. Postanowili zorganizować akcję chleba ... sami uzbierali materiały i upiekli chleby, aby je sprzedać i zyski ofiarować na głodne dzieci faveli. Wielu ludzi odpowiedziało z wielkim entuzjazmem . I tu przyszedł zakaz - "Nie wychylaj się poza kordon żołnierzy. Nie masz prawa tego robić . To może być fałszywy prorok". "Co robić? To wyrok najwyższych kapłanów Izraela... Narażać się na szykany, czy iść i ofiarować mały gest miłosierdzia dla Jezusa?". Takie pytania na pewno kołatały serce Weroniki, zanim przerwała kordon żołnierzy, aby otrzeć twarz Chrystusa. Takich Weronik, odważnych, wiernych i wielkich, mamy wiele ... Tamta, nie poddała się i stanęła ze swym welonem i odbiciem Jesusa... Cierpiała i cierpi. Nie rozumiała i nie rozumie wiele, ale wie Kim On jest ... Jak wielu jest ludzi pełnych wiary i miłości, tych, którzy w cichości serca ofiarują, pomagają i służą, a których jedyną nagroda jest odbicie Jesusa na chuście ... Nasze święte Weroniki dwudziestego wieku.
Kiedy szefowa policji, której której budynek przylegał do faveli, porosiła mnie o modlitwę i błogosławieństwo komisariatu i aresztu, miałem pewne obawy. Przyszedłem jednak po południu ze stułą i woda święconą . Pani komisarz przyjęła mnie w swoim gabinecie, w którym na ścianie ma obraz Jezusa Miłosiernego, który dostała od mnie w czasie pierwszego spotkania. Po czym na korytarzu zorganizowaliśmy krótkie nabożeństwo... Policjanci modlili się cicho i ze spuszczonymi głowami ... Pokropiłem ich wodą święconą . Wszyscy się przeżegnali. Następnie udaliśmy się do aresztu ... To kilkumetrowa kajuta bez okna, w której zbitych w jedną ludzką masę było ok.70 bandytów. "Przyszedłem się z wami pomodlić i pobłogosławić na Święta ..." - zacząłem trochę zalękniony, zwłaszcza, że przy wejściu kilku policjantów z karabinami nakazało wszystkim się oddalić od drzwi ... Jeden z więźniów zarządził, żeby wszyscy założyli koszulki, ponieważ w tych temperaturach i takim zagęszczeniu, wszyscy byli prawie nadzy ... Zacząłem "Ojcze nasz"... Prawie wszyscy zamknęli oczy i z wyraźną wiarą i mocą w głosie modlili się . Myślałem, że mury popękają . Dodali jeszcze razem: "Chrystus naszym Królem, Chrystus naszym Panem, Chrystus naszym Zbawcą...". Przemówiłem do nich i słuchali mnie w całkowitej ciszy. Życzyłem im na miarę sytuacji, wolności ducha, przebaczenia i spokojnych świąt. Wyszedłem wzruszony. Ci bandyci mieli więcej wiary niż ... Pani komisarz dodała, że ten areszt był zbudowany dla 14 więźniów, a dziś ma tam 78 mężczyzn. Nikt jednak nie ma rozwiązania w tej sytuacji, przy tak wielu przestępstwach. Jakież było moje zmieszanie, kiedy na drugi dzień w wiadomościach zobaczyłem twarz pani komisarz, która informowała o ucieczce wszystkich więźniów z aresztu, która była zorganizowana kilka godzin po moich modlitwach. Zadzwoniłem na komisariat z zapytaniem czy mogę coś pomóc i przeprosić, jeśli to moja wizyta ich zmobilizowała do ucieczki. Pani komisarz, roześmiała się i odpowiedziała zaskakująco:" Podzieliliśmy szaty, proszę księdza. Oni na wolności, a my mamy z głowy braki w wyżywieniu, śmiertelność aresztantów. Dziś wszyscy chcą nam pomóc. Dziękuję proszę księdza". Nie rozumiałem wszystkiego, ale czy można zrozumieć żołnierzy dzielących szaty.To byli bandyci, ale nawet komisarz chciała by uciekli. Tu Chrystus na krzyżu, a niektórzy myślą "kto na tym zarobi", czy się opłaca ... Ślepcy, którzy myślą, że wiedzą wszystko, że mogą szydzić, oskarżać, a już dawno zagubili Światło ... Jak bez Światła mogą poznać prawdę o sobie ... Dzielą więc szaty ... Biedni straceńcy, myśleli, że to Jesus umarł ... A to oni byli już martwi ...
Śmierć przychodzi czasami tak niespodziewanie. Czasami ... W środę przyszła kobieta prosząc o namaszczenie kobiety umierającej. Niestety w czasie Mszy poczułem się bardzo źle. Nie byłem w stanie stać i bardzo się pociłem. Kobieta widząc mój stan, dodała, że może do piątku jej matka jeszcze przeżyje. Niestety w piątek znalazłem się w szpitalu. W niedzielę pytałem o kobietę. Wielu mi dodało, że czeka na księdza. Po Mszy udałem się krętymi ścieżkami faveli do baraku w którym już kilka dni w agonii, umierała kobieta. Musieliśmy zaczekać. Pielęgniarka właśnie usuwała ciało, które od odleżyn już zepsute, się odczepiło od reszty... Wybierała całymi dłońmi, to co kiedyś było częścią ludzkiego ciała. Po pewnym czasie weszliśmy do maleńkiego pokoiku, pełnego cuchnącego mięsa. Kobieta leżała bez ruchu. Kiedy dotknąłem jej czoła w namaszczeniu chorych, poruszyła się i otwarła oczy ... Odetchnęła głęboko i ... umarła. "Proszę księdza, ona już była w tym stanie dwa tygodnie. Czekała na księdza.". - dodała córka zmarłej. Patrzyłem na nieruchomą twarz kobiety. Ile cierpiała czekając ... Twarz zmarłej była tak łagodna i spokojna ... Ona skończyła swój czas próby ... To nie była trzecia popołudniu, ale nad favelą zaszły chmury ... Czy ta cierpiąca staruszka, to tylko jedna z wielu czy to był On... Tak trudno Go rozpoznać na tej drodze ... Wracałem trochę zalękniony, trochę zawstydzony ... trochę jak mieszkańcy Jerozolimy po rodarciu kurtyny .
Ludzie przybiegli mi powiedzieć, żebym nie wychodził, bo za rogiem zastrzelili jednego z chłopaków i mogą jeszcze wrócić, albo policja ... Wyszedłem jednak. Na drugiej ulicy tłum gapiów, wskazał mi miejsce tragedii. Na ziemi leżał chłopak w typowych szortach, klapkach i starej koszulce. Tylko niewielka kałuża krwi wypływająca spod głowy wsakazywała, że dostał strzał w głowę. Obok przyklęknieta matka, ocierała jakąś szmatą, ciało chłopca z brudu ulicy. Starsza, chuda kobieta, o siwych włosach. Nie płakała, nie krzyczała ... Tylko ze szkalnymi oczyma patrzyła na martwą twarz swego kilkunastoletniego syna... Podszedłem bliżej. "Czy mogę pani pomóc? Jeśli coś trzeba ..." powiedziałem ze ściśniętym sercem. Objąłem ją ramieniem. Wtuliła się trochę ukrywając swoje łzy. To już trzeci, proszę księdza. Zabili mi wszystkich synów. Mówiłam im , prosiłam, modliłam się ... nic nie pomagało. Wiedziałam, że tak się skończy. Wszyscy trzej sprzedawali narkotyki. Nie używali, ale nie umieli się wyrwać z gangów. Teraz jestem już sama , ale nie muszę się już o nikogo bać, bo o siebie się nie boję. Nachyliła się i poprawiła martwą głowę swego zabitego syna ... Przyjechała policja. Nakazali się ludziom rozejść. Kobieta siedziała nieruchomo, głaszcząc czarne włosy swojego dziecka. Nie płakała, nie krzywiła twrzy ... Tylko patrzyła na martwe ciało swego syna, nie rozumiejąc dlaczego ... Tak patrzyłem już z pewnej odległości. Czy to była staruszka-matka, czy to była Ona ... tak trudno rozpoznać Ją na tej drodze. A cierpienie zawsze takie samo ... Matki nad dzieckiem ...
