W mieście samowarów i kałasznikowa

W jakich warunkach praktykują swoją wiarę katolicy w Rosji

Kiedy ksiądz podnosi w dłoniach Ciało Chrystusa, w kaplicy nie klęka nikt. Kilkadziesiąt osób jest tak stłoczonych na dwunastu metrach kwadratowych, że nie ma miejsca na uklęknięcie. Kiedy ksiądz chce nalać wody do wina, powstaje małe zamieszanie. W pomieszczeniu jest tak zimno, że woda w ampułce zamarzła. Ministrant wyjmuje z kieszeni zapalniczkę i podgrzewa ampułkę, aby udało się uronić choć parę kropel.

Tak od dziesięciu lat wyglądają w zimowe miesiące katolickie Msze święte w kaplicy w rosyjskim mieście Tuła. Słowo "kaplica" może wydać się zresztą mylące, gdyż z zewnątrz "obiekt" (trudno powiedzieć nawet "budynek") przypomina komórkę, kurnik lub garaż. Przylega on do gmachu, który dla postronnego obserwatora z Polski uchodzić może za neogotycką świątynię, w rzeczywistości jednak kryje w sobie pomieszczenie laboratorium medycyny sądowej.

200 kilometrów do kościoła

Dzieje katolickiej wspólnoty w Tule sięgają końca XIX wieku. Wówczas to kilkaset osób, najczęściej z pochodzenia Polaków lub Niemców, za swoje własne pieniądze wykupiło teren w środku miasta i wybudowało kościół. Świątynia pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła konsekrowana została w 1896 roku. Jej pierwszym proboszczem był ks. Zygmunt Łoziński, późniejszy arcybiskup piński, jeszcze później zamordowany przez bolszewików.

W 1933 roku kościół został przez komunistyczne władze zamknięty i przez wiele lat wykorzystywany był w różnych celach jako lokal rozmaitych instytucji. W tym czasie garstka tulskich katolików zdołała przechować swoją wiarę, przekazując ją w największym ukryciu swoim dzieciom. Do najbliższej katolickiej świątyni - kościoła św. Ludwika w Moskwie, który znajdował się pod opieką ambasady francuskiej i był otwarty przez cały okres komunizmu - mieli ok. 200 kilometrów. Nie każdy mógł sobie pozwolić na taką wyprawę.

Katolicy w obwodzie tulskim byli tak rozproszeni, że nie wiedzieli nawet nawzajem o swoim istnieniu. Jako skrzynka kontaktowa posłużyła im redakcja miejscowej gazety "Mołodoj komunar". Jeden z reporterów owego dziennika, Igor Lubimow, który na początku lat 90-tych przyjął chrzest w Kościele katolickim, opisał w gazecie dzieje tulskiej wspólnoty i zamieścił apel, aby miejscowi katolicy zgłaszali się do niego. Kiedy zebrało się 15 osób, zgodnie z obowiązującym prawem, zarejestrowali katolicką parafię. Jej patronką została Najświętsza Bogurodzica.

Kościół garażowy

Istniejąca od 1993 roku parafia liczy obecnie około 300 wiernych. Służą w niej ojcowie franciszkanie, którzy dojeżdżają do Tuły z pobliskiej Kaługi lub z Moskwy. Wielkim problemem jest jednak brak świątyni. Kiedy w 1994 roku tulscy katolicy zwrócili się do miejscowych władz z prośbą o zwrot zagrabionego budynku, otrzymali od ówczesnego mera obietnicę, że w ciągu roku kościół zostanie zwrócony. Minęło dziewięć lat, a słowo nie zostało dotrzymane.

Do gmachu świątyni przylegał prowizoryczny garaż o długości czterech, szerokości trzech i wysokości dwóch metrów. Katolicy postanowili zaadaptować go na tymczasową kaplicę. Pomieszczenie nie jest jednak w stanie pomieścić wszystkich wiernych. Podczas mrozów czy deszczów parafianie, a zwłaszcza ich dzieci, często przeziębiają się i chorują.

W dodatku na przykościelnym terenie, który przed rewolucją bolszewicką należał do parafii, rozpoczęto budowę nowych budynków. Miejscowy komitet ochrony zabytków protestował przeciw tej budowie, ale jego głos został zignorowany. Katolicy w Tule pełni są najgorszych obaw - już wkrótce nowe budynki zamkną w ogóle swobodne przejście do świątyni, a poza tym jest to atrakcyjna lokalizacja w centrum miasta, która już teraz kusi chociażby właścicieli klubów nocnych.

Zamknięte miasto

W sprawie tulskiej świątyni postanowił interweniować osobiście sam nuncjusz papieski w Rosji, arcybiskup Antonio Mennini. Na początku marca udał się do Tuły, nie został jednak przyjęty ani przez gubernatora, ani przez mera. Nie wpuszczono go też do świątyni, czyli do laboratorium medycyny sądowej. Odprawił więc Mszę pod gołym niebem obok garażu, a miejscowa prasa pisała, że nos i uszy mu tak zmarzły, że były tak samo czerwone jak piuska na jego głowie.

Arcybiskup Mennini pragnął też odwiedzić muzeum Lwa Tołstoja, które znajduje się w Jasnej Polanie w pobliżu Tuły. Tam również nie został wpuszczony do środka. Niektórym mieszkańcom przypomniało to czasy komunistyczne. Wówczas bowiem Tuła była miastem zamkniętym, do którego obcokrajowcy nie mieli wstępu. Głównym powodem było umiejscowienie tam słynnej fabryki samowarów, która w rzeczywistości produkowała jeszcze słynniejsze karabiny Kałasznikow. Jedyny wyjątek zrobiono w latach 70-tych dla ówczesnego prezydenta Francji Valery'ego Giscarda d'Estaign, który jako wielbiciel twórczości Lwa Tołstoja bardzo pragnął odwiedzić Jasną Polanę.

Gubernatorem w Tule, już drugą kadencję, jest znany komunistyczny działacz Wasilij Starodubcew, który w 1991 roku był jednym z przywódców nieudanego puczu Janajewa. Na pytanie reportera telewizji RNTV, dlaczego zignorował pobyt nuncjusza papieskiego w Tule, Starodubcew odpowiedział pytaniem: - A kto to jest nuncjusz? Kiedy wyjaśniono mu, że jest to ambasador Stolicy Apostolskiej, znów miał pytanie: - A co to jest Stolica Apostolska? Co ciekawe, nie było w tym arogancji, tylko ignorancja. On rzeczywiście nie wiedział, kim jest nuncjusz.

Pocałunek na fotografiach

Kłopoty tulskich parafian nakładają się na problemy katolików w Rosji. Od początku ubiegłego roku, kiedy to Watykan podniósł do rangi diecezji istniejące do tej pory na terytorium rosyjskim administratury apostolskie, Patriarchat Moskiewski zamroził wszelkie kontakty ekumeniczne z Kościołem katolickim. Od tamtej pory również sześciu katolickich księży, w tym biskup Jerzy Mazur, zostało uznanych przez rosyjskie władze za persona non grata.

Moskiewska prasa wiele obiecywała sobie po nowym nuncjuszu Antonio Menninim, który objął swój urząd na początku roku. Spekulowano, że jego zdolności mediacyjne mogą poprawić klimat we wzajemnych stosunkach katolików z prawosławnymi. Wszystkie rosyjskie dzienniki na pierwszych stronach wyeksponowały fotografię, na której widać jak arcybiskup Mennini całuje dłoń patriarchy Aleksego. Sprawdzianem prawdziwej poprawy relacji będą jednak nie najbardziej spektakularne gesty, ale rzeczywiste działania i decyzje. Takie chociażby jak zwrot katolickim parafianom w Tule ich świątyni.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama