Po drugiej stronie brzucha

Macierzyństwo zaczyna się w chwili poczęcia dziecka i dojrzewa razem z nim - relacja matki z dzieckiem jest czymś niepowtarzalnym

Macierzyństwo zaczyna się już w chwili poczęcia dziecka i dojrzewa wraz z nim. Wzruszenie płaczem nowo narodzonego, smutek niepłodności i radość adopcji — to różne aspekty macierzyństwa. Ale i matka jedynaka, i matka kilkorga dzieci z radością świętują 26 maja Dzień Matki.

 

Krakowski szpital Ludwika Rydygiera, jak na taką placówkę przystało, ma oddział ginekologiczno-położniczy. Czyli miejsce, w którym wielu rodziców kolekcjonuje najpiękniejsze wspomnienia i zbiera pierwsze matczyno-ojcowskie doświadczenia.

Piotruś, 4 dni

Śliczny chłopczyk, który opala się pod antyżółtaczkową lampą, urodził się 10 maja. Kiedy go poznałam, miał 4 dni. Dwa i pół roku temu także tutaj urodził się jego braciszek Adaś. — Z drugim dzieckiem było inaczej. Adaś urodził się tydzień przed terminem, Piotrusia przenosiłam 5 dni — opowiada mama chłopców, 28-letnia Gosia. — I kiepsko to znosiłam. Do terminu jeszcze jako tako, ale potem bardzo się denerwowałam, czy wszystko będzie w porządku. Po prostu, chciałam to mieć za sobą. Myślę, że lepiej, gdy poród zaskoczy, przynajmniej nie ma się tyle czasu na myślenie. Ostatecznie, wszystko się dobrze skończyło, choć z zaskoczeniem. Byłam w szpitalu i chodziłam po oddziale. Lekarz mnie zbadał i powiedział: „Dziecko, leć na porodówkę, bo masz 8 cm!”. Strasznie mnie to zestresowało. Rozpłakałam się, bo chciałam rodzić razem z mężem. Zdążył w ostatniej chwili. Wpadł na 3—4 ostatnie skurcze.

Gosia przekonuje, że nawiązywanie relacji z dzieckiem zaczyna się na długo przed porodem. Oglądanie falującego brzucha, rozmawianie z maluszkiem, skupianie się na jego ruchach, czekanie na kolejnego kopniaka to słodki przedsmak macierzyństwa.

Siostra Hani, 10 punktów

Sąsiadką Gosi jest Kasia. 30 lat, w domu 2,5-letnia Hania, a przy piersi druga córeczka. Zdrowa, 10 punktów w skali Apgar, ale jeszcze bezimienna. — Zarówno przy pierwszym, jak i przy drugim dziecku nie chcieliśmy znać płci, więc mieliśmy po kilka propozycji imion. Teraz prawdopodobnie będziemy wybierać między Helenką a Dobrawką. Helenka nam się podoba, ale Dobrawka to ulubiona koleżanka Hani ze żłobka i sama pani rozumie... — stwierdza Kasia. Konkurs na imię rozstrzygnie się w domu, ale niewykluczone, że lobbing Hani zrobi swoje.

Narodziny drugiej córeczki zapiszą się w pamięci Katarzyny jako jedno z najprzyjemniejszych (jeśli można tak powiedzieć) doświadczeń. — Jestem zachwycona tempem i przebiegiem porodu! Pierwszy raz też poszło szybko, bo poród trwał trzy godziny, ale był niezwykle bolesny — miałam kolkę nerkową. Dostałam ultimatum: albo rodzimy teraz, w tym momencie, albo stół. Nie zastanawiałam się ani chwili, choć byłam na to zupełnie nieprzygotowana. Rodziłam w sandałkach, sukience i pełnym makijażu. Okropnie bałam się więc drugiego porodu. Na szczęście sporo uwagi trzeba było poświęcić Hani, więc na te lęki nie miałam zbyt wiele czasu. Długo zwlekałam z przyjazdem do szpitala, tak że główka zaczęła się rodzić w aucie. Poszło ekspresowo. W szpitalu byliśmy o 13.40, a o 14.05 miałam już córeczkę w ramionach. Jestem z siebie dumna, bo udało mi się urodzić bez znieczulenia. Jeśli będzie to możliwe, chciałabym wyjść ze szpitala dziś, bo nagle tak bardzo zatęskniłam za Hanią...

Madzia, jeszcze w brzuszku

Choć normą jest teraz, że pierwsze dziecko rodzą panie po trzydziestce, na porodówkach można też spotkać młode dziewczyny. Zdaniem położnych wprawdzie późniejsze macierzyństwo jest dojrzalsze, spokojniejsze i bardziej pokorne, to niekwestionowanym atutem młodości jest siła fizyczna.

