To wszystko wina matki? Nieprawda – wbrew twierdzeniom pseudoporadników psychologicznych

Jesteś singlem, chociaż nie taki był plan? Nie dorobiłeś się? Rozwiodłaś się? Życie ci się nie ułożyło? To wina twojej matki – krzyczą niezliczone nagłówki w mediach, i tych z mniejszymi, i większymi ambicjami. Z takim przekonaniem niektórzy ludzie wychodzą też z terapii, zostają po lekturze książek.

Jako córka i matka zadaję sobie pytanie, czy to nie za duże uproszczenie.

Wzrost wiedzy psychologicznej, ale i psychologizacja życia oraz pogłębiający się indywidualizm sprawiły, że w relacjach dzieci z matkami jest z jednej strony więcej zrozumienia, a z drugiej żalu. Niby rozumiemy, że matka może dać swoim dzieciom tylko tyle, ile sama ma, a z próżnego i Salomon nie naleje, ale z drugiej ta świadomość krzywd, jakich się doświadczyło (i jakie często z dużym opóźnieniem zostają nam uświadomione), sprawia, że poddajemy matki dość bezlitosnemu sądowi i często trudno jest zdobyć się na przebaczenie im. W życiu, w którym jesteśmy tak na sobie skoncentrowani i zakrzątani wokół swojego dobrostanu, łatwo skupić się na doznanym złu, ciężko zdobyć na obiektywizm.

Współczesna kultura, która, jak sądzę, celowo szarpie wszystkie więzi, włącznie z rodzinną, i dla której nie ma żadnych świętości, zostawia nas osamotnionych i bezbronnych. I niepewnych siebie. Ustawia przeciw sobie członków rodziny, dzieli na tych złych i tych pokrzywdzonych. Dehumanizuje i tak trudne relacje międzypokoleniowe. Ponieważ mózg lubi schematy, chętnie sięgamy po proponowane nam gotowce, bo szybko dostajemy odpowiedzi i rozwiązania, ale i usprawiedliwienia.

Skoro o niepewności była mowa, to wiele młodych matek boleśnie ją przeżywa. Kiedyś opierały się na lepszych lub gorszych radach starszego pokolenia, dziś sięgają po lepsze lub gorsze poradniki. Poradniki podlegają mądrzejszym lub mniej mądrym trendom. Przeszliśmy już „tresurę” niemowląt, których nie można było brać na ręce, gdy płakały, ani karmić poza wyznaczonym schematem godzinowym. Później przyszedł Donald Woods Winnicott ze swoją koncepcją „wystarczająco dobrej matki”, która pozwoliła nieco odetchnąć i na powrót zaufać instynktowi i zdrowemu rozsądkowi. Ale i tak u każdej matki pojawiają się i odstępstwa od zdrowego rozsądku, i błędy wychowawcze, wynikające z choćby z charakteru, temperamentu, czy emocji. Nieliczne są dzieci, które wychodzą z rodzinnych domów bez zranień. Niesiemy tę niedoskonałość w sobie i przekazujemy dalej. W mniejszym lub większym stopniu w dorosłości wejdziemy w buty naszych rodziców i też będziemy popełniać błędy.

Czy jest dobra metoda, żeby się nie wkręcać w tę spiralę żalów? Moim zdaniem tak. To budowanie w sobie postaw wdzięczności i odpowiedzialności. Po pierwsze wdzięczności za przygodę, jaką jest życie, które jest naszym udziałem z całym jego pięknem i możliwościami. Mamy je, bo nasze mamy pozwoliły nam przyjść na świat. Po drugie, odpowiedzialności za kształt tego życia, które od kiedy przestajemy być maluchami w coraz większej mierze spoczywa na naszych barkach. A próby przerzucenia jej na cudze z góry skazane są na porażkę, więc naprawdę nie warto. Poza naprawdę skrajnymi przypadkami przeciętne dziecko dostaje od swojej matki wystarczająco dużo miłości, by móc szczęśliwie zbudować własne życie.

 

***

Na koniec, żeby oddać hołd wszystkim wystarczająco dobrym matkom słowa dorosłych dzieci:

W mojej Mamie cenię wrażliwość, troskę oraz ciepły stosunek do drugiego człowieka. Mama jak to mama, zawsze dba o to, czy niczego mi nie brakuje, czy nie jestem głodny i niezależnie od tego, ile mam lat, dla niej zawsze będę tym małym chłopcem. To dzięki niej nauczyłem się otwartości serca na bliźniego i choć pewnie nie zawsze wychodzi mi to tak dobrze jak jej, to staram się inspirować i wzorować na najlepszej nauczycielce – Kamil

„…Nie ma jak u mamy, ciepły piec, cichy kont, nie ma jak u mamy. Kto nie wierzy, robi błąd…”  Mama… dopełnienie mojego ja. Daje mi bezpieczeństwo w życiu codziennym. Przyjaciel, który zawsze jest przy mnie bez względu na wygląd czy pozycję społeczną. Jest to miłość, która nie oczekuje wzajemności i poklasku. Ona jedynie prawdę mi powie, czy „ładnie wyglądam w sukience” :) – Dorota

Dziękuję mojej Mamie przede wszystkim za to, że razem z moim tatą przekazała mi życie i wiarę. To jest dla mnie najcenniejsze. Mam to szczęście, że wychowałem się w pełnej rodzinie, że mimo totalnie różnych charakterów rodzice się kochają i wspierają. Za to też dziękuję Mamie, bo wiem, że nie jest to takie oczywiste i że z pewnością stoi za tym wiele jej modlitw i zwycięskich zmagań z samą sobą. Jestem Jej wdzięczny za to, że nas kocha i że z tej miłości potrafi rezygnować z siebie – myślę, że to właśnie jest wyrazem jej wielkości. Z serca dziękuję Bogu za moją Mamę! – Michał

Za co jestem wdzięczna mojej Mamie? Zawsze czułam się przez Nią kochana i dało mi to wielką siłę. Kiedy miałam różne plany i pomysły, chciałam się rozwijać – dopingowała mnie. Kiedy przychodziły trudne sytuacje – pomagała zaufać, że przyjdzie lepszy czas. Dziś moja Mama jest już po 80-tce i jestem pełna podziwu dla niej, bo wciąż się rozwija i jej życie duchowe oraz towarzyskie wydaje się być w rozkwicie. Niesamowita jest – Marta.

 

e-Civitas Christiana

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama