Rozwód jest dramatem, ale można wiele zrobić, aby dziecko nie musiało płacić za niego ceny
Dlaczego dwoje ludzi, którzy wchodzą do sądu w sprawie rozwodowej w stanie skłócenia, wychodzi z niego w stanie wojny? I dlaczego musi na tym cierpieć ich dziecko, które nie dość, że przeżywa dramat rozejścia się rodziców, to często od tego momentu staje się elementem ich gry przeciw sobie?
Mając na względzie zebrane przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości dane należy również wskazać, iż w wyniku rozstrzygnięć sądowych, 60 % dzieci pozbawionych jest kontaktów weekendowych z rodzicem nie sprawującym bezpośredniej opieki, 67% dzieci nie ma możliwości spędzenia z rodzicem ferii zimowych, 61% dzieci nie ma możliwości spędzenia z jednym z rodziców wakacji, zaś 73% dzieci nie ma możliwości spędzenia świąt z jednym z rodziców.
Wydaje się, że problem rozgrywa się na dwóch płaszczyznach — psychologicznej i prawnej. Problemy psychologiczne związane z rozwodem nie są do uniknięcia. Gdyby obydwoje partnerzy cechowali się dojrzałością osobowościową i emocjonalną, do rozwodu prawdopodobnie w ogóle by nie doszło. Nie jest więc niczym dziwnym, że zarówno rozwód, jak i jego następstwa ujawniają z całą mocą wszelkie psychologiczne słabości partnerów. Mogą to być zarówno objawy nerwic i innych zaburzeń psychicznych, jak i stosowanie całego szeregu mechanizmów obronnych, takich jak projekcja, zaprzeczenie czy konwersja. Najczęstsze strategie związane z pragnieniem zredukowania poczucia winy i frustracji to przerzucanie winy na drugą stronę, jej dewaluacja czyli podkreślanie jej negatywnych cech czy nieuzasadniona generalizacja — wyciąganie ogólnych negatywnych wniosków na podstawie jej pojedynczych zachowań. Jest jednak i druga płaszczyzna — prawna, która w obecnym stanie nie tylko nie wpływa na łagodzenie problemu od strony psychologicznej, lecz wręcz go zaostrza.
Obecna praktyka sądowa wplątuje kwestie alimentacyjne w ustalenie winy jednego lub dwóch małżonków, a jednocześnie nie uwzględnia całego szeregu elementów natury egzystencjalnej, opiekuńczej i wychowawczej. Co mogłoby się zmienić? Chodzi o wyliczenie wysokości alimentów i o uwzględnienie różnych czynników mających wpływ na sytuację dziecka, w tym udziału opieki obojga rodziców, wcześniejszych dochodów, ewentualnej rezygnacji z pracy przez jednego z małżonków — w celu wychowania dziecka. Nie wydaje się sensowne ustalanie sztywnych tabel, które byłyby obowiązujące przy orzekaniu, biorąc pod uwagę złożoność i różnorodność sytuacji rodzinno-opiekuńczych. Takie tabele, istniejące w niektórych krajach, mogłyby być wyłącznie pewnymi wytycznymi, pomagającymi sądom zorientować się w danej sytuacji, ale przy założeniu, że mogą zachodzić okoliczności nie uwzględnione w tabeli. Jak mówi Jarosław Szczepankiewicz, założyciel Fundacji Tata i ja: „alimenty to nie tylko pieniądze”. W pewnym sensie najłatwiej byłoby przyjąć, że obowiązek alimentacyjny ogranicza się do kwestii finansowych. Ale przecież wychowanie dziecka to nie tylko kwestie materialne, to także czas i uwaga poświęcane mu przez oboje rodziców. Skupienie się sądów rodzinno-opiekuńczych wyłącznie na wymiarze finansowym wprowadza tu fałszywą perspektywę. Nie tylko nie działa to pojednawczo czy wychowawczo na rozwodzących się małżonków, ale pobudza postawy roszczeniowe. Jest to jeden z powodów, dla których wskazane byłoby odmienne potraktowanie przy rozwodach spraw finansowych, kwestii orzekania o winie oraz kwestii opiekuńczych, tak aby możliwe było osiągnięcie przez rozchodzących się małżonków pewnego konsensusu i uniknięcie perspektywy „wojny podjazdowej”. Kwestie opiekuńcze i alimentacyjne powinny być traktowane łącznie, tak aby obydwoje rodziców miało świadomość, że wychowanie dziecka nie jest wyłączną domeną jednego z rodziców, a łożenie środków finansowych — drugiego.
W tym miejscu należy przypomnieć, iż obecne ustalanie wysokości alimentów swoimi korzeniami sięga czasów PRL. Notorycznie w wyrokach Sądy posługują się zwrotem „możliwości zarobkowe Pozwanego”. Takie sformułowanie nie wydaje się adekwatne w czasach wolnego rynku i swobody gospodarczej. W czasach PRL, kiedy każdy pracował i stawki za pracę były określone i jednakowe na całym obszarze Polski, sąd mógł używać takiego zwrotu. Obecnie „możliwości zarobkowe” nie są porównywalne: stawki nie tylko w różnych województwach, ale często w różnych gminach mogą być odmienne. Popyt na dany zawód w danym mikroregionie może diametralnie się różnić od innych regionów, często zależnie od regionu może być uwarunkowany dodatkowymi wymogami. Tak więc obecnie całkowicie zasadnym jest aby teoretyczne „możliwości zarobkowe Pozwanego”, były poparte wiedzą fachowca z zakresu „doradztwa zawodowego” powoływanego w sprawie jako biegły.
Ustalanie wysokości alimentów powinno rozpoczynać się od ustalenia kwoty wyjściowej dochodów rodziców. Oznacza ono przyjrzenie się wcześniejszym dochodom rodziców (przed ustaniem wspólnoty majątkowej, wspólnego gospodarstwa domowego) i wydatkom związanym z utrzymaniem i wychowaniem dziecka. Nietrudno sobie wyobrazić różnorodność występujących scenariuszy, dlatego sztywne tabele nie sprawdzą się. Inaczej wygląda sytuacja rodziny, w której oboje rodzice pracowali, uzyskując podobne dochody, inaczej zaś — gdy jedno z rodziców uzyskiwało wysokie dochody, drugie zaś poświęciło się wychowaniu dzieci. Inaczej wyglądać będzie sytuacja dziecka niepełnosprawnego, które wymaga stałej opieki, a jeszcze inaczej — dziecka nieprzeciętnie uzdolnionego, które korzysta z zajęć związanych ze swym talentem, ale wymaga także sporych nakładów finansowych. Przy ustalaniu wysokości alimentów wskazane byłoby wykorzystanie współczynników korygujących, związanych z proporcją czasu opieki sprawowanej nad dzieckiem przez każdego z rodziców. Szczegółowe propozycje znaleźć można w dokumentach przygotowanych przez Fundację „Tata i ja” oraz inne organizacje zajmujące się tą problematyką (Mapa drogowa, Model kosztów utrzymania oraz Projekt dotyczący alienacji rodzicielskiej).
Nietrudno wyobrazić sobie konkretną sytuację, w której ojciec, pracujący na stanowisku menedżerskim, zarabia powyżej 10 tys. zł miesięcznie, matka natomiast, która godzi obowiązki zawodowe z pracą domową, wnosi do domowego budżetu jedynie równowartość pensji minimalnej. W takim budżecie wydatki na dziecko mogły wynieść przykładowo 20%, czyli około 2,5 tys. zł. W momencie rozwodu — w proponowanym scenariuszu — udział wyliczony procentowo byłby identyczny, to znaczy zarówno ojciec, jak i matka płaciliby 20% ze swych dochodów na utrzymanie dziecka. Przy końcowym ustaleniu rzeczywistej kwoty alimentów istotne byłoby również uwzględnienie proporcji czasu opieki nad dzieckiem. W przypadku równo dzielonych obowiązków rodzicielskich (po 50%) obydwie strony miałyby taki sam obowiązek wychowania, jak i utrzymania dziecka, choć każda z nich łożyłaby na to utrzymanie różne kwoty pieniędzy, stosownie do swoich dochodów. W sytuacji, gdy jedna ze stron poświęca dziecku więcej czasu, procentowe proporcje alimentów ulegałyby stosownej korekcie (jest to tzw. algorytm odwrotności, stosowany w wielu krajach świata). Takie podejście po pierwsze działałoby wychowawczo na oboje rodziców, skłaniając ich do osiągnięcia pewnego konsensusu, po drugie przeciwdziałałoby problemowi alienacji rodzicielskiej.
Jak się wydaje, problem ten — choć bardzo istotny od strony psychologicznej, praktycznie niedostrzegany jest przez prawo. Sytuacje, w którym jedno z rodziców próbuje rozgrywać dziecko przeciw drugiemu rodzicowi, nie należą do rzadkości. Ma to swoje uzasadnienie psychologiczne — w ten sposób rodzic usiłuje zredukować własne poczucie winy czy porażki życiowej i przerzucić je na drugą stronę. Cierpi jednak na tym dziecko. A obecny sposób funkcjonowania sądów rodzinno-opiekuńczych nie tylko nie rozwiązuje tego problemu, ale wręcz go zaostrza.
Jak wskazuje Jarosław Szczepankiewicz, rodzice skonfliktowani, idąc do Sądu często wykorzystują dziecko przedmiotowo jako element walki. Mamy w takich sytuacjach konflikty, które możemy z całą pewnością przedstawić jako spory całkowicie sztuczne, stworzone na potrzeby walki z drugim partnerem. Nie są to więc konflikty wynikające z różnego i odmiennego poglądu na wychowywanie i opiekę nad dziećmi. Nie mogą więc być skutecznie rozwiązane przy pomocy obecnych uregulowań prawnych.
Możemy więc ogólnie zdefiniować dwa typy konfliktów:
W polskich sądach w sprawach opiekuńczych ten pierwszy typ konfliktu jest konfliktem pierwszoplanowym i zdecydowanie przeważającym.
Trudno przypisać rodzicowi wolę i chęć porozumienia, kiedy powodem jest eskalacja takiego konfliktu przed Sądem dla osiągnięcia celu, jakim jest maksymalne odseparowanie drugiego rodzica od małoletnich dzieci (art. 58 KRO, art. 107 KRO). Drogą do osiągnięcia tego celu jest prowokowanie, a wręcz kreowanie konfliktu pierwszego typu czyli oczernianie drugiego rodzica.
Z uwagi na treść art. 221 KPC druga strona ma wręcz obowiązek wdania się w spór, którego podłożem są oszczerstwa jednego z rodziców przeciw drugiemu, a więc drugi rodzic wprost jest prowokowany do uczestnictwa w postępowaniu, którego tematem głównym nie jest dobro dziecka w kontekście sposobów wykonywania władzy rodzicielskiej, sprawowania opieki czy kontaktów, a wzajemne oczernianie.
Mając na uwadze całe postępowanie dowodowe w świetle art. 221 KPC - art. 233 KPC następuje dalsza eskalacja konfliktu, a nie jego wygaszanie. Postępowanie, mimo iż jest postępowaniem nieprocesowym, nabiera pełnego charakteru postępowania procesowego. Pytanie, czy faktycznie wszystko to dokonuje się w trosce o dobro dziecka?
Fundacja Tata i ja istnieje od 2012 r., natomiast jej założyciel, Jarosław Szczepankiewicz osobiście zajmuje się tą dziedziną od 2002 r. Do 2006 działał prywatnie, później w ramach kolejnych organizacji, m.in. SOPO Zarząd Główny Warszawa, CPOiD (www.cpoid.org.pl), ojcowie.pl z Gdańska. Celem istnienia Fundacji jest wpłynięcie na zmianę szeroko pojętego prawa rodzinno-opiekuńczego. Nie chodzi tylko o zmiany w Kodeksie Rodzinno-Opiekuńczym, ale też we wszelkich ustawach pokrewnych (m.in. Ustawa o pieczy zastępczej, ustawy dotyczące opieki nad osobami niepełnosprawnymi), Kodeksie Postępowania Cywilnego i praktyce prawnej. Fundacja przedstawia także propozycje dotyczące karalności za przestępstwa wobec małoletnich, w szczególności pedofilii, przemocy wobec dziecka oraz dotyczące przestrzeni psychologicznej — alienacji rodzicielskiej.
Od 2012 roku Jarosław Szczepankiewicz w ramach swojej działalności stworzył także Biuletyn „W Stronę Dziecka”, gdzie publikuje niuanse prawne, a także analizuje obecny stan prawny w obszarach kontrowersyjnych w zakresie prawa opiekuńczego (www.cpoid.org.pl).
Oprócz starań o ogólne zmiany prawne Fundacja pomaga także w konkretnych przypadkach osobom, które mierzą się z problemami związanymi z tą dziedziną. Jedną z dróg wpływania na zmianę obowiązującego prawa jest udział w pracach stosownej komisji przy Prezesie Rady Ministrów (Departament Społeczeństwa Obywatelskiego KANCELARIA PREZESA RADY MINISTRÓW dr. Agnieszka Rymsza).
Jedną z propozycji Fundacji jest stworzenie konta rodzinnego, na które trafiałyby fundusze z alimentów, pomocy społecznej, programu 500+, urlopów macierzyńskich i analogiczne. Środki zgromadzone na takim koncie nie podlegałyby egzekucji komorniczej. Takie konto mogłoby być tworzone w wybranych bankach — wskazane, aby były to banki z większościowym udziałem kapitału polskiego. Chodzi między innymi o to, aby alimenty nie były wypłacane bezpośrednio do rąk, co niejednokrotnie stwarza problemy. Inna propozycja jest potraktowanie zrywania więzi rodzinnych małoletnich dzieci z rodzicami jako przestępstwa przeciw rodzinie. W zakresie tego przestępstwa mieściłyby się także takie działania jak: wyszydzanie wyznania w obszarze publicznym, wyszydzanie orientacji seksualnej w obszarze publicznym, publiczne deprecjonowanie małoletniego dziecka w kontekście wyznawanej tradycji rodziców.
Z petycją w sprawie zmian prawnych zapoznać się można i podpisać ją pod adresem: https://www.petycjeonline.com/zmiany_w_prawie_rodzinno-opiekuczymi
opr. mg/mg