Spotkanie rodzin z Papieżem to jedno z najciekawszych wydarzeń Roku Wiary, szkoda że odbyło się niejako w cieniu medialnej dyskusji o małżeństwach niesakramentalnych
Watykan ma za sobą jedne z najpiękniejszych dni w Roku Wiary, Dni Rodziny. Nie po raz pierwszy mogliśmy się przekonać, że duszpasterstwo rodzin to jedna z najbardziej sprawdzonych metod na ożywienie Kościoła.
Wielotysięczny najazd, który przeżył w tych dniach Rzym, pozwolił też na dobre otrząsnąć się z pewnego zamieszania, w jakim ugrzęzło w ostatnich tygodniach kościelne myślenie o rodzinie i duszpasterstwie rodzin. Wsłuchując się w treść międzynarodowych medialnych debat, można było odnieść wrażenie, że najważniejszym, jeśli nie jedynym problemem Kościoła na tym polu jest dziś Komunia św. dla rozwiedzionych.
Problem jest oczywiście poważny i bolesny. Dyskusję na jego temat sprowokował poniekąd sam papież. Kiedy w drodze powrotnej z Rio do Rzymu w czasie konferencji prasowej w samolocie zapytano go o możliwość dopuszczania do Komunii rozwiedzionych, którzy zawarli drugie związki, papieską odpowiedzią było długie rozważanie o potrzebie miłosierdzia. Franciszek przyznał też, że prawosławni dają w takich wypadkach drugą szansę. Dodał, że jest to kwestia przede wszystkim duszpasterstwa rodzin i że będzie się w tej sprawie konsultował z kardynałami. Dla katolików, którzy żyją w takich pogmatwanych i poranionych sytuacjach, były to słowa pełne nadziei. Wydawało się bowiem, że papież rozważa możliwość zmiany dotychczasowej praktyki. Trzy tygodnie temu Franciszek zapowiedział zwołanie nadzwyczajnego zgromadzenia synodu o duszpasterstwie rodzin. Dwa dni później okazało się, że synody o rodzinie będą dwa. Za rok nadzwyczajny, na którym biskupi przedstawią swoje stanowisko, a za dwa lata zwyczajny, na którym zostaną podjęte decyzje. Czy jednak w duszpasterstwie rodzin istnieją aż tak bardzo kontrowersyjne kwestie, że wymagałyby dwóch zgromadzeń synodalnych, decyzji poprzedzonych dwuletnimi deliberacjami? Jest oczywiste, że w zwyczajnym duszpasterstwie takich kwestii nie ma. Kościół musi oczywiście zrobić rachunek sumienia ze swego zaangażowania po stronie rodziny, z zamykanych czy dechrystianizowanych szkół i uniwersytetów, które miały przecież pomagać rodzicom w katolickim wychowaniu dzieci. Ale jeśli do podjęcia decyzji potrzeba dwóch synodów, to jest jasne, że decyzje te będą dotyczyć spraw naprawdę kontrowersyjnych i trudnych, jak los rodzin niesakramentalnych. Potwierdził to zresztą abp Bruno Forte, włoski teolog, którego Franciszek mianował sekretarzem specjalnym synodu, a także rzecznik Watykanu ks. Federico Lombardi. Ten ostatni musiał zająć stanowisko po karygodnym skandalu, jaki wywołała archidiecezja fryburska, kierowana przez abp. Roberta Zollitscha, przewodniczącego Episkopatu Niemiec. W tym samym czasie, w którym papież ogłaszał synod biskupów, biuro duszpasterskie tej archidiecezji wydało wytyczne dopuszczające niesakramentalnych małżonków do sakramentów. Ks. Lombardi słusznie uznał ten gest za nieodpowiedzialny, bo wywołał zamieszanie w całym Kościele, a przy okazji przyznał, że sprawą rozwiedzionych biskupi zajmą się na synodzie. Sam abp Zollitsch tłumaczył się, że o niczym nie wiedział, jakby duszpasterstwo w jego diecezji leżało na peryferiach jego zainteresowań. Ostatecznie 18 października musiał zjawić się na dywaniku u papieża i w Kongregacji Nauki Wiary, ale w tym momencie niemal nikt już nie pamiętał o jego własnych przewinieniach, Niemcy i świat żyły bowiem aferą rozrzutnego biskupa Limburga. Tym też abp Zollitsch jako przewodniczący Episkopatu musiał się zająć w czasie audiencji u papieża.
