Ahava

Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia?

John Mark Comer

Ahava

Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Czy coś w tym rodzaju.

Było to 16 września 1998 roku. Poszedłem ze znajomymi na imprezę. Odbywała się ona na dworze w ciepły letni wieczór. U nas, na północnym zachodzie, pojawia się wtedy babie lato, a wrzesień jest moim ulubionym miesiącem. To był idealny dzień — ciepły, z powiewem delikatnej bryzy. Nad moją głową szeleściły drzewa, co oznaczało, że flirtują z wiatrem.

Ahava

W środku rozmowy zobaczyłem ją kątem oka. Widziałem jej długie, kręcone, czarne włosy i głębokie oczy w kształcie migdałów. Szła w   moim kierunku.

Na pewno znacie mężczyzn, którzy świetnie radzą sobie z dziewczynami.
Ja do nich nie należę.

Przy dziewczynach czuję się podenerwowany. Zachowuję się niezgrabnie i dziwnie, jak dobrze pójdzie. A   ta dziewczyna — cóż, może powiem tylko tyle, że mogłem zapomnieć o wszystkich moich zdolnościach motorycznych. Osłupiałem.

Jestem pewien, że się na nią gapiłem. Więcej, najprawdopodobniej świdrowałem ją wzrokiem. Upuściłem długopis, który obracałem w palcach. „Strzelaj. I tak jesteś stracony”. Zanim zdążyłem zareagować, podeszła i podniosła go z ziemi. „Proszę” — powiedziała do mnie, a ja byłem w stanie jedynie gapić się w najbardziej brązowe oczy, jakie w życiu widziałem.
Równie dobrze mogłaby powiedzieć: „Czy zostaniesz moim mężem?”.

Powaliło mnie. Coś niezwykłego było w jej uśmiechu. Był ciepły i rozbrajający. Emanował z niej wielki spokój. Wyluzowana. Łagodna. Zupełnie inaczej niż ja.

I była piękna. To znaczy, szalenie, niewyobrażalnie, piękna w stylu „nawet nie próbuj, bo zrobisz z siebie idiotę”.

Mgliście pamiętam wszystko to, co wydarzyło się potem. Jestem pewien, że jakoś przebrnąłem przez krótką rozmowę i na pewno zrobiłem z siebie durnia. Ale pamiętam, że nie spałem tej nocy.
I następnej.
I następnej.

Ahava

John Mark Comer

tłumacz: Anna Popławska
MIŁOLOGIA
BÓG. SEKS. MIŁOŚĆ. ROCK`N`ROLL

Zawładnęła moim umysłem. Jej oddziały wmaszerowały do mojej wyobraźni i szybko ją skolonizowały. Myślałem tylko o tym, żeby znów ją zobaczyć.

Kilka tygodni później powiedziałem do przyjaciela: „Sądzę, że to jest to”.
Zirytowało go to. Trudno się dziwić. „Co? Przecież prawie jej nie znasz!”

Miał rację. Trzeba mieć tupet, żeby powiedzieć coś takiego. Prawie jej nie znałem. To nie miało jednak znaczenia z jednego prostego powodu: byłem zakochany.

Nie miałem pojęcia, co mnie czeka. Nie miałem pojęcia, że nasz idealny związek doprowadzi do nie całkiem idealnego małżeństwa. Że moja wizja naszego związku rozpadnie się. A trudności czaiły się tuż za rogiem.

Ale wchodzę w to.

Na tym etapie opowieści trawiły mnie romantyczne uczucia — zauroczenie, napięcie, oczarowanie tajemnicą, podniecenie. Byłem zakochany. Bardziej niż kiedykolwiek. Tonąłem. Rozkoszowałem się każdą chwilą tego stanu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama