Rozmowa o wartości podróżowania i poznawania świata
Lidia Dudkiewicz: — Zwiedziła Pani prawie cały świat jako podróżniczka, dziennikarka, fotograf. Analizując owoce tych podróży — ogromny dorobek wydawniczy: książki, albumy, wystawy, filmy, programy radiowe i telewizyjne — wydaje się, że musiała Pani bardzo wcześnie opuścić swoje stałe miejsce zamieszkania. Podobno już w wieku 16 lat starała się Pani o przyjęcie na wyższe studia... A potem zdobywała doświadczenie życiowe w różnych profesjach, pracując nawet jako portier...
Elżbieta Dzikowska: — Istotnie, otwierałam i zamykałam drzwi w PAX-owskim klubie „Maraton”. Ale nie było to moje jedyne po studiach zajęcie. Odkurzałam też książki w Bibliotece Uniwersyteckiej, pracowałam z dziećmi w Parku Kultury, potem w Centrali Importu i Eksportu Chemikaliów CIECH. Nigdzie nie mogłam znaleźć zajęcia, które wymagałoby znajomości tak trudnego języka chińskiego, aż wreszcie gdy zdecydowałam się już studiować historię sztuki, dostałam zaproszenie do redakcji nowo powstającego pisma „Chiny”. Wkrótce jednak ten miesięcznik upadł i zaproponowano mi prowadzenie działu Ameryki Łacińskiej w „Kontynentach”. Takie były początki mojej dziennikarskiej drogi, która z czasem doprowadziła mnie do „Pieprzu i wanilii”.
— Oczywiście, doskonale pamiętamy cykl programów telewizyjnych „Pieprz i wanilia”. Gdy polskie granice były jeszcze zamknięte, Pani rozpoczynała swoją wielką przygodę, otwierając Polakom okno na świat.
— Najpierw był cykl programów „Tam, gdzie pieprz rośnie”, potem — Tam, gdzie rośnie wanilia”, następnie — „Tam, gdzie kwitną migdały”, „Tam, gdzie pachnie eukaliptus”... i pomysły się wyczerpały. Postanowiliśmy z mężem, Tonym Halikiem: niech będzie już tylko „Pieprz i wanilia”. Przygotowanie tych programów, połączone z wędrówkami po świecie, traktowaliśmy jako posłanie, prezent dla rodaków, świat bowiem był wówczas dla większości Polaków zamknięty. Programy stały się bardzo popularne — widzowie bowiem utożsamiali się z nami, a poza tym nadawaliśmy je ze studia w domu, co skracało dystans.
— Wielki podróżnik i mistrz reportażu Ryszard Kapuściński, pisząc o tajemnicach swojego zawodu, wyjawił, jak przygotowywał się do swoich podróży. Okazuje się, że przede wszystkim dużo czytał, a właściwie wyczytywał wszystko, co dotyczyło miejsc, do których się udawał. Zdarzało się, że jego bagaż stanowiła tylko skrzynia książek, no jeszcze ubranie na zmianę i patelnia.
— Dzisiaj niepotrzebne są już specjalne przygotowania do wypraw, nawet w odległe krainy. Książki bowiem mamy w Internecie, a dzięki karcie kredytowej można zaspokoić codzienne potrzeby.
— Jakie pamiątki najczęściej przywozi Pani ze sobą?
— Jeżeli chodzi o przedmioty, które przywożę z podróży, to zazwyczaj są to nie tyle pamiątki, bo nie przeznaczam ich dla siebie, ile eksponaty etnograficzne, które ofiarowuję Muzeum Podróżników im. Tony'ego Halika w Toruniu — Franciszkańska 11, zapraszam! Przekazałam tam przedmioty, którymi ilustrowaliśmy program, ale powstały też nowe kolekcje, zgromadzone podczas moich wypraw do Mongolii, Chin, Indii, Nowej Gwinei, Gabonu, Etiopii i wielu innych miejsc. Zebrało się już tak dużo eksponatów, że miasto przekazało dla Muzeum sąsiednią, adaptowaną właśnie kamienicę.
— „Świat jest planetą ludzi uśmiechniętych. Jedną z cech łączących ludzi wszystkich ras i kultur jest zdolność do uśmiechania się, zdolność, którą posiadamy wszyscy, niezależnie od tego, jaki mamy kolor skóry, jakim mówimy językiem, jaką wyznajemy religię” — to słowa Ryszarda Kapuścińskiego. A Pani w 2008 r. wydała niezwykłą książkę pt. „Uśmiech świata”. Skąd ten temat?
— Podała Pani właśnie cytat z przedmowy Ryszarda Kapuścińskiego do mojego albumu. Przyjaźniliśmy się, to był chyba ostatni tekst, jaki napisał. On też wiedział, że uśmiech jest najlepszym językiem międzynarodowym, że może nawet uratować życie. A ja wydałam ten album, żeby zachęcić Polaków do częstszego uśmiechania się, bo to podobno najkrótsza droga do serca, przy tym uśmiech odmładza nas, upiększa, a powiadają też, że regeneruje pamięć. Uśmiechajmy się zatem jak najczęściej, tak jak w krajach biednych, gdzie ludzie są bardziej otwarci i życzliwi. Może właśnie dzięki uśmiechowi.
— Jakie jest Pani ulubione miejsce na świecie, a jakie w Polsce?
— Na świecie mam wiele miejsc, do których chętnie wracam, najczęściej może do Wenecji i Paryża. W Polsce kocham Bieszczady i Ustrzyki Górne, których jestem honorowym obywatelem. Mam tam nawet, w Hotelu Górskim, swój pokój z widokiem na Połoninę Caryńską.
— Na pewnym etapie życia „Pieprz i wanilię” zamieniła Pani na „Groch i kapustę”, czyli zaczęło się systematyczne podróżowanie po Polsce i odkrywanie naszego kraju. Owocem tych wypraw jest „Groch i kapusta. Podróżuj po Polsce!”— cztery książki, w których pokazuje Pani ciekawe regiony Polski i ludzi z pasją, zachęcając do poznawania naszego kraju przez uprawianie turystyki czynnej. Proszę zaprezentować swój subiektywny przewodnik po Polsce.
— „Groch i kapusta” to tytuł nawiązujący do „Pieprzu i wanilii”. Tyle że zamiast egzotyki jest swojskość, zamiast dalekiego — to, co bliskie, nasze. W każdym tomie opisuję inny region, inną z czterech części podzielonej geograficznie Polski. Wszystkie miejsca odwiedziłam, wszystkie zdjęcia zrobiłam sama, do tego dokumentacja, pisanie, poszukiwanie do każdego rozdziału bohatera z pasją — mnóstwo pracy. Nie są to typowe przewodniki, a raczej opowieści o ciekawych miejscach, z historią, anegdotami, chciałam bowiem, żeby były to książki do czytania. Ponieważ czytelnicy oglądali niegdyś „Pieprz i wanilię”, darząc nas zaufaniem, mam nadzieję, że wierzą teraz także moim zapewnieniom, że Polska to kraj piękny i ciekawy, że warto, a nawet trzeba Polskę zwiedzać.
— Czy ludzie spędzający większość swojego życia w drodze potrafią na dłużej zamieszkać w jednym miejscu? A może nie muszą mieć stałego adresu, bo nawet poczty regularnie nie odbierają, ciągle goniąc po świecie...
— Mam stały adres i swoje miejsce na ziemi. Lubię je opuszczać, ale jeszcze bardziej — wracać. Po to jednak, żeby wyjechać znowu.
ELŻBIETA DZIKOWSKA
Podróżniczka, historyk sztuki, sinolog. Autorka wielu książek, przewodników, jak "Groch i kapusta" — cyklu nagrodzonego Bursztynowym Motylem im. Arkadego Fiedlera, a także albumów fotograficznych, jak "Uśmiech świata", oraz wystaw. Reżyser i operator filmów dokumentalnych, autorka programów telewizyjnych i audycji radiowych. Wspólnie z mężem Tonym Halikiem zrealizowali ok. 300 filmów i programów podróżniczych w cyklu "Pieprz i wanilia". Odkryli dawną stolicę Inków — Vilcabambę. Od 1998 r. Dzikowska zajęła się głównie popularyzacją ciekawych miejsc w Polsce w cyklu programów telewizyjnych pt. "Groch i kapusta". Z jej inicjatywy powstało Muzeum Podróżników im. Tony'ego Halika w Toruniu i został odsłonięty w 1999 r. pomnik Ernesta Malinowskiego, budowniczego kolei do niedawna najwyżej położonej na świecie — na przełęczy Ticlio w Peru.
Zamówienia na przewodniki Elżbiety Dzikowskiej "Groch i kapusta":
Rosikon Press
sklep internetowy
www.rosikonpress.com
tel. (0-22) 722-66-66
handel@rosikonpress.com
opr. mg/mg