Liczba dzieci nie decyduje o tym, w jaki sposób będą one wychowane. Ma jednak istotny wpływ na sytuację rodziny i na cały kontekst wychowania
Liczba dzieci nie decyduje o tym, w jaki sposób będą one wychowane. Ma jednak istotny wpływ na sytuację rodziny i na cały kontekst wychowania.
Można solidne wychowywać dzieci w rodzinie wielodzietnej, w rodzinie z dwójką czy trójką dzieci, a także w rodzinie, która wychowuje jedynaka. Prawdą jest jednak i to, że z reguły łatwiej jest dobrze wychować kilkoro dzieci niż dziecko, które nie ma rodzeństwa. Decydującym czynnikiem nie jest tutaj sam fakt, że dana rodzina wychowuje tylko jedno dziecko, lecz powód, dla którego to dziecko nie ma rodzeństwa. Jeśli powodem tym są poważne problemy finansowe, mieszkaniowe czy zdrowotne, to takie powody są zrozumiałe i uzasadnione.
Problematyczna już w punkcie wyjścia jest sytuacja wtedy, gdy małżonkowie z góry zakładają, że chcą mieć tylko jedno dziecko, gdyż traktują przyjęcie większej liczby dzieci jako wyraz naiwności czy przesadnej ofiarności. Tacy małżonkowie okazują się zwykle niedojrzali psychospołecznie, gdyż skupiają się na własnej wygodzie życia, a taka mentalność odbije się negatywnie na wychowaniu jedynaka. Będzie on zaniedbywany albo rozpieszczany. Czasem decydowanie się tylko na jedno dziecko wiąże się z tym, że któreś z małżonków nie jest do końca pewne nieodwołalnej miłości ze strony współmałżonka. Pojawia się wtedy – zwłaszcza w przypadku żon – zrozumiały lęk przed przekazaniem życia większej liczbie dzieci. Jeśli posiadanie jedynaka wynika z tego, że rodzice mylą szczęście z wygodą życia albo nie mają pewności co do wzajemnej miłości, to trudno im będzie w sposób mądry, radosny i cierpliwy podjąć trud solidnego i pogłębionego wychowania dziecka. Tacy rodzice zwykle dopiero później odkryją, że wychowanie jedynaka również wymaga ofiarności i poświęcenia – czasem nawet większego poświęcenia niż wychowanie kilkorga dzieci.
Niezależnie od tego, jakie są powody tego, że rodzice przekazali życie tylko jednemu dziecku, warto zdawać sobie sprawę ze specyficznych trudności i wyzwań, jakie wiążą się z wychowaniem dziecka, które nie ma rodzeństwa. Największym zagrożeniem jest naturalna w takiej sytuacji tendencja rodziców do tego, by na jedynaku zogniskować wszystkie ich pragnienia, oczekiwania i nadzieje na przyszłość. Jedyne dziecko znajduje się wtedy pod pręgierzem oczekiwań i aspiracji, których nie jest w stanie wypełnić. W tym sensie jedynak skazany jest niemal zawsze na porażkę w obliczu przesadnych i czasem wręcz natrętnie komunikowanych oczekiwań ze strony rodziców. Jedynak staje się oczkiem w głowie rodziców, gdyż nie muszą oni zajmować się problemami innych dzieci. W konsekwencji grozi im to, że będą chcieli wiedzieć wszystko o swoim jedynym dziecku i że będą się przesadnie skupiać na wszystkich jego przeżyciach, a to może prowadzić – zwłaszcza w okresie dorastania – do buntu wobec rodziców.
W obliczu jedynaka – bardziej niż w obliczu większej liczby potomstwa – grozi rodzicom popadanie w skrajności na zasadzie, że albo bezkrytycznie „uwielbiają” oraz idealizują ich jedyne dziecko, albo przeciwnie – odrzucają je i komunikują rozczarowanie tym, że nie spełnia ono ich wyobrażeń, oczekiwań czy aspiracji. Rodzicom jedynaka trudno jest pamiętać o tym, że ich dziecko nie zostało stworzone na ich obraz i podobieństwo i że istnieje nie po to, by spełniać ich ambicje czy plany. Trudniej jest też zaakceptować powołanie, jakie odkrywa jedynak, i to niezależnie od tego, czy jest to powołanie do małżeństwa i rodziny czy też powołanie do kapłaństwa albo życia konsekrowanego. Rodzicom jedynaka – bardziej niż innym rodzicom – grozi to, że będą traktować jedyne dziecko jako swoją własność i „zabezpieczenie” na starość, zamiast je z bezinteresowną miłością przyjąć, solidnie wychować i pozwolić pogodnie opuścić dom rodzinny. Takim rodzicom grozi również to, że od jedynego dziecka będą oczekiwać rozwoju ponad wiek i że będą je okradać z radości dzieciństwa.
Zwykle trudniej jest wychować jedynaka w przypadku, gdy jest to syn niż wtedy, gdy jest to córka. Dla większości dziewczynek jest rzeczą oczywistą, że nie będą szczęśliwe w samotności i że nie ma czegoś takiego, jak powołanie do bycia „szczęśliwym” singlem. Chłopcy są z natury mniej wrażliwi na wymiar międzyosobowy w życiu człowieka i łatwiej mogą uwierzyć w to, że sami sobie wystarczą do szczęścia. W konsekwencji syn jedynak łatwiej może ulec egocentryzmowi oraz iluzji, że jest w stanie być szczęśliwy w pojedynkę, na zasadzie egoistycznego indywidualisty. Bardziej też grozi synowi to, że będzie rozpieszczany przez naiwną matkę, zwłaszcza jeśli jej więź z mężem będzie niedojrzała czy powierzchowna.
Wychowywanie jedynego dziecka niesie ze sobą nie tylko zagrożenia, ale też specyficzne szanse i pozytywne możliwości. Rodzicom jedynaka łatwiej o respektowanie niepowtarzalności ich dziecka, gdyż nie grozi im to, że będą konfrontować jego uzdolnienia czy zachowania z uzdolnieniami czy zachowaniami rodzeństwa. Łatwiej też o silną więź, o poświęcanie dziecku więcej czasu, o wczesne zauważanie jego ewentualnych problemów, a także o wczesną interwencję w przypadku trudności szkolnych, osobistych czy rówieśniczych.
Wyjątkowo ważne w odniesieniu do jedynaka jest wychowanie religijne, bo ono nie tylko wprowadza w więź z Bogiem, ale też uczy wrażliwości na los drugiego człowieka. Warto, by rodzice jedynaka mieli kontakt z rodzinami wielodzietnymi, by zapraszali do siebie dzieci z takich rodzin oraz by ułatwiali swemu dziecku włączenie się w dziecięce i młodzieżowe grupy formacyjne w parafii oraz w różne formy wolontariatu. W ten sposób pomogą dziecku budować więzi w szerszym kontekście społecznym i uczyć się wrażliwości na los drugiego człowieka, a to jest przecież warunkiem sukcesów i radości w dorosłym życiu.
opr. aś/aś