22 października sytuacja zmieniła się diametralnie. Po serii zielonych świateł w sprawie Komunii św. dla niesakramentalnych małżeństw Watykan za aprobatą papieża dał czerwone światło, i to jak się wydaje, na zawsze. Abp Gerhard Müller, prefekt najważniejszego watykańskiego urzędu, czyli Kongregacji Nauki Wiary, za aprobatą Franciszka opublikował tekst, w którym bardzo obszernie pokazywał, dlaczego Kościół głosi nierozerwalność małżeństwa i dlaczego nigdy nie może zmienić tego nauczania, a co za tym idzie, pozwolić rozwiedzionym żyjącym w niesakramentalnym związku na przystępowanie do sakramentów. Sprawa niby oczywista, bo o nierozerwalności małżeństwa mówi wyraźnie sam Pan Jezus, ale tak jasne postawienie sprawy przez Watykan wywołało zrozumiałe zdziwienie, by nie powiedzieć szok w mediach, a w samych zainteresowanych, czyli rodzinach niesakramentalnych, kolejną dawkę bólu. Papież zapowiadał miłosierdzie, przygotowywał Kościół do przełomowych decyzji, ale już po kilku tygodniach jasno wskazał, że nie można się spodziewać rozluźnienia dyscypliny Kościoła, bo decydowanie o nierozerwalności małżeństw nie należy do kompetencji Kościoła. Tak zadecydował Pan Jezus i trzeba Mu zaufać. Przełomowe decyzje i miłosierdzie muszą się wyrazić w inny sposób. W rzeczywistej trosce o rozbite rodziny i ich integracji w życiu Kościoła.
Na skutek opisanego powyżej zamieszania kwestia Komunii dla rozwiedzionych niemal w stu procentach zdominowała myślenie o duszpasterstwie rodzin i o przyszłym synodzie. Natomiast rodziny zwyczajne i ich problemy znalazły się jakby na peryferiach. Bardzo stanowczo się temu przeciwstawili niektórzy uczestnicy sesji plenarnej Papieskiej Rady ds. Rodziny, która odbyła się w ubiegłym tygodniu w Watykanie. Swego rozgoryczenia nie ukrywał na przykład kard. Onaiyekan z Nigerii. „Wy na Zachodzie macie wielką umiejętność zawłaszczania — mówił w wywiadzie dla Radia Watykańskiego.
— W moim kraju i niemal na całym świecie rodziny mają inne, o wiele ważniejsze problemy niż Komunia dla rozwiedzionych”. Doskonałą ilustracją tych problemów, ale i zwyczajnych, codziennych radości były Dni Rodziny w Watykanie. Okazały się one jednym z najbardziej udanych wydarzeń, które zaplanowano w ramach Roku Wiary. Było pogodnie i rodzinnie. W sobotę na wieczornym czuwaniu z Franciszkiem był pełen przekrój Kościoła: dzieci, młodzi, rodzice i dziadkowie. Bardzo pogodny był też sam papież. Nie mogłoby być inaczej, skoro obok niego krzątała się gromadka dzieci. Czym żyją na co dzień rodziny, pokazały świadectwa ludzi najróżniejszych kategorii. Byli narzeczeni, którzy decydują się na założenie rodziny pomimo słabych perspektyw na przyszłość. O swych radościach opowiadali też dziadkowie, którzy wychowali własne dzieci, a teraz zajmują się wnukami. Nie zabrakło też heroicznych świadectw rodzin ewangelizujących w Turcji czy w Marsylii. Wstrząsające wrażenie robiły zwierzenia rodziny syryjskiej, pozbawionej domu i ojczyzny, świadka okrucieństwa wojny. O innych problemach opowiadała rodzina rybaka z Lampedusy, włoskiej wyspy, na którą przybywają uchodźcy.
— Pan Jezus zna wasze problemy i zna też wasze pragnienie pełnej rodzinnej radości — zapewniał wszystkie rodziny Franciszek. Jego odpowiedzią na to, co usłyszał sobotniego wieczoru na placu św. Piotra, była parafraza słów Jezusa: „Rodziny całego świata, przyjdźcie do Mnie, a Ja wam dam pokrzepienie, aby radość wasza była pełna”. Franciszek porównał małżonków do Abrahama, bo ślubując sobie na dobre i na złe, wyruszają co prawda w nieznane, ale mogą się oprzeć na silnym ramieniu Boga. W tym kontekście papież zachęcił do odkrywania mocy sakramentu małżeństwa, który nie jest dla rodziny dekoracją, ale źródłem łaski i siły w codziennym życiu. Nie zabrakło też konkretnych wskazań. Jak choćby tego, by pamiętać o trzech podstawowych zwrotach: „przepraszam, czy mogę...”, „dziękuję” i „przepraszam”. Z rodzinami Franciszek spotkał się ponownie w niedzielę. Wraz z nimi odprawił Mszę na placu św. Piotra. W homilii zachęcał je, by dbały o autentyczną i głęboką radość. A ta jest tylko tam, gdzie jest Bóg, bo to On umie z różnic tworzyć harmonię. Zalecał im również wspólną modlitwę, począwszy od „Ojcze nasz” przed posiłkiem, aż po wspólny Różaniec. — Daje on wiele siły — zapewniał papież. Nie omieszkał też wyznać, że liczy na rodziny w swych misyjnych planach. Za wzór dał im św. Pawła, który nie zamknął skarbu wiary w kasie pancernej, lecz głosił ją odważnie również w niesprzyjających warunkach. Rzymskie spotkanie rodzin w Roku Wiary okazało się bardzo ważne. Życie zwyczajnych rodzin, ich realne problemy znów znalazły się w centrum Kościoła, a nie na peryferiach, jak mogło się wydawać jeszcze kilka tygodni temu, kiedy całe duszpasterstwo rodzin sprowadzono do jednej tylko kwestii: Komunii św. dla rozwiedzionych.
opr. mg/mg