Angelika ma 18 lat. Jest w drugiej klasie liceum, ma indywidualny tok nauki. Za rok chciałaby zdawać maturę. Pod koniec marca wyszła za mąż. — Nasze maleństwo nie było planowane, ale od samego początku bardzo kochane — mówi i głaszcze 28-tygodniowy brzuszek. Trafiła do szpitala z powodu zesztywnienia stawów i kłopotów z nerką. — Są dni, kiedy chciałabym już mieć to za sobą, bo Madzia strasznie kopie. Lekarze mówią, że byle doczekać do 33. tygodnia. Gdybyśmy obie miały się bardzo męczyć, to wtedy można już wywołać poród.

I po chwili dodaje, że co prawda szkoła jeszcze nieskończona, ale gdyby miało Madzi w ogóle nie być, to lepiej, że pojawiła się teraz. I przekonuje, że chociaż są młodzi, to ze wszystkim sobie poradzą. Bo jest miłość między nimi i miłość do dziecka. — Dużo rozmawiamy z maluszkiem, choć o wiele bardziej reaguje na głos męża. Kiedy w nocy nie trzyma ręki na moim brzuchu, mała nie pozwala mi zasnąć.

Kreują słupki demograficzne

Położne mają świadomość swojego wpływu na sytuację demograficzną w Polsce. Jeśli kobieta dobrze zapamięta pierwszy poród, prawdopodobnie będzie chciała wrócić. Zapewniają, że dyżur na porodówce jest jak wojna — nigdy nie wiesz, na co trafisz. Ale zaraz dodają, że to najpiękniejszy zawód świata. — Asystowanie przy narodzinach jest dla nas zaszczytem — zapewnia Monika Scelina, szefowa położnych. — Przyglądanie się temu, jak działa natura, nieprzeszkadzanie jej, widok rodziców oglądających paluszki, rączki, nóżki dziecka, jest niesamowity.

— Niebagatelny wpływ na przebieg porodu ma też wprowadzenie najnowszych standardów opieki okołoporodowej — dodaje Beata Nowak, przełożona oddziału noworodkowego. — Jeszcze rok temu najważniejsze po porodzie wydawało się obejrzenie dziecka przez neonatologa, zważenie, zmierzenie, tak jakby nie mogło ono bez tego przeżyć. Na szczęście dla mamy i dziecka już tak nie jest. Zaraz po porodzie mają prawo nacieszyć się sobą i personel medyczny nie zaburza tego wspaniałego czasu swoimi procedurami, badanie odbywa się po ok. dwóch godzinach. Maluch leży na brzuchu mamy i pierwszy raz spogląda w oczy jej, a nie lekarzowi czy pielęgniarce. To niezwykły czas poznawania się i nawiązywania więzi.

„Prawdziwe macierzyństwo”

Dziewczyny zgodziły się opowiedzieć swoje historie, pod warunkiem że nie powstaną z nich słodko-cukierkowe laurki, które z tzw. prawdziwym macierzyństwem mają tyle wspólnego, co reklamy. Czyli nic. Bo pierwsze USG nie zawsze jest gorączkowym zachwytem nad biciem serca, ale stresem: jest czy nie ma? Rusza się czy nie? Poza tym w telewizji nie mówią o spuchniętych nogach, hemoroidach, ciuchach, które już dawno stały się za ciasne, rozstępach i zwyczajnym zmęczeniu. Dziecko w łonie wysysa z matki życiodajne soki, ciągnie tyle witamin, ile potrzebuje, i nie obchodzi go, czy matce wypadną z tego powodu wszystkie zęby. Te trudności i niewygody nie są ważniejsze od pierwszego spojrzenia w oczy i przytulenia do piersi, ale sprawiają, że ciąża i poród nagle stają się „nietelewizyjne”.

— Media rzekomo pomagają młodym mamom, a tak naprawdę robią dużo złego — zgadza się z mamami Beata Nowak. — Medialne macierzyństwo, w którym dzieci są grzeczne, śpią po dwie godziny i nie płaczą, to chwyt marketingowy. Plus społeczne oczekiwania wobec kobiet, które są bardzo wygórowane: „Musisz być idealną matką!”. I jeszcze chaos informacyjny, na który składają się „dobre rady” wszystkich dookoła. To wszystko sprawia, że początki macierzyństwa są trudne.

— Poród może być pięknym doświadczeniem — podsumowuje położna Beata Marzec, prowadząca szkołę rodzenia w jednej z krakowskich... parafii. — Ale warto się do niego profesjonalnie przygotować. Panie od 21. tygodnia ciąży mogą skorzystać z bezpłatnej konsultacji u położnej środowiskowej. Zachęcam, by zapytały swoje mamy i babcie, jak wyglądały ich porody. Do tatusiów apeluję, by na czas ciąży wyłączyli żonom internet, w którym czytają głupoty i niepotrzebnie się stresują. No i zachęcam do porodów rodzinnych: z mamą, koleżanką, ciocią, przede wszystkim z mężem. Więzi, która jest między kochającymi się ludźmi, nie zastąpi nawet najlepsza położna.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama