Rozmowa z kustoszem kaliskiego Sanktuarium św. Jzóefa - o jego osobistej relacji z Patriarchą z Nazaretu i radościach posługi w sanktuarium
Kaliskie Sanktuarium Świętego Józefa od szesnastu lat ma swojego kustosza w osobie ks. prałata Jacka Ploty. U progu nadzwyczajnego roku poprosiliśmy go, aby opowiedział o swojej osobistej relacji z Patriarchą z Nazaretu i o radościach posługi w sanktuarium, które papież Franciszek określił jako narodowe.
Proszę nam opowiedzieć, jak się kształtowała osobista relacja Księdza Prałata ze św. Józefem, bo przecież nie zaczęła się ona w momencie ustanowienia Księdza kustoszem sanktuarium...
Ks. prałat Jacek Plota: Moje pierwsze kontakty ze św. Józefem miały miejsce już w dzieciństwie. Pamiętam jak z naszej parafii w Dobrzecu chodziliśmy do bazyliki św. Józefa na odpusty, zarówno 19 marca, jak i ten drugi - Opieki św. Józefa, który dawniej był obchodzony w IV Niedzielę po Wielkanocy. Generalnie jako młody chłopak często wstępowałem do bazyliki, a także do kościoła św. Mikołaja, dzisiejszej katedry, bo te kościoły były mi szczególnie bliskie. Moje zainteresowanie św. Józefem wzrosło jeszcze bardziej w czasach pobytu w seminarium we Włocławku. Kalisz należał wówczas do diecezji włocławskiej, której patronem też był św. Józef i jako klerycy przyjeżdżaliśmy tutaj bardzo często. Uczestniczyliśmy również w ogólnopolskich sympozjach józefologicznych, które odbywają się już od niemal 50 lat, a więc i w moich czasach kleryckich też miały miejsce, i to były moje pierwsze kontakty ze św. Józefem na gruncie teologicznym. Nigdy bym się wówczas nie spodziewał, że w przyszłości przyjdzie mi pisać pracę doktorską na jego temat. Innym ważnym elementem zaciskania więzi ze św. Józefem był udział nas, kleryków w zjazdach księży ocalonych z Dachau. Historia ich ocalenia wywarła na nas wielkie wrażenie, a ich gorliwość w propagowaniu św. Józefa była niesamowita! No i później już po święceniach, które otrzymaliśmy w 1982 roku w katedrze włocławskiej, również tutaj w bazylice mieliśmy wspólne prymicje kursowe i dopiero stąd ruszaliśmy do Matki Bożej na Jasną Górę. Tak się zresztą praktykuje do dziś. Muszę jednak przyznać, że jako kleryk, czy potem jako młody kapłan miałem duchowość bardziej maryjną, bardziej kochałem Matkę Bożą, choć św. Józef też był obecny. Może trochę na drugim planie, ale zawsze był.
Na pewno Maryja nadal ma swoje ważne miejsce w duchowości Księdza Prałata, jak każdego kapłana, ale kiedyś św. Józef musiał wyjść z cienia. Był taki moment?
Momentem przełomowym był czas powołania diecezji kaliskiej. Ufam, że to było z Bożej Opatrzności kiedy ks. biskup Stanisław Napierała powierzył mi funkcję rektora seminarium, a jednocześnie skierował na studia doktoranckie. Ponieważ miałem pewną swobodę w wyborze kierunku studiów i tematu mojej dysertacji, zdecydowałem się na teologię pastoralną i jakoś tak intuicyjnie, sam od siebie, pomyślałem, że może warto opracować od strony teologicznej kult św. Józefa Kaliskiego na podstawie materiałów archiwalnych i literatury. W tamtym okresie były już co prawda prace magisterskie, które tego tematu dotykały, ale całościowego opracowania na poziomie pracy doktorskiej na temat kultu św. Józefa jeszcze nie było. I tak św. Józef wyszedł na pierwszy plan w moim życiu i w pewnym sensie również bazylika, choć znowu muszę podkreślić, że nigdy bym nie pomyślał, że będę kiedyś proboszczem i kustoszem tego miejsca.
Czyli nadszedł czas na refleksję naukową, poznawanie św. Józefa i jego kultu w sposób metodologiczny. A jak z więzią duchową?
Jeśli chodzi o tę bardziej osobistą relację ze św. Józefem to chciałbym podkreślić jeden ważny okres. Kiedy byłem rektorem kaliskich kleryków w całej diecezji odbywała się peregrynacja kopii obrazu św. Józefa poświęconej przez Ojca Świętego w Rzymie i ja w niej bardzo intensywnie uczestniczyłem, często towarzyszyłem obrazowi w parafiach. Mogłem widzieć niesamowite oddziaływanie św. Józefa przez ten wizerunek na ludzi, którzy gromadzili się na modlitwie i sam też to głęboko przeżywałem. Podobnie jak bardzo głęboko przeżyłem poświęcenie budynku seminarium przez papieża św. Jana Pawła II i umieszczenie w głównym ołtarzu właśnie tej kopii cudownego obrazu, która peregrynowała po diecezji. Nie muszę dodawać, że w seminarium kaliskim przez cały czas zwracaliśmy szczególną uwagę na kult św. Józefa.
To było 1 października 2001 roku. Zaczyna się czas bycia proboszczem i to od razu tak ważnej placówki z sanktuarium. Jakie były trudności, jak Ksiądz Prałat wchodził w tą posługę?
Chciałbym najpierw powiedzieć, że wcześniej dużo rozmawiałem z ks. Makulskim, budowniczym i kustoszem sanktuarium w Licheniu, ponieważ jako neoprezbiter zostałem skierowany do pracy duszpasterskiej w tym samym dekanacie. I on opowiadał o początkach i zawsze podkreślał, jak bardzo ważny jest kontakt z pielgrzymami, wsłuchiwanie się z czym oni przybywają do sanktuarium. I muszę powiedzieć, że to mi bardzo pomogło, i może to zabrzmi dziwnie, ale kiedy rozpocząłem posługę w bazylice, nie spotkałem się z wielkimi trudnościami, to była raczej wielka przygoda i radość służenia św. Józefowi i wiernym. Bardzo mi to odpowiadało, polubiłem to. Oczywiście w Kaliszu miałem wielu księży, współpracowników do pomocy, ale jako kustoszowi bardzo mi odpowiadała ta rola: służenie pielgrzymom, którzy przyjeżdżają do św. Józefa. I ten tytuł kustosza, który oznacza „opiekun, stróż”, podoba mi się najbardziej ze wszystkich tytułów, daje mi najwięcej radości. Św. Józef jest opiekunem Zbawiciela, a ja w pewnym sensie, jestem opiekunem św. Józefa. To jest niesamowite powołanie, bo przecież św. Józef od prawie 400 lat jest czczony w cudownym obrazie.
W czasie posługi Księdza Kustosza następowały istotne zmiany w życiu sanktuarium.
Tak, dochodziły nowe zadania. W 2004 roku zaczęły się transmisje telewizji TRWAM i Radia Maryja z racji pierwszych czwartków miesiąca, które były i są wypełnianiem swoistego testamentu zostawionego nam przez św. Jan Paweł II, aby tu w Kaliszu modlić się w intencji rodzin i obrony poczętego życia. Przygotowywanie tych transmisji wymaga wiele wysiłku, ale to jest niezwykła promocja naszego sanktuarium. Zwiększyła się istotnie liczba pielgrzymów i oni często powołują się na te transmisje: że im się spodobało, że usłyszeli o św. Józefie i zapragnęli tu być. Liczba pielgrzymów kształtuje się na poziomie niemal 400 tysięcy rocznie. Najwięcej jest pielgrzymek autokarowych. Tu się krzyżują drogi na Jasną Górę czy do Lichenia. Mamy też liczne ogólnopolskie pielgrzymki, które od ponad 20 lat przybywają do nas każdego roku, wymieńmy choćby pielgrzymki Domowego Kościoła, Civitas Christiana czy też robotników, ludzi pracy. Ale oprócz tych tradycyjnych grup dostrzegam też różne nowe inicjatywy, jak np. Rajd Motocyklistów, którzy w liczbie około 60 osób przyjechali do św. Józefa z Dachau. Albo pielgrzymka mężczyzn „Lew Judy”, w ramach której około 40 młodych mężczyzn, trochę na wzór ekstremalnej Drogi krzyżowej, przybywa z Gdańska czy z Torunia. Można powiedzieć, że św. Józef przyciąga wszystkich.
