Jak wyjechać na wakacje nie zaciągając kredytu...
Pani Gabriela Podolska, rencistka z II grupą inwalidztwa, od dwudziestu lat nie wyjeżdża na wczasy. Z 620 złotych renty 280 przeznacza na opłacenie mieszkania w bloku, 20 — gazu i światła. Co najmniej 80 zł musi wydać na leki. 45 zł kosztuje telefon. Niecałe 200 zł zostaje jej na jedzenie, ale kiedy się zdarzy prywatna wizyta u lekarza (około 50 zł), to już poważnie musi liczyć.
Nie ma dzieci i wnuków, ale jej koleżanki emerytki posiadające dużą rodzinę często dodatkowo oszczędzają na wyjazdy bliskich. Z niedużych emerytur finansują kolonie wnuków, a same zostają w domu albo na kilka cieplejszych dni przenoszą się do altan w ogródkach działkowych. Pan Andrzej od 10 lat „spędza wakacje” w swoim podwarszawskim ogrodzie. Pieniądze przeznacza na kupno nowych odmian pomidorów, winogron i... róż.
— To nie zmarnowany wydatek, bo cała rodzina ma latem co jeść — mówi. — Nam, starym, nie trzeba odpoczynku na wczasach, stale wypoczywamy w domu...
Innego zdania jest Henryka Koza, świeżo upieczona emerytka. Od kilkunastu lat stara się co roku wyjeżdżać na miesiąc do sanatorium. Inhalacje, kąpiele i inne zabiegi bardzo jej pomagają.
— Na te wyjazdy przyjmuję od syna kilka złotych „kieszonkowego” — śmieje się. — Po powrocie babcia jest świeża, wypoczęta i lepiej zajmuje się wnukami.
Jednak coraz więcej jej znajomych rezygnuje z wypoczynku. Państwo Gałuszkowie, utrzymujący się z jednej emerytury, swoje „wakacyjne oszczędności” z ostatnich piętnastu lat przeznaczyli na budowę garażu przy domu. Nie mają samochodu, ale będą go wynajmować, żeby mieć stały dodatkowy dochód. Inaczej żyją zagraniczni przyjaciele pani Henryki. Dopiero na emeryturze stać ich na wyjazdy na Majorkę czy do Nowego Yorku.
W naszym kraju w ostatnich kilku latach powstało kilkaset nowych biur podróży. Ogłoszenia z reklamami wyjazdów do Hiszpanii, Meksyku i Norwegii można znaleźć w każdym piśmie. W tym samym czasie poszerzyła się grupa społeczeństwa, która z wczasów nie korzysta. Często odłożone pieniądze przeznaczają na remont mieszkania, kupno telewizora albo sprzętów potrzebnych do domu. Nie są to bezrobotni, rodziny patologiczne, których dzieci tylko dzięki instytucjom społecznym wyjeżdżają na wypoczynek, ale ludzie z niskimi dochodami, którym trudno na co dzień żyć.
W dużym biurze podróży miejsca na turnus w greckiej miejscowości Chalkidiki w drugiej połowie czerwca już wyprzedane. Cena 1195 zł z noclegiem w hotelu trzygwiazdkowym, możliwa dopłata za wyżywienie, basen, korzystanie z leżaków — około 300 zł. Trzecia osoba, śpiąca na dostawce, płaci pół ceny.
— Chętnych było dużo, bo w lipcu i sierpniu koszty wzrastają o 30, 40 proc. — wyjaśnia pracownica biura. — Niektórzy z tego względu mają już urlopy za sobą. Wybrali je w maju, przedłużając sobie długi weekend. Wtedy wyjazdy zagraniczne kosztowały jedną trzecią tego, ile płaci się w sezonie. Zdecydowanie mniej niż wypoczynek w kraju.
Atrakcyjne są też oferty last minute, pojawiające się często tydzień przed wyjazdem. Dotyczy to też zniżek na przeloty samolotem, możliwości zabrania trzeciej osoby za darmo itp.
— Ale trzeba codziennie studiować ogłoszenia w gazetach albo dzwonić do wybranych biur — opowiada Małgorzata Sokołowska, pracownik naukowy, która dorabia na dwóch etatach. Jej hobby to podróżowanie. W zeszłym roku z oferty last minute udało jej się wyjechać na wycieczkę objazdową do Skandynawii tańszą o 1000 zł od normalnie proponowanych. W tym roku wybiera się na wycieczkę objazdową po Szwajcarii. Boi się, co będzie, gdy założy rodzinę. Jej koledzy nauczyciele, rodzice kilkorga dzieci, z trudem planują wakacje. Zagraniczne kolonie dla starszego syna, połączone z malowaniem w plenerze i innymi atrakcjami (chodzi do gimnazjum plastycznego), kosztują 1300 zł plus kieszonkowe i opłaty za zwiedzanie muzeów. Wszyscy z klasy się wybierają, więc chłopiec też chce. Młodsi chcieliby jechać na obóz żeglarski (16 dni pod żaglami na jeziorach mazurskich 1000 zł) albo na kolonie językowe w Jastrzębiej Górze (18 dni 1050 zł). Mają na szczęście dziadków na wsi, dlatego rodzice posyłają tam na miesiąc najmłodszą latorośl, a w ostateczności też starsze dzieci, sami dołączając do nich. Zawsze starają się uciec z miasta, żeby „zmienić powietrze”.
Ci, którzy nie mają w odwodzie rodziny mieszkającej w malowniczej okolicy, coraz częściej, zamiast tradycyjnych wczasów, wybierają tańszy wypoczynek agroturystyczny. W informacji Polskiej Federacji Turystyki Wiejskiej „Gospodarstwa Gościnne” można znaleźć sporo danych na temat miejsc wyjazdu. Omawiane są warunki noclegu, opis gospodarstw, odległość od rzeki. Podczas wczasów na wsi można sobie zamawiać ulubione menu, które gospodyni gotuje także dla swoich domowników, pojeździć na koniu. Zdarza się, że w obsłudze gości pomagają dzieci wiejskie, które swoje wakacje często spędzają „w pracy” zarabiając na przyszłoroczny odpoczynek.
— Na szczęście wyjazdy dzieci organizowane przez Kościół są znacznie tańsze — mówi pani Anna, mama dwóch córek, które co roku wyjeżdżają na 16 dni z Dziećmi Maryi. — Zwykle, w zależności od tego czy noclegi są w szkole, czy w ośrodku wypoczynkowym, oazy kosztują od 400 do 700 zł. — To ważny dla dzieci czas, modlą się, przebywają we wspólnocie.
Tomasz od trzech lat uczestniczy w obozach ministranckich. Osiem dni spędzają najczęściej w jakiejś wiejskiej parafii, w pomieszczeniach przykościelnych, pomagają w przygotowaniu posiłków.
— Nie jest tu jak w Hotelu „Victoria”, ale czujemy się dorośli i odpowiedzialni, a rodzice nie narzekają, bo płacą niecałe 200 złotych — podsumowuje Tomek.
Kilkoro rodziców z jednej z katolickich szkół bierze urlopy w tym samym czasie i razem ze swoimi dziećmi i ich kolegami wybierają się na dwutygodniową włóczęgę po kraju. W zeszłym roku szlakiem sanktuariów maryjnych, w tym — odwiedzą miejsca, z którymi był związany Jan Paweł II. Śpią pod namiotami albo u życzliwych znajomych. Nie tracą na to dużo pieniędzy, dlatego planują podobny wypad do Włoch.
— Trzeba tylko trochę chęci i fantazji — przekonuje licealistka Ola.
Zarówno starsi, jak i młodsi latem biorą udział w pielgrzymkach pieszych i autokarowych. W wielu parafiach organizuje się festyny i zbiórki pieniędzy na wakacje dla dzieci z niezamożnych rodzin.
Zdarza się, że średnio zarabiający rodzice wypłacają z konta oszczędności, żeby zapewnić dziecku wyjazd, np. do Londynu na wakacje językowe za kilka tysięcy złotych. A wszystko pod presją, bo wybierają się na nie koledzy, których rodzice zarabiają powyżej średniej krajowej. Często w jednej klasie czy na jednej ulicy widać ogromne dysproporcje. Jedno dziecko po powrocie z wakacji pokazuje piaskową „różę Sahary” przywiezioną z Egiptu, a drugie — kamyczki wybierane z jeziora we wsi babci.
Na asfalcie wyrysowane kredą białe kwadraty, a w nich niezgrabne napisy: Mauritius — 1699 USD, Kanada —2329 USD, USA 2291 USD. Chłopcy wypisali te informacje z ogłoszeń w gazecie, a teraz bawią się w losowanie wyjazdów, pstrykając w nie kapslami. Jacek, szóstoklasista, trafia w Kanadę. Wakacje spędzi na boisku, między blokami.
opr. mg/mg