Rozmowa z abpem Józefem Michalikiem na temat roli mediów w duszpasterstwie, o ich "dziś" i "jutrze"
KS. inf. IRENEUSZ SKUBIŚ: — 85 lat temu, w 1926 r., ukazał się pierwszy numer „Niedzieli”, którą założył biskup częstochowski Teodor Kubina. W swojej pierwszej wypowiedzi nazwał on nowy katolicki tygodnik dodatkowym wikarym dla proboszcza i sufraganem dla biskupa diecezjalnego. Ksiądz Arcybiskup ma na swoim terenie edycję przemyską „Niedzieli”, często gości też na łamach ogólnopolskich. Na ile można dzisiaj potwierdzić trafność słów bp. Kubiny?
ABP JÓZEF MICHALIK: — Geniusz duszpasterski bp. Kubiny widać w jego koncepcji formacji człowieka, przekazu wiary przez słowo żywo głoszone, ale też przez słowo kontemplowane, przemyślane. Kontakt człowieka z Panem Bogiem może mieć różne wymiary. Trzeba człowieka poinformować i uformować. Jego intelektualna formacja jest najlepszą podstawą do pogłębienia wiary. Bp Teodor Kubina jest tu bardzo bliski intuicją św. Maksymilianowi Kolbemu. Są to czasy, kiedy budzą się zorganizowane środowiska antyklerykalne, kiedy Polska budzi się do nowej rzeczywistości po odzyskaniu niepodległości i potrzebuje człowieka przez wielkie „C”, uformowanego w pełni, w sposób integralny. Człowiek wiary musi być człowiekiem w integralnej formacji. Dlatego bardzo ważne jest to wskazanie pasterza, żeby w rodzinie ludzie sięgali po strawę intelektualną, po informacje. Czytelnictwo katolickiego pisma jest jakimś udziałem w tym oddechu intelektualnym całej Ojczyzny. Katolik jest człowiekiem żyjącym problematyką powszechną, nie tylko sprawami swojego podwórka, swojej parafii. Jego parafia staje się bardziej katolicka, jeśli współoddycha problemami diecezji, kraju, całego Kościoła katolickiego. Co to byłby za katolik, który nie przejmowałby się misjami, nie cierpiałby z prześladowanymi za wiarę? Pismo katolickie jest właśnie drogą do poznania tych faktów, nauczania papieskiego itd.
— Wspomnę smutne wydarzenia, jakie miały miejsce na Krakowskim Przedmieściu, gdzie został sprofanowany krzyż — znaleźli się tam młodzi ludzie, którzy wznosili okrzyki przeciwko Krzyżowi, przeciwko modlącym się ludziom. Gdyby ci ludzie czytali katolicką prasę, zapewne wiedzieliby, czym dla katolika jest Krzyż. Ta młodzież pozostaje jednak prawdopodobnie poza zasięgiem mediów katolickich.
Tam przekroczono zwykłe zasady kultury. Gdyby ta młodzież była karmiona zdrową, piękną, polską kulturą, nie zdobyłaby się na tego rodzaju słowa czy gesty. Ale często są to grupy ludzi specjalnie instruowane do walki z chrześcijaństwem. Oni otwierają nam oczy, że potrzebna jest formacja wiary, ale także stworzenie atmosfery nietolerancji wobec zła. Dzisiaj bowiem szerzy się atmosferę tolerancji wobec wszystkiego. Nie chodzi nam o to, żeby siłą przekreślać prawo do wypowiedzi swojego zdania, ale żeby nie pozwalać na znieważanie drugiego człowieka szukaniem popularności czy aplauzu wśród pewnych środowisk, zainteresowanych przekreślaniem wartości, którymi żyjemy od dawna i którymi karmi się człowiek XXI wieku, człowiek kulturalny.
Warto tu sięgnąć do historii walki z Kościołem. Znany jest przykład i publicystyka Antonio Gramsciego, filozofa marksistowskiego, który wrócił do Włoch po odwiedzeniu Związku Radzieckiego i stwierdził, że kultury zachodniej nie da się przekreślić konfrontacją, jaka miała miejsce w Rosji totalitarnej, ale trzeba rozkładać rodzinę, przechwycić instytucje, wychowanie i rozmiękczyć zwyczaje chrześcijańskie, zwyczaje kultury zachodniej. Wtedy i ateizm będzie łatwy do wprowadzenia.
Walka i konfrontacja na tle ideologicznym wciąż się toczy. Trwa konfrontacja dwóch cywilizacji: chrześcijańskiej i antychrześcijańskiej, kultury integralnej człowieka, uwzględniającej jego wymiar cielesny, duchowy oraz nadprzyrodzone powołanie, i kultury hedonistycznej, która redukuje człowieka do wymiaru tylko doznaniowego.
— Wartości, o których mówi Ksiądz Arcybiskup, mogą i powinny dojrzewać w różnych środowiskach. Ale najbardziej chyba na terenie rodziny katolickiej, która ma dodatkowo kontakt z Kościołem. Jak w tym kontekście widzi Ekscelencja obecność prasy katolickiej, np. „Niedzieli”, zakorzeniającej niejako człowieka w prawdziwej kulturze staropolskiej? Na ile pismo katolickie może pomagać rodzinie w rozpoznawaniu znaków czasu w jej życiu i czy uzbraja ono rodzinę w narzędzia do walki o wiarę, szczególnie w odniesieniu do młodego pokolenia?
Niewątpliwie aspiracją każdego pisma jest współpraca z czytelnikami, czyli dialog. Każdy bowiem, sięgając po jakiś tekst, czegoś oczekuje. Jeśli pismo przedstawia aktualną problematykę, nie boi się trudnych pytań i stara się dawać na nie odpowiedź lub przedstawia sposoby poszukiwania odpowiedzi — wtedy spełnia swoją rolę. Jesteśmy świadkami tego, że „Niedziela”, „Gość Niedzielny” i cała grupa pism katolickich podjęły tematykę obrony życia, bioetyki, zapłodnienia in vitro — problematykę zupełnie nową, bo jeszcze jako klerycy nie mieliśmy o tym pojęcia w seminarium, to urodziło się na naszych oczach i wymaga naszej odpowiedzi. A to jest problem życiowy także dla młodych ludzi, żeby mogli odnaleźć się zgodnie z naszą wiarą z koncepcją ewangelizacyjną Kościoła. Nie trzeba się bać stawiania wielkich wymagań człowiekowi, bo to go rozwinie. Niemniej jednak ideały te muszą być stawiane w odpowiedni sposób, czyli odpowiedzi na trudne problemy trzeba dawać w pokorze i kompetentnie, nie bać się przyznania czasami, że jeszcze nie wszystko jest do końca przebadane, jasne i że nie mamy na wszystkie choroby gotowych recept.
— Wydaje mi się, że istnieje w naszym duszpasterstwie problem niewystarczającego przygotowania kapłanów do uwzględniania mediów katolickich. Księża w seminariach są przygotowywani przede wszystkim do pracy w parafiach. Redaktorzy pism katolickich czują się niejako trochę na uboczu duszpasterstwa, podczas gdy ono powinno być integralne, z uwzględnieniem wszystkich form przekazu. Człowiek przychodzi do kościoła, na Mszę św., potem idzie do domu, do pracy i niesie ze sobą wiele problemów, które starają się mu pomóc rozwiązywać media świeckie, z różnym przesłaniem. Czy Ksiądz Arcybiskup nie zauważa tu jakiegoś niedociągnięcia?
Aspiracje redaktora naczelnego do tego, żeby problematyka medialna była priorytetowa w seminariach i w życiu każdego parafianina chrześcijanina, są pięknym świadectwem jego zapału. Podobnie jest z księżmi profesorami — każdy chciałby mieć więcej godzin, bo uważa, że od tego zależy dobre przygotowanie do przyszłej pracy duszpasterskiej kleryka, przyszłego księdza. Nie można tego pominąć, trzeba się dzisiaj bezwzględnie otwierać na media. To jest środek komunikacji, czyli kontaktu z drugim człowiekiem. Jednak największą rolę odgrywa niewątpliwie żywe słowo. „Chrześcijaństwo jest religią «Słowa» Bożego, «nie słowa spisanego» i milczącego, ale Słowa Wcielonego i żywego” (KKK 108). Bierzemy je od Chrystusa i to kontakt z Nim jest tym ideałem głębszego kontaktu przez łaskę z drugim człowiekiem. On jest pośrodku.
Oczywiście, nie można pominąć współczesnych środków przekazu, trzeba je wykorzystywać i przygotowywać księży do korzystania z mediów, uczyć zabierania głosu. Nie sądzę jednak, że drogą do rozwiązania tego problemu byłoby wprowadzenie większej liczby godzin czy zmuszenie wszystkich do czytania. Tego dzisiaj nie da się wprowadzić. Nie byłoby rozwiązaniem duszpasterskim np. wprowadzenie 2-3 stacji telewizyjnych z całodobowym programem katolickim. Takie stacje są potrzebne, ale, w moim przekonaniu, ideałem będzie, jeśli we wszystkich innych stacjach ich redaktorzy będą mieli pogłębioną wizję kultury chrześcijańskiej, hierarchii wartości ewangelicznych, która mówi o sprawiedliwości jako podstawie, jednocześnie o miłości nieprzyjaciół, nie tylko bliźniego, a więc także o przebaczeniu urazy, darowaniu win. To jest wielkie zadanie, żeby rozszerzał się język Ewangelii wśród twórców mediów świeckich. Jeśli nie będzie tego wzajemnego przenikania dziennikarzy i twórców programów świeckich i katolickich, to będziemy działać na dwóch różnych płaszczyznach i będziemy się łatwo oskarżać. Trzeba starać się mówić jednym wspólnym, zrozumiałym językiem.
— Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby katolickie społeczeństwo miało swoje odbicie we wszystkich redakcjach. Ale chodzi mi o to, żeby praca duszpasterska uwzględniała obecność mediów, np. o podawanie w ogłoszeniach parafialnych, że w danym numerze tygodnika zwracamy uwagę na taką czy inną tematykę...
Istnieje tu w ogóle problem nowych pól medialnych, np. internetu. To także wyzwanie dla redakcji katolickich — obecność w internecie. To również wyzwanie dla całego Kościoła. Nie da się tego wypełnić powołaniem kolejnego zespołu. Trzeba uwrażliwiać wszystkich, żebyśmy umieli ze sobą rozmawiać z miłością i cierpliwością. Piękna tradycyjna metoda żydowska to dialog. Historia kultury tego narodu zawarta jest również w żartach czy ciepłej ironii, którą rozbijano nieraz całą wielką argumentację. Dowcipne, nieobraźliwe podejście do pewnych paradoksalnych roszczeń rozwiązuje często sytuację. To są pewne pola i metody, którymi można się posługiwać, zagospodarowując przestrzenie pustki medialnej, która jest obok wartości chrześcijańskich.
— „Niedziela” od dawna jest obecna w internecie, czuwa nad tym specjalny zespół redakcyjny. Zdarza się, że jakiś tekst nie mieści się na łamach pisma, wtedy również odsyłamy czytelnika na nasze strony internetowe. Internet stwarza dziś nowy rodzaj kultury cyfrowej, która kreuje świat informacji. Internet sprzyja jednak również pewnemu rozproszeniu człowieka, podczas gdy Kościół jest wspólnotą i ludzie powinni czuć się Kościołem. Stąd zapewne wielość prób nawiązywania kontaktu z człowiekiem wierzącym poprzez to medium...
Dobrze, że tak się dzieje, gdyż jest to pierwsza informacja dla ludzi korzystających z internetu. Myślę tu o dyskusji, o blogach. Może trzeba by przygotowywać miniredakcje, które będą podejmować skromne działania, ale z wielkim potencjałem intelektualnym, metodycznym, będą potrafiły w krótkich, zwięzłych wypowiedziach ujmować istotę problemu.
— Ksiądz Arcybiskup jako przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski daje przykład serdecznego popierania i wspierania katolickich mediów. Z okazji 85-lecia istnienia i 30-lecia wznowienia „Niedzieli” dziękujemy Ekscelencji za życzliwość dla naszego tygodnika, widoczną szczególnie w parafiach archidiecezji przemyskiej. Czego — jako Pasterz — oczekiwałby Ekscelencja jeszcze od katolickich mediów?
Nieustannie — jako duszpasterze — korzystamy z katolickich mediów. To jest dla nas ważne źródło informacji, ciągła lekcja, z której czerpiemy. Uczymy się w ten sposób języka czasu, rozpoznajemy problematykę, o której należy mówić. Są w tej dziedzinie środowiska tradycyjne, zasłużone jak np. „Niedziela”, ale są też inne, które się tworzą; ich różnorodność zarówno pod względem treści, jak i formy, jest duża i spotyka się z zainteresowaniem wielu. Jeśli się rodzą nowe periodyki, które podejmują tematykę życia duchowego, i jeśli trwają np. tygodniki uświęcone już wieloletnią tradycją, świadczy to o tym, że jednak jakaś praca w tej dziedzinie owocuje. Trzeba ją jednak wciąż uzupełniać o naukę redagowania tekstów już na poziomie parafialnym, korzystając z pism wzorcowych. Trzeba przestrzegać przed tzw. sieczką dziennikarską, obecną bardzo często w kolorowych pismach, nastawionych komercyjnie. Nie można też lekceważyć pewnych wysiłków środowisk świeckich, które starają się temu przeciwdziałać. Niejednokrotnie są tam też potentaci intelektualni. No i należy podejmować wysiłek dialogu między ludźmi — twórcami tzw. kultury niezależnej. Często są to ludzie dobrej woli, szlachetni, ale nieubogaceni wymiarem wiary. Klasyczny przykład stanowi dla mnie prof. Leszek Kołakowski, człowiek znany jako marksista i antyklerykał, którego dojrzewanie w poszukiwaniach prawdy i korygowanie swoich dotychczasowych poglądów jest naprawdę wyrazem intelektualnego wysiłku tego wybitnego człowieka, który pod koniec życia miał odwagę powiedzieć w jednym z ostatnich wywiadów, że zdarzyło mu się, iż pisał rzeczy niemądre, a najbardziej boleje nad tym, że były to rzeczy niejednokrotnie krzywdzące. Wynika z tego, że gdyby mógł zawrócić z tej drogi, chętnie podjąłby się tego. Wyraźnie mówił, że z ducha czuje się katolikiem, chrześcijaninem. Nie miał jeszcze łaski wiary takiej, która by mu pozwoliła przystępować do spowiedzi i do Komunii św., ale tęsknił za tym. Czyli ten kontakt z ludźmi na płaszczyźnie życzliwości, otwartości i pokory jest bardzo potrzebny. Nie wolno tracić nadziei, że za każdym artykułem, za każdym egzemplarzem pisma katolickiego pójdzie łaska Boża i że będzie ono ziarnem, które padnie na dobrą glebę serca i wyda owoc. Nie stawiajmy granic Ewangelii.
— Episkopat Polski zaplanował w dniach 14-16 października 2011 r. w Przemyślu kolejne zebranie plenarne, połączone z dziękczynieniem za pontyfikat bł. Jana Pawła II w 33. rocznicę wyboru Papieża Polaka. To wydarzenie zbiegnie się z jubileuszem 25-lecia sakry biskupiej Księdza Arcybiskupa, której udzielił Ekscelencji 16 października 1986 r. Ojciec Święty Jan Paweł II. Już dziś gratulujemy tej rocznicy, jednocześnie będziemy wdzięczni za słowa refleksji na temat roli Jana Pawła II w życiu Księdza Arcybiskupa.
Kard. Karol Wojtyła był dla mnie wielkim darem. Spotkałem go jako obrońcę życia i autora książki o miłości odpowiedzialnej („Miłość i odpowiedzialność” — przyp. I.S.), z której lekturą zmagałem się jako kleryk, a która była inspiracją do nowego spojrzenia na bogactwo człowieczeństwa, bytu cielesno-duchowego. Że jedno drugiemu nie przeczy, że harmonia ducha i ciała jest bardzo ważna i może być piękna. Później jako student spotykałem kard. Wojtyłę w Rzymie, gdzie zatrzymywał się w Papieskim Kolegium Polskim. Stamtąd też pojechał na konklawe. Nie zmienił się po wyborze na papieża — był człowiekiem przez duże „C” i zawsze był bardzo bliski wszystkim ludziom, otwarty. Darzył mnie niezasłużoną życzliwością — chciał mnie wyświęcić w Bazylice św. Piotra. Przerastało to moje najśmielsze marzenia, ale byłem wdzięczny, że wyposażył mnie na drogę mojego posługiwania słowem swojego kazania, które stało się moim programem życiowym. Nigdy nie miałem wątpliwości, spotykając Ojca Świętego przy różnych okazjach, korzystając z jego gościnności, życzliwości, że idę do niego po lekcję, idę czegoś się nauczyć, coś ważnego zaczerpnąć. Niejednokrotnie sam mówił: pytaj, albo dzielił się refleksją, która pozwala na wyciągnięcie wniosków. To była wielka szkoła, z której wszyscy mieliśmy okazję skorzystać. I korzystaliśmy, jedni więcej, drudzy mniej.
Beatyfikacja w nowy sposób ukazała Ojca Świętego Jana Pawła II Kościołowi w Polsce i na całym świecie. Także dla mnie jest to nowy papież stałego pośrednictwa już bezpośrednio przed Panem Bogiem, dodatkowy pomost do Pana Boga; kiedyś Jan Paweł II mógł być towarzyszem, przewodnikiem, a teraz stał się punktem odniesienia.
Dlatego Kościół w Polsce bardzo za niego Panu Bogu dziękuje i chcielibyśmy, żeby i Przemyśl miał okazję do takiego podziękowania, razem z wszystkimi biskupami, księżmi, wiernymi. To będzie ostatnia taka ogólnokościelna uroczystość z udziałem całego Episkopatu, a także moje dziękczynienie za łaskę kapłaństwa, za wsparcie na drodze służby w naszym Kościele i w narodzie oraz za świętych patronów, do których już od maja tego roku należy Jan Paweł II.
opr. mg/mg