I trudno się temu dziwić skoro niedawno ukazała się już trzecia księga opisująca świadectwa ludzi i cuda św. Józefa. Czy jest jakieś szczególne świadectwo, cud, a może prośba które zostały w pamięci Księdza Prałata?
Ksiądz redaktor musi sobie zdać sprawę, że nie jest łatwo wybrać, bo do sanktuarium dociera tygodniowo około dwóch tysięcy próśb do św. Józefa. Najwięcej z nich dotyczy rodziny i bytu materialnego. Ludzie modlą się o zgodę w rodzinie, trzeźwość, pracę, mieszkanie, dobrego męża, dobrą żonę, wyjście z kryzysów, potomstwo. I św. Józef pomaga również w sprawach materialnych. Nawet księża, którzy mają budować kościół czy robić kapitalny remont i nie mają specjalnie funduszy przyjeżdżają, proszą i nikt nie jest zawiedziony. Opowiem choćby o pewnym małżeństwie, które znalazło się w trudnej sytuacji, musieli budować dom, a nie mieli pieniędzy, nie mogli dostać kredytu. Usłyszeli, że św. Józef jest taki niezwykły, że pomaga. Spytali mnie, czy nie będzie nietaktem, gdyby przywieźli cegłę i zostawili ją przy ołtarzu. Nie widziałem przeszkód, więc przywieźli tę cegłę, ona leżała kilka tygodni. Po jakimś czasie przyjechali zamówić Mszę dziękczynną, bo wybudowali dom. Podobna sytuacja była z siostrami karmelitankami. Wyjechały na Syberię, gdzie miesiącami czekały na pozwolenia i nic nie mogły robić. Jedna z sióstr przywiozła grudkę ziemi do sanktuarium, a reszta tam się modliła za wstawiennictwem św. Józefa. Po trzech miesiącach dostały pozwolenie na budowę klasztoru i nawet jakieś fundusze się znalazły. Oczywiście to tylko kilka przykładów, takich może materialnych, ale warto podkreślić, ze najwięcej podziękowań dotyczy właśnie spraw rodzinnych, poczęcia się dzieci i ogólnie opieki naszego Patrona.
Chciałbym jeszcze zapytać o kongresy józefologiczne. Wszyscy pamiętamy jakim sukcesem był nasz kongres, ale Ksiądz Prałat uczestniczy też w sympozjach na całym świecie, jak choćby w Meksyku, gdzie mógł obserwować kulturę latynoską czy ostatnio we Francji, zwanej pierwszą córą Kościoła, która jednak jakby się trochę swej Matki wypiera. Jakie są Księdza Prałata impresje na temat tych kongresów? Czy Ksiądz Prałat uczy się, przygląda?
Nasz kongres był rzeczywiście bardzo ważny, nie tylko dlatego, że mogliśmy później wszędzie słyszeć komplementy i pochwały, ale dlatego że jego hasło brzmiało: „Św. Józef patron na nasze czasy”. Jan Paweł II w adhortacji Redemptoris Custos powiedział, że jest to patron na nasze czasy, powołując się na modlitwę papieża Leona XIII, która jest bardzo aktualna i dzisiaj. Sam odmawiam ją i traktuję jako swoisty egzorcyzm, bo świat jest zagrożony i potrzebuje szczególnej ochrony, opieki św. Józefa. Współczesna mistyczka Marta Robin powiedziała o Józefie, że będzie patronem XXI wieku. I, jak widzimy, ten czas św. Józefa nadszedł. Natomiast gdy chodzi o inne kongresy, to oczywiście cały czas się uczymy, podglądamy i próbujemy pewne rzeczy przeszczepić do nas. We Francji ujęła nas choćby przepiękna liturgia i mnogość wyobrażeń św. Józefa - obrazów, figur - w budynkach, jak i na zewnątrz konwentu. One są ważne, bo przecież mogą budować prostą pobożność, skłaniać do wypowiedzenia choćby Aktu strzelistego. I sympozja pokazują nam, że refleksja naukowa zawsze powinna iść w parze z troską o pobożność i duchowość. Ale ja też odczytuję moją obecność w tych wszystkich miejscach jako okazję, aby propagować i promować nasze sanktuarium na różne sposoby. Mamy różne możliwości chociażby wydane przewodniki o naszym sanktuarium w siedmiu czy ośmiu językach oraz obrazki z modlitwą w różnych językach. I mogliśmy wszystkim masowo je rozdawać...
Sam widziałem walizki Ks. Prałata wypełnione pamiątkami i mogę potwierdzić, że czasami uczestnicy kongresów są bardziej obdarowani pamiątkami ze św. Józefem Kaliskim niż przez gospodarzy obrad. I jeszcze jedno świadectwo: opowiadał mi kapłan, że miał gości z Włoch, którzy w Poznaniu nie mogli znaleźć choćby informacji w swoim języku, nie mówiąc o przewodniku i byli pozytywnie zaskoczeni, kiedy w kaliskim sanktuarium mogli nabyć przewodnik po włosku. A skoro nam tutaj Włochy się pojawiły, to przypomnijmy, że papież Franciszek ustanowił Nadzwyczajny Rok św. Józefa Kaliskiego. W dekrecie papieskim pojawia się też sformułowanie, którego wcześniej nie używaliśmy, a mianowicie Narodowe Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Jak Ksiądz Prałat przeżywa to wszystko?
Jestem szczęśliwy. Papież nazwał nasze sanktuarium po imieniu, wypowiedział to, o czym wszyscy wiedzieliśmy, bo nie ma innego sanktuarium o takiej historii, o takim zasięgu w Polsce. Kalisz jest postrzegany jako duchowa stolica Józefa tak, jak Częstochowa jest maryjną stolicą Polski. Trzeba powiedzieć, że papieże bardzo się przyczynili, aby rozsławić Józefa Kaliskiego nie tylko w Polsce. Papież Pius VI zezwolił na koronację św. Józefa koronami papieskimi po raz pierwszy w historii, ponieważ wcześniej koronowano tylko Maryję i Dzieciątko Jezus. Papież Paweł VI podniósł tę kolegiatę do rangi bazyliki w czerwcu w 1976 roku. Czterech papieży ofiarowało swoje pierścienie: Pius X, Jan XXIII, emerytowany Benedykt XVI i Franciszek. Św. Józefa Kaliskiego rozsławili w świecie księża dachauowczycy, również sympozja i kongresy, ale rzeczywiście nie używano sformułowania narodowe sanktuarium. My często używamy nazwy Polski Nazaret i być może nie wszyscy wiedzą, że użył jej prymas Polski Józef Glemp podczas rekoronacji obrazu w 1985 roku. No i teraz ten dar od papieża Franciszka. Bardzo się cieszymy, to dla nas wielka nobilitacja, ale i mobilizacja. Wielkie dni chwały dla św. Józefa dla nas czcicieli i pielgrzymów. Dużo osób się pyta, czy to jest dla całej Polski ten Rok Józefa, czy to jest tylko dla diecezji kaliskiej, a może tylko dla sanktuarium. Tłumaczymy, że skoro to papież ogłosił, a więc możemy mówić o wymiarze ogólnopolskim, a nawet światowym, bo przecież każdy może odbyć pielgrzymkę do św. Józefa, by otrzymać odpust zupełny. I wszystkich zapraszamy! Bo św. Józef jest...
No właśnie! Jaki jest św. Józef? Pierwszy Biskup Kaliski, obecnie biskup senior Stanisław Napierała, często powtarzał za poprzednim kustoszem śp. ks. Andrzejczakiem, że św. Józef jest niesamowity. A jakim słowem Ksiądz Prałat określa św. Józefa?
Zdumiewający!
opr. mg/mg