Fragmenty książki "Serce taty"
ISBN: 978-83-7505-047-9
wyd.: WAM 2008
Próba uniknięcia przeciwstawienia obu płci poprzez „anulowanie” różnic pomiędzy nimi nie wydaje się zbyt obiecująca. Zamiast tego, lepiej odkryć na nowo, w jaki sposób i dlaczego różne wrażliwości, wynikające z biologii, ale również z tła kulturowego i duchowego, są zasobem, z którego można sensownie korzystać, a nie przeszkodą utrudniającą relacje między ojcem a matką.
Zgranie wychowawcze nie jest stanem zlania się mentalności ojca i matki w jedną, niezróżnicowaną masę. Nie mogą oni ani nie powinni stać się identyczni; mają jedynie uzyskać zdolność do zaufania osądowi współmałżonka w odniesieniu do niektórych aspektów relacji wychowawczej z dziećmi. W ten sposób fakt, że jedno różni się od drugiego, może być przeżywany jako możliwość ulepszenia własnej zdolności do działania na korzyść dobra wychowawczego. Gdy każde z dwojga zostaje „zarażone” przez wrażliwość współmałżonka, może wzbogacić się o wyczucie „innych rodzajów” kochania i przyswoić je sobie w sposób niemal nieświadomy.
Dzięki tej wymianie można stopniowo zbudować kulturę wychowawczą małżeństwa, w której każde z rodziców, nawet wtedy, kiedy działa w pojedynkę, „ma w sobie” także drugą osobę. Przez zmienne koleje losu, jakich nie brakuje w wychowaniu dzieci, pogłębia się zgoda wychowawcza między mężem a żoną oraz wyłania się „my” — pewien sposób myślenia i odczuwania rzeczywiście wspólny dla obojga, realizujący jednocześnie dojrzałą relację małżeńską i równowagę osobistą w relacji z dziećmi.
Takie zjednoczenie emocjonalne i racjonalne pozwala stopniowo każdemu z małżonków na zrozumienie dzieci i stawienie czoła sytuacjom wychowawczym w sposób pod pewnymi względami analogiczny do tego, w jaki uczyniłaby to druga z osób. „Współgranie” między mężem a żoną jest znakiem pomyślnie dokonanej asymilacji repertuaru emocjonalnego i racjonalnego współmałżonka, aż do tego stopnia, że niektóre aspekty jego zdolności kochania zostają całkowicie przyswojone. Taki cel można osiągnąć jedynie wówczas, gdy oboje dysponują odpowiednimi instrumentami pozwalającymi uszanować i docenić odmienność współmałżonka.
Właśnie z tego powodu ojcowski wkład wymaga dziś ponownego odkrycia i docenienia w swoim niepowtarzalnym sposobie rozumienia relacji wychowawczej. Nie może on być przedmiotem ogólnego potępienia ani czymś postrzeganym wyłącznie przez pryzmat braków czy niezdolności do miłości „matczynej”.
Nasza refleksja opiera się na założeniu antropologicznym mówiącym, że istnieje różnica pomiędzy mężczyzną a kobietą na planie fizycznym, psychologicznym i duchowym, i że tej zasadniczej odmienności nie można sprowadzić do nadbudowy kulturowej, od której uwarunkowań skądinąd można i należy się uwolnić.
Negowanie różnicy między płciami nie prowadzi, jak można byłoby przypuszczać, do większego szacunku, lecz raczej do wzajemnej obcości, ponieważ w przewidywalnej perspektywie wynika z niego zanik zainteresowania związkiem i jego zasadnicza jałowość.
Dlatego też nie jest chyba korzystna ani potrzebna zmiana ojców w „mamusiów”, aby w ten sposób mogli się oni czuć bardziej kompetentni i adekwatni jako wychowawcy. Wzbogacenie się przez wpływ drugiej osoby nie oznacza, iż mamy wyrzec się własnej natury, właściwego płci męskiej „instynktu”, tylko dlatego, że dzisiejsza kultura podchodzi do niego z podejrzliwością bądź zatraciła powody do tego, by go cenić. Styl wychowawczy, który nie inspiruje się jednocześnie obydwoma kodeksami, matczynym i ojcowskim, jest skazany na wywołanie poważnych, negatywnych reperkusji w kształtowaniu emocjonalności dzieci, a sama skuteczność dialogu w parze małżeńskiej będzie tym w nieodwracalny sposób obciążona. Wydaje się więc, że nieodzownie trzeba ponownie docenić ojcowski wkład, mając na względzie to, w jaki sposób i z jakich powodów męski sposób wychowania jest potrzebny i korzystny z punktu widzenia dobra wychowawczego dzieci, i właściwie naświetlając jego odmienność od kobiecej wrażliwości wychowawczej. Również matki będą się czuły mniej osamotnione wiedząc, że mogą liczyć na pozytywny wkład współmałżonka w wychowanie dzieci.
opr. aw/aw