Emocje odgrywają kluczową rolę w procesie tworzenia się osobowości
Emocje odgrywają kluczową rolę w procesie tworzenia się osobowości. Są jakby filtrem, który pozwala – bez udziału racjonalnego myślenia – budować nasze odczucia. Ich odzwierciedleniem będzie to, co pewnego dnia nazwiemy rzeczywistością.
Noworodek odczuwa emocje już w chwili narodzin i gdyby tak jak dorośli miał ich świadomość, prawdopodobnie pierwszy by się zdziwił, że doświadcza wrażeń, dla których nie jest źródłem i nad którymi nie panuje. Wrażenie głodu tworzy w nim napięcie i złagodzić je może jedynie życzliwość dorosłego, który dziecko nakarmi. Psychologowie piszą, że dzieci w pierwszym okresie życia (między 2 a 5 miesiącem) odczuwają z matką jedność. Okres ten opisuje psychiatra Margaret Malher, nazywając go „naturalną fazą symbiotyczną”. Takie uczucie „zlania” z matką daje dziecku złudzenie wszechmocy, bo wystarczy, że zakomunikuje otoczeniu swój dyskomfort, a jego podstawowe potrzeby zostają zaspokojone jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Później dziecko odkrywa nagle, że jest od matki oddzielone. Margaret Malher przedstawia ten proces indywiduacji jako narodziny psychologiczne, następujące po narodzinach biologicznych. W dziecku tworzy się odmienna świadomość siebie samego. Doświadcza ono pierwszych frustracji, bo od tej pory potrafi już przewidzieć, czy jego pragnienie zostanie zaspokojone, czy nie. Po raz pierwszy doświadcza złości, która często przeradza się w napady wściekłości. Rodzice są zbici z tropu, wydaje im się, że świat niemowlęcia za chwilę się zawali… Jeśli okazanie przez dziecko złości nie poskutkuje naprawą wyrządzonych krzywd (np. dziecko nie zostało wcześniej nakarmione, nie zadbano o nie odpowiednio), jego złość przerodzi się w głęboki smutek. I na odwrót, gdy dziecko czuje, że potrzeba została zaspokojona, momentalnie się uspokaja. Zazwyczaj w tym właśnie okresie maluch daje po raz pierwszy wyraz żywym emocjom. Krzyczy, kiedy mama lub tata zostawią go samego w łóżeczku albo na leżaczku, wybucha płaczem na widok twarzy nieznajomego, choć ten bardzo się stara, by wyglądać spokojnie i życzliwie.
Równie uspokajającą moc co „obiekty miłości”, jakimi są dla dziecka rodzice, mają tzw. obiekty przejściowe, opisane przez D.W. Winicotta*, a mianowicie przytulanki – najlepsze obiekty przejściowe, jakie kiedykolwiek istniały. Dzięki dwóm sprzymierzeńcom, jakimi są zapach i dotyk (dzieci stanowczo nie pozwalają ich prać!), przytulanki pomagają w budowaniu wymiaru „przejścia”. Dzięki nim dzieci lepiej radzą sobie z nieobecnością rodziców – oczywiście zawsze należy ją w odpowiednich słowach dziecku wytłumaczyć, inaczej może prowadzić do pustki uczuciowej lub psychicznej. Nienazwane potrafi stać się źródłem silnego lęku. Słowa mają ogromną zaletę – wypowiedziane, stają się ostoją dla głębokich znaczeń. Jeśli słowu towarzyszy dodatkowo spokojna intonacja, kojący gest, wówczas tworzy ono bezpieczną i błogą przestrzeń, w której dziecko odzyskuje siły.
*Donald Woods Winnicott, De la pédiatrie à la psychanalyse (Od pediatrii do psychoanlizy), Paryż 1969.
Jest to fragment książki: Robert Zuili, "Od śmiechu do łez. Jak zrozumieć emocje naszych dzieci", JEDNOŚĆ
Książka jest >>TUTAJ<<
opr. ac/ac