Tych stacji drogi krzyżowej jest tak wiele wokół nas, że mógłbym pisać bez końca, ale po co. Takich stacji, jest tak wiele wokół nas, tak w Polsce, jak w Kanadzie, Wielkiej Brytanii czy innym kraju. Trzeba tylko Światła, które pozwoli nam dostrzec Kogoś więcej. Nie zawsze jest jak w obrazkach z naszych dróg krzyżowych. Czasami jest w sercu "cierpiącego homoseksualisty", czasami w "zwierzętach ulicy", czasami w oczach pijanej prostytutki, a czasami w sercu "niewierzącego komunisty". Wiele jest wśród nas odważnych Weronik, choć czasami są to mężczyźni. Wielu Cyrenejczyków, którzy nie chcą, by ktoś wiedział, że potrafią kochać bezinteresownie i pomagać. Tyle zagubionych żołnierzy, dzielących szaty ... Tyle matek samotnie cierpiących nad swymi dziećmi... Tyle wiary, która daje żyć, nawet kiedy ciało jest już martwe ...
Kiedy będziecie rozważać stacje Wielkiego Piątku, proście o Światło poznania prawdy o Chrystusie... Nie idźcie za Nim, jak lud Jerozolimy. Idźcie z Nim patrząc wokół z miłością, Jego oczami. To On cierpiąc pocieszał i obdarzał ... I nie płaczcie nad jego cierpieniem ... jak te kobiety. Płaczcie nad tymi, przy których przeszliśmy i nie dostrzegliśmy, że to był On ... Inny ... Nie słowa, nie wzruszenie i nie "ci co w imię Boga i Maryji...", ale ci co pochylają się, zatrzymują, słuchają, przebaczają i jednoczą, ci którzy budują i podają swoją dłoń "grzesznikom", tylko ci którzy kochają każdego, bez względu na to kim On jest i jaki ... POZNALI ŚWIATŁO EWANGELII CHRYSTUSA. Zatrzymaj się w czasie tych dni ... Wyłącz to co zabija twoją wiarę ... Czy wierzysz? Zanim odpowiesz na , zapytam: Czy kochasz jak On? Wiara bez miłości jest fałszem ... Popatrz wokół ... To nie twoi wrodzy, to nie są twoi przeciwnicy polityczni, społeczni ... to ci, których Pan postawił przed Tobą, to On staje przed Tobą ... abyś w ciemności twojej drogi krzyżowej dostrzegł Światło Zmartwychwstania. Zwycięstwo miłości bliźniego, nad egoizmem. Zwycięstwo solidarności nad podziałem ponad narodami, partiami i grupami... Zwycięstwo Światła nad ciemnością, zwycięstwo Dobra nad złem ...
Takiej niedzieli Zmartwychwstania życzę Wam wszystkim moi kochani rodacy, byście nie zagubili się w ciemnościach i nie poddali zwątpieniu wielkopiątkowej przegranej ... On żyje i jest wśród nas ... Niech ta obecność zmartwychwstałego Chrystusa wśród nas, przemienia wasze serca i niech porywa Was w nieznane przestrzenie Miłości, która nie ma granic ... Miłości, która jest Życiem Wiecznym.
z faveli Saramandaia w Brazylii
ks.Mariusz Berko
na zdjęcia i inne listy zapraszam do www.favela.republika.pl
opr. mg/mg