Drugi krok miłości

Z zawieraniem małżeństwa nie ma żartów - to może być najważniejsza decyzja w życiu! Żeby ją dobrze podjąć, warto przygotować się do niej poprzez czas narzeczeństwa

"Tryby" nr 2/2012


Magdalena Guziak-Nowak i Marcin Nowak

Drugi krok miłości

— Z zawieraniem małżeństwa nie ma żartów. To najważniejsza decyzja, jaką podejmujemy w doczesności!

Drugi krok miłości

Można chwilowo zdecydować się na pracę zawodową, która nie przynosi nam wystarczającej satysfakcji, gdyż pracę mamy prawo zmienić. Jednak nikt rozsądny nie zdecyduje się na zawarcie małżeństwa, które już w punkcie wyjścia niepokoi, gdyż niektóre konsekwencje takiego błędu są nieodwołalne — tą mądrą myślą ks. dr. Marka Dziewieckiego, autora wielu książek o budowaniu dobrych relacji, zaczynamy naszą refleksję nad narzeczeństwem, które nazywamy „drugim krokiem miłości”. Drugim, bo pierwszy to chodzenie i towarzyszące mu szaleńcze zakochanie, a trzeci to podejście do stopnia ołtarza, gdy wszystkie wątpliwości i wszystkie „być może” zamieniają się na „na pewno”.

Zarówno chodzenie, narzeczeństwo jak i małżeństwo są ważne w dorastaniu do pełni miłości i lepiej żadnego z tych etapów nie zaniedbywać. Kiedy się zaręczyć i po czym poznać, że nadszedł już czas na zrobienie „drugiego kroku miłości”?

Bliżej 20!

— Decydowanie się na narzeczeństwo jest dojrzałe wtedy, gdy ona i on podejmują taką decyzję w całkowitej wolności i bez nacisków ze strony innych osób. Ważne jest to, by ta druga osoba była atrakcyjna dla nas fizycznie, a nie tylko psychospołecznie czy duchowo. Tym właśnie małżeństwo różni się od „zwykłej” przyjaźni. Formułując powyższą zasadę z perspektywy dziewczyny, można z uśmiechem powiedzieć, że dla niej najważniejsza jest duchowa i moralna dojrzałość kandydata na męża, pod warunkiem, że jest przystojny — mówi z uśmiechem ks. Dziewiecki.

Ale to nie wystarczy. Powinniśmy się upewnić, że podobnie rozumiemy miłość, wierność i uczciwość małżeńską, wierzymy w te same ideały, mamy wspólne aspiracje oraz — jakkolwiek patetycznie to brzmi — będziemy się wspierać na drodze do świętości. Z pewnością łatwiej jest, gdy pochodzimy z podobnych kulturowo środowisk i gdy mamy jednakowe spojrzenie na różne sprawy „tego świata” jak choćby politykę. Dramatem może być, gdy zbyt późno odkryjemy, że nasz ukochany popiera ugrupowania promujące aborcję czy rozwody, bo ile będzie warta złożona przez niego przysięga?

Paradoksalnie do kupna pierścionka może zachęcić świadomość wad drugiej strony. Gdy wyrastamy z przesadnego uwielbienia i zaczynamy wzajemnie dostrzegać swoje niedoskonałości, a mimo to pragniemy wspólnego życia, to jest to dobry znak. — Zakochanie wiąże się z idealizowaniem drugiej osoby. Zakochani nie mają swojego pełnego obrazu. Poza tym przesadnie dbają o to, jak są postrzegani. A miłość jest decyzją, aby być razem pomimo trudności i wad — przekonuje Katarzyna Marcinkowska, mężatka prowadząca warsztaty dla par, redaktor portalu za-kochanie.pl.

A jaki wiek jest najlepszy na zaręczyny? Bliżej 20 czy bliżej 40? — Zdecydowanie bliżej 20! — odpowiada z entuzjazmem duszpasterz. — W każdej sytuacji warto pamiętać o mądrej zasadzie, że jeśli ona i on nie mają już wątpliwości co do tego, że chcą zawrzeć małżeństwo, to już teraz powinni zdecydować się na zaręczyny i na wyznaczenie wstępnej daty ślubu, nawet wtedy, gdy z jakichś względów (np. ekonomicznych) muszą poczekać z zaślubinami jeszcze kilka lat.

Dzieci, pieniądze i teściowie 

Jeśli pierścionek jest już na palcu, warto się zastanowić, jak najlepiej spożytkować ten cudowny czas. Katarzyna Marcinkowska przestrzega przed ślubno-weselną gorączką. — Narzeczeństwo to przygotowanie nie tylko do ślubu i wesela, ale przede wszystkim do małżeństwa i warto mieć to ciągle przed oczyma — zaznacza. — Dobre poznanie siebie nie zagwarantuje nam, że przyszłość nie przyniesie wielu trudności i niespodzianek. Dlatego warto nauczyć się rozmawiać, rozwiązywać konflikty, przemyśleć wspólną wizję małżeństwa, naszych celów. Dobrą inwestycją może być rozbudowany kurs przedmałżeński (np. organizowane w Krakowie przez oo. jezuitów „Przygotowanie dla Ambitnych”).

W narzeczeństwie warto spędzać ze sobą więcej czasu. Razem chodzić na zakupy, by lepiej poznać swoje gusta, wybrać się na pierwszą wizytę do przyszłych teściów, poznać krewnych i przyjaciół ukochanego. Sensowną radę daje także o. Józef Augustyn SJ. W książce Sakrament małżeństwa. Mały poradnik dla narzeczonych i młodych małżonków sugeruje, by unikać tzw. sztucznych miejsc: „Zakochani i narzeczeni zbyt wiele czasu przebywają w miejscach nadzwyczajnych: w dyskotekach, kawiarniach, w kinach i innych miejscach rozrywki. Są to sztuczne miejsca, które dostarczają im wprawdzie wrażeń, ale nie uczą ich życia. Miejsca te pomagają im stworzyć nastrojowy klimat, ale jednocześnie maskują istniejące problemy, wzajemne różnice w podejściu do życia, konflikty.

W tych sztucznych miejscach brakuje codzienności z jej obowiązkami, szarością życia, potrzebą wysiłku i ofiary. W kawiarni, restauracji, czy w kinie narzeczeni bywają obsługiwani. W życiu codziennym zaś sami muszą sobie służyć. Jeżeli chcą się poznać dobrze, winni więc często przebywać w naturalnych sytuacjach: przy pracy, w codziennych zajęciach domowych, we własnych rodzinach.”

Narzeczeństwo to także odpowiedni moment, by porozmawiać o tym wszystkim, co ważne, a czego nie zdążyliśmy wcześniej przedyskutować. Na liście tematów obowiązkowych powinny się znaleźć dzieci i sposób ich wychowania, pieniądze oraz teściowie, czyli trzy najczęstsze powody kłótni małżeńskich. To czas, kiedy uczymy się dochodzenia do kompromisów i wprowadzamy w życie zasadę św. Pawła: Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce” (Ef 4, 26), czyli aby nigdy nie położyć się spać, zanim nie rozwiążemy trudnej dla nas sytuacji.

Narzeczeństwo ma nas zahartować do życia małżeńskiego, w ogniu wyzwań wypróbować nasze charaktery. Jedną z takich prób jest na pewno trwanie w czystości. Wyznaczona data ślubu nie daje narzeczonym prawa do ich ciał, nawet jeśli miałby się on odbyć już jutro.

Warto poczekać

— Nie słyszeliśmy o rozwodach par, które wytrwały w czystości przed ślubem i przyjęły postawę czystości w małżeństwie — przekonują Beata i Marcin Mądrzy. — Nie spotkaliśmy ludzi, którzy powiedzieliby, że rozpasanie seksualne przed ślubem przyniosło im szczęście w małżeństwie. Natomiast dzwoni do nas coraz więcej małżeństw, które przyznają, że czystość w relacjach narzeczeńskich teraz umacnia ich więź, wierność, wspólne pasje, które rozwinęli przed ślubem.

Mądrzy są rodzicami czworga dzieci. Swoimi doświadczeniami dzielą się podczas prelekcji dla młodzieży. Nie teoretyzują, nie straszą przykazaniami, ale pokazują korzyści, że ta droga jest warta walki. Młodzież i studenci proszą o konkretne rady, jak wytrwać. Wśród mądrych pomysłów Mądrych na twórcze i czyste randki są: oglądanie filmów, wspólne przebywanie w gronie znajomych, wysiłek fizyczny (np. chodzenie po górach, rower, rolki, bieganie), czytanie książek o przeżywaniu zakochania i etapach miłości oraz czasopisma „Miłujcie się!”, formacja duchowa (np. w duszpasterstwie akademickim). Sprawdza się także odwiedzanie dziadków, pomoc w zakupach i unikanie „okazji”, czyli częste wychodzenie do miejsc, gdzie są inni ludzie (teatr, muzeum, park, ogród botaniczny, koncert, kabaret, kawiarnia) oraz — nade wszystko — własny przykład.

— Co mi dało czekanie ze współżyciem? — pyta retorycznie Beata. — Czuję się piękna w oczach męża, szanowana, wciąż zdobywana, dziesiąty rok odkrywana i jestem szczęśliwa. Marcin jest inżynierem, więc wyjeżdża na budowę na pomiary w całej Polsce. A ja nie główkuję, z kim pojechał, nie dzwonię z pytaniem, co robi, nie sprawdzam, czy oby na pewno jest tam, gdzie mówił. Zaufanie zbudowaliśmy przed ślubem, a teraz żyjemy pełnią życia, bez trucia się oskarżeniami.

Cel: ocean miłości

Gdyby szukać jakiegoś poetyckiego środka wyrazu, porównalibyśmy miłość do rzeki. U źródła jest płytka, wąska, ale też rwąca i nieregularna, tak jak zakochani, którym towarzyszą wszystkie skrajne uczucia. Z biegiem czasu koryto rzeki staje się szersze, a nurt spokojniejszy. Rzeka nie jest tak nieprzewidywalna jak u źródła, ale za to coraz głębsza, dzięki czemu potrafi unieść ciężar powalonego drzewa. Przypomina nam narzeczonych, których miłość ma już solidne podstawy i nie zaszkodzi jej byle jaka burza. W końcu rzeka wpływa do morza lub oceanu. Taka jest miłość małżeńska — nie ma granic, a po sztormie zawsze szczęśliwie przychodzi spokój i radość.

Ze wszystkich etapów miłości najbardziej podoba nam się małżeństwo. W dużym stopniu dlatego, że wielką wagę przywiązywaliśmy do niezmarnowania narzeczeństwa. Teraz to procentuje w myśl zasady, że jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.

 

Z ks. dr. Piotrem Gąsiorem, popularyzatorem św. Joanny Beretty Molli w Polsce rozmawia Magdalena Guziak-Nowak

Czym są chrześcijańskie zaręczyny ze św. Joanną?

— To uroczysta deklaracja pragnienia zawarcia sakramentu małżeństwa złożona w kościele. W Krakowie zaręczyny takie odbywają się w par. św. Józefa Oblubieńca NMP na os. Kalinowym w Nowej Hucie. Po homilii kapłan podchodzi do narzeczonych, którzy na zadane pytania odpowiadają, iż chcą poważnie przygotować się do ślubu, pragną zachować czystość przedmałżeńską i proszą Boga o Jego błogosławieństwo na ten czas. Po tych słowach ksiądz udziela takiego błogosławieństwa i podaje do ucałowania relikwie św. Joanny. Narzeczony zakłada poświęcony pierścionek. Nie trzeba być w białej sukni i fraku (śmiech).

Po co zaręczać się przy ołtarzu?

— Potrzeba zaproszenia Chrystusa do swojego narzeczeństwa wynika przynajmniej z dwóch faktów. Po pierwsze, z miłości do Jezusa, którego chcemy zaangażować w naszą ludzką miłość i nie zapraszać Go dopiero na ślub, lecz wcześniej — na każda randkę. Po drugie, takie pragnienie wypływa z faktu miłości do narzeczonego, którego poleca się Jezusowi z troską, aby nic złego mu się nie stało.

Dlaczego narzeczonym towarzyszy akurat ta święta?

— Bo św. Joanna jest patronką pięknej miłości i przyjaciółką ludzi, którzy się kochają. Uważała, że miłość jest najwspanialszym darem, jakim mógł nas obdarzyć Pan Bóg. Przeżywała ten dar ze swoim narzeczonym Piotrem, z którym umówiła się nawet na „triduum przedmałżeńskie”. Nie mogąc się fizycznie spotkać przed swoim ślubem, przez trzy dni modlili się osobno w dwóch różnych kościołach dedykowanych Matce Najświętszej. Każde z nich przyjmowało w tym dniu Komunię św. w intencji ukochanego.

Zaręczyny ze św. Joanną odbywają się w pierwsze wtorki miesiąca. Chęć udziału w nabożeństwie wystarczy zgłosić telefonicznie lub bezpośrednio przed Mszą św. w zakrystii. Szczegółowe informacje na www.serenita.pl.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama